Reyfu słyszał słowa kobiety jak zza ściany a zamach Samuela dojrzał zza ustępującej powoli czerwonej mgły wściekłości. Sens całej sytuacji docierał do niego powoli. Inkwizytor? W co sie tu gra? Fenn był pewien tylko jednego, dopóki nie dowie się o co w tym wszystkim chodzi nie będzie żadnego mordowania. Z głuchym warknięciem w dwóch susach dopadł do Samuela i szybkim ruchem przyłożył mu swoją zbroczona krwią klingę do szyi. -Jeśli jesteś takim gorliwym inkwizytorem i krzewicielem kultu Willa to może najpierw zmierzysz się z wyznawcą kłamliwego kultu Fenrira? Masz jeszcze możliwość darowania sobie chwilowo kwestii religijnych i przeprowadzenie spokojnej rozmowy. Jedno jest pewne, w mojej obecności nie zamordujesz bezbronnej kobiety.
Głos Reyfu był niski gardłowy i drżał jeszcze nie uspokojoną bojowa furią. Sam umiarkowany w poglądach religijnych wszelkie skrajne zachowania związane z ta dziedziną życia uważał za głupotę. I nie miał zamiaru pozwolić Samuelowi na bycie sędzią i katem w jednej osobie. Ponadto lata spędzone w służbie wojskowej nauczyły go, że mordowanie związanych więźniów to zbrodnia i zwyczajne barbarzyństwo.
__________________ Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce" |