Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-05-2008, 22:04   #25
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
- On się dowie – rzekł z wahaniem. – He already thought about...
- It`s allright – uśmiechnęła się miękko Almena.
- Mistress, he won`t allow...!
- We`ll see – przerwała mu znów z uśmiechem.
- Hm – zastanowił się Verion. – Czy to możliwe, że to takie... proste?
- Tak proste, że nikt dotąd tego nie dokonał?
- Brakowało zawsze jednego elementu. He gave it to us.
* * *


Ray`gi; Masz dziwne wrażenie, że chaos mimo wszystko cię lubi. Mówi ci to spojrzenie Veriona. Zimne, grożące, ponure. Verion jest zazdrosny! Więc to prawda, Mistress widzi coś w tobie!

Kejsi, Barbak, Funghimm; Chimerka świętuje powrót Satchema, po czym zabieracie się za kosztowanie piekielnej kuchni. Kiełbaski z piekła rodem wyglądają, pachną, i co najważniejsze smakują jak zwykłe kiełbachy z ognicha, z ziemskiego padołu. Wychodzicie z założenia, że gdyby Verion chciał was zgładzić, wykonały to pstryknięciem palców czy mrugnięciem fioletowej gały. Z pewnością nie chciałoby mu się szykować poczęstunku dla śmiertelników. Chyba. W każdym razie jecie, z nadzieją, że piekielne kiełbasy są jadalne więcej niż jeden raz.

Estreiche, Levin i Revan postanawiają się przyłączyć, zachęceni przez przyjazne zachowanie Kejsi, Barbaka i Funghrimma.
Levin; Wcinasz ze spokojem kiełbaskę podarowaną ci przez Kejsi. Przysłuchujesz się rozmowom.

Estriche; No nie! Właśnie to jest wnerwiające w chaotach – myślą, że jeśli ktoś czci Biel, to od razu jest fanatykiem! Hmpf. Typowe! Istoty Bieli mają to do siebie, że zachowują się w radosno-podekscytowano-waleczno-pobożno-uparcie-dobry sposób, którego chaoci po prostu nie trawią. Chaoci są leniwie-zamyślenie-knująco-gburowato-badassowi. Tak było i będzie, jak widać.

Astaroth; Zabawne. Dyskusje na temat Bieli i chaosu. Co Tacy Jak Oni mogą wiedzieć o chaosie? Jak zwykle, zachowujesz sprytny dystans.

Thomas; Kręcisz się wokół, aż wybierasz spacer. Ciemny las trzeszczy, skrzypi, szeleści. Coś biega w trawie, skacze po gałęziach. Krążysz wokół, aż masz dość. Słyszysz, że rozmowy i chichoty Kejsi przy ognisku przycichły. Zmęczony, wracasz.

Wszyscy; Rozmawialiście do późnej nocy, na tematy, na które można by dyskutować całe życie. Poznaliście nieco swoich nowych towarzyszów. Rozmawialiście wciąż, coraz ciszej, zmęczeni. Funghrimm zaczął pochrapywać. Barbak, uraczony trunkiem, oparł się o drzewo i usnął szybko. Pamiętacie jeszcze, że Kejsi przeciągnęła się robiąc „koci grzbiet”, i zwinnie wskoczyła na grubą gałąź, zakręciła się na niej w przewrocie, wskoczyła na gałąź wyżej, i jeszcze wyżej. Ułożyła się na niej i ziewnęła, przetarła oczy. A potem zrobiło się ciemno.

Astaroth; Wszyscy śpią. Nawet Thomas padł. Kejsi „czuwa” na gałęzi, raz po raz pochrapując. Ognisko zgasło. Spędzasz noc nad rozmyślaniami na temat zadań. Jaki Verion ma w tym cel...? Póki co były Kihara Riona milczy, lecz masz wrażenie, że rychło odpowie na twoje pytanie.

* * *

- Pobudka Słoneczka! ;3 - wrzasnął nad wami rozpromieniony Verion.

Spojrzeliście półprzytomnie w górę, chcąc go dostrzec i zdzielić łajzę czymkolwiek co było pod ręką, lecz demona najzwyczajniej w świecie nie było w okolicy. Leniuch, napastował was z planu mgieł.

Ciepło, rześko, słonecznie, mokro od rosy. Piękny dzień!

Sunray in forest by ~pixiegal on deviantART


* * *
- Wybrałeś jego? Zawsze byłeś żartownisiem.
- Zwie się Estreiche.
- Hmmm, an elf without a bow?
- Jeśli sobie życzysz, mogę drogą delikatnej perswazji zmusić go do zmiany stylu walki, Mistress. Będę delikatny, obiecuję;3.
- No, it`s all right. Kim jest ten słodki elf? Bądź grzeczny i powiedz bez bicia.
- Wojownikiem światła.
- Well, Verion, day changes into nigth, snow changes into dirt, even the white lilies wither. Everything changes. Idź już, Almanakh się martwi.
- Wie, jakim draniem jestem;3.
- Właśnie dlatego. Idź. Im dłużej z tobą przebywam tym słabsze staje się moja tęsknota – uśmiechnęła się.
- A nie chcielibyśmy jej zepsuć, now would we?;3 - mrugnął i zniknął.
* * *
Noc minęła, pora wstać. Poranna toaleta, gimnastyka, sprawdzenie ekwipunku, wszyscy żyją...? Można ruszać!

- Thomas – usłyszeliście znów głos Veriona. – Tak ty, tak ci na imię, fruwadło z przeterminowaną aureolą, pamiętasz?;3 - Verion nie krył złośliwości. - Poszedłeś wreszcie po rozum do głowy, przyłączyłeś się do najlepszych i... myślisz, że lepiej z tym wyglądasz?
Verion chyba ma coś za złe Upadłemu.
- Oh my, krótka pamięć, hm? Brama, Rith, ja. Ognisty Smok. Hm? - warknął. - Nieważne. Uratowałeś moje biedne jestestwo przed Kanzelivem, pamiętam, jesteś tworem Ast i Arotha, wiem o tym. Przydaj się na coś, i opowiedz im bajkę o Hiobie i Twoim Bogu.

Po chwili dodał:
- Bardzo ciekawe dysputy prowadziliście zeszłej nocy. Sprawa jednak nie jest do końca oczywista. Dlatego też wybuchają wielkie wojny! – ogłosił wesolutko. - Chaos i Biel od czasów swego powstania sprawdzają, jakie są ich przeznaczenia. Oczywistym jest, że wielkie wojny to jeden, o ile nie jedyny powód istnienia i Bieli i Chaosu. Nie zawsze Chaos zaczynał wielkie wojny, oh my, nie - zachichotał zaczepnie. - Nie wynika to wcale z zapalczywości bieli ani złośliwości Chaosu. To się po prostu dzieje. I biel i chaos wiedzą, kiedy nadchodzi ten moment.

Przeżyłem jedną wielką wojnę. Nie wyobrażacie sobie, jak wygląda plan materialny po czymś takim, kiedy Biel i Fiolet spotykają się, kiedy łączą się i wypełniają to, do czego zostały stworzone. I biel i chaos mają swój udział w niszczeniu i tworzeniu. Biel zniszczy zło, tworzy dobro. chaos niszczy dobro, tworzy zło. Zdarzają się jednak anomalie. O to chodzi. aby je stworzyć, aby dać im szansę. Dlatego stare, normalne, przeżytki, muszą zginąć. Wiedzą o tym zarówno chaos jak i biel. Świat byłby zły bez chaosu? Nie. Bez bieli? Nie wiem. Byłby niekompletny.

Jedno i drugie ma dobre i złe strony. Chaos jest bardzo specyficznym bytem. Nie każdy potrafi go pojąc. Ci, co nie potrafią, mają go za zło wcielone. A my jesteśmy tylko złem, hm?;3

Nieważne. Nie zrozumiecie, dopóki nie pożyjecie, nie pojmiecie. Mówi do was ktoś, kto zapewne pozabijałby połowę z was gdyby ktoś wyżej w hierarchii mu tego nie zabraniał. Ponieważ mogę? Nie. Ponieważ mam taki kaprys. Kaprysy to typowa cecha demonów. Dlatego jeśli cokolwiek złego przytrafi się wam niespodziewanie w życiu, nie zastanawiajcie się nawet dlaczego to spotkało akurat was.

....Ye...yess, Mistress, I`ll shut up in a minute, I promise ^__^' – jęknął.

Po chwili przerwy znów go usłyszeliście.
- Widzicie, każda Wielka Wojna, doprowadzająca do upadku wszystkiego co dotąd istniało, zaczyna się niewinnie. Efekty są zaś nieodwracalne. Ci, którzy planują stworzenie nowego ładu, nie robią tego pochopnie. Stosuje się różnego typu testy, o których śmiertelnicy mało wiedzą, hm? Nawet Chaos, który pozornie niszczy, nie może zniszczyć wszystkiego, musi zostawić życiu szansę na dalszy rozwój. Na dalsze szerzenie tego, czym się żywimy. Taka jest nasza natura. Zabijamy stare, tworzymy nowe i opiekujemy się tym, aż się zestarzeje. Takie są demony. Potopy, wybuchy wulkanów, trzęsienia ziemi, to tylko drobne próby służące ocenie, ile życie jest w stanie znieść. Ile chaosu zrodzi się pod wpływem danego kataklizmu. Bardzo trudno jest zachować równowagę między przeżyciem a cierpieniem, którym się żywimy. Dlatego Tacy Jak My są bardzo ostrożni i nie sypią błyskawicami z nieba na lewo i prawo... oh my, czasem się zdarza, zgoda;3
Chaos nigdy nie zachowuje się jak Biel, a Biel jak Chaos. Nigdy. Nawet jeśli robią to samo, jeśli widzicie, że robią to samo, zachowują się zupełnie inaczej.

- Muszę coś jeszcze wyjaśniać? Jesteście idealnym obiektem do obserwacji. Biel i Chaos. Razem. Co z tego wyniknie? Chcemy sprawdzić. Mistress musi sprawdzić, czy Ast i Aroth jest w stanie stworzyć coś, co będzie funkcjonowało w tym wymiarze... odpowiednio. Nie chcemy zniszczyć wojowników światła, oh my, nie. Musimy znać ich pogląd na nowy ład. ez obaw. będziemy się tylko przyglądać. Tak, jak czynimy to od wieków. Nie zwracajcie na nas uwagi;3

Po tym wszystkim, macie szansę na życie w nowym świecie. Ponieważ Słonko i Mistress nie specjalnie dogadują się w kwestii Bieli i Chaosu... - westchnął z zakłopotaniem. - padło na obserwację was. Na tej podstawie zdecydujemy, co da się zrobić. Chaos i biel razem, czy Wielka Wojna, skorzystanie z resztek mocy amuletu Kaihi-ri... Mistress jest wręcz gotowa powrócić w Wymiar Chaosu i zabrać ze sobą Astarotha, Valgaava i inne demony. Ja zostaję;3 Zdechnę tutaj, u boku Słonko;3 Romantyczne, prawda?
Mówią, że każdy może coś zmienić w losach świata. To bzdury. Tylko Tacy Jak Wy mogą coś zmienić. Do dzieła więc. Żyjcie.

- Ah, zapomniałem o czymś . Jeśli przegra chaotyczna część, a taka możliwość absolutnie nie wchodzi w grę, Mistress, Astaroth, demony, i plan mgieł, wędrują do Wymiaru Chaosu i nie wracają. Coooo wiąże się z wizytą u Shabranido - uświadomił Astarothowi - i nie skończy się raczej na miłych pogawędkach... Jeśli przegra Biel, co chwilami o dziwo wydaje mi się wątpliwe, Słonko mnie zabije ^_^' Tudzież Mistress rozkaże mi ją zgładzić, na co się nie zgodzę, na co Mistress mnie zabije, przez co opętam Słonko, przez co Valgaav się pogniewa... i tak dalej. I, oczywiście, członkowie przegranej drużyny tak czy inaczej skończą jako wieczni więźniowie Mistress. Radzę już zacząć trenować klękanie na jedno kolano - poradził złośliwie. - Mistress nienawidzi, kiedy ktoś krzywo klęka przed nią. Prawe kolano ma być zgięte dokładnie pod kątem.... Ooookej, Mistress, fine, I`m sorry ^_^’’

Biel i chaos nie mogą dojść do porozumienia. Nie powinny. Nie całe. To byłaby katastrofa. - zaznaczył poważnie Verion. – Eeer... yesss, Mistress, right away ^_^''' - jęknął, zakłopotany. - Zobaczymy, czy nie zejdziecie ze ścieżki Światła, kiedy was zaboli, raz i drugi, kiedy będziecie wyć z bólu – mruknął do Białych. - Nielicznych na to stać. Was, hmmm, wątpię - stwierdził zaczepnie. - Co do reszty – wątpię by którykolwiek z was był wartościowy dla Fioletu, ale... cóż, sprawdźmy;3
* * *

- Dziwną taktykę przyjąłeś, lecz nie wątpię w twój talent do osiągania swego celu.
- Oh my, no, Mistress, I would never fail you;3
- I know.

* * *
Pora wyruszyć. Hm, tylko gdzie? Taaaak, mapy stworzone przez Veriona są tak dziwaczne, że żadnemu z was póki co nie udało się ustalić, z której strony się na to patrzy...
Niczego nie osiągnięcie stojąc w miejscu. Wyruszacie więc... przed siebie.

[media]http://youtube.com/watch?v=xBDcJKb-9vk&feature=related[/media]

Wyspa, jak na twór Czarnej Zorzy, pani chaosu, jest przytłaczająco piękna. Ogromne drzewa, niesamowite rośliny, barwne kwiaty, na ziemi, na gałęziach drzew, kwitnące liany owinięte niczym olbrzymie węże wokół pni. Wszystko się rusza. Wokół krążą niezliczone owady, od upierdliwych komarów, po ogromne, złociste ważki i błyszczące żuki. Jaszczurki, małe, duże, ogromne, zielone, brązowe, jaskrawe, są na liściach, konarach, na trawie, kiedy się zbliżacie umykają błyskawicznie w gąszcz, lub tylko przekrzywiając wielkie łebki, wysuwając rozdwojony język, węsząc. ogłuszający koncert ptaków daje się wam we znaki. Różnobarwne papugi drą się nieustannie, i o ile początkowo jesteście w stanie się nimi jeszcze zachwycić, niedługo po prostu was męczą te wrzaski.



Revan Sinua; Wsłuchujesz się. Te ptaki... dźwięki jakie wydają, język, jakim się posługują... Nigdy czegoś takiego nie słyszałeś. Jakby porozumiewały się charakterystycznym dialektem, nieznanym w innych częściach świata. Przynajmniej w tych, w których bywałeś.

Satchem, Kejsi, Tev;
Hm…? Czy to...?
Przystajecie, czujni, skupieni. Podnosicie wysoko głowy i głośno węszycie. Zapach krwi! Stamtąd! Z nieprzeniknionego gąszczu.

Wiatr. Wiatr zmienił kierunek, odbierając wam zapachową ścieżkę.

Wszyscy; Medalion Barbaka z trzema smokami zajaśniał nagle białym światłem! Iskierki spłynęły z niego, skrzącą się, wirująca mgiełką utworzyły niewielki symbol smoczych skrzydeł, który lewitując zbliżył się do twarzy obcego wam elfa i... zniknął.
Conquest Of Paradise by ~banana-tree on deviantART

Estreiche uśmiechnął się lekko. Oto i znak.

Las przejaśnia się. Wreszcie. O ile nie macie nic przeciwko drzewkom, o tyle idzie znieść drące dzioby papużki, o tyle tłukące was raz za razem po twarzach gałęzie zaczynają was męczyć. Nawet podkoszone orężem, zajadle was napastują. A za każdym razem, kiedy z plaśnięciem gałązka zdziela was, spadają z niej legiony robaków, w tym kleszcze, które natychmiast przeprowadzają desant zbiorowy. Macie wrażenie, że przynajmniej połowa tego, co spadło z gałęzi, wylądowało wam za ubraniem, lub we włosach.

Wydostajecie się z gąszczu na świetlistą polanę. Nie, to droga!



Zaczątek cywilizacji, szeroki, gruntowy trakt. Wygląda na uczęszczany, choć dominuje tu ekologiczna koncepcja "co zarośnie to zarośnie, trudno". W lewo? W prawo? Obie strony równie dobre w sumie. Wreszcie ruszacie w lewo.



Wóz. Pięćdziesiąt metrów przed wami. Porzucony wóz na skraju drogi.
Nasłuchujecie, przyglądacie się. Nie ma nikogo. Podchodzicie bliżej. Jest koń. Ciągnął wóz. Teraz leży martwy. W karku i brzuchu ma olbrzymie dziury, coś wyjadło jego wnętrzności. Chmary much brzęczą ponuro. Dziwne. Sypka ziemia wokół wozu jest.... zamieciona? Widać na niej wyraźne delikatne, liczne kreseczki, jakby od włosia miotły. W okolicy są więc widoczne jedynie ślady kół i kopyt, które urywają się nagle.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline