Łowczyni wydostała się na brzeg klnąc i prychając wodą, która dostała jej się do ust. Zdumiało ją z jaką gracją Nathiel poruszał się w wodzie - w zasadzie odwalił on całą robotę, podczas gdy ona czuła, że płynęła z gracją krowy - i podobną szybkością. Poszukała wzrokiem Anzelma - leżał nieopodal dysząc ciężko. Łowczyni obawiała się o jego rany, jednak w tych ciemnościach i bez bandaży i tak nie mogłaby ich opatrzyć. Zresztą teraz ważniejszy był stan topielca, który po tak długim przebywaniu pod wodą nie mógł być w dobrym stanie. Sprawdziła oddech i puls (czy w ogóle są, jeśli nie, trzeba będzie spróbować innych metod), próbując przypomnieć sobie zasady pierwszej pomocy, jakich uczyli ją w klasztorze. Musimy ułożyć go na boku, żeby wypluł wodę, której na pewno się nałykał! - o ile nie był już nieprzytomny spadając; ale lepiej dmuchać na zimne. Przyjrzała się uważnie - na tyle, na ile było to po ciemku możliwe - leżącej postaci.
W ogóle to powinniśmy jak najszybciej wrócić do ogniska i się wysuszyć, bo inaczej umrzemy na zapalenie płuc albo inne paskudztwo. - Maureen z doświadczenia wiedziała, że choroby były o wiele bardziej podstępne niż wrogowie z mieczem i niemal tak samo śmiertelne. Sama już zresztą trzęsła się z zimna. Miała nadzieję, że Fosth'ka pomyślała o nagrzaniu wody, bo po incydencie z księgą na Phaere raczej nie miała co liczyć. Zresztą czarodziejka życzyła jej pewnie teraz rychłej śmierci, choćby przez ugotowanie w magicznym kociołku albo czymkolwiek co będzie pod ręką. Na myśl o magii łowczyni rozejrzała się wokół. Miała nadzieję, że modlitwa miała na tyle oczyszczający efekt, że żadna ożywiona maszkara nie zechce im już zastąpić drogi. Przecież właśnie teraz, zmęczeni i bezbronni, stanowili idealny cel.
Ostatnio edytowane przez Ribesium : 15-05-2008 o 11:02.
|