Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-05-2008, 18:50   #641
 
Umbriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Umbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie coś
Spory

„Gdzie dwóch się kłóci, tam trzeci korzysta”


- Łatwo ci ukryć białą lwicę ze skrzydłami, na czarnym bagnie?

„Ale ze mnie głupiec, nie pomyślałem o tym. Być może mogłaby się wznieść w powietrze i zaatakować z góry?”

Mimo wszystko psionik pominął słowa lamii wymownym milczeniem. Nerwy i kłótnie były tym, czego najmniej chciał w obecnej chwili. Musieli zachować spokój, jeśli chcieli przeżyć.

Nie zwracając już uwagi na Ilmaxi przyspieszył kroku. Tymczasem lwica zabiegła mu drogę. Nie mógł wyjść z podziwu nad jej możliwościami – wystarczyło kilka skoków!

- O nie! Ty wyjaśnisz jej sytuację! Ja...zostałam stworzona do walki. - rzekła lamia.- I nie wyglądam przyjaźnie.

- Ależ, nie przeszkadza to wcale… - tu kobieta zaczęła nagle wypluwać z siebie setki słów, więc Gaalhil przerwał wypowiedź. Jego mina jednakże wyraźnie mówiła lamii – „napytałaś sobie biedy, to teraz sobie radź!”

Psionik gorączkowo zastanawiał się nad rozwiązaniem sytuacji. Cóż uczynić? Jak się porozumieć z tą kobietą? Setki myśli ponownie przelewały mu się przez głowę. Wiedział, że za wszelką cenę, musi zachować spokój.

- Jesteś człowiekiem, ona też, więc się dogadujcie...Poza tym, to ty za nią pognałeś, nie ja.- rzekła Ilmaxi.- I mi się od tego nie wymiguj. Ja tu jestem od ochrony, ty od zdobywania informacji.

- Dobrze już, postaram się z nią jakoś porozumieć, ale ty także mogłabyś współpracować. Gdyby potrzebna była tępa siła do walki, daliby mi trolla do pomocy. – rzekł na wpoły żartobliwie, na wpoły sarkastycznie. – Mam nadzieję, że masz także jakieś wartości moralne, inaczej ciężko Ci będzie ze mną podróżować. – dodał znacząco, odnosząc się do sprawy barbarzyńskiej kobiety i odpowiadając sobie w myślach – „I tak pewnie już jest ciężko”.

Nagle Kyulii zaczęła wznosić wzburzone okrzyki. Młodzieniec natychmiast zaczął bacznie obserwować otoczenie, ustawiając się na lekko rozstawionych nogach. Na pojedynczych wyspach twardej ziemi, pośród bezmiaru czarnego bagna, uwidoczniły mu się postacie.
Łuski na skórze i budowa zewnętrzna nie budziła wątpliwości – miał do czynienia z jaszczuroludźmi, tyle że – wnioskując z dzierżonej przez nich broni i sprzętu – z elitarnym, doświadczonym oddziałem. Oddziałem, z którym walka w miażdżącej większości przypadków, będzie oznaczać dla ich trójki śmierć. Dlatego też nie podjął zamiaru bezsensownego oporu, swoją pozą starając się zdradzać jedynie zaskoczenie i zaniepokojenie, a nie wrogie zamiary. Gestem spróbował uspokoić także Ilmaxi. Wśród napastników jeden zdradzał cechy przywódcze. Uzbrojony po zęby - w magiczny topór, którego ciężar jedną ręką poradziłby podnieść chyba jedynie gigant, a także w łuk, którym właśnie w nich mierzył. Sam fakt, że oddział posiadał broń dystansową, przesądzał o wyniku starcia. Musieli pertraktować. Tymczasem wódz rzekł:

- Wy to kto? I co wy robicie na moim bagnie? Mówcie szybko, albo strzały moich wojów was zabiją.

Gaalhil odezwał się spokojnym, nie mogącym w żaden sposób prowokować głosem:

- Jesteśmy wędrowcami, zdążającymi w stronę Phalenopsis! Nie czyńcie krzywdy, pragniemy tylko spokojnie przejść przez wasze ziemie i ruszyć w dalszą drogę!

W duchu modlił się i błagał wszystkie siły na niebie i ziemi, by jego blef się powiódł.

W razie, gdyby pertraktacje się nie powiodły, ułożył sobie w głowie prosty plan. Przewidywał on zaatakowanie mentalnie wojownika i efektywne go wyeliminować, następnie zaś użyć wszelkich możliwości by uciec jak najdalej od tego miejsca, lub zabrać jak największą ilość bestii do grobu wraz z sobą.
 
__________________
13 wydział NYPD
Pijaczek Barry
"Omnia mea mecum porto"

Ostatnio edytowane przez Umbriel : 08-05-2008 o 08:04.
Umbriel jest offline  
Stary 07-05-2008, 21:09   #642
 
Odyseja's Avatar
 
Reputacja: 1 Odyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputację
Ciernie... Wszędzie wokół... Ciernie zacieśniające się na Tais. Oplatają ją, swe kolce wbijając w niewyznaczone granice uniwersum... Obudzone przez pełnych pychy magów powoli przekłuwają ją od zewnątrz, miażdżąc od wewnątrz... Czy naprawdę nic nie da się zrobić?

Nie czas się nad tym zastanawiać... Bardziej pomocne będą myśli o najbliższej przyszłości. O Dzielnicy Świątynnej... Co jeszcze może się przydać?

W tych rozmyślaniach Luinehilien szła przez miasto. Nuhilla wiernie podążała przy nodze swej pani. Nieobecny wzrok druidki pozostawał taki sam nawet wtedy, gdy rozmawiała z przyszłym druidem. Przeczucie. Czemu miała wrażenie, że za niedługo wydarzy się coś złego?

***

Luinehilien ponownie przekroczyła mury świątyni Pana Kniei. Pomimo, iż był to przybytek Sylvanesa, była to dla niej ostoja w tym mieście. Miejsce przesiąknięte mocą natury.

Teraz Amman stanie twarzą w twarz ze swym przeznaczeniem...

***

Głęboki wdech... Drugi... Wsłuchaj się w rytm serca...
Rytmiczne uderzenia w bębenek rozchodziły się po terenie świątyni.

***

Druidka nie przerywając swojego zadania przyglądała się z uwagą inicjacji. Do tej pory widziała przecież tylko ceremonii przyjęcia do grona podopiecznych Alissaya'y.

-Teraz pozostało nam czekać, albo wstanie jako druid....albo jego dusza przeskoczy do następnego wcielenia.

Odłożyła bębenek.
Ryk niedźwiedzia błyskawicznie skierował wzrok druidki w stronę ucznia. Ujrzała, jak pędy z karwasza Ammana oplatają całe ciało elfa szczelnym kokonem.

Panika... Pierwsza reakcja, na która nie mamy wpływu. Strach jest czymś naturalnym. Nie można sobie tylko pozwolić, by paraliżował. Luinehilien opanował tylko na kilka sekund. Wdech... Wydech... Po chwili opanowała swój umysł. Sprowadziła go do stanu trzeźwego myślenia. Tylko ono może uratować chłopaka.

