Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2008, 12:56   #27
hollyorc
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Ork przysłuchiwał się jeszcze przez jakiś czas wymianie zdań. Starał się wyłapać z nich tak dużo jak było tylko możliwe. Problemem już po niedługim czasie stał się jednak pochłonięty alkohol. Początkowo przyjemnie rozchodzące się ciepło, teraz zaburzało zdolności konstruktywnego myślenia, a tym bardziej wysławiania się. Barbak zareagował klasycznie dla siebie w takich sytuacjach, mianowicie zamknął się.

Ponieważ dyskurs najwyraźniej nie zwiastował szybkiego kompromisu Ork postanowił poprzyglądać się przez chwil parę personom siedzącym w około ogniska. Uśmiechną się do siebie. Mało który objazdowy cyrk mógłby się pochwalić taką zbieraniną. Krasnoludy, demony, aniołowie, chimery, orki, elfy, drow’y. Ciekawe co dalej. Nie ważne. To co przyniesie los i to co postanowił dla mnie Palladine, będzie tym co przyjmę z otwartymi ramionami. A pierwszą rzeczą jaką musiał przyjąć, czy może raczej jaka musiała przyjąć jego były pobliskie krzaczki. Udał się do nich co rychlej pozostawiając kompanów, celem ulżenia sobie.

Gdy po chwilach kilku wracał ziemia już całkiem nieprzyjemnie zdawała się co i rusz zmieniać kąt nachylenia do jego nóg. Było to niezwykle irytujące. Możliwe że miała na to wypływ wypita gorzałka, jednak bardziej prawdopodobne było, że Verion znowu coś kombinuje. Tak właśnie! Ciekawe co to demoniszcze tak na dobrą (czy może należało by stwierdzić złą) sprawę tu robiło.

Głębokie przemyślenia Orka bardzo brutalnie przerwała gałąź drzewa, którą to zapewne Verion podstawił pod nogi. Barbak dosłownie zniknął w wysokiej trawie, kląc psiocząc urągając demonowi i jego matce ze szczerego serca. Kilka chwil później w powiedzmy jednym kawałku dotelepał się do ogniska. Ostatnią rzeczą jaką pamiętał była jego kompania względnie pogrążona we śnie. Tak mu się przynajmniej wydawało...

- Pobudka Słoneczka! Odezwało się coś na granicy sennej mary. Zielonoskóry postanowił to zlekceważyć. Kilkoma dodatkowymi powodami dla powyższego, mogło być: potworny ból głowy i chyba wszystkich mięśni, stawów z jakich składało się zielone ciało.

Szczególnie zastanawiający był jednak złośliwy kosmyk włosów, jaki łaskotał Orka w nos. Upierdliwy kłak nie dawał spokoju i nie dawał się w żaden sposób odegnać. Ork próbował, raz i drugi jednak ten uporczywie powracał. Za trzecim razem dłoń Barbaka zamachnęła się odrobinę dalej i ku jego zdumieniu natrafiła na czyjeś ciało. Wykonując charakterystyczny dla plemiona orkowskiego rytuał „oko jeden” Barbak przeżył szok. Nie wiedział jak i dlaczego ale w jakiś sposób znalazł się w objęciach Fungrimma.

Odskoczył od przyjaciela, szybciej niż odskakiwał od Ritha w czasie swej najpoważniejszej walki, potknął się, przewrócił. Jego ciało znowu przepełniła fala mdłości. Te to już po kilku sekundach zamieniły się w co bardziej fantazyjne wzory na trawie.

- Palladine, ależ boli mnie głowa. Fungrimm, coś ty sobie wyobrażał tuląc mnie w nocy? Spytał Ork gdy jego żołądek przestał już wariować.

Nie oczekując specjalnie na odpowiedź, zajrzał tęsknie to bukłaka. Stare orkowskie przysłowie mówiło o konieczności leczenia się, tym czym uprzednio się struło. Bukłak Orka był jednak pusty?

Zostało Ci coś na jakiegoś klina? Bo jeśli nie to czeka nas ciężki poranek!

Rzeczywistość okazała się straszna. Niestety alkoholu nie było! Ork z desperacją starał się znaleźć jakieś źródełko, strumień w którym to choć odrobinę mógłby ugasić rosnące pragnienie. Nic jednak nie znalazł. Zły i głodny podreptał więc za drużyną udającą się kierunku dobrym tak bardzo jak i każdy inny. Nie miało to znaczenia. Nie w obecnej sytuacji. Ork oddał by prawą dłoń za coś co ulżyło by w jego cierpieniach. Pocieszający był jedynie fakt, iż Fingrimm musiał przeżywać katuszę o niebo gorsze. Poprzedniego wieczora pochłonął on dużo więcej wody ognistej niż Ork.

Na drodze niespodziewanie znalazł się wóz. Widok ten nie był by wcale niczym dziwnym, gdyby nie koń znajdujący się przed nim... czy może raczej to co z konia zostało.

Ruchami, które dla okra zdawały się być błyskawiczne, a które faktycznie były ociężałe i powolne Barbak dobył MALEŃSTWO. Broń pewnie utkwiła w jego dłoni, a po sekundzie na cięciwie była już pocisk. Przyjmując groźny wyraz twarzy Ork ruszył do przodu. Mięśnie dokuczały niemiłosiernie, a MALEŃSTWO zdawało się być dziś wyjątkowo kapryśne. Broń za żadne skarby świata nie chciała się dać porządnie napiąć (Pewnie kolejna sztuczka Veriona!).

Niespodziewanie cięciwa wymknęła się z zielonej dłoni, a strzała powędrowała naprzód. Niestety w stroną w którą lecieć nie powinna. Wbiła się ponieważ jakieś pół metra przed nogami Drow’a.

- Rewelacyjnie. Nie schlebiaj sobie p. poruczniku. To nie było zamierzone. Stwierdził niemiłosiernie zły na siebie Barbak i założył kolejny pocisk na cięciwę.

Miał teraz wzrok sokoła i oczy lisa. Tak mu się przynajmniej wydawało. Zaczął podchodzić do wozu, wiedząc że Zabójca podąży za nim, a może za chwile go wyprzedzi.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline