Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-05-2008, 23:09   #26
Pandemonicum
 
Pandemonicum's Avatar
 
Reputacja: 1 Pandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłość
Przy ognisku zaczynało robić się sennie. Gdzieś ktoś chrapnął, ktoś inny ziewnął. Wypowiedzi były coraz rzadsze, już nikt nie prawił mądrości. Tak to jest, jak z całej grupy porządnie upita jest tylko dwójka. Revan został jeszcze chwilę, kiedy większość już kładła się do snu, chociaż był śpiący. Rozmyślał nad tym wszystkim, co się tego dnia działo... a może to był tylko wieczór? Stracił rachubę czasu. Trudno było ocenić, gdy demon gasi słońce pstryknięciem palców. Krukoczłek patrzył, jak Kejsi zwinnie wskakuje na wysoką gałąź, a do jego uszu dolatywało głośne chrapanie krasnoluda. Kiedy nie miał już obiektu do obserwacji, sam poszedł spać. Ułożył się możliwie wygodnie, ale spanie na rozłożonym płaszczu nie było niestety dla niego. Przyzwyczaił się do wygodnych, miękkich i szerokich łoży, nierzadko z osobą towarzyszącą. Zamknął oczy i po chwili sen porwał go.

- Pobudka Słoneczka!
"Co za..." - zdołał pomyśleć. Miał nieprzymuszoną ochotę wziąć coś ciężkiego i rąbnąć w ten dumny, demoniczny łeb. Wciąż w półśnie złapał więc kamień obok i rzucił w kierunku źródła odgłosu. Kamień trafił. Tyle że Revana w nogę, niebezpiecznie blisko najistotniejszego punktu. Wywołało to serię przekleństw i odruchowe otwarcie oczu. Okazało się to bardzo nieprzyjemnym doświadczeniem, wisiał nad nim bowiem na pajęczynie jakiś obleśny robal. Tego było już stanowczo dość. Wstał, obolały, krzywiąc się. Całą noc jakiś kamul wbijał mu się w łydkę, co teraz zaowocowało kolejną partią bólu. Jego towarzysze również wstawali, a większość była równie niezadowolona, choć z pewnością nie cierpieli tak bardzo jak Revan. Kiedy zakładał płaszcz, co szło mu z wielkim trudem (skrzydła czasem przeszkadzają...), Verion zaczął coś gadać. Teraz Revan jednak wybitnie nie miał ochoty go słuchać, nagle, przy zetknięciu z demonami, w demonicznym tempie przywykł do ich obecności. A może po prostu nie lubił, kiedy ktoś prawi mu rano nad uchem wykłady? Tak czy siak słuchał o jednym uchem, choć trzeba przyznać, że Verion miał spore poczucie humoru. To trochę ostudziło wnerwienie krukoczłeka. Zainteresował go też mową o tym, co się stanie, gdy zwycięży określona strona. Nie były to zbyt zachęcające perspektywy. Jeszcze gorsze były jednak te, które szykowały się dla strony przegranej.

Po całej chaotycznej akcji sprzątania świata z resztek obozu, o ile można było tak nazwać grupkę osób leżących na czym to popadnie przy dawno już wypalonym ognisku, zdecydowali się wyruszyć. Oczywiście mapa była jednym wielkim bazgrołem, więc ruszyli przed siebie. Robale, a w szczególności kleszcze, najwyraźniej postanowiły zdominować świat, rozpoczynając od niewinnej grupki wędrowców. Ich plany były na tyle genialne, że po chwili oblazły ich całych. Wprawdzie Revan był chimerą, ale barbarzyńskie życie innych jego pobratymców niezbyt mu odpowiadało, zbytnio przyzwyczaił się do ludzkich luksusów. Teraz miał tego konsekwencje. Jedynym pozytywem w tym całym zamieszaniu było piękno otaczającej go przyrody. Gorzej, że to piękno pociągało za sobą również wnerwiającą upierdliwość. Zaraz się zorientował, że wszystko było tu inne. Nawet ptaków nie rozumiał. Mówiły podobnie do innych, ale jednak inaczej. Nie dodawało to uroku całej wycieczce. Jeszcze durne gałęzie...
"Elf musi tu czuć się jak w domu" - pomyślał, nie bez złośliwości.

Dotarli do drogi. Była to nawet miła odmiana. Oznaczała, że gdzieś tu musi być cywilizacja.
Droga... i wóz. Opuszczony, albo raczej - zmasakrowany. Koń z wyjedzonymi wnętrznościami to nie to, co Revan miał nadzieję zobaczyć. Pozamiatane? Co zo głupek po zrabowaniu wozu pozamiatałby wokoło? Nie, to musiało być coś innego. Revan wyostrzył swoje na wpół zwierzęce zmysły. Powoli podszedł, bardzo cicho i ostrożnie, by zajrzeć do wnętrza wozu. Miał nadzieję, że reszta pójdzie z nim... Przynajmniej ta reszta, która nie zamierza wrzeszczeć i przeszkadzać.
 

Ostatnio edytowane przez Pandemonicum : 16-05-2008 o 14:06.
Pandemonicum jest offline