- Nie powinienem się zgodzić. Wiedziałem, że z tym czymś na jego ręce będą kłopoty. I co teraz co robić? Pierwszy raz się z czymś takim spotkałem.
- To moja wina... - wyszeptała cicho, ale Borein na pewno to usłyszał. - Też nigdy się z czymś takim nie spotkałam... Co robić...

Dokładnie obejrzała kokon. Chciała dowiedzieć się jak najwięcej o tym wynaturzeniu.

- Boreinie... Nie znam tajników tej inicjacji... Czy istnieje możliwość, byś mnie również przeniósł na granicę życia i śmierci? Mogłabym spróbować mu pomóc... Nawet jeśli nie wróci jako druid... - jej głos lekko drżał, choć starała się to ukryć.

To był jedyny sensowny pomysł, jaki na razie mogła wymyślić...
 
__________________
A ja niestety nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Co spróbuję coś napisać, nic mi nie wychodzi. Nie mogę się za nic zabrać, chociaż bardzo bym chciała. Nie wiem, co się ze mną dzieje. W najbliższym czasie raczej nic nie napiszę. Przepraszam.
Odyseja jest offline  
Stary 10-05-2008, 11:24   #643
 
g_o_l_d's Avatar
 
Reputacja: 1 g_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znany
Droga do karczmy „Pod Ubitym Goblinem”, minęła Gedwarowi zadziwiająco szybko. Jego zmęczony umysł nie zarejestrował jak jego wyczerpane bezsennością ciało wdrapywało się mozolnie na szczyt schodów, przemierzyło korytarz i legło na twardym posłaniu. Dopiero po pewnym czasie podniósł się jeszcze na chwilę, by ściągnąć uwierający pancerz. W jednej chwili, ciężkie jak z ołowiu powieki przesłoniły ciemnobrązowe oczy osnute szarą mgłą zmęczenia. Paladyn stał już w progu krainy snów, gdy usłyszał za sobą gwałtowny łomot. To wyskakujący z ciemności hogoblin, uderzył cielskiem o powierzchnię tarczy, która jeszcze przed chwilą leżała koło jego łoża, by teraz tkwić w jego uścisku. Charakterystyczny brzęk uruchamianego mechanizmu rozległ się na chwilę przed uderzeniem. W mgnieniu oka po stalowej powierzchni tarczy spłynęła juka. Z gardzieli humanoida dobył się gardłowy odgłos pieniącej się krwi. „Nie!”, rozbrzmiał krzyk, dobywający się z otoczonych gęstą brodą ust. „To już było, nie wróci nigdy więcej. Demony przeszłości nie wracają...” i tu głos utkwił Gedwarowi w gardle. „Nie wołane”, dokończyła zdanie, masywna sylwetka piętrząca się przed paladynem.

Mężczyzna gwałtownie się wyprostował. Twarz miał wygiętą w grymasie, jakby jej właściciel przed momentem się topił. Potężny haust powietrza, jaki połknął budząc się, skutecznie zdławił rodzący się w krtani krzyk. Kropelki potu spływały pomiędzy, przywierającymi do czoła kosmykami włosów. Po chwili Gedwar przesunął się na krawędź łóżka. Skrył w dłoniach twarz. Starał się ustabilizować oddech. Uspokoić się. Wstał. Wolnym sennym krokiem zbudził skrzypiącą podłogę. Oparłszy się na ramie otwartego na oścież okna i spojrzał w niebo. Blask trzeciej kwadry księżyca z trudem przebijał się przez gęste chmury. Nocny koncert świerszczy na stałe zastąpiły niknące w dali głosy walki.
Wnet wszystko ustało. Dech zamarł w pierwsi mężczyzny, gdy tylko do jego uszu dotarł głos, ten głos.


Myśl o mnie, myśl o mnie czule,
kiedy powiedzieliśmy sobie: "żegnaj".
Pamiętaj o mnie, chociaż czasem,
proszę przyrzeknij, że spróbujesz.

Słodka niczym miód pieśń, otuliła go w pełni nim władając. Mogła z nim zrobić co tylko chciała. Gedwar był nieobecny. Pochłonięty przez najsłodszy głos w Tais.


Kiedy odkryjesz, że znów pragniesz
swoje serce odzyskać i być wolnym,
jeśli znajdziesz chwilę,
pomyśl o mnie.
Nigdy nie mówiliśmy że nasza miłość będzie wiecznie młoda
lub niezmienna jak morze,
ale gdybyś wciąż mógł pamiętać,
zatrzymać się i pomyśleć o mnie...
Pomyśl o wszystkim co nas łączyło, co znaliśmy,
nie myśl o tym, co mogło być...
Myśl o mnie, kiedy się budzę,
spokojna i zrezygnowana.
Wyobraź sobie mnie próbującą zbyt mocno
zapomnieć o tobie.
Przypomnij sobie te dni spojrzyj na to, co było,
pomyśl o tym, co już się nie zdarzy,
ja każdego dnia
będę myśleć o tobie...
Kwiaty więdną, przemijają owoce lata,
mijają pory roku i my,
ale przyrzeknij mi, że czasem
pomyślisz...
...o mnie!



Zza pleców paladyna wpatrywała się weń, rosła postać. Zaplecione na piersi muskularne ręce, bez problemu skręciły by kark człeczynie. W półmroku pokoju szczątki świtała odbijały się od mieniącej się złotem źrenicy, które bacznie przyglądały się poczynaniom odurzonego mężczyzny.

Gedwar pomimo, że słońce stało już wysoko na niebie, niechętnie otworzył powieki. Po dłuższej chwili mężczyzna wstał oporządził się, ubrał i zszedł na dół. Zjadłszy czym prędzej solidne śniadanie, zebrał się i opuścił przybytek, w którym przyszło mu sapać.
W przeciągu kilku minut było mu dane przekroczyć bramy Dzielnicy Rzemieślniczej. Gedwar aktualnie nie posiadał wiedzy, gdzie może znajdować się posiadłość zacnego skarbnika Szlachetnej Gildii Inżynierów. Jak to w takich sytuacjach bywa postanowił zasięgnąć języka u przypadkowego przechodnia, który był przedstawicielem tej samej rasy co Turam. Jak wszem i wobec wiadomo, krasnoludy nie należą do rasy, która chętnie robi cokolwiek za darmo. Pytanie paladyna zostało zaspokojone zbywającym gestem dłoni proponującym kierunek. Skłoniwszy się Gedwar ruszył w stronę zasugerowaną przez wskazujący palec krasnoluda. Zbaczając z jednej z głównych ulic, gdzie handlowy zgiełk zagłuszał nawet własne myśli, skręcił w boczną alejkę. Wąska, pokrętna i długa ścieżka pięła się ku górze pomiędzy dwoma ceglanymi ścianami. Nagle spomiędzy kilku przechodniów, którzy postanowili pewnie skrócić tędy swoją drogę, paladyn dostrzegł dwie postacie, dramatycznym gestem zrzucające płaszcze. Rozgorzały krzyki przerażenia. Ludzie przyspieszyli tempa. Dwie dziwaczne postacie, o posturach, które podawały w wątpliwość ich człowieczeństwo, stanęły nieruchomo na środku drogi, tarasując ją. Paladyn nigdy wcześniej nie widział podobnych monstrów. Spokojnym wzrokiem lustrował dwie maszkary, gdy w jego głowie kłębiła się myśl, z czym ma do czynienia. Imponująca budowa ciał, obu wynaturzeń, świadczyła o sile jak w nich drzemie. Gedwar nim się nie obejrzał został niemal sam w alejce. Wtem dobyło z siebie głosu monstrum, które kiedyś być może było kobietą.

- No i jak? Chcesz spróbować szczęścia, czy też pójdziesz skądeś przyszedł, jak grzeczny chłopiec?


Kwestia znalezienia innej drogi nie stanowił żadnego wyzwania. Tym bardziej paladyn nie miał ochoty na bójkę, zwłaszcza, że zależało mu na czasie. Uśmiechną się więc znacząco, patrząc kobiecie prosto w oczy. Obróciwszy się na pięcie ruszył w stronę głównej ulicy, z której przybył. Jako, że Phalenopsis jest nie małym miastem, w mniemaniu paladyna dróg do jego celu znajdzie mnogo. Nie tracą ni chwili czasu wybrał więc najkrótszą.
 
__________________
Nie wierzę w cuda, ja na nie liczę...

Dreamfall by Markus & g_o_l_d
g_o_l_d jest offline  
Stary 10-05-2008, 12:40   #644
 
Beriand's Avatar
 
Reputacja: 1 Beriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemu
Eh…. Czyli ani Amman ani Aydenn. W domu też nie będę siedzieć… pozostaje pochodzić po mieście~
-To ja idę obejrzeć Phalenpopsis- powiedział nie wiadomo do kogo Beriand, po czym wolnym krokiem wyszedł z domu krasnoluda. Nie bardzo wiedział gdzie iść. Postanowił pójść w lewo a potem gdzie ciekawiej.
*****

Niedaleko domu Turama elf zauważył kamienny posąg. Chociaż nie był to posąg, tylko mag w niego zmieniony. Dzika magia coraz silniej działa. ~Ja też musze uważać~- pomyślał czarodziej i rozejrzał się dookoła. Jego uwagę przyciągnęły martwe drzewa i kilka krzewów. Natura także umiera. ~Ale mi i drużynie może uda się uciec… choć jednak w to wątpię. Ale jakąś nadzieję trzeba mieć, jak to mawiała matka....która już nie żyje~. Rozmyślania Berianda przerwał tupot nóg. Kiedy wzrok elfa skierował się w stronę hałasu, zauważył mały oddział żołnierzy biegnących gdzieś. Obrona miasta. Bezcelowa… ale coś trzeba robić.
Potem czarodziej przypomniał sobie Etolien i ojca. Będąc zamyślony, nie zwracał większej uwagi na to, gdzie idzie.
*****

W końcu uwagę Berianda przyciągnęła witryna jakiegoś dużego sklepu magicznego. Było na niej kilka różdżek i przeróżne pierścienie. Jedyna magia, jaka na razie jest pewna…[b]~Pewnie na murach używają takich różdżek~[b]. Obok był jeszcze jubiler i sklep alchemika oraz dwa zamknięte sklepy. Okna jednego były zabite deskami, a drugi… był w gruzach. Dzika magia czy oblężenie? W sumie nieważne… Niedaleko był jeszcze jeden opuszczony budynek, który nie miał dwóch ścian. W środku zalęgły się różne insekty. Po przyjrzeniu się ruinom elf skierował się do parku. Minął grupkę lekko podpitych krasnoludów i młodą elfkę z dzieckiem. W parku kręciło się trochę ludzi, ale raczej było pusto. A ponadto...uschniętych drzew i pni oraz zasuszonej trawy nie można nazywać parkiem. O, ktoś postawił sobie w „parku” dom. Tyle że teraz był dokładnie obrośnięty dziwnymi zielonymi naroślami. Naprawdę, miłe miejsce to miasto. Jako że czarodziej wcześniej przebywał głównie na zamku, który był utrzymywany we względnym porządku, to nie znał w pełni sytuacji z miasta. Choć słyszał kilka opowieści…
*****

Kilkadziesiąt metrów za „parkiem”- w dzielnicy kupieckiej- było kilka większych budynków z napisami: „Szkoła Oświeconych”. Mimo tego że szkoła magów nie działała, budynki wyglądały porządnie. Szkoda że zamknęli. Chętnie bym się tam rozejrzał…~- pomyślał elf, po czym wzruszył ramionami i poszedł dalej. Tutaj było więcej sklepów, głównie kuźnie i stragany z drogocenną żywnością. Z pewnego placu, po którym kręciło się bardzo wielu ludzi i nie tylko, czarodziej miał dość dobry widok na mury i walki, które tam ciągle trwały. Patrzyłby tak kilka minut, gdyby nie został potrącony przez muskularnego półorka, który oczywiście nie miał zamiaru przepraszać. Potem rozbeczało się jakieś dziecko, więc Beriand czym prędzej opuścił plac, mijając po drodze patrol straży. Postanowił, że czas już wracać, ale jakąś okrężną drogą…
 
Beriand jest offline  
Stary 10-05-2008, 21:52   #645
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Arein poczuł pewien rodzaj satysfakcji z powodu zniszczenia kryjówki i śmierci swego oprawcy. Zasłużył sobie na to próbując wykorzystać maga cieni, szkoda tylko, że sam Arein nie mógł wymierzyć mu kary, nie z powodu uczucia zemsty, ale jako naukę dla każdego kto chciałby na przyszłość powtórzyć co Celdrun zrobił. Uczucia tego typu nie były mu znane, teraz ich nie posiadał, wyrzekł się ich, objawiały się tylko czasami jako nagłe skoki emocji, tak jak teraz kiedy został uwolniony przez Szezela.

Zaniepokoiła go za to wiadomość o Girrallonie, Szazel mógł się przemknąć obok niego… ale Arein może mieć z tym problemy…Ryzyko jest bardzo duże… do tego zauważył, że magia ostatnio nie działa jak powinna, kiedy jego oprawca oparzył się przy jednym z prostszych zaklęć, sytuacja jednym słowem była nieciekawa… Żeby przejść obok nich nienaruszonym musiałby użyć co najmniej 3 zaklęć, które by ich zablokowały, w przeciwnym wypadku mogą go zaatakować zanim by mógł uciec. Przyjrzał się jeszcze raz po Sali, szukał czegoś co mogło mu się przydać, może jakichś odczynników alchemicznych… eliksiry… ale czy zdoła określić do czego służą… jeśli użyje nie tego co trzeba może jeszcze pogorszyć sytuację…Na szczęście czasu ma sporo, napojony cudownym eliksirem nie czuje już głody, mimo że nadal zmęczenie. Postanowił się przyjrzeć bardzo uważnie eliksirom i zbadać dokładnie ich zawartość.

-Szazel… jak daleko od drzwi znajdują się te Girrallony? Jak duże jest pomieszczenie, w którym się znajdują? Są tam jakieś meble? Jakiś sprzęt? Śpią czy nie? Czy na pewno nie ma stąd innej drogi ucieczki? Sprawdź wszystkie ściany tutaj, może jest tu jakieś sekretne wyjście, przeciąg spod którejś z ścian. Masz lepsze zmysły od moim, powinieneś wyczuć lepiej to.

On sam zabrał się za badanie eliksirów i w między czasie próbował sobie przypomnieć wszystko co wiedział o Girrallonach, wszystkie ich słabości i silne strony. Jeśli miałoby dojść do walki musi być gotowy.

***
używam zasady 20 przy identyfikowaniu eliksirów
 
Qumi jest offline  
Stary 11-05-2008, 12:15   #646
 
rasgan's Avatar
 
Reputacja: 1 rasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwu
- Oczywiście. Jeśli mogę jeszcze jakoś pomóc, proszę mówić kapitanie. A może przydają się na murach dwa dodatkowe ostrza? Mam dziś wolny dzień więc jestem do dyspozycji. – elf przemówił spokojnie. Spodziewał się takiego obrotu sprawy. Gdyby dowódca powiedział mu coś innego, lub gdyby okazało się że przy takim oblężeniu obrońcy nie mają swoich metod rozpoznania sytuacji odpowiedź elfa byłaby jednoznaczna i bez odwołania. Kapitan skończyłby ze sztyletem pod żebrami. Choć charakter elfa był taki a nie inny, to z każdą minutą elf coraz bardziej lubił miasto, coraz bardziej kochał Tais. A już na pewno nie chciał, by ojczyzna tej okropnej druidki przepadła.

Choć elf nienawidził rasy druidki, choć nienawidził elfów całym swym sercem, to zauważył, że coraz częściej przychodzi mu z nimi współpracować. Choć za każdym razem gdy ich widział miał ochotę wsadzić im sztylet w plecy, to i tak coraz łatwiej przychodziła mu współpraca. Najciekawsza jednak dla Rasgan była druidka. Choć miał ochotę poniżyć ją, poćwiartować a później nakarmić jej kawałeczkami ryby, to gdy tylko popatrzył w jej śliczne oczy, od razu ochota na okrucieństwa mijała, a lód jego serca topił się i znikał.

- Kapitanie, chętnie wspomogę dziś obrońców. Może się do czegoś przydam, czekam więc na rozkaz.

Podczas gdy kapitan udzielał instrukcji elfowi, ten myślał już o kolejnym ruchu. Musiał uwolnić kapłana. Choć jego zachowanie groziło priorytetom elfa, choć był jawnym zagrożeniem, to był też przyjacielem. A elf nie znał niczego ponad przyjaźnią. Nie istniało dla niego żadne większe prawo niż prawo przyjaźni. Honor, miłość, ojczyzna... to pojęcia, które liczą się dla wojowników. On, wygnany, upadły, przeklęty elf ze szlacheckim rodowodem, z licznymi mordami na swym koncie już dawno zapomniał o znaczeniu tych słów. Cóż mogła znaczyć miłość, gdy kochana osoba się zestarzeje i umrze? Czymże jest honor jeśli nie mrzonkami i przykrywką dla tchórzostwa? Ojczyzna? Kawałek ziemi, z której cię wygnają... nie, to były bzdury. Za to przyjaciel, prawdziwy przyjaciel, był wart więcej niż wszystkie te słowa razem wzięte. Dlatego elf opracował prosty plan działania. Wysłucha kapitana, pod postacią kruka przyleci do domu Turama i spróbuje się dostać niepostrzeżenie do piwnicy. Gdy tylko uda mu się ominąć milczącego tropiciela, który zapewne pilnuje Mi Raaza wtedy uwolni kapłana. Pomoże mu się wydostać w opresji.

Elf przewidywał również ewentualność konfrontacji z tropicielem. Nie, żeby miał coś przeciwko niej, nie żeby miał opory przed zabiciem tropiciela, ale coś mu mówiło, że ten osobnik odegra jeszcze znaczącą rolę w przedstawieniu życia. Chciał więc uniknąć niepotrzebnej walki.

Gdy kapitan skończył mówić, elf skinął głową i wyszedł na zewnątrz. Miał plan do zrealizowania. Później przyjdzie czas na rozkazy kapitana.
 
__________________
Szczęścia w mrokach...
rasgan jest offline  
Stary 14-05-2008, 21:08   #647
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Phalenpopsis, Dzielnica Przybyszów, świątynia Pana Kniei

Borein podbiegł do oplecionego szczelnie ciała elfa i rzekł do Luinehilien.- Nie powinienem się zgodzić. Wiedziałem, że z tym czymś na jego ręce będą kłopoty. I co teraz co robić? Pierwszy raz się z czymś takim spotkałem.
- To moja wina... - wyszeptała cicho, ale Borein na pewno to usłyszał. - Też nigdy się z czymś takim nie spotkałam... Co robić...
- Nikt tego nie mógł przewidzieć...Nie, w obecnych czasach.- odparł Borein.
Druidka dokładnie obejrzała kokon. Chciała dowiedzieć się jak najwięcej o tym wynaturzeniu.
Zaś sam druid kucnął, najpierw palcem trącił kokon, po czym delikatnie naciął pnącze. Co spowodowało, że kokon natychmiast pokrył się pięciocentymetrowymi kolcami.
Widać było, że klatka piersiowa Ammana rusza się, a więc druid żył...Przynajmniej na razie.
- Boreinie... Nie znam tajników tej inicjacji... Czy istnieje możliwość, byś mnie również przeniósł na granicę życia i śmierci? Mogłabym spróbować mu pomóc... Nawet jeśli nie wróci jako druid... - jej głos lekko drżał, choć starała się to ukryć.
- To jest święty rytuał, nie zaklęcie laernesi.- rzekł Borein w odpowiedzi.- Czyniąc to o co prosisz, mógłbym dokonać aktu profanacji na ceremonii ustanowionej przez Pana Kniei. Poza tym...
Druid wstał, nerwowo podrapał się po głowie i rzekł.- Ceremonia przyjęcia neofitów nie ma nic wspólnego z nekromancją. Amman nie umarł, tylko jego umysł zapadł w stan podobny do śpiączki...Na granicy życia i śmierci, co prawda, ale nigdy jej przekraczając. Przypuszczam, że nawet gdybym przeprowadził rytuał, to i tak nie spotkałabyś Ammana. Wizje przeszłych i przyszłych wcieleń to bardzo osobiste przeżycie.
Tymczasem kolce na „kokonie” Ammana zanikły. Borein gwizdnął i po chwili do obojga podszedł Łasuch pomrukując głośno.
- Załadujmy Ammana na Łasucha, umieszczę tego biedaka w świątyni Pana Kniei. Może to pomoże.- rzekł arcydruid. Borein wydawał się unikać pytania, z którym musiała zmierzyć się Luinehilien...Co dalej?

Bagna Zapomnianego Boga, Zniszczony plac

Przymierzała ciche korytarze, ponure i ciemne jak w grobowcu. Ściany znaczone były symbolami powiązanymi z Heliobalem i pamiątkami po heroicznych czynach Zakonu Płonącego Miecza. Ale Aeterveris wiedziała, że pod resztkami draperii zdobionej motywami religijnymi kultu Jaśniejącego, są ukryte ślady mroczniejszego okresu w historii tej twierdzy. Ruiny wyglądały ponuro, szczególnie, że wieczny półmrok jaki okrywał bagno dodatkowo dodawał złowieszczego charakteru każdemu cieniowi.
Nimfa zdziwiona była, ze jeszcze żyje ...Gnolle powinny ja dogonić trzy zakręty temu. Tym bardziej, że nadal nie wiedziała, czy zmierza w dobrym kierunku. Powoli traciła orientację w tych labiryncie korytarzy.
- Zabawna jesteś bękarcie natury. Ale sprytna...zyskałaś trochę czasu dla siebie.- odezwał się głos uwięzionego pomiotu boga.
- Czyżbyś okazał się tak kiepskim przewodnikiem, że gnolle się zgubiły?- zadrwiła Aeterveris.
- O nie, nie...Ale idą właśnie by zabić staruszkę, i tę trójkę niewolników których sprowadziły jaszczuroludzie.- rzekł głos.
- O czym ty mówisz? To... to niemożliwe. Gnolle nie ryzykowałyby ponownego zgubienia moich śladów, tylko po to, żeby zaspokoić twoją zachciankę... Kłamiesz gadzie!
Choć słowa Aeterveris były pełne pewności, to głos nimfy zdradzał coś innego. Brzmiało w nim zwątpienie. Najwyraźniej do nimfy docierało, że dała się oszukać, a ceną za jej porażkę, będzie śmierć nie tylko jej... ale również niewinnych ludzi.
- Nie muszę. Twoja śmierć, choć zabawna, nie jest dla mnie istotna.- odparł głos. - Tylko na śmierci mej nadzorczyni mi zależy. A ja stałem się ich uszami i oczami ścigającej cię sfory...Zyskujesz więc tyle czasu ile zajmie im zabicie Liirchy i tych którzy są z nią. Wykorzystaj ten czas dobrze...Bo potem wywiąże się z umowy wobec gnolli. Przyjemnie będzie patrzeć jak umierasz z wyrzutami sumienia wypisanymi na twarzy.

Gdzieś na Bagnach Zapomnianego Boga

- Jesteś człowiekiem, ona też, więc się dogadujcie...Poza tym, to ty za nią pognałeś, nie ja.- rzekła Ilmaxi.- I mi się od tego nie wymiguj. Ja tu jestem od ochrony, ty od zdobywania informacji.
- Dobrze już, postaram się z nią jakoś porozumieć, ale ty także mogłabyś współpracować. Gdyby potrzebna była tępa siła do walki, daliby mi trolla do pomocy. – rzekł na wpół żartobliwie, na wpół sarkastycznie. – Mam nadzieję, że masz także jakieś wartości moralne, inaczej ciężko Ci będzie ze mną podróżować. – dodał znacząco.
- Mam wartości moralnie, ale moi stwórcy nie stworzyli mnie do filozoficznych debat, tylko do walki.- odparła Ilmaxi.- I nie chodzi o to, że nie chcę pomagać tej kobiecie, ale nadal nie wiemy w czym jej pomóc...ani jak.
Dalszą rozmowę przerwało pojawienie się jaszczuroldzi, których wódz rzekł:
- Wy to kto? I co wy robicie na moim bagnie? Mówcie szybko, albo strzały moich wojów was zabiją.
Gaalhil odezwał się spokojnym, nie mogącym w żaden sposób prowokować głosem:
- Jesteśmy wędrowcami, zdążającymi w stronę Phalenopsis! Nie czyńcie krzywdy, pragniemy tylko spokojnie przejść przez wasze ziemie i ruszyć w dalszą drogę!
Tymczasem Kyulii zsunęła się z grzbietu Ilmaxi, chwyciła za topór, stanęła w bojowej postawie i wyrzuciła z siebie okrzyki, które zapewne były obelgami wyzwiskami i wezwaniem do walki... Sądząc po tonie głosu kobiety. Zaś Ilmaxi sięgnęła po kamień, który wraz mieczem stanowił jej uzbrojenie. linie na kamieniu zaczęły jarzyć się czerwonym blaskiem.
-Kheess’ash uest’hsim ust’ha ! Took Took!- rzekł jaszczuroludź obwieszony paciorkami i z piórami wsuniętymi pomiędzy grube łuski na czaszce, wskazując kosturem na Kyulii. Gaalhil uznał go za szamana.
- Rass’vish wyuhi ugsst’a.- odparł szamanowi wódz, po czym wskazując toporem kierunek, rzekł do Gaalhila.- Kłamiesz...A tych, których szukacie, zostawiliśmy w świątyni wężowego boga, związanych i żywych. Jak się pospieszycie, to może uratujecie im życie. I lepiej dla ciebie człowieczku, by nasze drogi nigdy się nie skrzyżowały.
Wydawszy w rozkazy w swym barbarzyńskim języku jaszczuroludzie ruszyli w kierunku z którego przybyli Gaalhil, Kyulii i Ilmaxi.
- No to przekaż dziewczynie dobrą wiadomość i ruszamy.- rzekła niebiańska lamia, wskazując na dziewczynę która wskazywała palcem na odchodzących jaszczuroludzi wyrzucając z siebie potoki słów ociekających nienawiścią.

Vaein Toris, zapomniana cytadela Ordo Cronos, piwnica

-Szazel… jak daleko od drzwi znajdują się te Girrallony? Jak duże jest pomieszczenie, w którym się znajdują? Są tam jakieś meble? Jakiś sprzęt? Śpią czy nie? Czy na pewno nie ma stąd innej drogi ucieczki? Sprawdź wszystkie ściany tutaj, może jest tu jakieś sekretne wyjście, przeciąg spod którejś z ścian. Masz lepsze zmysły od moim, powinieneś wyczuć lepiej to.-wydał szybko polecenia swemu chowańcowi Arein. I Szazel sprawdzając ściany zaczął opowiadać. -To duża sala panie, na podłodze i na ścianach magiczne symbole. Wydawały się reagować na magię, bo błyskały lekko gdy przelatywałem... Dlatego też nie korzystałem z żadnej z mych zdolności. Na środku komnaty leży dywan i na nim girrallony zrobiły sobie gniazdo z połamanych mebli poduszek i wszystkiego co znalazły. Część ścian jest uszkodzona. Gniazdo leży na środku komnaty pomiędzy schodami prowadzącymi do komnat, przez które musiałem przelecieć by dostać się do lochów, w których jesteśmy, a dwudrzwiowymi wrotami prowadzącymi na zewnątrz.
Arein zastanawiał się nad zawartością buteleczek które znalazł bardzo długo, w końcu stwierdził, że to bezowocna strata czasu... Mizerna wiedza na temat alchemii jaką posiadał, dawała nikłe szanse na odkrycie do czego służą mikstury.
- Co do ich zwyczajów bestii, to nie znam. Czekałem bowiem jakąś godzinę, zanim znalazłem dogodną chwilę do prześlizgnięcia się. Innej drogi nie znalazłem, ale cześć drzwi została zapieczętowana od zewnątrz i opatrzona napisem, „Niebezpieczeństwo ,nie otwierać!”Przykro mi panie...Nie ma stąd innego wyjścia.-dodał strapionym głosem Szazel.- nie wyczułem żadnego przeciągu, żadnej podejrzanej szczeliny nie odkryłem.
- Inne komnaty powiadasz? Zapieczętowane drzwi?- mruknął zaciekawionym głosem Arein.
- Eee...tak. Trochę ich jest po drodze. Spieszyłem się i nie rozglądałem się za bardzo, ale cześć z nich była nienaruszona, inne zniszczone. Niemniej na ścianach często było widać magiczne symbole. Nawet w spustoszonych komnatach, więc wolałem kusić losu.- rzekł chowaniec.

Phalenpopsis, piwnica w domu Turama

Kapłan szarpnął się i uderzył plecami o szafkę. Nie zwrócił uwagi na ból, nie przejmował się tym że coś z szafki może upaść na niego... Czekał aż usłyszy trzask bitej butelki lub miski. Dźwięk tłuczonego szkła był wyraźny, dzięki akustyce piwnicy. Podpełzł tam i zaczął gorączkowo wyszukiwać odpowiedniego kawałka szkła. Zapach jaki czuł w nozdrzach i obłe kształty które wyczuwał pozwalały mu stwierdzić, że stłukł słoik z ogórkami w occie. Wyczuł odpowiedni kształt i zaczął operować kawałkiem szkła tak by przeciąć więzy przy minimalnym kaleczeniu swoich palców...Udało się! Dłonie miał juz wolne! Po chwili i nogi były wolne. Ale co teraz?... Nie miał ,ani broni, ani zbroi, ani składników do czarów, ani swego sztyletu. Po omacku kierował się do drzwi, które okazały się solidne i... zamknięte. Spróbował wyważyć, bez skutku.
Zanim zdążył się zastanowić jakiego zaklęcia użyć, drzwi się otwarły i na moment oczy kapłana oświetliło jasne światło. Przesłonięte zostało ono szybko przez tajemniczy cień, który, gdy wzrok Mi Raaza przywykł do światła dnia, okazał się solidnie zbudowanym orkiem, uzbrojonym w długi zakrzywiony miecz i sztylety.

-Twój szef chce cię widzieć.- rzekł wesołym tonem. Ale Mi Raazowi nie było do śmiechu. Kapłan zauważył leżących na ziemi nieprzytomnych, Verryaaldę i Yokurę...Oraz poważnie rannego półelfa opatrywanego przez dwóch niziołków. Cała czwórka nowych sługusów Władcy Szczurów było dobrze uzbrojona. Niziołki uzbrojone były w krótkie miecze i sztylety. Jedynie półelf miał rapier i krótki łuk. Widział też przerażonego krasnoluda Turama schowanego pod stołem, którego napastnicy zdawali się... ignorować.

Dzielnica Rzemieślnicza

Paladyn przemierzał uliczki dzielnicy ...Spotkanie które przytrafiło mu się przed chwilą, było dziwne. Owszem, odkąd rozpoczęło się oblężenie patrole straży uległy drastycznemu zmniejszeniu. Ale w najważniejszych dzielnicach Rzemieślniczej i Kupieckiej nadal były dość regularne. Gedwar mógł uznać twe dwa stwory za weteranów którejś z armii. Królowie czarodzieje i służący im magowie potrafili się wykazać olbrzymią fantazją przy kreowaniu sił zbrojnych. Mieszanie krwi różnych stworzeń w celu wyhodowania potężniejszych kombinacji było na początku dziennym w Tais. Paladyn nie zastanawiał się jakiż to powód stał za tą próbą zatrzymania go...Miał bowiem inne sprawy na głowie.
Zgodnie ze wskazówkami uzyskanymi przez kolejnego przechodnia, dojście do domu skarbnika prowadziło przez wąską uliczkę.
Ale Gedwar się do niej zbliżał to zza zakrętu wyłoniła się trzymetrowa istota, zwoje mięśni przebijały przez gnijącą skórę. Mięśni skrępowanych skórzanymi paskami. Kościane kolce wyrastające pomiędzy mięśniami dodawały mu tylko złowieszczego wyglądu. Potwór nie miał broni, nie licząc oczywiście potężnych łap zakończonych pazurami i przymocowanych za pomocą rzemieni ostrzy.

Gedwar nie wiedział czy ma do czynienia z nieumarłym z żywym przeciwnikiem...Ale jedno było pewne, miał do czynienia z śmierdzącym przeciwnikiem. Odór który przed chwilą brał za zapaszek pobliskiego śmietnika, był niewątpliwie smrodkiem tej bestii.
Potwór podniósł łapę w kierunku paladyna i z trudem wycharczał.- Ssstaaaa...ć!

Koszary straży miejskiej, Phalenopsis

- Oczywiście. Jeśli mogę jeszcze jakoś pomóc, proszę mówić kapitanie. A może przydają się na murach dwa dodatkowe ostrza? Mam dziś wolny dzień, więc jestem do dyspozycji. – elf przemówił spokojnie. - Kapitanie, chętnie wspomogę dziś obrońców. Może się do czegoś przydam, czekam więc na rozkaz.
- Wojna to nie piknik, a oblężenie to nie wycieczka. Nie przyjmujemy noneusowych obrońców. A teraz proszę się stąd oddalić i zająć swoimi sprawami. Punkt rekrutacyjny znajduje się w innym budynku.- burknął oficer.- Jesteśmy tu zajęci poważnymi sprawami i nie mamy czasu na bzdety.
Po tym chłodnym odprawieniu Rasgan skierował swe kroki w kierunku...Punkt rekrutacyjny nie zając, nie ucieknie.
Spokojna wędrówkę elfa przerwał niecodzienny incydent... Gdy wędrował pustawą miejską uliczką, kątem oka zauważył jakąś białą wychudła sylwetkę skaczącą po dachach. Zanim jednak zdążył zareagować stwór zeskoczył tuż przed nim ujawniając swą obrzydliwą fizjonomię.

Blada skóra pokrywała wychudłe ciało, zapewne efekt neoromantycznych eksperymentów. Czerwone oczka patrzyły złowrogo, rana przechodząca przez całe ciało była zszyta niedbale czarną nicią. Bestia uzbrojona była w dwa długie rapiery, a w jej stopach tkwiły odłamki szkła.
- Zawróć, a przeżyjesz.- zasyczała istota.

Phalenopsis, tuż przed wrotami do twierdzy do Arsiviusa.

Wrota otworzyły się i zamku wyszło kilka sylwetek, co niewątpliwie zwróciło uwagę przebywając w okolicy mieszkańców miasta. Choćby z tego powodu, że po raz pierwszy od rozpoczęcia się oblężenia zamku, ktoś wyszedł z zamku Arsiviusa. Jedną z nich była wysoko postawiona kapłanka Pochlebcy, drugą generał Galthus, słynny strateg, osławiony wojownik, ale i bezlitosny przeciwnik. Pozostałe cztery istoty by yugolothami, czartami zaprzysiężonymi do służby za pomocą cyrografów.
Trzy z nich, potężnie zbudowane „psy” były canolothami, opancerzonymi łowcami o kolczastych językach. Niezbyt inteligentymi , ale za to zawziętymi w boju i nieustraszonymi łowcami. Czwarty był ultrolothem, ich nadzorcą i dowódcą walczącym mieczem. Chudym osobnikiem o gładkiej i ciemnej skórze.
Wspólnym dla ultrolotha i canolothów był malunek na ich pancerzach naniesiony za pomocą magii. Przedstawiał on kostur otoczony kręgiem oczu...Osobistą pieczęć króla czarodzieja Arsiviusa. Było dowodem na to komu służą i gwarantowało, że straż miejska nie będzie się wtrącać w ich działania.

- Generale Galthus, to co czynisz można uznać za złamanie rozkazu naszego pana.- rzekła kapłanka Diamorga.
- Bzdura skarbie.- rzekł szyderczo Galthus, po czym dodał.- Nasz pan, lord Arsivius, obdarzył mnie honorem i obowiązkiem pilnowania bezpieczeństwa na zamku. Tymczasem ten elfi magik uciekł z zamku, wykazując słabości w systemie obronnym twierdzy. Moim obowiązkiem jest złapać, przesłuchać i zabić w widowiskowy sposób...ku przestrodze.
Po czym rzucił w kierunku ultrolotha jakąś szatę, mówiąc.- Masz go znaleźć i przyprowadzić do mnie. Powinien być w stanie mówić...Niekoniecznie chodzić.
- Tak będzie panie.- rzekł ultroloth, dając do powąchania canolothom była szaty Berianda.
Zapoznawszy się z zapachem bestie pognały na łowy...na polowanie na pewnego elfiego czarodzieja.

Dzielnica Rzemieślnicza

Beriand właśnie zakończył wędrówkę po mieście i postanowił wrócić do domu Turama.
Dwójka stworów właśnie zakończyła ogłuszać pięciu strażników miejskich.
Istoty te wyglądały na krzyżówki golemów z półorkami. Półorczyca miała bowiem żelazne olbrzymie łapy, zaś ork miał zamiast rąk miał kamienne ramiona. Półrok nie był uzbrojony, zaś półorczyca opierała się o bułat, który najwyraźniej nie był jej w walce potrzebny. Spojrzenia tych stworów spotkały się z Beriandem.
Półorczyca spojrzawszy na elfa, rzekła.- Powiedz, że chcesz przejść dalej...Ci stróże prawa nie okazali się zbyt trudni.
- Pamiętaj o zadaniu jakie zlecił nam stwórca, mamy jedynie pilnować przejścia i atakować tych którzy chcą przejść, lub tych którzy nas zaatakują.- strofował wspólniczkę ork.
- Ale ten paladyn uciekł na nasz widok, a tym strażnikom brak było doświadczenia.- mruknęła półorczyca ziewając, po czym krzyknęła do Berianda. -Te elfik, bądź facet z jajami i zaatakuj nas...Nie martw się, nie zabijemy cię, a tylko przetrzepiemy skórę!
Zanim jednak Beriand zdążył zrobić cokolwiek, z tyłu zaszły go trzy canolotchy o podwójnym garniturze zębów w paszczach i kolczastych językach. Elf rozpoznał malunek na ich pancerzach...I skórę pokrył mu zimny pot. Canolothy należały do armii Arsiviusa i zapewne zostały wysłane po niego...Znalazł się więc po miedzy dwoma zmodyfikowanymi półorkami, a trzema canolothami. Był w wąskiej uliczce, z rzędem domów po każdej stronie ciągnących się niczym mur. Z każdym wyjściem zablokowanym przez wrogów...Między młotem, a kowadłem.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 06-06-2008 o 17:51. Powód: ważna poprawka
abishai jest offline  
Stary 19-05-2008, 10:34   #648
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
- Twój szef chce cię widzieć - do kapłana te słowa nie dotarły w pierwszej chwili. Gorączkowo myślał cóż to za banda przyszła mu z pomocą i czy powinien stawiać opór. Dopiero gdy wyszedł z swojej niedawnej celi i rozejrzał się po podłodze zaczął się wszystkiego domyślać. Z jakiegoś powodu nekromanta zorganizował mu ratunek. ~~Ale Dlaczego? Cóż ja takiego mam, że tak bardzo Ci zależy? Coś w tym wszystkim nie gra~~ Twarz Mi Raaza pokrył wyraz głębokiej zadumy i jednocześnie niezadowolenia z faktu całkowitej utraty kontroli nad sytuacją. Krótkim spojrzeniem obrzucił swoich wybawców. ~~Skoro zgrzybiały nietoperz mógł przypuścić frontalny atak na posiadłość Thurama, to dlaczego posyłał mnie? Skoro jestem tylko laleczką którą pociąga za sznurki, niczym błazen na wiejskim jarmarku, to dlaczego zorganizował dla mnie ratunek? Coś w tym wszystkim śmierdzi. I to śmierdzi na mile.~~ Kapłan postanowił jednak zatrzymać dla siebie swoje przemyślenia.

- Ile mamy czasu? Nie wiem, czy zdążyłbym ubrać zbroję. Tak czy inaczej kilka rzeczy jest dla mnie niezbędnych. - Mówiąc to Mi Raaz podszedł do stolika pod którym siedział ukryty krasnolud.
Kapłan pochylił się, żeby Thuram wyraźnie widział jego twarz.
- Mości panie gospodarzu, jako mniemam wiecie o miejscu okupowanym w tym czasie, przez rzeczy, które miałem przy sobie, a których brutalnym przejawem agresji mnie pozbawiono. Jako twój gość, który niestety jako pojmuje stał się teraz persona non grata, proszę o wyjawienie mi tegoż sekretu. Mam nadzieję, że przekona mości gospodarza siła tegoż argumentu, gdyż nie chciałbym posunąć się do wykorzystania argumentu siły.
Mi Raaza zawsze bawiły utarczki słowne w których mógł stosować nietypowe konstrukcje gramatyczne. Właśnie dlatego teraz na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. Nie spodziewał się natomiast zrozumienia ze strony roztrzęsionego krasnoluda. Dlatego bardziej zdecydowanym tonem rzekł:
- Miecze i sztylet, gdzie?!
Spodziewał się raczej gestu dłonią, wskazania kierunku, niż pełnej starannie skonstruowanej odpowiedzi.

Gdy już kapłan odnalazł swoje wyposażenie ruszył szybkim krokiem do wyjścia. Gdy stanął przed posiadłością wraz z najemnikami nekromanty rzucił jeszcze jedno spojrzenie na posiadłość krasnoluda. ~~Mam nadzieję, że nie będę tutaj wracał~~
- Prowadź do szefa, chyba, że mam jeszcze chwile, żeby założyć zbroję, to zabiorę się za przywołanie mojego sługi.
 
Mi Raaz jest offline  
Stary 20-05-2008, 19:13   #649
 
Umbriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Umbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie coś
Kości losu
Oby bogowie byli dla nas łaskawi.

- Mam wartości moralnie, ale moi stwórcy nie stworzyli mnie do filozoficznych debat, tylko do walki.- odparła Ilmaxi.- I nie chodzi o to, że nie chcę pomagać tej kobiecie, ale nadal nie wiemy w czym jej pomóc...ani jak.

Psionik kiwnął głową ze zrozumieniem. W tym wypadku podzielał zdanie lamii w pełni.


Dalszą rozmowę przerwało pojawienie się jaszczuroldzi, których wódz rzekł:

- Wy to kto? I co wy robicie na moim bagnie? Mówcie szybko, albo strzały moich wojów was zabiją.

Gaalhil odezwał się spokojnym, nie mogącym w żaden sposób prowokować głosem:

- Jesteśmy wędrowcami, zdążającymi w stronę Phalenopsis! Nie czyńcie krzywdy, pragniemy tylko spokojnie przejść przez wasze ziemie i ruszyć w dalszą drogę!

