Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2008, 20:14   #48
Kud*aty
 
Kud*aty's Avatar
 
Reputacja: 1 Kud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłość
John Fieldstone "Romeo"

John bawił się równie dobrze, co reszta widzów. W niektórych momentach nie mogąc powstrzymać śmiechu spadał z fotela, na którym siedział. Oczywiście nie obyło się drobnej sprzeczki. Ludziom z tyłu przeszkadzało zachowanie Malcolma, który słysząc ich obelgi nieźle się „nastroszył”. John na szczęście to zauważył i od razu zaczął uspokajać brata:

- Dobrze, spokój Malcolm. Ludzie nie są na tyle zabawowi, żeby Cię zrozumieć. Sami sztywniacy. Zostaw ich w spokoju, nie są warci, byś ich zlał. – Powiedział spokojnym głosem, a gdy usłyszał odpowiedź, której oczekiwał pociągnął Bakera za rękę by siadł na swoim miejscu, po czym wrócił do oglądania przedstawienia, które niebawem się skończyło. Zaraz, gdy zgasły światła, do „teatru” wpadł zdyszany mężczyzna z krzykiem na ustach:

-Atakują gangersi, szybko do obrony!

Wszyscy zerwali się z miejsc krzycząc i płacząc, lecz po chwili wszystkie te odgłosy zostały zagłuszone przez serie z broni maszynowej. Kule latały wszędzie raniąc i zabijając bezbronnych ludzi. John wybiegł zaraz, za Alexem oglądając się, co jakiś czas by upewnić się, że z tyłu biegnie Kmiot. Gdy Fieldston wybiegł na zewnątrz budynku stanął jak wryty. Wszędzie walały się ciała całe pokryte krwią a ranni krzyczeli obłąkańczo. Przez głowę Romeo przemknęły myśli: „Czemu oni to robią? W czym im przeszkodzili Ci ludzie?” Te rozważania przerwał Malcolm, który popchnął kierowcę chcąc zmusić go do dalszego biegu. Mężczyzna otrząsnął się z amoku i skierował się szybko za Pavalovem. Nie wiedział, dokąd biegnie. Wciąż myślał o rozlewie krwi, w którym był przed chwilą świadkiem. Strzały lekko ucichły i nagle przed kierowcą wyrósł ich GTX. Wszyscy załadowali się do niego błyskawicznie, lecz czekała na nich niemiła niespodzianka: samochód nie chciał odpalić.

- Cholera, nie teraz… Błagam! – krzyczał John kręcą kluczykiem w stacyjce. W głębi duszy cieszył się z tego, że nie mogą ruszyć. W obecnej sytuacji będą musieli przedrzeć się przez tłum gangerów by odnaleźć jakieś auto ze sprawnym akumulatorem. Trzeba będzie pomóc mieszkańcom miasta. Chcąc upewnić się, że towarzysze zechcą troszkę postrzelać zapytał:

- Co teraz? – pytanie to było czysto retoryczne. Malcolm od razu wyraził aprobatę. Na Aleksjeja wystarczyło tylko spojrzeć by poznać jego zdanie. Chłopcy wymienili jeszcze kilka zdań i każdy pobiegł w swoją stronę. John biegnąc do „teatru” chował się za wszystkim, co mogło dać, choć częściowa osłonę od ołowiu. W końcu dotarł do swojego celu nie wysyłając jeszcze żadnego prezentu w postaci kuli do niszczących wszystko wokół gangerów. Fieldstone zaczął ostrzał z okna, miejsca, które wydawało mu się najbezpieczniejszym. Strzelał powoli, długo mierząc zanim odda strzał. Wolał nie marnować amunicji na bezsensowne walenie ogniem zaporowym tym bardziej, że nie miał zbyt dużo pocisków. Kątem oka mężczyzna dostrzegł Bakera, który zaczął strzelać w gości znajdujących się na pobojowisku. To zachowanie zwróciło na niego uwagę. Zaprzestano strzelać w Romeo, gdyż Kmiot wydał się zbirom bardziej groźny. To był ich duży błąd. John miał teraz więcej czasu na mierzenie. Wychylił się na kilka chwili zza okna, odnalazł wybrańca na muszce, wstrzymał oddech i oddał strzał. Koleś dostał w plecy. Siła uderzenia była na tyle duża by powalić na ziemie rannego. „Chyba gość już nie wstanie” – myślał dumny z siebie kierowca chowając się na powrót. Kilka chwil później wyłonił się jeszcze raz tym razem celując w gościa, który obsługiwał CKM’a na starym Pickupie na końcu ulicy. „Drugi z rzędu, ale ja mam dzisiaj szczęście” – pomyślał po kolejnym strzale. Romeo zrobił teraz jednak za dużo zamieszania wokół swojej osoby. CKM z drugiego końca ulicy rozpoczął swoją serię. Nasz bohater nie zastanawiał się długo. Padł na ziemię i zakrył głowę dłońmi. Naboje dziurawiły ścianę, przy której wcześniej stał kierowca z łatwością. Jeden z nich drasnął jedynie mężczyznę w lewą rękę. Dobrze, że padłem – mówił sam do siebie Fieldstone patrząc na ścianę, za którą wcześniej się krył. Było w niej tyle dziur ile jest w… po prostu dużo. John wykorzystując chwilę spokoju zgrabnie opuścił pomieszczenie. W tej chwili usłyszał nawoływanie tatka. Młodzieniec zwrócił się w tamtym kierunku. Miał do pokonania jedną ulicę, na której grasowali gangerzy. Gdy znajdował się od niej jakieś dziesięć metrów jakiś mały chłopiec wybiegł na nią. Jeden z gangerów poruszający się na motorze zauważył dzieciaka i zaczął jechać w jego kierunku, co jakiś czas oddając strzał ze swojej klamki. Romeo zauważył to. Ruszył ile sił w nogach ku malcowi krzycząc w jego stronę:

