Gdy rozległ się grzmot Nessa zareagowała impulsywnie. Uwielbiała dzikość natury. Na szczęście Derrick dał się porwać podnieconej czarodziejce. Wybiegli na zewnątrz. Grzmiało. Żywioły kłębiły się nad samą twierdzą niczym w akcie stworzenia. W mroku majowej nocy starły się chmury, wyglądały jak mityczne bestie. W całym mieście rozwyły się psy. Krótkie jak sztylety błyskawice przecinały niebo jedna po drugiej. A niebo jaśniało w świetle wyładowań tak by chętni mogli podziwiać niewiarygodny spektakl.
Co prawda tychże chętnych brakowało. Nie sprzyjała widzom późna godzina, a i fascynacja Nessy była raczej wyjątkiem.
Zrywał się wiatr. Jeszcze nie spadły pierwsze krople. Ale trzaskały zamykane w domach okiennice, a wieczorni mieszkańcy miasta biegli do swych schronień. Derrick dzielnie trwał przy Nessie.
Czarodziejka z zadartą głową i rękoma podniesionymi ku przestworzom chłonęła magiczną energię. Burzowy żywioł powietrza. Czuła jak rozgrzewa jej się skóra, a między dłońmi elektryzowało się powietrze. Wszystkie drobne włoski na ciele czarodziejki stanęły dęba. Nessa miała wrażenie, że zaraz uniesie się w powietrze. Nagle rozległ się huk potężniejszy od innych i błysk, i olbrzymi piorun przepołowił stare drzewo, kilka metrów od nich. Nessa opuściła ręce.
Zaczęło lać. Od razu kroplami wielkości małych jabłek. Żmijka tańczyła wokół własnej osi. Przemokła w ciągu kilku sekund.
-
Jak pięknie.
Kręciłaby się w kółko aż do utraty tchu. Ale Derrickowi udało się powstrzymać szaleństwo czarodziejki. Uniósł ją do góry i postawił przed drzwiami tawerny
-
Wracajmy pod dach. Przemokłaś.
Zostawiali za sobą mokre plamy na całej drodze do pokoju.
-
Chyba trzeba rozpalić w kominku. – Nessa wyciskała wodę z włosów. Pod nią tworzyła się kolejna kałuża.
Podobnie, choć trochę wolniej, pod Derrickiem.
Żmijka zaczęła ściągać przemoczone rzeczy.