"Kwintesencja briońskiej arystokracji... Dwa szakale... Niech ich..."
Eryk nie potrafił zrozumieć, skąd w obu pseudo-sekundantach tyle nienawiści do Augusta. Już prędzej był w stanie zrozumieć Estalijczyka, szalejącego z powodu zawiedzionej miłości...
Chociaż, w zasadzie, też nie potrafił zrozumieć...
Nienawiść nienawiścią, a honor - honorem...
Czemu nie wyjść na ulicę i szlachtować bezbronne dzieci? Niewielka różnica...
Głos Francois wyrwał go z rozmyślań.
- ...mnie przerażało, że jak August zginie, ślub mi się odwlecze w nieskończoność. Niezbyt szlachetnie, co? Aż się boję dać wyraz uldze - dotarło do niego.
- Szczery, aż do bólu - uśmiechnął się, mimowolnie, Eryk. - Jak zawsze. Ale nie dziwię ci się...
Poklepał Francois po ramieniu. Mimo pewnej różnicy wieku ich przyjaźń była wyjątkowo trwała. A siostra Augusta była pięna...
- Leticia to prawdziwa zagadka - dodał Francois po chwili.
Eryk tylko skinął głową.
Droga do rezydencji de Bariesów upłynęła w zasadzie w milczeniu. August nie bardzo nadawał się do konwersacji.
- Trzeba będzie użyć dużo lodu - powiedział Francois, patrząc na puchnący policzek swego przyszłego szwagra.
August wybełkotał coś. Co pewnie miało znaczyć, że ma lód i go zastosuje...
Leticia wydawała polecenia z zimną i tylko blada twarz i oczy rzucające błyskawice świadczyły o jej wzburzeniu. Gdyby wzrok mógł zabijać, to brioński cmentarz wzbogaciłby się o dwa nowe nagrobki. Chyba, ze Francois zażyczyłby sobie pochówku w rodzinnym grobowcu.
August pożegnał się. Obaj odwzajemnili ukłon. - A Was Panowie zapraszam. Na chwilkę.
Leticia podążyła przodem nie czekając na zaproszonych.
- Nie sądzę, by nas chciała zaprosić na śniadanie - powiedział prawie bezgłośnie Francois.
- Albo porozmawiać o pogodzie - odrzekł tak samo cicho Eryk.
Wymienili spojrzenia pełne zrozumienia i ruszyli za Leticią.
Reprymenda, jakiej im udzielono, była krótka, treściwa i pełna wyrzutów. Erykowi oberwało się bardziej. I nawet nie było szans, by odpowiedzieć...
Bo chociaż są sprawy, o których można lub nawet należy poinformować czyjąś żonę, to pojedynki do nich nie należą...
Do rezydencji ciotki Gwenn dojechali w milczeniu. Dopiero gdy powóz się zatrzymał Eryk powiedział:
- Jeśli naprawdę chcesz wziąć ten ślub - powiedział bardzo poważnie - to musimy porozmawiać... Spotkajmy się za chwilę... - przerwał uświadomiwszy sobie, że pewnie za chwilę czeka go przeprawa z ciotką... - Spotkajmy się za dwie godziny u "Misia". W razie czego czekaj na mnie chwilę... Może nawet dłuższą... Teraz czeka mnie mała rozmówka...
Francois, choć z oczu patrzyła mu ciekawość, skinął tylko głową.
- Poczekam... - powiedział.
Z jego tonu jasno wynikało, że chodzi nie tylko o czekanie w "Misiu"...
Wzrok ciotki nie wyrażał nic...
- Słucham Cię młody człowieku. Opowiedz mi o spotkaniu z wdową Chenier - głos był na pozór spokojny... "Duchowi memu dała w pysk i poszła" - pomyślał Derrick, nie zamierzając się jednak dzielić z ciotką tym przemyśleniem...
- Mój urok osobisty zdecydowanie na nią nie podziałał - powiedział spokojnie, przypominając sobie krótką rozmowę w saloniku.
- Pani Chenier otwarcie stwierdziła, że nie jest zainteresowana kimś w moim wieku - to już była nadinterpretacja - i że jej pasierb nie zdoła się jej pozbyć w taki sposób.
Słowa pani Chenier nie zostały dokładnie powtórzone, ale ich sens - raczej tak... |