Czuł jeszcze słodycz w głębi żył. Cały był przesiąknięty Leticią. W ustach czuł jej smak, w oczach miał obraz jej nagiego ciała, w uszach brzmiały mu jej westchnienia, na jego ciele unosiło się jeszcze jej ciepło.
Był w euforii wychodząc ze świątyni. Pal licho, że tak naprawdę niczego mu nie wyjaśniła i na dobrą sprawę dalej nic nie wiedział, ale w tej chwili nie był w stanie o tym myśleć. Cały był radością. Miał ochotę uściskać wszystkich mieszkańców Brionne i okolic, a potem wejść na najwyższą wieżę i krzyczeć, że świat jest piękny.
Gdyby jakiś żebrak poprosił go o pomoc Diego zapewne oddałby mu całą sakiewkę i jeszcze życzył miłego dnia.
Jednak życie wokół toczyło się swoim torem, a przechodnie zajęci własnymi sprawami za nic mieli nastrój Estalijczyka.
Jeden z nich właśnie błagał o ratunek dla córki, drugi odwracał się nie chcąc udzielić pomocy, a inni już zlatywali się węsząc łatwy łup.
W normalnych okolicznościach Diego poszedłby w swoją stronę uznając, że sprawa go nie dotyczy, ale te kilka chwil w świątyni zmieniło go przynajmniej na jakiś czas. Gdzieś zniknął cynizm i wyrachowanie, a w ich miejsce pojawiło się współczucie dla nieszczęsnego ojca i złość na ludzką podłość.
Cięgle z błąkającym się uśmiechem na ustach podszedł do grupki ludzi zdążających do zaułka.
Położył rękę na ramieniu mężczyzny zmuszając jego i pozostałych do zatrzymania się : - Stać ! – krzyknął na tyle głośno by usłyszała go cała okolica. - Ten hommbre jest ze mną, a wy amigos lepiej zajmijcie się swoimi sprawami. – Pokazał kciukiem za siebie – Nim strażnicy się zjawią.
Dodał bębniąc palcami po rękojeści pistoletu. Aluzja była bardzo czytelna. Nie musiał wdawać się z nimi w bójkę. Wystarczyło, że wypaliłby w powietrze.
Cała czwórka zatrzymała się najwyraźniej nie wiedząc co zrobić. W końcu mieli przewagę, a łup był już prawie ich. Nieznajomy zaś nie sprawiał wrażenia zabijaki. Nie z tym błogim uśmiechem na gębie. No i był sam ... póki co. |