Albrecht leżał na ziemi trzymając się za głowę i nie mogąć się ruszyć. Wszystko docierało do niego jakby z oddali, ale spotęgowane jego własnymi uczuciami. Huk rusznic brzmiał jakby wystrzał stu armat krasnoludzkich. Kiedy czytał księgi i wielkich bitwach, chciał się tam znajdować, uczestniczyć w nich i zwyciężać. Teraz jednak wpadł w sam środek miejskiej burdy i to już paraliżowało wszystkie jego zmysły, wiec jak mógł marzyć o wielkich bitwach. Klecha łkał, cicho się modląc. Powoli, centymetr za centymetrem, poruszał się na kolanach w kierunku wyjścia na piętro. To było teraz jedyne bezpieczne miejsce w tym barze. Nie widział nic innego tylko schody.
" Dlaczego one są tak daleko? Dlaczego tak powoli się zbliżają? Dlaczego wpadłem na ten głupi pomysł?" Nagle Albrecht usłyszał krzyk
" Snorii? Nie... chociaż może jednak... ale jeżeli tak to to był okrzyk zwycięstwa...desperacji... wściekłości... bólu? " Albrecht był już na wyciągnięcie od schodów, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Teraz jedyne czego chciał to obudzić się w swoim starym łózku, z masą listów do napisania i kiepskimi zarobkami. Jednak to co się działo w około to nie był sen. Człowiek, "klecha" jak go nazwali, złapany w sam środek wielkomiejskiej burdy, nie mogący zrobić nic. W desperacji Albrecht oparł się o coś plecami, nie wiedział co, czy jakiś wywrócony stół czy ściane, wyjął mały puginał z buta i kurczowo go trzymał. Oczy miał zaczerwienione od łez i cicho powtarzał pod nosem bezsensowne zdania:
" O Sigmarze ochroń... nie zbliżajcie się do mnie... swojego skromnego... zabije was zabije... który żył zawsze według twoich... każdego zabije, nie zbliżajcie sie... proszę obroń mnie przed złem"
__________________ you will never walk alone
Ostatnio edytowane przez Noraku : 14-05-2008 o 17:52.
|