- Pożar... – krzyczał ktoś spanikowany, ktoś biegł, ktoś się przewrócił i klął głośno. Francesca stała skupionai czekała na rozwój akcji. Słuchała jak ktoś prosi o pomoc straż, wiadomym było, że nie wszyscy zareagują na wołania. Jakaś kobieta nagle zaczęła wołać przerażona, z krzyków wynikało, że ktoś został w palącej się karczmie. >>> Co myśmy zrobili...<<< pomyślała kobieta, raptem smutniejąc. Zaczęła mieć wyrzuty sumienia przez to wszystko, jakaś niewinna osoba spali się żywcem...może nawet dziecko.
- „Gość i śmierć przychodzą niespodziewanie.” – powiedziała szeptem i rozejrzała się po pomieszczeniu.
Francesca stała zmartwiona, chciała już stąd odejść. Nic nie mówiąc swojemu towarzyszowi odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę głównych drzwi, zachowując przy tym wszystkie możliwe środki ostrożności. Szła zobaczyć gdzie na zewnątrz jest najmniej ludzi i czy możliwa w tym momencie jest ucieczka.
__________________ Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia... |