I niewiadomo skąd pojawili się strażnicy z kuszami, bełt natychmiast został wystrzelony. Uderzył z tak wielką siłą, że Francesca omal nie przewróciła się, ochroniła ją przed tym ściana za plecami. Do tego przebył się na wylot i zaklinował w żebrach. Kobieta czuła jedynie lekki ból, nieporównywalny z takim jakby w tym momencie poczuł człowiek. Skoczyła w stronę Folkena, usłyszawszy jedynie świst.
>>> Cholera<<< przeklęła w duchu >>> Jak ja musze teraz okropnie wyglądać... <<<
myślała próbując w jakiś sposób uwolnić się od bełtu. Udało się jej złamać kawałek, lecz jeszcze jedna część została. W tym czasie Folken zmagał się ze strażnikami.
Spojrzała teraz na poranionego brązowookiego, krew z jego uda kapała i marnowała się, a z ramienia barwiła ubranie na cudowny kolor. Francesca oblizała się i uśmiechnęła.
- Mogę...A Ty? – zwróciła się w jego stronę, nieco zaniepokojona jego stanem. Chwyciła za sztylety i ruszyła sprawdzić drogę, szczęście im tym razem sprzyjało, strażników nie było.
__________________ Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Ostatnio edytowane przez Asmorinne : 10-05-2008 o 21:40.
|