Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2008, 21:50   #19
Harv
 
Harv's Avatar
 
Reputacja: 1 Harv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie coś
Ja mam teorię, że skoro Kościół przetrwał tak długo i tyle kryzysów, to przetrwa też zagładę nuklearną . Oczywiście tylko jeśli pamięta się, że z założenia w chrześcijaństwie Kościół jest ciałem Chrystusa i jest w nim obecny duch święty. Myślę, że osobiste przeżywanie wiary znacznie by się zmieniło w aż tak kryzysowej sytuacji. Część osób niewątpliwie przybrałoby postawę "Gdzie jest twój Bóg?" i zdecydowało, że skoro On pozwolił na coś tak strasznego to albo jest zły, albo go nie ma. Jednak część przedpotopowców (jak myślę) zauważyłaby, że w takiej sytuacji są słabi i jedyne co mogą zrobić to albo walczyć o resztki tego co zostało, albo oddać wszystko (czyli w sumie niewiele) Bogu. Apokalipsa sie dokonała, teraz jest czas ostatecznej próby, kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony. Wszystko na czym budowali ludzie jest zniszczone, nie ma samochodu, rodziny, pracy, z których byli tacy dumni. Jeśli zabrał to Bóg, to na pewno miał w tym jakiś plan. Myślę, że w takiej sytuacji wierni byliby zmuszeni do życia jak niebieskie ptaki, które nie sieją i nie żniwują, ale Bóg je karmi. Nie trzymaliby się też swojego życia tak kurczowo, bo jego jakość zdecydowanie spadłaby, łatwiej by się było poświęcić (oczywiście jest to sytuacja hipotetyczna i sam nie wiem jak to by wyglądało). Poza tym spotkanie "brata w wierze" na pewno byłoby czymś mniej powszechnym i bardziej cenionym. Nowa wielka religia nie jest myślę zbyt możliwa, raczej powstałoby wiele małych odłamów i sekt walczących ze sobą. W chrześcijaństwie byłaby swego rodzaju czystka powodująca, że wiara stałaby się dla pozostałych przy życiu ważniejszą częścią istnienia. Poza tym na pewno jakiś odłam byłby prześladowany przez inne, może nawet chrześcijaństwo ze względu na niezgadzającą się z postapokaliptycznym survivalizmem filozofię "Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne"..?

W takiej książce "Wilk w Cieniu", pierwszej części trylogii Davida Gemmela o świecie po apokalipsie dość bliskiej biblijnemu oryginałowi (kontynent na którym dzieje się akcja jest opanowany przez naród Piekielników, prowadzony przez mrocznego kapłana Szatana) główny bohater jest nazywany "Człowiekiem Jeruzalem". Jest on rewolwerowcem o niesamowitym celu w życiu - chce odnaleźć Jeruzalem. Cały świat jest stylizowany mniej więcej na western, jest jeden piękny moment, gdy farmerzy uciekający przed piekielnikami zostają przygarnięci przez dość wpływowego i potężnego rozbójnika Cade'a. Aby stworzyć jakąś nić porozumienia między rozbójnikami a farmerami i przeciwstawić się razem nawale piekielników, Cade zaczyna twierdzić, że ma objawienia i otrzymał od Boga misję wyparcia piekielników. Udaje się, ludzie są pewni poświęcenia i zapominają o dawnych podziałach. W pewnym momencie pewien człowiek krytykuje Cade'a, że ten zwodzi ludzi na manowce. Bandyta odpowiedział bardzo ciekawym zdaniem: "Może i jestem fałszywym prorokiem, ale oni są prawdziwymi wiernymi". Religia będzie na pewno bardzo ważnym elementem życia części ludzi w czasach postapokaliptycznych (w końcu sama nazwa ma nawiązania biblijne), bo idea zawsze ma moc. A póki co, żaden światopogląd lub filozofia nie przetrwał tyle co chrześcijaństwo przy zachowaniu tak wysokiej popularności. Ogólnie koncepcja religii jest bardzo głęboko zakorzeniona w mentalności ludzkiej i raczej w niej pozostanie .
 
__________________
Nie chcę ukojenia, które mogłoby mi odebrać skruchę, nie pragnę uniesień, które wbiłyby mnie w pychę. Nie wszystko, co wzniosłe, jest święte, nie wszystko co słodkie - dobre, nie wszystko co upragnione - czyste, nie wszystko co drogie - miłe Bogu.
Harv jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem