Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-05-2008, 17:40   #161
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Albrecht leżał na ziemi trzymając się za głowę i nie mogąć się ruszyć. Wszystko docierało do niego jakby z oddali, ale spotęgowane jego własnymi uczuciami. Huk rusznic brzmiał jakby wystrzał stu armat krasnoludzkich. Kiedy czytał księgi i wielkich bitwach, chciał się tam znajdować, uczestniczyć w nich i zwyciężać. Teraz jednak wpadł w sam środek miejskiej burdy i to już paraliżowało wszystkie jego zmysły, wiec jak mógł marzyć o wielkich bitwach. Klecha łkał, cicho się modląc. Powoli, centymetr za centymetrem, poruszał się na kolanach w kierunku wyjścia na piętro. To było teraz jedyne bezpieczne miejsce w tym barze. Nie widział nic innego tylko schody.
" Dlaczego one są tak daleko? Dlaczego tak powoli się zbliżają? Dlaczego wpadłem na ten głupi pomysł?" Nagle Albrecht usłyszał krzyk
" Snorii? Nie... chociaż może jednak... ale jeżeli tak to to był okrzyk zwycięstwa...desperacji... wściekłości... bólu? " Albrecht był już na wyciągnięcie od schodów, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Teraz jedyne czego chciał to obudzić się w swoim starym łózku, z masą listów do napisania i kiepskimi zarobkami. Jednak to co się działo w około to nie był sen. Człowiek, "klecha" jak go nazwali, złapany w sam środek wielkomiejskiej burdy, nie mogący zrobić nic. W desperacji Albrecht oparł się o coś plecami, nie wiedział co, czy jakiś wywrócony stół czy ściane, wyjął mały puginał z buta i kurczowo go trzymał. Oczy miał zaczerwienione od łez i cicho powtarzał pod nosem bezsensowne zdania:
" O Sigmarze ochroń... nie zbliżajcie się do mnie... swojego skromnego... zabije was zabije... który żył zawsze według twoich... każdego zabije, nie zbliżajcie sie... proszę obroń mnie przed złem"
 
__________________
you will never walk alone

Ostatnio edytowane przez Noraku : 14-05-2008 o 17:52.
Noraku jest offline  
Stary 13-06-2008, 13:28   #162
 
Lotar's Avatar
 
Reputacja: 1 Lotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwu
Kiedy noże zawiodły, Ashin sięgnął po inną broń mogącą pomóc mu w porządkach. Z wewnętrznej kieszeni płaszcza skrytobójca wyjął cztery dziesięcioramienne gwiazdki. Ale po chwili zastanowienia, rozmyślił się postanawiając zostawić ostatnią broń rzucaną jaką miał na potem. Assasin zamiast sam zabijać zbójów zamierzał zostawić brudną robotę osłaniającym go ochroniarzom. Jego zadaniem było tylko ułatwienie wykonania roboty ludziom karczmarza. Właśnie do tego potrzebny mu był bolas. Połączone sznurkami i odpowiednio wyważone trzy metalowe kule były ulubioną bronią unieruchamiającą skrytobójcy. Zawsze nosił ją przywiązaną do pasa i właśnie teraz kiedy była mu potrzebna sięgnął po nią. Żeby użyć bolasa potrzebna była przestrzeń więc Ashin oddalił się trochę od stołu za którym się ukrywał, ochroniarze widząc co assasin planuje zrobić dali mu więcej miejsca i skrytobójca mógł zaczął kręcić. Początkowo nisko nad głową żeby zbóje nie zorientowali się co zgotuje im mężczyzna. Kiedy bolas kręcił się dostatecznie szybko, Ashin migiem wstał i rzucił broń w kierunku zaskoczonego zbira (tego do którego rzucał nożami).

[Rzut w Kostnicy: 77]
[Rzut w Kostnicy: 73]

Bolas szybko poszybował ku korpusowi Zbója. Ten próbował uniknąć trafienia jakimś dziwnym skrętem ciała, ale żadne wygibasy nie uchroniły go przed trzema metalowymi kulami. Bolas okręcił się wokół brzucha wroga, jednocześnie unieruchamiając jego ręce. Cel, który przed chwilą biegł w stronę Ashina, stracił równowagę i jego tyłek opadł na podłogę.

Lilawander tymczasem stał spokojnie obserwując dziwne w jego mniemaniu zachowanie bandytów. „To nic dam im jeszcze jedną… szansę, ciekawe czy będą się uganiać za iluzjami?". Powtórzył zaklęcie tym razem przykładając mniej mocy, za to więcej staranności. Najpierw splótł magię, jak nakazywał obyczaj a dopiero później rzucił czar. - Karyap el olrecgh – wyinkantował cichuteńko.

[Rzut w Kostnicy: 51]
[Rzut w Kostnicy: 17]

Oczywiście wyszło mu. Iluzja ruszyła spokojnie w stronę asassina i schodów. Po ostatnich utrapieniach z zadziałaniem magii na krasnala elf zaczynał mieć wątpliwości co do własnych umiejętności… Nie ma to jednak jak poprawne użycie magii. Miał czas na to by przejść w południowo wschodni róg karczmy, za szynkwasem, za barmanem który od wewnątrz bronił pozycji elfa a i którego zapewne najbardziej ochroniarze będą pilnować. Kucając spoglądał ukradkiem na rozwój sytuacji.

Kiedy Rob zorientował się, że czarodziej, którego iluzja siedziała na krześle naprawdę stał tuż koło niego nawet nie zdążył zareagować, a elf - iluzja podreptał w kierunku schodów.
- Nigdy nie zrozumiem tych spiczastouchych istot. Bitka w najlepsze, a on sobie idzie do pokoju. Co za tchórz może i w jego dupsko poleci trochę kul? - Myślał Rob sięgając po sakiewkę z prochem. Chciał jak najszybciej przeładować swoją rusznicę by stalowy smok zagrzmiał ponownie, tym razem patrosząc łotrów którzy ośmielili się napadać na jego gości i demolować jego przybytek.

Zbój skrępowany bolasem jak na razie nie mógł podjąć żadnych działań oprócz próby uwolnienia się z krępujących mięśnie więzów. Spróbował wykorzystać swoją krzepę by przerwać linę.

[Rzut w Kostnicy: 47]

Mężczyzna z całej siły naprężał bicepsy, szamotał się niczym dzika świnia próbując przerwać solidne więzy unieruchamiającej broni. Oczy wychodziły mu już z orbit, żyły i tętnice pulsowały jak szalone, ale wszystkie te wysiłki spełzły na niczym. Bolas nadal ciasno oplatał jego ręce, a przy tym talie.

Zniewolony zbój mimo iż jego umiejętności zawiodły go, to nadal mógł liczyć na pomocne cięcie swoich kamratów. Jeden z nich zamiast dalej szarżować na ochroniarzy, zatrzymał się widząc iż jego kompan potrzebuje pomocy. Dobiegł do leżącego kolegi. Do przecięcia więzów musiał użyć swojego miecza gdyż nic nie miał innego pod ręką. Powoli przepiłował linę krępującą zbója, tracąc na to dużo czasu.

Jeden z ochroniarzy Roba, który zabezpieczał prawą flankę skrytobójcy, widząc iż jeden z przeciwników jest unieszkodliwiony zerwał się szybko z uniesionym toporem. Biegł co sił w nogach nie bacząc co robią inni. Szanse na udany atak zaprzepaścił jeden z kamratów, który przeciął węzły bolasu. Jednak ochroniarz biegł na tyle szybko by zadać cios przeciwnikowi, wtedy kiedy on się podnosił.

[Rzut w Kostnicy: -19]
[Rzut w Kostnicy: 7]
[Rzut w Kostnicy: 10]

Energicznym ruchem ochroniarz zamachnął się toporem na głowę swojej ofiary. Zbój, który był zaskoczony atakiem, a może po prostu brak mu było już sił na jakiekolwiek działania nie uniknął uderzenia. Obuch topora z szybkością błyskawicy odciął kawałek skóry zbira, przejeżdżając mu po czole jak po maśle, ledwo nie dosięgając oka. Z rany trysnęła czarna krew spływając po oczach przerażonego mężczyzny. Zbój zaczął wrzeszczeć wniebogłosy wymachując mieczem na prawo i lewo, na przemian przeklinając wszystkich wokoło i modląc się do Morra by ten nie zabierał go jeszcze do swojego królestwa.

Drugi z kompanów zranionego zbira ani myślał żeby pomagać kumplowi. Nie bacząc co dzieje się z resztą jego grupy minął drewniany stolik z mieczem uniesionym nad głową. Zamierzał zaatakować ochroniarza, który osłaniał lewe ramie skrytobójcy. Mężczyzna, który miał być celem ataku również poderwał się, zamierzając zderzyć się ze zbirem.
[Rzut w Kostnicy: 56]
[Rzut w Kostnicy: 5]
[Rzut w Kostnicy: 85]

Ochroniarz próbując przechytrzyć zbira najpierw udał że zamierza uderzyć w lewe udo, ale tak naprawdę w ostatniej chwili planował zmienić cel i zatopić obuch swego topora w brzuchu mężczyzny. Ten jednak nie dał nabrać się na mizerną sztuczkę i zaryzykował szybkie pchnięcie mieczem w prawą pierś ochroniarza. Jednak ostrze zamiast centralnie wbić się w tors ofiary, ledwie drasnęło pancerz, pozostawiając lekką szramę z której powoli wypływała krew. Mimo to ochroniarz łapiąc się za pierś, jękną cicho i przyklęknął na podłodze, opierając się o jedno z krzeseł.

Obydwa krasnoludy doznały jakichś obrażeń w walce, ale żaden nie zmierzał oddać pola drugiemu. Na moment przyklękli prawie jednocześnie by po chwili znów rzucić się na siebie. Szybszy był Snorii, ignorując ból zaatakował Gromitora.

[Rzut w Kostnicy: 35]
[Rzut w Kostnicy: 8]
[Rzut w Kostnicy: 8]
[Rzut w Kostnicy: 71]
[Rzut w Kostnicy: 3]
[Rzut w Kostnicy: 3]
[Rzut w Kostnicy: 17]
[Rzut w Kostnicy: 4]
[Rzut w Kostnicy: 5]

Dwa młoty zwarły się w walce kiedy krasnoludy zasypywali się na wzajem serią ciosów. Zwarci przeciwnicy raz po raz obijali się o bar przewracając wszystkie szklanice i naczynia, które na nim stały. Snorii podbił młot Gromitora do góry umożliwiając sobie zadanie ciosu. Jego młot poszybował ku żebrom krasnoluda. Trzon uderzył w klatkę piersiową oponenta fundując mu co najmniej niezły siniak. Zdenerwowany małą efektywnością ataku Snorii, chcąc poprawić uderzenia zamachnął się na prawą rękę Gromitora. Ten jednak szybko ją cofnął, tak że uderzenie tylko wybiło rękę do góry. Równocześnie wrogi krasnolud uderzył swoim młotem na odlew w lewą rękę Snoriiego. Cios był równie silny co poprzedni rzut młotem w prawą rękę i ledwo co a połamałby paluchy krasnoluda ( -10 do ww bronią dwuręczną ). Zachęcony sukcesem Gromitor rzucił się na Snoriiego. Pierwszy cios ledwo musnął prawą rękę nic nie wnosząc do pojedynku, ale krasnolud obrócił się rozpędzając młot do ponownego ataku. Młot ledwo tyknął skórzany kaftan Snoriiego nie czyniąc poważnych szkód.
Nigdy mnie nie pokonasz! Musiałbyś mieć łaskę bogów! A oni plują na takich jak ty! Na Zabójców! Na Wyrzutków! Na tych którzy odwrócili się od khazadów! Nie pokonasz mnie żałosny krasnoludku!
Albrecht leżał na ziemi trzymając się za głowę i nie mogąc się ruszyć. Wszystko docierało do niego jakby z oddali, ale spotęgowane jego własnymi uczuciami. Huk rusznic brzmiał jakby wystrzał stu armat krasnoludzkich. Kiedy czytał księgi i wielkich bitwach, chciał się tam znajdować, uczestniczyć w nich i zwyciężać. Teraz jednak wpadł w sam środek miejskiej burdy i to już paraliżowało wszystkie jego zmysły, wiec jak mógł marzyć o wielkich bitwach. Klecha łkał, cicho się modląc. Powoli, centymetr za centymetrem, poruszał się na kolanach w kierunku wyjścia na piętro. To było teraz jedyne bezpieczne miejsce w tym barze. Nie widział nic innego tylko schody.
" Dlaczego one są tak daleko? Dlaczego tak powoli się zbliżają? Dlaczego wpadłem na ten głupi pomysł?" Nagle Albrecht usłyszał krzyk
" Snorii? Nie... chociaż może jednak... ale jeżeli tak to to był okrzyk zwycięstwa...desperacji... wściekłości... bólu? " Albrecht był już na wyciągnięcie od schodów, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Teraz jedyne czego chciał to obudzić się w swoim starym łózku, z masą listów do napisania i kiepskimi zarobkami. Jednak to co się działo w około to nie był sen. Człowiek, "klecha" jak go nazwali, złapany w sam środek wielkomiejskiej burdy, nie mogący zrobić nic. W desperacji Albrecht oparł się o coś plecami, nie wiedział co, czy jakiś wywrócony stół czy ściane, wyjął mały puginał z buta i kurczowo go trzymał. Oczy miał zaczerwienione od łez i cicho powtarzał pod nosem bezsensowne zdania:
" O Sigmarze ochroń... nie zbliżajcie się do mnie... swojego skromnego... zabije was zabije... który żył zawsze według twoich... każdego zabije, nie zbliżajcie sie... proszę obroń mnie przed złem"
 
Lotar jest offline  
Stary 13-06-2008, 18:43   #163
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Walka zaczynała wyglądać coraz ciekawiej. Elf wreszcie miał jako taki komfort, do pełni relaksu brakowało co najmniej jednego zaklęcia. Mając sporo czasu, nie martwiąc się o bezpośredni atak zaczął splatać magię, aby skoncentrować zaklęcie. Mając więcej czasu rozrysowałby jeszcze ochronny krąg. Tymczasem iluzyjny elf zatrzymał się niedaleko Albrechta. Lilawander zastanawiał się przez moment czy ściągnie na niego uwagę bandziorów, oni jednak zajęci byli własnymi sprawami, a w takiej sile raczej nie mieli żadnych szans, może tylko jeszcze o tym nie wiedzieli.

- Darean filies Ast uminatis – wypowiedział magiczną formułę okrywając się czarem Incognito (splatanie magii - k100, 2 kości na moc k10 , zużywam składnik – garść kurzu.)

"No, to teraz nawet po zniszczeniu iluzji,a tym bardziej przed, tak szybko na mnie uwagi nie zwrócą" - pomyślał.

[Rzut w Kostnicy: 97]
[Rzut w Kostnicy: 78]
[Rzut w Kostnicy: 6][Rzut w Kostnicy: 2]
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 13-06-2008 o 18:50.
Eliasz jest offline  
Stary 13-06-2008, 20:46   #164
 
lopata's Avatar
 
Reputacja: 1 lopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumny
Rany, które otrzymywał Snorri od przybyłego wrogo nastawionego krasnoluda bolały i piekły jak diabli. Nawet pod zasłoną gniewu czuł co się święci. Był przyciśnięty przez dwuznaczność tej walki. Z jednej strony szukając śmierci w walce wierzył, że w ten sposób wyzwoli się z przekleństwa jakie spadło na jego życie- zhańbienia się. Z drugiej strony walka z tym przeciwnikiem powodowała ból w jego sercu kiedy wiedział, że walczy z krasnoludem. Ta myśl omal nie pozbawiła go życia i szybko otrząsnął się z tego stanu depresji, kiedy przypomniał sobie słowa kapłana. Wywarczał je sobie w myślach jakby krzyczał przez zaciśnięte zęby.
"Nasza bogini wybrała cię do przywrócenia spokoju i porządku w tym mieście."
Kiedy odchylił się lekko przenosząc swój ciężar z prawej nogi na lewą uniknął silnego zamachu krasnoluda, który zakręcił się aby nabrać impetu w zamachu. I właśnie wtedy uderzyły go jak ogromna pięść demona w serce słowa przeciwnika. W szale walki nie rozróżniał słów ani całości sytuacji, jeśli nie dotyczyła tylko jego. Ale te kilka słów przedarło się do jego zamkniętego umysłu i niczym wielkie rogi z krasnoludzkich twierdz dudnił echem po całej głowie.
"A oni plują na takich jak ty! Na Zabójców! Na Wyrzutków! Na tych którzy odwrócili się od khazadów!"
Słowa te powtarzały się i powtarzały i powtarzały i wciąż grzmiąc w głowie i to z taką szybkością, że w rzeczywistości trwało to ułamki sekund. Jednak to wystarczyło aby na nowo rozpalić gniew krasnoluda i zablokować w głowie ból. Teraz wiedział, że jeśli ma zginąć to wpierw musi walczyć tak jak do tej pory. Nawet gdyby został rozcięty w pół to górna część powinna nadal walczyć. Musi wytrwać do ostatniego drgnięcia jego mięśni. Wykorzystując szybkość z jaką zamachnął się przeciwnik wiedział instynktownie, że jej nie zatrzyma tylko przeniesie do kolejnego ciosu. Tylko tak można było walczyć tą bronią. Wracając z lewej nogi na prawą ustawił się w pozycji lekko pochylonej do przodu jednocześnie pozostawiając cofający się młot w lewej ręcę, tak aby podnoszący się młot za plecami został złapany również w prawą rękę i dopchnięty dodając mu prędkości wyleciał zza pleców i opadając z góry na przeciwnika. Wykorzystując lot młota skierował powrót na prawą stronę biodra aby zatoczył koło i z prawej strony zadając cioc na skos w lewą stronę. Z tamtąd miał idealną możliwość zatoczenia kołą po lewej stronie i zamachnąć się i wykonać cios po skosie z góry na dół w prawą stronę. Dwa ostatnie ciosy kreśliły duże "X" w kierunku przeciwnika.
Snorri nie był w stanie wymówić nic poza warczeniem. Dla niego jednak to było jak tysiące wypowiadanych słów.
-WWWWWWWRRRRAAAARRRRRRRRRRRRRRR!

Pierwszy rzut WW: 8
Drugi rzut WW: 7
Trzeci rzut WW: 9
 
__________________
"...a ścieżka, którą podążać będą zaścieli trawy krwią bezbronnych i niewinnych. Szczątki ludzkie wskrzeszać będą do swych armii aż do upadku wszelkiego życia. Nim słońce..."

Ostatnio edytowane przez lopata : 13-06-2008 o 21:01.
lopata jest offline  
Stary 14-06-2008, 12:00   #165
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Wzrok Albrechta był rozmazany z powodu łez napływających mu do oczu. Słyszał odgłosy dalszej walki i przyspieszone bicie jego serca. Knycie zbielały mu od kurczowego trzymania rękojeści puginału. Zauważył zbliżającą się do niego postać. Nie mógł dojrzeć, czy to przyjaciel czy wróg. Nie znając zamiarów zamazanej postaci, Albrecht spanikował na myśl że to jeden z banitów. Z krzykiem, nagle wyprostował swoje ciało, a ostrze miecza wystrzeliło w stronę zbliżającego się. Albrecht nie wyszukiwał jakiś wymyślnych ataków, flint czy zwodów. Chciał po prostu trzymać "napastnika" z dala od siebie.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
Stary 30-07-2008, 18:53   #166
 
Lotar's Avatar
 
Reputacja: 1 Lotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwu
Ashin był wyraźnie zadowolony z wydarzeń w karczmie. Jego bolas skutecznie ułatwił zaatakowanie zbója, a przecież na tym mu zależało. Nie rozumiał tylko czemu elf nie wspomoże ich grupę w walce, chociaż z drugiej strony nie werbował go ze względu na jego walory bojowe, a raczej inteligencje i czary, które mogły pomóc odnaleźć Skalda. Teraz jednak nie posiadając nic więcej niż gwiazdki i wciąż żałując nie zabrania swojej ulubionej samopowtarzalnej kuszy, musiał zaatakować zbirów z dystansu tym co miał. Assasin znowu sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza po dziesięcioramienne gwiazdki. Wszystkie cztery włożył sobie pomiędzy palce. Trzy w prawej, jeden w lewej i przygotował się do rzutu. Musiał szybko uporać się z tymi bandytami, gdyż rozumiał że hałas jakiego narobił wrzeszczący mężczyzna czy rusznica Roba mogła ściągnąć mu na głowę milicję. Błyskawicznie podniósł się z podłogi. Wiedział już gdzie skieruje swoje mordercze gwiazdeczki. Wrzeszczącego zbira zostawił ochroniarzowi który go zaatakował, zbója po prawej wolał nie ruszać gdyż mógł zranić walczącego z nim mężczyznę, więc został bandyta, który oswobodził kolegę z bolasu.

[Rzut w Kostnicy: 41]
[Rzut w Kostnicy: 4]
[Rzut w Kostnicy: 49]
[Rzut w Kostnicy: 9]
[Rzut w Kostnicy: 99]
[Rzut w Kostnicy: 97]

Gwiazdki poszybowały ku mężczyźnie. Na początku wszystkie w jedną stronę i pozostając w zwartej grupie. Jednak już w połowie drogi wiadomo było, że wszystkie uderzą gdzie indziej. Pierwsza podwyższyła pułap by trafić w głowę zbira. Wydawać by się mogło, że gwiazdka leciała prosto w czoło banity. Lecz ostatecznie wzniosła się wyżej i kilka ostrzy drasnęło skórę głowy. Nie była to poważna rana i krew wypływała z niej niechętnie, trochę farbując przetłuszczoną czuprynę mężczyzny na czerwono. Sekundę później zbój poczuł ogromny ból w prawej nodze. Tak ogromny, że powalił go na ziemie. Ból rozsadzał jego nogę tak, że mało co nie stracił przytomności. Resztkami sił zdołał spojrzeć co wywołało takie straszne cierpienia, schylił głowę i oniemiał. Gwiazdka całą swą powierzchnią wbiła się w jego kostkę, prawie na wylot. Z rany wypływało multum krwi, było jej pełno na podłodze i na pechowej gwiazdce. Mężczyzna był pewny, że jest bardzo źle, oby nie trzeba było amputować kończyny. Nie wrzeszczał jak jego kolega, lecz zachował spokój, w kącikach oczu pojawiły sie łzy. Położył sie na podłodze prosząc bogów o łaskę.
Widać to pomogło bo dwie kolejne gwiazdy przemknęły nad nim wbijając się w drzwi karczmy.

- Szybciej kurwa! Ile to może trwać! - Gorączkował się w myślach karczmarz Rob. Próbował przeładować swoją rusznice, lecz trwało to strasznie długo. Sypanie prochu, wkładanie kuli i tysiące innych czynności. - Słowo daje, jak wyjdę stąd cało to kupie se muszkieta, co się ładuje błyskawicznie i jebie jak marzenie.
Ale widząc co Ashin i reszta robi ze zbójami, od razu wrócił mu humor.

Wciąż wrzeszcząc z bólu i z obrzydzenia na widok swojego kolegi i jego prawie uciętej nogi zbój rzucił się na ochroniarza który śmiał go wcześniej zaatakować.

[Rzut w Kostnicy: 29]
[Rzut w Kostnicy: 6]

Mężczyzna atakując w furii nie zauważył plamy krwi, która wzięła się najwyraźniej z jego rany na czole. Jego noga przejechała się na cieczy i zbir z uniesionym wysoko ostrzem do zadania ciosu poślizgnął się, lecąc do przodu na twarz. Zdążył jednak drasnąć przeciwnika w lewe udo. Lecz to co miało być morderczą odpowiedzią za zranienie mogło się skończyć ledwie blizną. Miecz czubkiem ostrza tyknął skóry ochroniarza. Zbój poleciał dalej z hukiem lądując na podłogę obok swoich równie poturbowanych kamratów.

Zbir z wciąż tkwiącą w ciele gwiazdką zbladł jak ściana. Było jasne, że jeśli ktoś mu nie pomorze wykrwawi się. Postanowił doczołgać się do drzwi i wyjść z karczmy, a któryś z przypadkowych przechodniów może wezwie pomoc. Poruszał się bardzo wolno, najszybciej jak mógł, tak szybko na ile pozwalał mu jego stan. Z trudem zmuszał mózg by ten działał prawidłowo. By obraz nie rozmazywał się, a była to naprawdę ciężka praca. Czołgając sie zostawiał za sobą spore plamy krwi. Jego noga nie wyglądała najlepiej. Gdzieniegdzie zaczęły robić się skrzepy krwi i nieciekawa opuchlizna. Czasu było mało.

Cel nieudanego ataku – ochroniarz przez chwile tylko śmiał się i kpił z leżącego przeciwnika. Wziął się jednak do roboty. Z ostrożnej, zgarbionej pozycji, którą przyjął żeby lepiej zareagować na udany atak zbira, ochroniarz przeszedł do wyprostowanej lecz wciąż gotowej do boju postawy. Miał teraz dwie ofiary do wyboru i obie były równie łatwe do zabicia. Zbója z prawie odciętą przez gwiazdkę(!) nogą - ochroniarz znał Ashina od jakiegoś czasu i darzył go wielkim respektem, ale umiejętność tak zabójczego wykorzystania broni rzucanej naprawdę mu zaimponowała. No i był jeszcze ten nieudacznik z rozciętym czołem.

[Rzut w Kostnicy: 18]
[Rzut w Kostnicy: 2]

Ochroniarz zdecydował się na atak zbira, który leżał teraz po nieudanym ataku. Zamierzał szybko odwrócić się gdyż cel ataku wylądował na podłodze za jego plecami. Chciał szybkim kontratakiem zaskoczyć wroga i nie dać mu szans na żaden unik czy blok. Migiem obkręcił się na jednej nodze z przygotowanym do ciosu toporkiem. Jednak źle stanął i stracił równowagę wciąż mając nadzieje na zranienie przeciwnika tak jak to zrobiła ofiara ataku kilka minut wcześniej. Ostrze może i trafiło w prawe kolano wroga, ale bardziej niż trafiło pasowałoby określenie tyknęło gdyż atak nie poczynił żadnych efektów, a zbir który wcześniej mógł być zły na siebie za niepowodzenie, teraz śmiał się z napastnika równie głośno jak przedtem ochroniarz z niego.

Tymczasem zbir, który na razie ( w przeciwieństwie do jego kompanów ) był w pełni sił kontynuował walkę z drugim ochroniarzem. Obojętni na to co działo się po za ich małą potyczką, dwaj mężczyźni chodzili w kółko, każdy maksymalnie skoncentrowany i gotowy zarówno żeby zadać morderczy cios jak i uchronić się przed śmiercią. Pierwszy zdecydował się zbój. Zaszarżował na ochroniarza, mierząc w jego prawe ramię. Widocznie cel ataku wydedukował iż najlepszą obroną jest atak i z podniesionym wysoko, ponad głowę toporkiem ruszył w stronę zbója. Bandyta jednak był szybszy i ostrze jego broni pierwsze dotknęło celu. Niestety miecz tylko odbił się od skórzni ochroniarza, a ten nie odniósł żadnych obrażeń. Kontratak okazał się bardzo niekorzystny dla zbira. Ochroniarz spuścił swój topór na głowę mężczyzny. Obuch przejechał mu prawie po całej twarzy. Głęboka szrama biegła aż od prawej części czoła, ledwo omijając oko i nos, a kończyła się na lewym kąciku warg zbira. Bandyta padł z zakrwawioną twarzą na ziemie, przewracając kilka stołków. Z rany obficie sączyła się krew, siłą grawitacji ściągana na dół, napływała mu do ust.

[Rzut w Kostnicy: 32]
[Rzut w Kostnicy: 1]
[Rzut w Kostnicy: 41]
[Rzut w Kostnicy: 5]

Przy barze krasnoludy bynajmniej nie zajmowały się wspólnym piciem piwa. Walka była bardzo zażarta.
Snorii wracając z lewej nogi na prawą ustawił się w pozycji lekko pochylonej do przodu jednocześnie pozostawiając cofający się młot w lewej ręce, tak aby podnoszący się młot za plecami został złapany również w prawą rękę i dopchnięty dodając mu prędkości wyleciał zza pleców i opadając z góry na przeciwnika. Młot zmierzał w kierunku głowy Gromitora, jednak ten zasłonił się lewą ręką, przyjmując na nią uderzenie Snoriiego. Młot spadł na łapę krasnoluda wybijając któryś z palców. Gromitor poczuł wielki ból, ale nie dał tego po sobie poznać by nie sprawić radość napastnikowi. Snorii wykorzystując lot młota skierował powrót na prawą stronę biodra aby zatoczył koło i z prawej strony zadając cios na skos w lewą stronę. Stamtąd miał idealną możliwość zatoczenia koła po lewej stronie i zamachnąć się i wykonać cios po skosie z góry na dół w prawą stronę. Dwa ostatnie ciosy kreśliły duże "X" w kierunku przeciwnika. Drugi atak dosiągł lewej nogi Gromitora. Obuch młota Snoriiego pogruchotał mu nieco jego goleń, pozostawiając czerwoną opuchliznę. Krasnolud zawył głośno, i już miał schylić się by lewą ręką pomasować obolałą nogę, gdy na jego głowę spadł trzeci cios Snoriiego. Zgarbiona postawa Gromitora spowodowała iż młot trafił w tył jego głowy. Siła uderzenia była mocna na tyle by oszołomić krasnoluda. Przez moment pociemniało mu przed oczami, a on sam upadł na podłogę karczmy opierając się o ladę. Wyglądał jakby się schlał i ilość alkoholu nie pozwalała mu zrobić żadnego sensownego ruchu. W jego głowie kłębiło się tysiące myśli. „ Nie mogę zawieść brata” czy „ Przecież jestem lepszy, jak to się mogło stać? ” Prawdopodobnie te motywacje dały mu siłę żeby dalej walczyć. Zamiast ciemności widział w miarę ostry obraz. Rozejrzał się po karczmie żeby zobaczyć jak sobie radzą jego ludzie. Potyczka była przegrana. Uświadomił sobie krasnolud widząc w jakim stanie znajdując się zbiry których przyprowadził ze sobą. Mimo to nie pozwolił żeby zalało go poczucie rezygnacji. Pomagając sobie ręką wstał, lekko kołysząc się z chwilowego braku równowagi. Jego łeb był jak wielka kula armatnia, ale musiał sobie z tą kulą jakoś radzić. Jego życie było teraz w niebezpieczeństwie. Wiedział że już nie on i jego kamraci nie wygrają, ale postanowił iż włoży całe swoje dostępne teraz siły w wyeliminowanie z gry [/b]Snoriiego[/b]. Trzymając oburącz swój młot przystąpił do dzikiej szarży. Chciał zakończyć walkę jednym, precyzyjnym uderzeniem, a potem było mu wszystko jedno co zrobią z nim inni przeciwnicy w karczmie. Jednym susem poderwał się do ataku. Nie miał siły podnosić oręż, musiał wyprowadzić atak z dołu lub z boku.

[Rzut w Kostnicy: 124]

Marzenia o heroicznym zakończeniu walki prysły jak bańka mydlana. Gromitor może i miał wystarczająco energii i siły woli żeby poderwać się do ciosu, ale jego ciało było zbyt wyczerpane. Młot nie nabrał odpowiedniego rozpędu i siły żeby zagrozić Snoriiemu, któremu obuch wrogiej broni przeleciał metr od brzucha i utkwił we wnętrzu lady wyrąbując w niej sporą dziurę. Kula armatnia, „ siedząca ” w głowie Gromitora dała o sobie znać i krasnolud znowu wylądował na ziemi, przeklinając Snoriiego po wsze czasy.

Iluzja Lilawandera nadal kroczyła w kierunku schodów. Wydawać by się mogło, że dojdzie tam bez przeszkód gdy inni zajęci są walką. Jednak ktoś spróbował ją zatrzymać, a tym kimś był Albrecht. Człowiek w panicznym strachu był zdolny do wszystkiego i to udowodnił uczony. Puginałem wyjętym z buta, nieświadomy kogo atakuje. Jego ręka wystrzeliła jak z procy i ostrze poszybowało ku Iluzji.

[Rzut w Kostnicy: 29]

Mimo tego iż człeczyna nie celował – trafił. Sam Albrecht nie zdawał sobie z tego sprawy, gdyż od razu jak jego puginał spotkał się z nogą Iluzji, ta znikła, więc uczony miał wrażenie jakby w nic nie trafił, bo nie napotkał żadnego oporu.
Znowu ta głupia sztuczka. - Pomyślał karczmarz Rob i odłożył rusznice.
Nie była już mu potrzebna. Razem z ochroniarzami i grupą Ashina pogonili napastników. Teraz zależało mu tylko na dowiedzeniu się od któregoś ze zbójów gdzie jeden z jego ludzi. Myśli jednak rozwiał nagły dźwięk skrzypiących schodów. Ktoś schodził.
 

Ostatnio edytowane przez Lotar : 01-08-2008 o 11:39.
Lotar jest offline  
Stary 30-07-2008, 19:49   #167
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Elf zamierzał już rzucić pierwsze bojowe zaklęcie, będąc przekonany o swym bezpieczeństwie. Wtem całe jego poczucie niemal prysnęło, tak jak prysnęła iluzja, dźgnięta przez Albrechta. Z góry elf usłyszał kroki, zabójca w tym czasie powalił jednego ze zbirów. Walka właściwie się wlekła, choć zbliżała się do wygranej. Elf liczył na większe straty po stronie broniących się. Krasnolud trzymał się nieźle, kapłan czołgał się i knuł pod nosem jak zabić elfa, nawet spróbował zamachu, karczmarz i reszta ochrony, która również nie przypadła elfowi do gustu, no i assasin który właściwie zmusił ich do współpracy. Biorąc pod uwagę siłę Snnoriego i jego rozwalenie kajdan, dali by radę…Rozejrzał się po karczmie po czym zza szynkwasu rzucił zaklęcie. Słyszeli go i zwracali uwagę na czarodziej tylko ci którzy naprawdę tego chcieli i byli w stanie jeszcze przełamać jego niezłomną wolę – było to skutkiem już działającego czaru.

- Essencios mrokus , comminus to karczomous , kiillingos wrogos od razos aspazos…

Energia Ulgu przeniknęła każdy cień wewnątrz karczmy. Światło padające z okien, ze świec, z pochodni , lamp czy kominka, napotykło na drodze różnorkie przeszkody - kłebiący się w walce ludzie, stoły , krzesła , filary, nawet dzbanki, stojąc na drodze światła...wytwrzały cień, cień który obecnie palił niczym kwas, niezależnie od zbroi. Wrogowie znleźli się w niemałych tarapatach...Przez moment skierował wzrok na kapłana, któremu zamierzał odwdzięczyć się za zamach na niego. Miał zamiar go zalać strumieniem złowrogiego cienia...ostatnie skrawki elfa które pozostały w magu cienia, nie pozwoliły mu na to tym razem. Była szansa na to, że nie zamierzał zabić...uderzył w nogi iluzji, tak jak krasnolud...najwyraźniej obaj zamierzali mu dać za coś nauczkę, nie chcąc przy tym zabijać. Cierpliwość maga była jednak na wyczerpaniu.

( Rzuca palący dotyk cienia, który ukierunkowuje na zbirów i wrogiego krasnoluda. Na razie nikogo więcej. 3 k 10 )[Rzut w Kostnicy: 23]
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 01-08-2008 o 10:30.
Eliasz jest offline  
Stary 30-07-2008, 22:03   #168
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Albrecht sam siebie zadziwił, kiedy zauważył, że ostrze dociera do nogi "napastnika". Jego zdziwienie było jeszcze większe, gdy po prostu przeleciał przez dziwną postać, jakby w nią nie trafił. Skończyło się to upadkiem na podłogę pod schodami. Pozwoliło mu to jednak trochę uspokoić się i rozeznać w sytuacji. Klecha rozejrzał się po karczmie. Wszyscy dookoła walczyli, a zbój czolgajacy się do wyjścia i zostawiajacy krwawy ślad na podłodze znowu uświadomił Albrechtowi, że to nie jest jego miejsce. Na czworaka zaczął wchodzić po schodach, gdy usłyszał, że ktoś przemierza je w przeciwnym kierunku. Podniósł powoli głowę. Domyślił się kto jeszcze mógł zajmować zajazd tej nocy. Nie wiedział jednak czy powinien się z tego cieszyć, czy przeklinać swój los. Mimo wszystkiego zastygł w połowie "kroku" między drugim i pierwszym stopniem, patrząc na schodzącą postać i modlac się o to, że jest ona wiernym wyznawcą swojego boga.
 
__________________
you will never walk alone

Ostatnio edytowane przez Noraku : 30-07-2008 o 22:09.
Noraku jest offline  
Stary 01-08-2008, 06:06   #169
 
lopata's Avatar
 
Reputacja: 1 lopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumny
Wszystko jakby nagle ucichło. W uszach Snorriego zapadła nieograniczona cisza. W swoim wielkim szale ujrzał jedynie jak jego przeciwnik równie potężny właśnie upadł, nie czuł już zagrożenia z żadnej ze stron, nadciągających, szarżujących przeciwników i to właśnie powstrzymało jego dalszy szał. Co za tym szło, Snorri zaczął odczuwać efekty walki z krasnoludem. Jego ciosy były na prawdę silnę, a ból w plecy po wracającym młocie stał się niewyobrażalnie wielki. Gdyby nie młot, upadł by od razu, jednak tak się nie stało. Głownia opadła na podłogę, służąc trzonkiem jak laską dla starca. Całość emocji i szału, które opadły spowodowały również trzeźwiejsze myślenie. Spojrzał na leżącego krasnoluda wijącego się z bólu i zaczęły trząść nim emocje; walczył z kolejnym krewniakiem i kolejny raz musiał go zabić? Nie, nie tym razem. Unikał kontaktu ze swoim ludem właśnie z tego powodu, aby nie musieć dokonywać takich wyborów. W głowie zaczęły by się kłębić myśli, ale tym razem stało się inaczej. To był tylko zalążek myśli urywający się na samym początku. Znowu te myśli były wyrażone w słowach i porykiwaniach.
-AAGRRRR! Boli jak...
Krok, który zrobił nie wiadomo po co był tym, który przywołał mroczki przed jego przekrwione od braku snu oczy. Próbując złapać się czeokolwiek w geście ratunku, spowodował jedynie wystawienie jednej z rąk w pustą stronę. Następnie wszystko stało się jasne a zarazem ciemne. Jasne było to, że Snorri widział ciemność przed oczami. Runął na deski podłogi jak długi zachaczając po drodzę swoim ciałem o krzesło, roztrzaskując je w części swoim upadającym ciałem, które ważąc z ponad dwieście funtów, było dla mebla jak uderzenie pięścią bożą. Snorri już nie czuł bólu spowodowanego upadkiem, nie czuł niczego, nawet winy, był już w krainie spokoju i odpoczynku i zamierzał przeleżeć w niej do momentu aż ciało ulegnie naprawie. W takim stanie mógł przeleżeć dni, gdyż przyzwyczajony do samotnych wędrówek, nie znał metod leczenia dlatego swoje ciało pozostawiał nieświadomie do samoistnego uleczenia. W końcu to był zabójca demonów, samotnik i morderczy przeciwnik. Taki właśnie był Snorri.
 
__________________
"...a ścieżka, którą podążać będą zaścieli trawy krwią bezbronnych i niewinnych. Szczątki ludzkie wskrzeszać będą do swych armii aż do upadku wszelkiego życia. Nim słońce..."

Ostatnio edytowane przez lopata : 01-08-2008 o 06:10.
lopata jest offline  
Stary 08-12-2008, 22:46   #170
 
Lotar's Avatar
 
Reputacja: 1 Lotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwuLotar jest godny podziwu
Nowy Początek

Assasin już całkowicie rozluźnił się i nie widział potrzeby by chować się za jakąkolwiek przeszkodą. Żaden ze zbójów nie miał jako takiej broni dystansowej, a ich możliwość walki wręcz przynajmniej na ten moment wydawały się solidnie obniżone. Wstał więc zza przewróconego stołu i zaczął się rozglądać za tkwiącymi tu i ówdzie jego broniami rzucanymi, które porozrzucał niemal po całej karczmie. W międzyczasie zrobił sobie bilans zysków i strat i stwierdził że potyczka nie była wcale taka wymagająca jak mogłaby się wydawać. Prawie wszyscy jego ludzie byli cali i zdrowi. Zobaczył jednak, że Snorii leży i chyba śpi. Wskazał na niego palce, a jeden z ochroniarzy natychmiast wziął się do sprawdzania stanu krasnoluda. Do wojownika podbiegł też karczmarz Rob, który znał się co nieco na lekarskim zawodzie – mało to razy jego karczme nawiedzali milicjanci i wszelakie inne służby porządkowe by opatrzyć i zaaresztować awanturników? Człeczyna oglądał w oczy Snoriiego, słuchał bicia serca, mierzył tętno i wykonywał setki innych czynności które pewnie podpatrzył u medyków.
Raczej nic mu się nie stało. Po prostu jest przemęczony a jego organizm nie wytrzymał wydolnościowo potyczki. – Stwierdził karczmarz i skierował wzrok w stronę drzwi.
Ashin popatrzył za nim i zauważył, że Rob patrzył na jednego ze zbirów, którzy nie odnieśli jakichś specjalnych obrażeń ( ten z rozciętym czołem i ten ze szramą na twarzy ). Pomyślał, że może są jeszcze zdolni do walki, ale gdy zobaczył, że są oni pilnowani i okrążeni przez ludzi Roba przestał się nimi interesować. Doradził jedynie przyjacielowi żeby ten zabił lub zamęczył dwóch a jednego przesłuchał w celu dowiedzenia się informacji na temat losu ochroniarza, który pozbywał sie wczoraj zwłok. Jednak wszystkie rady i plany poszły w łeb gdy przepełnione magią cienie zaczęły parzyć niczym kwas jeńców...
Kset po raz pierwszy w potyczce użył swoich zdolności żeby nie bronić się czy ukrywać ale zaatakować. Pobudzone zaklęciem wiatry Ulgu, które znajdują upodobanie właśnie w cieniach poddały się woli elfa. Ten najpierw nadał im morderczych właściwości, a później skierował przeciwko wybranym celą. Byli to zbóje. Rozbudzone wiatry przybrały formę macek i z Domeny Chaosu przebiły się do Starego Świata. Z tą samą chwilą pomagierzy Gromitora poczuli moc magii.
Sploty wiatrów mogły jednak przybrać postacie naturalnych cieni, które padają pod wpływem słońca nie zwyczajnych obszarów ciemności. Na szczęście (zależy kogo) dwóch z trzech zbójów i ich przywódcy znajdowało się obok okna rzucającego na nich cień. Byli to mężczyzna z gwiazdką w nodze i człeczyna z rozciętym czołem. Zachowujące się do tej pory normalnie cienie na ich torsach i twarzach zmaterializowały się jako czarne macki i zgodnie z życzeniem pana zaczęły torturować zbójów. Przywarły wszędzie tam gdzie cień padał na ofiary i wypalały ubrania, a potem skórę i mięśnie niczym prawdziwy kwas z pracowni chemicznych. Członkowie Srebrnych Trzewi zaczęli przeraźliwie jęczeć i wyć gdy z wypalonych ran trysnęła gorąca od temperatury krew. Rob i Assasin stali i przyglądali się jak pożyteczna może być magia. Obaj zgodnie stwierdzili, że dwaj więźniowie wystarczą im aż za dobrze. Nagle usłyszeli zgrzyt przy barze...
Gromitor otworzył zamknięte od zmęczenia powieki gdy usłyszał dźwięk łamanego drewna. Mętnym wzrokiem potrafił stwierdzić, że niby zwycięzca walki runął na podłogę karczmy jak długi i był nieprzytomny. Była to dla niego szansa na skuteczną zemstę za śmierć jego brata. Jednym susem powstał i dobył leżący gdzieś na podłodze swój młot runiczny. Spokojnie lecz szybko zbliżył się do Snoriiego na odległość, która pozwalała zadać cios. Jednak nie wykorzystał rozpędu z jakim wstał lecz zatrzymał się. Mimo iż był świadomy niebezpieczeństwa jakie kryło się w postaci pomagierów Snoriiego , ale chciał smakować tą podniosłą chwile i wyssać z niej to co najsłodsze. Jedną nogę postawił na torsie przeciwnika, przygwożdżając go do podłogi i chwytając młot obiema rękami postanowił zadać decydujący cios. Słysząc gdzieś z boku przerażone krzyki jego zbójów, ochroniarzy i jeszcze kogoś (każdy krzyczał z innego powodu) pomyślał, że musi się spieszyć i wprawić młot w ruch. Nie zdążył jednak tego zrobić. Zanim mózg wysłał polecenie ruchu ktoś wypalił z pistoletu i słychać było charakterystyczny dźwięk mini eksplozji we wnętrzu samopały. Ołowiana, okrągłą kula z niebywałą szybkością opuściła lufę i zaczęła zmierzać w kierunku Gromitora. Trafiła go w głowę, może cal nad uchem. Krasnolud poczuł nagłe zimno i nieprzyjemny chłód, ale też gorąco wypływającej krwi. Wściekle czerwonej i lejącej się litrami. Naraz zaczęły dziać się tysiące rzeczy. Wzrok stał się jeszcze bardziej mętny, czuł mrowienie na całym ciele, które wkrótce przekształciło się w odrętwienie i Gromitor nie miał siły ustać na miejscu, a co już dopiero dzierżyć ciężki młot. Padł na kolana, wypuszczając broń z rąk. Dokładnie zdążył jeszcze spojrzeć kto zgotował mu taki los. Umarł, padając na Snoriiego...
Z lufy wciąż jeszcze unosił się dym. Vladimir Tarbasco podniósł pistolet na wysokość twarzy i dmuchnął cygarowym dymkiem, by pozbyć się zapachu prochu. Włożył pistolet z powrotem do kabury i zszedł schodami na parter. Idąc zauważył chowającego się Albrechta .
Wstań. Raczej nic ci już nie grozi. – Powiedział i podał kapłanowi rękę.
Niezależnie co zrobił klecha, mężczyzna poszedł dalej. Rzucił okiem na swoje dzieło w postaci Gromitora, ale nie poświęcił mu zbyt wiele uwagi. Bardziej zaintrygowały go cierpienia dwójki zbójów.
[Rzut w Kostnicy: 41]
[Rzut w Kostnicy: 62]
- Dobrze wiesz, że to nielegalne użycie magii. Masz natychmiast przestać albo będę musiał podjąć mniej wyrafinowane środki. - Mimo czaru Vladimir zdołał przełamać barierę elfa oraz jego własną siłę woli. Łowca patrzył w oczy czarodziejowi oczekując natychmiastowego przerwania nielegalnych praktyk. Na wszelki wypadek odgarnął poły płaszcza by móc bez przeszkód sięgnąć po swoją broń.





.
 
Lotar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172