Daniłłowicz był wściekły. Za nic miał obrazy i wrzaski na jego osobę, tolerowania takich słów nauczył się przez tę parę lat w Legionach. Był wściekły z powodu swego palca. Bo chociaż w tej chwili będzie musiał sobie poradzić bez swej broni, to nawet z pistoletami będzie miał problemy. Jego lewa ręka w tej chwili nie nadawała się do niczego poza odganianiem much, a przecież obie sprawne do walki dłonie były jego bronią, były jego narzędziem pracy. Gdyby nie ta misja... Już widział ociekające krwią ciała Paula i jego syna. - Za mną!- zawołał, wskakując na konia i szykując pistolet. Nawet nie mógł go trzymać - podczas jazdy ciasnymi uliczkami miasteczka musiał trzymać lejce. Cóż, teraz to jego nowi "przyjaciele" i oprawcy zarazem będą musieli zająć się bezpieczeństwem... - Miejsce spotkania znam, ale to Ty znasz miejsce ukrycia paczki. Gdy tylko znajdzie się w moich rękach, jako zastępcy przywódcy naszej wyprawy, a poprowadzę was do miejsca kontaktu z resztą grupy. A teraz już, szybko! Jazda!- zawołał i ruszył uliczką, by jak najszybciej wyjechać z miasta.
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |