- No to po czerwonym, koniec i kropka. Miał pecha, jednakże panie Kojot teraz nie mamy jak pójść na ugodę z indianami.
- Nie mój problem tylko ich
Kojot uśmiechnął się do burmistrza pewny swoich umiejętności strzeleckich. No dobra jest niezły w tym co robi, lecz niech następnym razem uważa!
Wyszli na zewnątrz, Kojot poszedł odwiązać swojego konia a burmistrz za ratusz po swoją klacz. Scott siedział już w wozie i czekał na resztę.
Tom już siedział na swojej kobyle pełen dumy i był gotowy do jazdy.
Wyjechał burmistrz a Kojot po chwili dojechał przed ratusz. Scott gotował już silnik. Otworzył okno i powiedział:
- Ja pojadę na przedzie jako zwiad, a wy na koniach za mną
- Poczekajcie chwilę panie Scott - powiedział burmistrz i wskazał na drzwi od ratusza z którego wyszły 3 osoby niosące 4 plecaki.
- Panie Scott, proszę otworzyć tylnie drzwi.
- Co?
- Sprzęt niosą i wodę, obóz indian jest bardzo daleko |