"Kretyn... Głupek... Imbecyl... Idiota...." - powtarzał sobie w myśli Galed, wlokąc się za Creadem. - "Co mnie pokusiło..."
Szczytem głupoty było wejście do świątyni i opowiadanie o wizji. Jakby nie mógł wymyślić czegoś innego... Cholerny kapłan nabrał pewnie jakichś podejrzeń... I bez wątpienia będzie miał ich na oku... I jeszcze te pieniądze... "Trzydniowe rytuały..." - powtórzył w myślach słowa Shan Thara. - "Zdzierają kasę z naiwnych..."
W sumie nie było to wiele, ale nie lubił, gdy ktoś bezczelnie opróżniał mu sakiewkę.
Spod stąpających ciężko stóp krasnoluda wzbijały się malutkie obłoczki pyłu. Słońce przyświecało i z każdą chwilą pragnienie Galeda się wzmagało. Na szczęście wreszcie przed nimi ukazał się budynek o zielonym dachu... A wysoka brzoza podsuwała wyraźne skojarzenia.
- To chyba tam - wskazał budynek, zadowolony, że kufel piwa i rozmowa odwrócą jego myśli od arcykapłana. Przynajmniej na chwilę.
Przyspieszył kroku.
W środku było dosyć przytulnie, ale, jak na gust krasnoluda, było tam zbyt wiele drewna. Ale było chłodniej, niż na dworze. A przy jednym ze stolików siedział Lathandis...
- Piwo - powiedział do karczmarza. - Nie... - poprawił się. - Dwa duże piwa... Na początek...
Z kuflem w każdej ręce podszedł do stolika, przy którym siedział elf.
- Witaj, elfie - powiedział, ze stuknięciem stawiając kufle na stole.
Wypił duszkiem połowę zawartości pierwszego kufla, czknął, otarł pianę z wąsów...
- Świeeetneee... - skomentował smak napoju. Byc może niezbyt obiektywnie...
- A teraz - obrócił się do Creada - powiedz dokładnie, o co chodzi z tym Talosem. I wyjaśnij, co chcesz zrobić...
Zabrał się za dalszy ciąg piwa. Był pewien, że Cread będzie mówić co najmniej przez godzinę, a bez piwa... Z pewnością by tego nie zniósł. |