Koen wysłuchał wszystkiego z nienaturalnym wręcz spokojem. Kiedy Wolfgang umilkł, spokojnym ruchem zdjął kominiarkę. Białe włosy rozsypały się wokół bladej twarzy, mężczyzna odrzucił nieposłuszne kosmyki z czoła szarpnięciem głowy. -Znasz tą gębę? Podpowiem, że można ją zobaczyć na listach gończych poniżej napisu "Poszukiwany żywy lub martwy". Mój łeb jest w tej chwili wart dla konsorcjum sto pięćdziesiąt patoli. Dla mnie nie mam możliwości współpracy z Konsorcjum, za wiele im naniszczyłem, za wielu z nich utłukłem. Nie da się jednak tego powiedzieć o żadnym z was, dlatego podobnie jak Ty przyszedłem tu z małą niespodzianką...
W dłoni Koena jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawił się mały kształt, wielkości mniej więcej zapalniczki z jednym czerwonym przyciskiem. Sam strażnik wyglądał na lekko rozbawionego całą sytuacją. -To maleństwo detonuje materiały wybuchowe które mam w plecaku. Ilość zupełnie wystarczająca by poważnie naruszyć konstrukcję tego budynku a z nas nie zostawić nawet garstki popiołu. Przyszedłem tu z podejściem, że jeśli okażecie się godni zaufania to bardzo fajnie ale jeśli nie to pójdę do nieba w większym towarzystwie. To co widzisz wystarczy Ci jako dowody mojej szczerości?
Na ustach Koena błąkał sie drwiący uśmieszek, jednak jego czerwone oczy były nieruchome i zimne. Z napięciem przyglądał się Wolfgangowi czekając na rozwój sytuacji.
__________________ Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce" |