Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2008, 18:51   #125
Kokesz
 
Kokesz's Avatar
 
Reputacja: 1 Kokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputację
Kłótnia trwała nadal. Wydawało się, że towarzysze Alfreda nie mogą żyć bez zwady. Dopiero co przestali się sprzeczać, a po chwili znaleźli nowy temat do "dyskusji". Więzi, które spajały grupę zaczynały pękać, zacierać się i z każdym ziarenkiem piasku, przesypującym się przez klepsydrę czasu stawało się jasne, że w dalszą drogę ta kompania nie wyruszy w takim składzie. Niziołek starał się nie zwracać uwagi na tą sytuację. zajmował się bagażami i pilnował by wszystko zostało dobrze przymocowane do karety. Z powozu dochodziły odgłosy chrapania mnicha. "Też bym to z chęcią przespał" - pomyślał z uśmiechem Merrick.

Gdy już wszystko było dopięte na ostatni guzik, Greenhill zajął sie swoim wierzchowcem. Muł, na którym podróżował był łagodny, co cieszyło bardzo małego kucharza. Alfred nie był dobrym jeźdźcem, bo i nie podróżował często i takie umiejętności nie były mu potrzebne. Początkowo kierowanie Strzałą, bo takie imię muł otrzymał od niziołka, nie było łatwe. Jednakże po kilkunastu minutach zmagania się ze zwierzęciem i po radach Adrena udało mu się ujarzmić swojego "rumaka".

Alfred pogłaskał Strzałę po szyi i poczęstował świeżo zerwaną trawą. Wdrapał się nie bez problemów na jego grzbiet i usadowił się wygodnie na derce. Nie dane mu jednak było doczekać się wyjazdu z miasta. Siedział dłuższą chwilę, przez którą zdążył by wypić ze trzy kufle tego smacznego piwa jakie podawano w tej karczmie. Spór, jaki nadal toczył się w gospodzie, nudził go i Alfred czuł jak narasta w nim zniecierpliwienie. Lubił leniuchować, ale do tego potrzebny był mu spokój, a ciągłe przekrzykiwanie się reszty jego kompanów spokój ten skutecznie zakłócało. Zeskoczył raptownie z muła i szybkim, stanowczym krokiem podszedł do spierających się.

- Wybaczcie, że się wtrącę - po tonacji jego głosu można było wywnioskować, iż nie żartuje. - Pora na nas, twój wuj paniczu Adrenie nie będzie kontent z faktu, że sie spóźnimy. Czas zakończyć tą zwadę. Wybaczcie, że to powiem, jestem tylko sługą, ale widać jeno ja i Ojciec Otto rozum jeszcze zachowaliśmy. Kłócicie się jak sroki o błyskotkę. Drzecie się jak przekupki na targu. Szczęście, że pogoda brzydka, bo byłoby tu pełno gapiostwa, które śmiałoby się z tej sytuacji... oj, ubaw mieli by przeogromny. Jeszcze rano, gdy jechaliśmy do miasta i deszcz moczył nam głowy, panienka i panowie przyjaciółmi byli. Teraz nagle obcy sobie obrażacie się wzajemnie. Jak dzieci, - chwycił się za głowę - zupełnie jak dzieci, ba... jak bachory rozwydrzone. Nie przystoi tak się zachowywać. Nie słuchacie siebie na wzajem i nie szukacie konsensusu jak na przyjaciół przystało. Zważcie moje słowa i przebaczcie, iż niepytany sie odezwałem. - Zakończył. Widać było, że mu ulżyło. Nie czekając na reakcję wrócił do Strzały.
 
__________________
Nic nie zostanie zapomniane,

Nic nie zostanie wybaczone.
Księga Żalu I,1
Kokesz jest offline