Wątek: Tacy jak ty 3
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-05-2008, 23:19   #661
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Od początku walki jasnym było, że śmierć Ritha jest tylko i wyłącznie kwestią czasu. Co prawda zarówno Tev jak i Ravist dali się zaskoczyć na początku bitwy, gdyż nie zamierzali dać się trafić, jednakże po tym szło już tylko lepiej.
Niestety jednak do tej pory nie udało się trafić Demona, zaś Bieli ciągle przybywało całymi strumieniami.
Umysł Rakszasy wyglądał już niczym Niebo, gdzie bez ustanku jaśnieje światło. Półelf i Tygrys musieli mrużyć oczy, gdyż coraz bardziej ich oślepiało. Oczywiście nie miało to swojego przełożenia na ciało.

Astaroth nagle kazał im odsunąć się, ale Tevowi i Ravistowi ani było w głowie wykonać polecenie. Z natury nie lubili wykonywać poleceń i nigdy tego nie robili, zaś ta sytuacja nie była wyjątkiem.
Był tez inny powód, dla którego nie zamierzali kiwnąć palcem w kierunku posłuchania Demona i nie jest to bynajmniej przynależność rasowa Astarotha, lecz to, że zarówno Tev jak też Rav obiecując nie robili z pyska cholewy.
Przykładem mógł być Thomas, któremu Tygrys obiecał śmierć. Traf chciał, że nie on był jej inicjatorem, jednakże była.
Tak było również w tym przypadku. Nie zamierzał się wycofać, gdyż obiecał Astarothowi, że będzie z nim aż do końca. Tak też zamierzał zrobić.

Nagle zjawił się ktoś, kogo Ravist zidentyfikował jako Valgaava. Ten, zaś z kolei wdał się w wymianę zdań z Rithem, po czym wywołał fioletową falę, która przebiegła po całym wnętrzu, ujawniając tysiące Demonów Ritha.
Ravist omal nie dał się nabrać Rithowi. Szybko przejął kontrolę nad ciałem i zaśmiał się.
-Głupiec! Chodźcie zatem!-krzyknął, widząc Demony. Miał w sobie na tyle dużo Bieli, by mógł pozwolić sobie na jedną, wielką novę. Niestety Astaroth również zostałby dotknięty jej siłą, więc chciał ją zminimalizować jak najbardziej się dało. Dlatego też Demony musiały się zbliżyć, przyjmując na siebie całe uderzenie.
Demony rzuciły się naprzód, a Ravist uśmiechnął się jedynie, przygotowując się na uwolnienie całych nagromadzonych pokładów Bieli.
Jednakże nie dane mu było tego dokonać, gdyż do akcji przystąpiły Smoki krążące nad ich głowami, spalając sługi Ritha.
Wtedy właśnie do głowy Półelfa przyszła iście... Demoniczna... Tak, Demoniczna myśl, ale jeszcze nie teraz. Jeszcze nie.