Tymczasem Kyulii zsunęła się z grzbietu Ilmaxi, chwyciła za topór, stanęła w bojowej postawie i wyrzuciła z siebie okrzyki, które zapewne były obelgami wyzwiskami i wezwaniem do walki... Sądząc po tonie głosu kobiety. Zaś Ilmaxi sięgnęła po kamień, który wraz mieczem stanowił jej uzbrojenie. linie na kamieniu zaczęły jarzyć się czerwonym blaskiem.

Gaalhil patrzył z przerażeniem jak barbarzyńska kobieta z sekundy na sekundę zmniejsza ich szanse na przeżycie. Blask zniknął z błękitnych oczu psionika, a zastąpiła go ponura determinacja. Przygiął się lekko na nogach, jakby był gotowy do skoku, a na wysokim czole szlachcica pojawiły się zmarszczki. Ręka zsunęła się do rękojeści szabli. Jeśli kobieta wykona jeszcze jeden akt agresji w stronę jaszczuroludzi…

Czas zwolnił, psionik czuł się trochę jak w wodzie. Z dali słyszał okrzyki Kyulii i sykliwą rozmowę jego wrogów. Osiągnął najwyższy stopień koncentracji…

Kłamiesz... – Gaalhil drgnął słysząc to słowo.- A tych, których szukacie, zostawiliśmy w świątyni wężowego boga, związanych i żywych. Jak się pospieszycie, to może uratujecie im życie. I lepiej dla ciebie człowieczku, by nasze drogi nigdy się nie skrzyżowały.

Wydawszy w rozkazy w swym barbarzyńskim języku jaszczuroludzie ruszyli w kierunku z którego przybyli Gaalhil, Kyulii i Ilmaxi.

-No to przekaż dziewczynie dobrą wiadomość i ruszamy.- rzekła niebiańska lamia, wskazując na dziewczynę która wskazywała palcem na odchodzących jaszczuroludzi wyrzucając z siebie potoki słów ociekających nienawiścią.

„Jaszczuroludzie odeszli. Żyjemy.” – Najpierw napłynęła do niego ogromna fala ulgi, a potem wyprostował się dumnie i zaczął się śmiać. To nie prawda że doświadczony wędrowiec, który setki razy mógł stracić życie nie okazuje strachu czy nerwów. Za każdym razem jest tak samo…

Chwilkę zajęło mu opanowanie się, po czym podbiegł do Kyulii. Wskazał palcem na siebie i na nią, a także kierunek w którego stronę się udają. Następnie bez słowa wyruszył, idąc szybkim marszem, niemal truchtając. Kiedy zatrzymał się na chwilkę by złapać oddech, zapytał trochę Ilmaxi, trochę siebie:

- Jeśli uda nam się odbić zakładników, Kyulii dokona zemsty, i jakimś cudem wszyscy wyjdziemy z tego cało, co wtedy? Nie możemy ich wziąć ze sobą prawda? Zostawić też ich nie możemy… Nie mogą jednak opóźniać naszej misji. Puścimy ich najbliższym bezpiecznym szlakiem, lub chociaż takim, którym idąc mają szanse na przeżycie. Tak będzie najrozsądniej prawda? – Brzmiało to trochę jak próba usprawiedliwienia czegoś co uważa za niemoralne.

Psionik odgarnął brązowe włosy, które opadły mu na czoło i otarł pot rękawem, po czym posłał kobietom promienny uśmiech, jakby w jednej chwili usunął z głowy wszystkie troski. Następnie odwrócił głowę i ruszył szybkim, sprężystym krokiem dalej.
 
__________________
13 wydział NYPD
Pijaczek Barry
"Omnia mea mecum porto"
Umbriel jest offline  
Stary 22-05-2008, 12:16   #650
 
rasgan's Avatar
 
Reputacja: 1 rasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwu
- Zawróć, a przeżyjesz.- zasyczała istota.
- Odwrócę się i skończę ze sztyletem w plecach? Nie, dzięki. Może po prostu przejdę sobie obok i nikomu nie zawadzę, co? – elf wypowiedział te słowa spokojnie, z pewną nutą dobrego humoru. Jednocześnie dokładnie się przyglądał stworzeniu. Jego fizjonomia wydawała mu się znajoma, gdzieś już spotkał coś podobnego. Nie był to jednak czas na wspomnienia i elf doskonale o tym wiedział. Skupił więc swą uwagę na broni i sposobie poruszania się stworzenia.
- Kim jesteś, że śmiesz mi rozkazywać? – elf popatrzył na dwa długie rapiery. Jeśli stworzenie nosiło taką broń, to jak na umarlaka musiało być bardzo szybkie i zręczne. Dodatkowo musiało być inteligentne. Broń ta, choć zdecydowanie mniej niebezpieczna od mieczy i wolniejsza od szpady, w rękach kogoś kto potrafi się nią posługiwać była śmiertelnym zagrożeniem. Przystosowane do szybkich cięć i pchnięć rapiery cieszyły się wielkim powodzeniem wśród szlachty, gdzie szybkość i finezja walki górowała nad fizyczną siłą.

Rasgan miał wielką ochotę zmierzyć się z potworem. Bardzo lubił takie wyzwania, lubił testować swoje umiejętności i sprawdzać ile jeszcze może mu brakować do znienawidzonych bogów. Tym razem jednak elf postanowił trenować swój umysł a nie ciało. Stłumił więc pokusę wyciągnięcia broni i zabicia istoty. Odegnał marzenia o zatopieniu mieczy w jej wnętrznościach.
Będąc w ciągłym pogotowiu i gotowości elf odwrócił się powoli od nieznanej mu istoty i powoli zaczął się oddalać spełniając życzenie eksperymentu. W jego głowie natomiast rodził się kolejny plan.

Szlachcic rozmyślał nad tym, co mogła oznaczać istota w takim miejscu. Czy dalej dzieje się jakiś dziwny eksperyment? A może szukają jakiegoś zbrodniarza? A może... a może po prostu zamienić się jeszcze raz w kruka i zbadać okolicę z powietrza? Ta ostatnia myśl wydawała się najlepszą z możliwości. Elf poszukał więc jakiegoś miejsca gdzie mógłby się zmienić. Ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem i troską o przyjaciela. Zamierzeniem elfa było zbadać okolicę z powietrza, dowiedzieć się czegoś więcej na temat dziwnej istoty.

Ponownie przemieniony magicznym sposobem w ptaka, elf wzniósł się w powietrze. Pęd wiatru... kochał go i coraz częściej łapał się na tym, że brakuje mu go. Tak jak brakuje mu rzeczy towarzyszących przemianie w inne zwierzęta. Jednym z wielkich marzeń elfa była przemiana w tytana. Nie chodziło mu o potęgę i moc. Tym razem chciał tylko zobaczyć jak to jest oglądać świat takim małym. Patrzeć na niego z góry. Gdyby miał taką możliwość choć na chwilę... rozkosz jaką przynosiło marzenie, musiała być szybko zakończona. Elf bowiem znajdował się już nad obszarem, którego nie mógł przejść tradycyjną metodą. Musiał więc skupić się na obserwacji i być uważnym na czychające niebezpieczeństwa.
 
__________________
Szczęścia w mrokach...
rasgan jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172