Aureliusz uśmiechnął się lekko słysząc pierwsze stwierdzenie karczmarza o słabowitym starcu. Na jego wrzaski jednak twarz starca stężała, zaś oczy zamieniły się w dwie szparki, kiedy spojrzał prosto w źrenice krasnoluda. Doczekał jednak spokojnie do końca wyjaśnień karczmarza. - Nie drzyj się na mnie, jak na jakiegoś pijaka, który Ci zarzygał podłogę. Weszliśmy do TWOJEJ karczmy, TWÓJ gość zrobił, co zrobił, a TY próbujesz zrzucić winę na nas. Nie mam zamiaru Cię przepraszać, bo to nie Ja mam powód do przeprosin. A to, że nie pozwoliłeś, aby nas obrabowali u Ciebie, gdy leżeliśmy nieprzytomni, było Twoim obowiązkiem, a nie przysługą dla nas. - powiedział cichym, zimnym tonem, po czym ściszył głos niemal do szeptu - I pamiętaj, że nie chcesz mnie zobaczyć, jak będę nieprzyjemny. Potrzebowałem odpowiedzi na moje pytania, a Ty mi ich udzieliłeś. Dziękuję Ci zatem za rozmowę.
Uznając rozmowę za zakończoną, wstał i podszedł do stolika kupca, który poszukiwał najemników do ochrony karawany. Brwi poszły mu troszkę w górę, gdy zobaczył rozłożone pergaminy.
Uśmiechnął się do niego. - Czy mogę się przysiąść? - i nie czekając na odpowiedź dodał zaintrygowany - Potrafi Pan to przeczytać? - kiwnął głową w kierunku rozłożonych na stole papierów. |