- Salope, salope, salope!
Przed momentem Fanfan uświadomił sobie właśnie, iż wyznaczona mu przez pana Balzacka półgodzina prawdopodobnie minęła już jakiś czas temu. Znaczny czas temu. I teraz, jakby chcąc nadgonić zmarnowany czas, pędził po rozłożonych nad sceną, chybotliwych rusztowaniach - tędy było szybciej niż ciasnymi zaułkami na dole. Lecz nagle...
Jakiś niejasny kształt mignął mu w kącie oka.
Fanfan raptownie stanął w miejscu. Podejrzliwie obejrzał się na wąską drabinę prowadzącą na jeden z wyższych podestów. Przywidziało mu się? Nie, niemożliwe! Chociaż może... Fanfan stał tam przez chwilę, wypatrując czegokolwiek niezwykłego. Nie dostrzegł jednak nic bardziej zajmującego niż drobinki kurzu wirujące w powietrzu. Chłopak potrząsnął głową i chciał już iść dalej, jednak...
Znowu! Coś przemknęło pomiędzy światłami, tym razem tuż-tuż, wprost namacalnie blisko. Na pewno mu się nie przewidziało!
Rudzielec zawahał się. W zasadzie, powinien już dawno zameldować się na zapleczu u Balzacka... Fanfan wahał się jednak tylko przez krótką chwilę. Wrodzona buta i ciekawość przeważyły niemal natychmiast. Chłopak rzucił się do tyłu, z małpią zwinnością wspiął się drabiną na sąsiedni podest i ruszył w pościg - nie zastanawiając się nawet zbytnio, kogo lub co ściga.
__________________ Ich bin ein Teil von jener Kraft
Die stets das Böse will
Und stets das Gute schafft... |