- Uciekaj! Uciekaj! Jednak dziecko oniemiałe ze strachu stało jakby wrośnięte w ziemię. Motor podobnie jak John zbliżali się do chłopca. To był swego rodzaju wyścig. John nie lubił przegrywać, ostatni nie przegrywał, teraz też nie przegrał. Dobiegł pierwszy, staną przed chłopcem plecami do nadjeżdżającego idioty, podniósł dziecko tak by dać mu jak największą osłonę. Tyle mógł zrobić, gdyż ganger był zbyt blisko by móc liczyć na bezpieczną ucieczkę. Ten strzelił w kierowcę trafiając go pod prawą łopatkę i zgrabnie ominął. Poziom adrenaliny skoczył Fieldstonowi na tyle by w pierwszym momencie nie poczuć bólu. Upadł jedynie na kolana cały czas trzymając jedną ręką chłopca, druga wiernego Dekerta, którego zaraz skierował w swojego nawracającego, niedoszłego zabójcę. Oddał strzał, niby od niechcenia, lecz po chwili ganger spadł ze swego motocykla. Przez chwilę było spokojnie.

- Nic panu nie jest? – spytał chłopiec z lekko zatroskaną miną
- Nic – odparł z wymuszonym uśmiechem John – lepiej uciekaj w jakieś bezpieczne miejsce… - mówił przez zęby, głośno wypuszczając powietrze. Od razu było widać, że stara się z całej siły stłumić w sobie ból.

Mały rzucił jeszcze krótkie „dziękuję” i zaraz znikł w jakiejś małej ciemnej uliczce. John podszedł powłócząc nogami do motocyklisty. Jak się okazało opłaciło się to gitarzyście. Koleś miał na sobie kamizelkę kuloodporną z lat 90 XXIw. Młodzian szybko zdjął ją z trupa z kulką w karku i założył po swoją koszulę w jakimś zakamarku w wąskiej uliczce. „Lepiej jak nie będą jej widzieli” – pomyślał – „lepiej również, żeby nie walili tylko po głowie” – kontynuował. Z trudem podpierając się o ściany budynków ponownie skierował się za „teatr” zanim dostrzegł swoich towarzyszy spalił szybko jedno bicie zioła dla uśmierzenia bólu. Może ból się nie zmniejszył, ale kierowca odczuwał go coraz słabiej. Po prostu przestał o nim myśleć. Widział teraz gangerów jeżdżących na swoich jednorogich bykach, lub żyrafach. Bardzo go to śmieszyło. Ale idioci – mówił sam do siebie zbliżając się do Aleksjeja i Malcolma – kretyni jeżdżą na nosorożcach – kontynuował chichrając się pod nosem. Szedł o własnych siłach. Wśród drużyny nawiązała się krótka rozmowa, podczas której Fieldstone powiedział ilu kolegów zajechał i przeładował broń. Ekipa ponownie się rozdzieliła. Kierowca, który wszystko miał teraz w dupie biegł krętymi uliczkami nie zważając na ból oraz na to, dokąd biegnie. Chwilę późnej wyleciał na jakiś większy plac krzycząc w przypływie odwagi:

- Tu jestem sukinsyny! Możecie mi naskoczyć! Twoja matka wygląda tak jak Ty!

Zauważył go koleś z kałachem w łapach. Szybko skierował broń w stronę Romeo i z perfidnym uśmiechem nacisnął spust. Ten stracił swą odwagę tak szybko jak jej nabył. Szybko rzucił się za stojący obok samochód. To posunięcie uratowało gościowi dupsko. Mężczyzna szybko spostrzegł, że leży pod swoim braciszkiem. Uśmiechnął się do niego przyjaźnie poczym szybko wstał i zaczął mu pomagać. Gdy wydało mu się, że warto zmienić miejsce powiedział o tym Bakerowi:

Biegniemy za następny wóz
Biegnij pierwszy. – wystękał perkusista.
Ok…. No to start – kierowca ruszył szybko, ale widząc, że brat nie ruszył się z miejsca odwrócił się i zwrócił mu uwagę. Dopiero teraz spostrzegł, a w zasadzie zdał sobie sprawę, co zrobił Malcolm. Upadające na ziemię ciało Kmiota, nóż wystający z jego pleców, uśmiech na twarzy jeszcze żyjącego mężczyzny przebitego włócznią zadziałały na Johna piorunująco. Takiego jeszcze go nie widziano. W jego oczach widoczna była rządza mordu, na twarzy obojętność. Wyciągnął przed siebie broń i z krzykiem na ustach zaczął biec w stronę zabójcy Malcolma. Gdy był dostatecznie blisko władował w niego kilka kul poczym zaczął okładać trupa rękami i nogami. Gdy już trochę się wyładował stanął nad Bakerem. Jeszcze żył. To podniosło na duchu Fieldstona. Już miał klękać by w jakiś sposób pomóc przyjacielowi, gdy usłyszał kilka metrów od siebie śmiech. W porywie gniewu nie zwracał uwagi, co się, do okoła dzieje, teraz dopiero zdawał sobie sprawę, że musiał zachowywać się nadzwyczaj głośno. Podniósł głowę do góry. Kilka metrów od niego stał wysoki mężczyzna w bojówkach i czarnej koszulce z Shotgun’em w rękach. John błyskawicznie skierował w niego broń i nacisnął spust, co zaskoczyło gangera. Wokół było na tyle cicho by można było dosłyszeć cichy trzask po naciśnięciu spustu. Kierowca powtórzył tę operację jeszcze kilka razy, ale cały czas było słychać tylko cichy trzask. Żadna kula nie wyleciała… Romeo opuścił broń przy akompaniamencie, jakim był śmiech przeciwnika. Przez głowę przeszło mu by rzucić bronią w gościa, lecz nie zdążył wprawić tego plany w życie. Rozległ się głośny strzał z Shota. Ciało Johna wzbiło się na chwilę nisko w powietrze by po chwili upaść w stertę gruzu…

***

Nie wiedział jak długo był nieprzytomny. Dziękował tylko Bogu, że znalazł tą pieprzoną kamizelkę, o której zapomniał, gdy tylko ją założył. Dalej nie mógł złapać oddechu. Szybko zerwał kamizelkę, która uratowała mu życie i odrzucił na bok. Potem szybko doczołgał się do brata. Ten dalej żył, choć obficie krwawił. John oderwał cały rękaw swojej koszuli, wyjął nóż i obwiązał Malcolma w pasie chcą zrobić, choć prowizoryczny opatrunek. Wokół było cicho. Na placu nie było już nikogo poza trupami i naszymi bohaterami. Fieldstone przerzucił przez plecy nieprzytomnego Malcolma i spróbował iść przed siebie. Niestety, brat ciążył niemiłosiernie. Romeo czuł, że dalej nie pociągnie. Odeszli zaledwie dziesięć metrów, a już zaliczyli pierwszą glebę. Kierowca zdał sobie sprawę, że na zewnątrz dalej może być niebezpiecznie. Podszedł, więc do pierwszego sklepu, rozbił zawiniętą w marynarkę ręką szybkę w drzwiach i otworzył je od środka nieźle się przy tym kalecząc. Po chwili wciągnął ciało Kmiota do środka i po zamknięciu drzwi opatrzył jeszcze raz jego ranę kawałkiem znalezionego materiału. Zaczął szukać wody, lecz w trakcie szukania stracił przytomność…
 
__________________
Nie-Kud*aty, ale ciągle z metalu...
Kud*aty jest offline