Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2008, 14:37   #116
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Po burzy miasto wyglądało o wiele lepiej. O może tkwiąca w Derricku pamięć minionej nocy sprawiała, że nieco innym okiem spoglądał na świat?
Spojrzenie owo zmieniło się troszkę po opuszczeniu dzielnicy szlacheckiej. Nieufne spojrzenia straży miejskiej, krzątającej się jeszcze żywiej, niż wczoraj oraz wszechobecne błoto, którego ilość i jakość zdecydowanie wzrosła po deszczu, niezbyt pozytywnie oddziaływały na widzenie świata. Ale i tak świat miał więcej plusów niż minusów. Poza tym miasta, w których wszystkie ulice były wybrukowane, istniały tylko w bajkach... A tam zamiast kamieni użyto złota...
Derrick uśmiechnął się. Złote miasto... Fajnie by było powędrować takimi uliczkami... Z kimś...

Kram Rotika okazał się miejscem dokładnie takim, jak tego potrzebował Derrick. Właściciel kramu, chociaż, jak przystało na rasowego kupca, okropnie gadatliwy, znał się na swojej robocie.
- Liście jeżyn... Zielona herbata... Kora wierzby białej... Melisa lekarska... - Rotik układał na ladzie starannie zapakowane paczuszki ziół.
Rdest ptasi, krwawnik pospolity, jasnota biała, arnika górska, berberys - kolejne paczuszki, wyciągane z szuflad lub ściągane z półek, zmieniały właściciela.
- Proszę... Oto lepiążnik i kora dębu... Szanta... Ale allionii nie mam - wyraźnie zmartwił się Rotik. - Nie dalej jak wczoraj sprzedałem resztkę zapasu. Będzie pan musiał zajrzeć do Alemika - dodał niechętnie.
Derrick skinął głową. I tak chciał odwiedzić "Kram Alchemyczny"...
- Co się stało strażnikom? Biegają jak z pieprzem... - spytał od niechcenia.
- Nic pan nie słyszał - zdziwił się Rotik.
- Strażnicy szukają dwójki ludzi, złodziei ponoć... - zaczął wyjaśniać. - Jedno z nich to młoda kobieta, dwudziestoparoletnia, rudowłosa, zielonooka. Ubrana w skórzana zbroję; posługuje się sztyletami i jest wysoce niebezpieczna. Jej wspólnikiem jest mężczyzna, wysoki na ponad 6 stóp, brąz włosy; ma obandażowane lewe ramię; jest ranny w nogę, przez co kuleje. Również wysoce niebezpieczny i uzbrojony po zęby.
- Skąd pan... - zaczął Derrick.
- Tak opisali ich strażnicy. Byli u mnie. Chyba odwiedzają wszystkich medyków, cyrulików, zielarzy.
- Co takiego zrobili? Kogo okradli?
- Żeby tylko... Kradzieże - Rotik nachylił się i mówił znacznie ciszej - są u nas dość częste i strażnicy aż tak się nie przejmują. Ta dwójka - mówił już normalnym tonem - to lepsze ptaszki... Zabili strażnika, kilku poranili, a uciekając podpalili karczmę... Ponoć dają po dwieście denarów za ich głowy... Niby kawał grosza, ale z drugiej strony... - pokręcił głową.
Z tą 'drugą stroną' Derrick częściowo mógł się zgodzić... Dla wielu osób gra nie będzie warta świeczki, ale dla wielu... Niejeden opryszek dla mniejszej kwoty zaryzykowałby życie.

Droga do "Kramu Alchemycznego" była znacznie mniej przyjemna. Koncert, jaki dawały kruki żerujące na wiszących zwłokach wywoływał niezbyt miłe wrażenie. Jako medyk był przyzwyczajony do trupów, chociaż raczej nie w takich ilościach. Jako medyk uważał również, że niepochowane zwłoki zawsze stanowiły niebezpieczeństwo... A jako człowiek był przeciwny urządzaniu takich ponurych widowisk.

"Kram Alchemyczny" wyglądał zdecydowanie okazalej, niż sklepik zielarza, za to jego właściciel prezentował się znacznie gorzej... Przynajmniej jeśli chodzi o kulturę obsługi klienta... Widocznie sądził, że każdy, kto do niego przychodzi, wie po prostu, czego sobie życzy.
Derrick rozejrzał się po półkach. Wszystkie produkty były opisane. I jeśli ktoś umiał czytać, bez problemu mógł znaleźć to, czego szukał. Ciekawe tylko, co miał zrobić klient, który nie posiadł tej szlachetnej sztuki. Miał rozpoznawać towary po zapachu? Bo oderwanie Alemika od lektury wydawało się trudne...
- Marihuana... - Alemik odłożył wreszcie opasły wolumin, "Causae et curae", którego autorem, jak wynikało ze złoconych liter, była niejaka Hildegarda.
Wyciągnął z okutej żelazem szafki starannie zamknięty słój, odważył kilka uncji szaro-zielonego proszku i wsypał do podsuniętej mu fiolki.
- Allionia nyctaginea... - kolejna paczka spoczęła w torbie Derricka.
- Opium... - kilkanaście brązowych kuleczek zniknęło w zamykanym, żelaznym pudełeczku... - Coś jeszcze?
Derrick pokręcił głową. Garść monet zmieniła właściciela.
- Ciekawa lektura? - Derrick wskazał leżącą na stoliku księgę.
Alemik aż się rozpromienił.
- Fascynująca kobieta... Pisze interesujące rzeczy na temat wszewłogi górskiej, galgantu, dyptamu i jastrzębca. I ma ciekawy przepis na wino pietruszkowe...
Otworzył księgę i podsunął Derrickowi.

Wizyta w "Kramie" nieco się przedłużyła... Lektura była naprawdę ciekawa.
Ale teraz trzeba było się bardziej spieszyć... Czasu do spotkania zostało znacznie mniej, a przed Derrickiem była jeszcze rozmowa z Ottonem i Teresą...

Rozmowy z Heleną nie przewidział... A szczególnie takiego pytania... Pozostawało być prawdomównym... W miarę...
- Posłaniec nic nie przekazał? - spytał, nieco zaskoczony. Był pewien, że do Lyvenbrook'ów trafiła nie tylko pełna, ale nawet rozszerzona wersja zdarzenia...
Helena pokręciła głową.
- Powiedział tylko, że gdybyśmy pana potrzebowali, to będzie pan w "Brokilońskiej Legendzie". Tak było panu u nas źle? - w jej głosie zabrzmiał ton wyrzutu. I coś jeszcze, czego Derrick nie potrafił rozszyfrować...
- Heleno! - głos Teresy sprawił, że dziewczyna niemal podskoczyła. - Heleno... - w głosie Teresy zabrzmiał wyraźny wyrzut. - Pan Talbitt jest naszym gościem, a nie niewolnikiem.
Helena zarumieniła się wyraźnie.
- Przepraszam - powiedziała. Potem obróciła się na pięcie i uciekła, nie czekając na odpowiedź Derricka.
- Proszę jej wybaczyć - Teresa była wprost zawstydzona. - Nigdy się tak nie zachowywała...
Derrick popatrzył w stronę, w którą pobiegła Helena, a potem spojrzał na jej matkę.
- Nic się nie stało - powiedział. - Naprawdę...
Nie miał o nic pretensji. Był jedynie troszkę zaskoczony.
Przez moment Helena zachowywała się, jakby... jakby chodziło jej nie tylko o brak opieki medycznej nad ojcem...

- Czy moglibyśmy teraz porozmawiać? - spytał, zmieniając temat. - Mam parę spraw...
Teresa spojrzała na niego z pewnym zaskoczeniem, a potem powiedziała:
- Proszę bardzo... Zapraszam - wskazała mu drogę do saloniku, w którym rozmawiali poprzednio.
Służba przyniosła napoje i owoce, a potem Helena spytała:
- W czym problem, panie Derricku?
Derrick zawahał się. Nie bardzo wiedział, jakma powiedzieć, że zostawia pacjenta i rusza w świat z piękną czarodziejką u boku... Co w dodatku wcale nie było takie pewne...
- Panna Helena powiedziała - zaczął - że pani mąż czuje się dobrze... Jeśli to prawda, co za chwilę sprawdzę, to będę musiał się pożegnać...
Teresa nie powiedziała nic, ale na jej twarzy widniało zdziwienie.
- Dowiedzieliśmy się, co, a raczej - kto, może pomóc hrabiance... I trzeba będzie tego kogoś odszukać...
Z twarzy Derricka jasno było widać, że wolałby spędzić jeszcze parę dni w Aldersbergu. Co prawda niekoniecznie przy łożu pana Ottona, ale o tym pani Teresa nie musiała wiedzieć...
Teresa uśmiechnęła się.
- Panie Derricku... Jest pan naprawdę miłym gościem, ale jeśli uważa pan, że musi pan jechać, to nie będziemy pana zatrzymywać na siłę. Szczególnie, że mój mąż czuje się faktycznie dobrze. Widać, że wraca do sił.
Uśmiechnęła się ponownie.
- A jak wygląda sprawa z hrabianką? - spytała. - Ludzie tyle opowiadają głupot...
Derrick wolał się nie przyznawać do tego, że nawet nie widział panny Antoinette na oczy. Ale parę słów mógł powiedzieć...
- Dziewczyna żyje. Je i śpi. I więcej nic. Nie jest w ciąży. Nie ma żadnych obrażeń fizycznych. Jest odporna na wszystko, czym mogą potraktować ją magowie. I nikt nie ma pojęcia, czemu znalazła się w takim stanie...
Teresa zamyśliła się.
- Nigdy nie słyszałam o czymś takim...
To akurat Derricka nie zaskoczyło. On też nigdy o czymś takim nie słyszał.
Po chwili Teresa dodała:
- A ludzie mówili, że oszalała. I że hrabia kazał ją związać... - pokręciła głową.
To Derricka również nie zaskoczyło. Nawet w mniej ciekawych wypadkach ludzie wymyślali najróżniejsze rzeczy...
- Pani Tereso - pochylił się w stronę swej rozmówczyni i odruchowo ściszył głos. - Czy słyszała pani o jakichś... - zastanowił się - dziwnych zdarzeniach z okresu dzieciństwa hrabianki? Jeden z medyków wspomniał o czymś takim, ale nie podał żadnych szczegółów...
 
Kerm jest offline