Tymczasem w rozbłyski pojawiła się Almanakh. Jednak istniała, ale to, że istniała, znaczyło, że jest jedynie potężniejszą przedstawicielką swojej rasy, a nie boginią, ponieważ bogowie byli jedynie imaginacjami.
Tylko, że coś tu nie pasowało... Jej oczy, choć nie tylko one, ale głównie.
-We`ve come... to fulfill Mistresse`s will…-szepnęła Almanakh, zaś Rakszasa wyłowił to jedynie dzięki swoim niezwykle czułym uszom.
Gdy zaś to usłyszał, uśmiechnął się tajemniczo. Wiedział co znaczą nie tylko słowa, ale wiedział również co znaczy to, że wypowiada je sama "bogini".
Zamysły potwierdziły się w chwilę później.
-WHAT?! Demons language…?! You... you are possessed!!!-rzekł Rith. Tak, właśnie tego się domyślał.
-Oh my, you`re right!-uśmiechnęła się Almanakh, co było już tylko formalnym potwierdzeniem.
Mało tego, Tev wiedział kto ją opętał. Pamiętał rozmowę w lodowej grocie z Verionem. Tak. On wtedy nazwał Almanakh Słonkiem, co pokazywało, że byli sobie bliscy, zaś ktoś taki jak Almanakh nie dałby się bez powodu opętać i nie byle komu. Odpowiedź była jedna. To właśnie Verion był sprawcą. Całkiem ładne wykonanie.
Za chwilę Astaroth ostatecznie zakończył rozdział w życiu Ritha, który stał się jedynie cieniem.
Dla Rakszasy całe to wydarzenie zeszło na dalszy plan, gdyż zdał sobie sprawę z tego, że są sprawy znacznie ważniejsze, zaś Rith jest tylko malutką, drobniutką sprawą. Nic nie znaczącym pyłkiem.
Nagle Demony zniknęły, po nich Valgaav i Almanakh, zaś Smoki rozleciały się w różne strony.
Tymczasem Tygrys lewitował tuż nad ziemią w zamyśleniu, z którego wyrwał go Barbak.
-Cały jesteś?-zapytał.
-Tak. Nie mogło być inaczej-odparł powoli, odkładając młot Waldorffa, po czym schował sztylety oraz Asetha, zaś Ilontha zdematerializował tak jak cztery łapy, zaś nad ciałem przejął kontrolę Tev, który wyszczerzył się sadystycznie.

Ravist po oddaniu kontroli Tevowi, podszedł do biblioteczki, po czym zmaterializował kostur w ręku. Cała jego czarna postać wyraźnie odcinała się we wszechogarniającej Bieli.
~Halsar pesarla krussc!-mruknął, zaś w podłodze otworzyła się spora szczelina.
~Ratntar val wer!-w szczelinie pojawił się czarny wir, który zaczął wsysać Biel. To była kolejna z tajemnic ciała. Chwilę później w umyśle pozostała ciemność, jaka dominowała przez rozpoczęciem kumulowania Bieli, zaś ze szczeliny zaczęło wydobywać się światło. Ravist uśmiechnął się przewrotnie.
~Waq ladem sil! Ghernit la crinn!-powiedział, a wir czerni zniknął. Jednocześnie szczelina zamknęła się. Niech Biel siedzi tam. Skorzysta z niej innym razem. Następnie podszedł bliżej do biblioteczki.
~Ornito del dera!-wyszeptał, zaś z tyłu zajaśniała czerń, odsuwając półki. Półelf zszedł po schodach, gdzie zobaczył palenisko z czarnym ogniem. Ponownie uśmiechnął się do siebie.
~Mobilor alq fellehr!-zakończył stawiając głośno kostur, zaś kryształ kierując w stronę paleniska. Poprzednim razem czarny kryształ zajaśniał czarnym światłem, zaś tym razem to czarny ogień całym strumieniem uderzył w kryształ, wchodząc w niego. Wkrótce czarny ogień całkowicie został pochłonięty. Półelf wspiął się po schodach i zaklęciem zamknął biblioteczkę.
Przystanął jeszcze, zastanawiając się.
~Nie zaszkodzi. Wersen fir belser!-mruknął, zaczynając kreślić końcem kostura, symbole na zamknięciu szczeliny z Bielą. Z zakończenia zaczął wypływać czarny ogień, żłobiąc owe symbole w podłodze. Było to zaklęcie uniemożliwiające przypadkowe wydostanie się Bieli.
Po tych działaniach kostur zdematerializował się, zaś Półelf usiadł za biurkiem, otwierając księgę, w którą się zagłębił.

