Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-05-2008, 11:24   #643
g_o_l_d
 
g_o_l_d's Avatar
 
Reputacja: 1 g_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znany
Droga do karczmy „Pod Ubitym Goblinem”, minęła Gedwarowi zadziwiająco szybko. Jego zmęczony umysł nie zarejestrował jak jego wyczerpane bezsennością ciało wdrapywało się mozolnie na szczyt schodów, przemierzyło korytarz i legło na twardym posłaniu. Dopiero po pewnym czasie podniósł się jeszcze na chwilę, by ściągnąć uwierający pancerz. W jednej chwili, ciężkie jak z ołowiu powieki przesłoniły ciemnobrązowe oczy osnute szarą mgłą zmęczenia. Paladyn stał już w progu krainy snów, gdy usłyszał za sobą gwałtowny łomot. To wyskakujący z ciemności hogoblin, uderzył cielskiem o powierzchnię tarczy, która jeszcze przed chwilą leżała koło jego łoża, by teraz tkwić w jego uścisku. Charakterystyczny brzęk uruchamianego mechanizmu rozległ się na chwilę przed uderzeniem. W mgnieniu oka po stalowej powierzchni tarczy spłynęła juka. Z gardzieli humanoida dobył się gardłowy odgłos pieniącej się krwi. „Nie!”, rozbrzmiał krzyk, dobywający się z otoczonych gęstą brodą ust. „To już było, nie wróci nigdy więcej. Demony przeszłości nie wracają...” i tu głos utkwił Gedwarowi w gardle. „Nie wołane”, dokończyła zdanie, masywna sylwetka piętrząca się przed paladynem.

Mężczyzna gwałtownie się wyprostował. Twarz miał wygiętą w grymasie, jakby jej właściciel przed momentem się topił. Potężny haust powietrza, jaki połknął budząc się, skutecznie zdławił rodzący się w krtani krzyk. Kropelki potu spływały pomiędzy, przywierającymi do czoła kosmykami włosów. Po chwili Gedwar przesunął się na krawędź łóżka. Skrył w dłoniach twarz. Starał się ustabilizować oddech. Uspokoić się. Wstał. Wolnym sennym krokiem zbudził skrzypiącą podłogę. Oparłszy się na ramie otwartego na oścież okna i spojrzał w niebo. Blask trzeciej kwadry księżyca z trudem przebijał się przez gęste chmury. Nocny koncert świerszczy na stałe zastąpiły niknące w dali głosy walki.
Wnet wszystko ustało. Dech zamarł w pierwsi mężczyzny, gdy tylko do jego uszu dotarł głos, ten głos.


Myśl o mnie, myśl o mnie czule,
kiedy powiedzieliśmy sobie: "żegnaj".
Pamiętaj o mnie, chociaż czasem,
proszę przyrzeknij, że spróbujesz.

Słodka niczym miód pieśń, otuliła go w pełni nim władając. Mogła z nim zrobić co tylko chciała. Gedwar był nieobecny. Pochłonięty przez najsłodszy głos w Tais.


Kiedy odkryjesz, że znów pragniesz
swoje serce odzyskać i być wolnym,
jeśli znajdziesz chwilę,
pomyśl o mnie.
Nigdy nie mówiliśmy że nasza miłość będzie wiecznie młoda
lub niezmienna jak morze,
ale gdybyś wciąż mógł pamiętać,
zatrzymać się i pomyśleć o mnie...
Pomyśl o wszystkim co nas łączyło, co znaliśmy,
nie myśl o tym, co mogło być...
Myśl o mnie, kiedy się budzę,
spokojna i zrezygnowana.
Wyobraź sobie mnie próbującą zbyt mocno
zapomnieć o tobie.
Przypomnij sobie te dni spojrzyj na to, co było,
pomyśl o tym, co już się nie zdarzy,
ja każdego dnia
będę myśleć o tobie...
Kwiaty więdną, przemijają owoce lata,
mijają pory roku i my,
ale przyrzeknij mi, że czasem
pomyślisz...
...o mnie!



Zza pleców paladyna wpatrywała się weń, rosła postać. Zaplecione na piersi muskularne ręce, bez problemu skręciły by kark człeczynie. W półmroku pokoju szczątki świtała odbijały się od mieniącej się złotem źrenicy, które bacznie przyglądały się poczynaniom odurzonego mężczyzny.

Gedwar pomimo, że słońce stało już wysoko na niebie, niechętnie otworzył powieki. Po dłuższej chwili mężczyzna wstał oporządził się, ubrał i zszedł na dół. Zjadłszy czym prędzej solidne śniadanie, zebrał się i opuścił przybytek, w którym przyszło mu sapać.
W przeciągu kilku minut było mu dane przekroczyć bramy Dzielnicy Rzemieślniczej. Gedwar aktualnie nie posiadał wiedzy, gdzie może znajdować się posiadłość zacnego skarbnika Szlachetnej Gildii Inżynierów. Jak to w takich sytuacjach bywa postanowił zasięgnąć języka u przypadkowego przechodnia, który był przedstawicielem tej samej rasy co Turam. Jak wszem i wobec wiadomo, krasnoludy nie należą do rasy, która chętnie robi cokolwiek za darmo. Pytanie paladyna zostało zaspokojone zbywającym gestem dłoni proponującym kierunek. Skłoniwszy się Gedwar ruszył w stronę zasugerowaną przez wskazujący palec krasnoluda. Zbaczając z jednej z głównych ulic, gdzie handlowy zgiełk zagłuszał nawet własne myśli, skręcił w boczną alejkę. Wąska, pokrętna i długa ścieżka pięła się ku górze pomiędzy dwoma ceglanymi ścianami. Nagle spomiędzy kilku przechodniów, którzy postanowili pewnie skrócić tędy swoją drogę, paladyn dostrzegł dwie postacie, dramatycznym gestem zrzucające płaszcze. Rozgorzały krzyki przerażenia. Ludzie przyspieszyli tempa. Dwie dziwaczne postacie, o posturach, które podawały w wątpliwość ich człowieczeństwo, stanęły nieruchomo na środku drogi, tarasując ją. Paladyn nigdy wcześniej nie widział podobnych monstrów. Spokojnym wzrokiem lustrował dwie maszkary, gdy w jego głowie kłębiła się myśl, z czym ma do czynienia. Imponująca budowa ciał, obu wynaturzeń, świadczyła o sile jak w nich drzemie. Gedwar nim się nie obejrzał został niemal sam w alejce. Wtem dobyło z siebie głosu monstrum, które kiedyś być może było kobietą.

- No i jak? Chcesz spróbować szczęścia, czy też pójdziesz skądeś przyszedł, jak grzeczny chłopiec?


Kwestia znalezienia innej drogi nie stanowił żadnego wyzwania. Tym bardziej paladyn nie miał ochoty na bójkę, zwłaszcza, że zależało mu na czasie. Uśmiechną się więc znacząco, patrząc kobiecie prosto w oczy. Obróciwszy się na pięcie ruszył w stronę głównej ulicy, z której przybył. Jako, że Phalenopsis jest nie małym miastem, w mniemaniu paladyna dróg do jego celu znajdzie mnogo. Nie tracą ni chwili czasu wybrał więc najkrótszą.
 
__________________
Nie wierzę w cuda, ja na nie liczę...

Dreamfall by Markus & g_o_l_d
g_o_l_d jest offline