Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2008, 09:58   #39
Khemi
 
Khemi's Avatar
 
Reputacja: 1 Khemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znanyKhemi wkrótce będzie znany
Hull's Marina
Robert Dali


C
iemność była taka zniewalająca, kusząca i miła. Spokój, jaki otaczał Roberta był błogim zapomnieniem. Tylko o czym chciał zapomnieć? Pamiętał ryk potwornego koszmaru, jaki wyłonił się z jeszcze mrocznych zaułków dzielnicy portowej. Pamiętał, jak Jonathan przemienił się w potężne, budzące grozę ale zarazem wspaniałe stworzenie. Pamiętał też ból przeszywający wszystkie jego mięśnie, kości i mózg. Krew w jego żyłach nadal pulsowała głośnym strumieniem zagłuszającym jego własne myśli. Świat nabrał dziwnych barw, coś w rodzaju bieli i czerni ale zarazem innych kolorów - zawsze dwóch przeciwnych ale nigdy wszystkich na raz. To wydawało się snem. Nadal śnił, gdyż taki obraz świata nie mógł być rzeczywisty.
- Wrrrr, Grrrr, Mrrrr - docierało do niego. To dziwne warczenie... Nie! to pomruki. Dziwne odgłosy, jakie wydają zwierzęta, starające się przymilić do swego opiekuna. - Miaaałł - Usłyszał w mroku. Jego polik wydawał się wilgotny. Jego nos pocierało coś szorstkiego, chropowatego, lecz na swój sposób miłego i... znajomego! - Mrrrr, Frrrrr - Znów ten dziwnie znajomy odgłos... Teraz jego nos wydawał się być wilgotny a szorstka powierzchnia ocierała się o jego powieki.
Robert powoli, ociężale otworzył powieki i spoglądał przez moment w rozgwieżdżone niebo. Nad jego twarzą pojawiły się dwa jaskrawo-zielone punkty, które szybko rosły. Wpatrywał się w nie kilka sekund i punkty urosły do rozmiarów małych oczu. Teraz widział dokładnie zielone ślepia i wpatrujący się w niego pyszczek szarego kocura. Skąd wiedział, że to kocur a nie kotka? Nie miał pojęcia - wiedział, że to kocur i to młody.
Powoli podniósł sie do pozycji siedzącej i rozejrzał wokół. Kocur przysiadł i jakby czekał na reakcję Roberta. Dookoła było ciemno lecz mimo to chłopak dostrzegł leżące niedaleko ciało policjanta. Jonathan był strasznie poraniony i zbroczony obficie krwią. Jego ubranie rozorane było jakby wielkimi ostrzami równomiernie w grupach po cztery ostrza. Dookoła dostrzegł także cztery lub pięć innych ciał. Nie widział dokładnie ale byli to raczej mężczyźni, wszyscy nadzy i straszliwie poranieni.
Robert spojrzał na swoje ciało. Nie dostrzegł śladów krwi na ciele, jednakże dłonie miał splamione czerwoną substancją a pod paznokciami drobinki czarnej sierści. Całe ubranie było w strzępach. Nie można by tego nawet nazwać łachmanami. Robert skulił się, jakby z potrzeby osłonięcia swego na wpół nagiego ciała. Nie miał pojęcia co się z nim stało tej nocy i przerażenie wzięło górę. Siedział roztrzęsiony, wpatrując się w swe ociekające ciemno-czerwoną posoką dłonie...
[ukryj=Silwilin]
Silwilin
Nie jesteś w stanie szoku, raczej jesteś zdezorientowany, ponieważ "urwał Ci się film" a twoje ciało jest zmęczone jak po kilometrowym biegu i wysiłku na siłowni.
[/ukryj]


Newland
Szon Borowski i Deidre O’Neill


-
Przepraszam cię Szon ale muszę wyjść. - rzekła Deidre - Zostań tu i o nic się nie martw. Zaraz wrócę, obiecuję.
Jednym susem dotarła do wyjścia. W głowie obmyślała spontaniczny plan działania.
Już miała wybiec gdy zatrzymała się jednak w progu i spytała jeszcze Szona:
- Ten ryk... To był Emmet. Ty to wiesz, prawda? Ty rozumiesz mowę Garou - bardziej stwierdziła niż zapytała. - Powiedz mi proszę o co chodzi? Czy coś mu się przytrafiło?
Słysząc przemowę kobiety Szon trochę się obruszył. W zasadzie nie potrzebował pomocy, tyle lat sobie radził sam, wiec teraz też sobie da radę. Już miał zamiar zaprezentować swój znany sarkazm, gdy usłyszał zew. Zew wilkołaka, którego nie sposób było pomylić z niczym innym. Momentalnie jego ciało rozrosło się, rysy pogrubiły, głos jego w tej chwili już w niczym nie przypominał głosu nastolatka.
- Zostań tu. W niczym tam się nie przydasz. Zaopiekuj się dziećmi. – mruknął barytonem. Otworzył drzwi i w momencie, gdy je tylko otworzył zamienił się w stepowego wilka.
Szon pędził niczym wicher. W uszach mu szumiało tym bardziej, że biegł pod wiatr. Wiatr też go poprowadził. ~ Dziękuję Ci ojcze ~. Miał wyostrzone zmysły a wiatr przynosił mocny zapach krwi i potu. Wiedział, że gdzieś w pobliżu zatoki rozegrała się walka. Walka Garou ze Żmijem. Garou, Żmij i... i coś jeszcze, czego nie potrafił ulokować. Była to drażniąca go woń, jednakże woń czysta, nie skażona Żmijem. Zapach walki pobudzał go do ciągłego wysiłku a nowy zapach przykuł jego ciekawość.

[ukryj=Cedryk]
Cedryku
Mimo, że bardzo szybko sie poruszasz to jeśli dobiegniesz na scenę, którą opisałem Robertowi minie troszkę czasu, więc jeśli będziesz chciał prowadzić jakąkolwiek interakcję na opisanej wcześniej scenie - będziesz musiał poczekać na innych graczy.
[/ukryj]


[ukryj=liliel]
Liliel
Szon wybiega w postaci lupusa. Nie dasz rady go zatrzymać ani nadążyć. Możesz zostać w domu lub starać się znaleźć miejsce, do którego pobiegł Szon ale w jaki sposób? Możesz ew. skonsultować to ze mną w emailu lub w PW.
[/ukryj]



Centrum miasta
Adam

Adam biegł jak wicher. Mało który człowiek potrafiłby mu dorównać w tym pędzie. Nie był atletą ale lata podróży, stoczonych pojedynków i ćwiczeń własnej tężyzny opłaciły się wypracowanym hartem. Domy migały niczym zdmuchane świece a świat wokół rozmywał się w powiewach chłodnego wiatru.
Nie minęło dziesięć minut, gdy Robert wyczuł woń krwi. Jego zmysły, wytężone do granic możliwości ocierały się o podmuchy mrocznych wyziewów, jak gdyby wbiegał między tłoczące się cienie przodków. Niemalże czuł, jak atmosfera wokół gęstnieje a wiatr naciera ze wszystkich stron, starając się rozwiać woń niedawnej walki.
Po kilku kolejnych chwilach był już na miejscu, do którego zaprowadziła go jego intuicja. Alejka koło Mariny była mroczniejsza niż otoczenie. Na ziemi leżało kilka ciał. Cztery z nich Adam rozpoznał jako ciała nagich, potężnie zbudowanych mężczyzn. Niektórzy mieli ślady potężnych wilkołaczych pazurów i ugryzień szczęk ogromnego Garou. inne natomiast poranione były cienkimi paskami wykonanymi z precyzją chirurga, lub jakiegoś awangardowego malarza. Były długie i cienkie, niczym nitki z najdelikatniejszych tkanin. Rany te ciągnęły się w okolicach karków i ramion, ud i pachwin, pod żebrami i znaczącymi granicę między dwoma stronami klatek piersiowych. Na tych Ciałach nie było śladów ugryzień, jednakże odznaczały się obfitymi plamami krwi wokół.
Niedaleko leżało ciało mężczyzny odzianego jak policjant. Od niego biła aura natury i Adam bez potrzeby zbliżania się miał pewność, że to Garou. Mimo, że nie utrzymywał z nimi bliskich kontaktów, to woń była mu znana. Ciało mężczyzny było okrutnie okaleczone, naznaczone potężnymi cięciami pazurów.
Pośród tego groteskowego malowidła siedział młody chłopak, na wpół nagi a jedyne okryte części jego ciała okalały resztki czegoś, co mogło być wcześniej młodzieżowym ubraniem. Chłopak siedział i rozglądał się dookoła niewidzącym wzrokiem. Co chwilę kulił się, jak gdyby chciał obronić się przed napierającym chłodem a potem sporadycznie wymiotował. Niedaleko chłopaka siedział szary kocur i wpatrywał się weń, jak w posąg, co chwilę przeciągle miaucząc.
Adam wpatrywał się w chłopaka ze zdumieniem, starając się wyostrzyc swój zmysł... Tego gatunku nie widział od tak dawna, że z ledwością docierały do niego wspomnienia z podróży po bliskim wschodzie, gdzie ostatnio zetknął się z tą tajemniczą rasą...

[ukryj=rasgan]
Chłopak najprawdopodobniej jest kotołakiem...
[/ukryj]



Hotel przy A63
Sarah Addington i
Aleister Crowley


Clive sullivan Way było puste o tej porze i do hotelu dotarli bardzo szybko. Hotel wyglądał elegancko, gdyby nie ten kolor, raczej nie pasujący do trzy-gwiazdkowego hotelu. Parking nie był zatłoczony, więc prawdopodobnie nie miał w tych dniach zbyt wielu gości. To dodało nadziei obojgu podróżującym.
Bentley zatrzymał się na parkingu a Aleister był wdzięczny, że o tej porze tego rodzaju hotele nie mają parkingowych - nie znosił tłumaczyć takim osobom, że sam woli zaparkować swoje auto, które nie tylko było jego dumą ale i skarbem, którego za nic w świecie nie dałby prowadzić nawet najbliższej rodzinie, gdyby jakąś posiadał.
[ukryj=uzziah]
Uzziah
Dalsza interakcja. Miejsc w hotelu będzie mnóstwo. Sam możesz opisać konwersację z recepcjonistą - starszym mężczyzną w eleganckim garniturze. Jeśli masz jakieś wątpliwości to pisz na GG.
[/ukryj]

[ukryj=Efcia]
Efcia
Dalsza interakcja. Chyba najrozsądniej byłoby poczekać na Crowleya z rozpoczęciem. Oczywiście ostateczna decyzja należy do ciebie.
[/ukryj]
 
__________________
Projektant wie, że osiągnął doskonałość nie wtedy, gdy nie ma już nic więcej do dodania, lecz wówczas, gdy nie ma już nic więcej do odjęcia...
Khemi jest offline