Tymczasem Tev stał się materialny i zgodnie z ich domysłami, ciało powróciło do swej sprawności sprzed uderzenia młotem. Przybranie materialnej postaci było równoznaczne z końcem lewitacji, więc Tygrys opadł miękko na ziemię, po czym szybko spojrzał za drzwi, za którymi pozostała tylko przepaść.
Astaroth teleportował się gdzieś, zostawiając ich.
-Wiem że to wam ciężko zrozumieć. Nie wymagam tego. Cieszę się że raz jeszcze mogę na was spojrzeń i zamienić kilka słów-usłyszał głos i odwrócił się. Zobaczył tam Krasnoluda i mało brakowało, a rzuciłby się na niego, by go uściskać.
-Cieszę się że Was widzę ponownie. Żałuje że nie wszystkich ale tak widocznie musiało być. Zresztą mnie też już nie ma. Nie nazywajcie mnie już Waldorff Stalowymłot. To jest ujma dla mojego klanu nie zasługuję na to miano. Od teraz jestem Funghrimm!-powiedział.
-Żegnaj zatem Waldorffie, witaj Funghrimm’ie!-odrzekł uroczyście Ork, a Tygrys powoli podszedł do Waldorffa, zniżając się do jego wzrostu.
-Powiem ci jedno. Gówno prawda. Gówno mnie obchodzi twój zawszały klan! Tyle samo obchodzi mnie czy to będzie dla niego ujma czy nie! Jesteś Waldorff Steelhammer i tyle! Spróbuj zmienić w sobie coś razem z imieniem, którego nie pozwalam ci zmienić, a stracisz cały szacunek jaki sobie u mnie uzbierałeś! Tylko spróbuj!-z każdym słowem mówił coraz głośniej. Zaczął szeptem, zaś ostatnie słowo wywrzeszczał.
-Wiedz jedno. Rakszasa może zaufać tylko raz i tylko raz można zasłużyć na jego szacunek. Jeżeli coś stracisz, to bezpowrotnie, więc nawet nie próbuj-wywarczał, wstając i odchodząc.
Doszedł na krawędź wyspy lewitującej w powietrzu, zaś za chwilę dołączyli do niego Waldorff i Barbak.
Ani się spostrzegli, a wyspa rozpadła się, zaś oni wpadli do wody.

Rakszasa otworzył oczy i zobaczył, ze leży na brzegu wodospadu.
-Widzicie?-zapytał wesoło Elf.
-Iją!-krzyknęła Chimera-ryba, zaś Elf ukłonił się, jednakże Tygrys jedynie łypnął i skinął głową.
Po niedługim czasie ruszyli ponownie przez las, step, sawannę, prawie pionowe skały i pustynię. Coś jednakże zaczęło dokuczać Tevowi.
Doszli do Świątyni po około sześciu godzinach. Stało tam drzewo, a ku zdziwieniu Tygrysa zaczęło pisać, że jest Kejsi i chce wody. On sam nie pogardziłby nią.
Usiadł pod drzewem, zamykając oczy.

~Co teraz? Jestem głodny i chce mi się pić-mruknął Tev, a Ravist oderwał się od lektury i machnął ręką, tworząc ścianę ze stali.
~Zrobiłem co mogłem. Teraz nie będzie ci się chciało ani jeść, ani pić, ale to tylko oszukanie mózgu. Nic więcej. Na czymś takim pociągniesz najmniej tydzień bez głodu i omdleń, ale po tym czasie zdechniemy z głodu. To tylko oszustwo pozwalające funkcjonować. Tymczasem stań się niematerialny. Jeżeli nie ma ciała to nie ma też głodu. Na tym możemy pociągnąć bardzo długo. Wieczność?-uśmiechnął się.
~Ale materialności będziesz potrzebował, więc masz już na to zabezpieczenie. Zjedz coś i napij się jak najszybciej-zakończył Ravist.

Nagle Tev stał się niematerialny i jakiś bardziej żywy. Cóż, nie dokuczał mu głód. Przynajmniej na razie. Rozejrzał się za czymś do zjedzenia. Zobaczył jednak Barbaka, który właśnie zasnął.
-Waldorffie-specjalnie położył ogromny nacisk na jego imię.
-Przydałoby się pomóc temu drzewku, a jednocześnie znaleźć coś do jedzenia i picia-rzekł, udając się na poszukiwania studni w ruinach Świątyni Abazigala oraz jakiegokolwiek jedzenia i picia. Jeżeli ich nie będzie to zawsze pozostawał jakiś Elf czy coś takiego.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline