Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2008, 14:42   #28
Vireless
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Całe ten chaos, jaki ich ogarnął miał jeden pozytyw. Można było, choć na kilka chwil zapomnieć o przeszłości. Fungrihmm niczego tak nie pragnął jak zapomnieć lub zmienić starą historię. Zmienić nie mógł w sposób inny niż zabijanie tu i teraz. Postanowił zapomnieć. Znał na to pewien sposób. Tym bardziej, że odkąd drużyna pamiętała zawsze lubił pociągnąć łyka czy dwa. Teraz było tak samo. Z tego wszystkiego pamiętał wizytę Veriona. Tego nawet gdyby nie chciał nie mógł zapomnieć. Przekazał im wskazówki, co do życia Tu. Jakkolwiek Dwarf nie spodziewał się zbyt długo pożyć wolał jednak by to on zdecydował, co gdzie, kiedy i jak.

Głowa mu pękała i był w złym nastroju. Zeszłego dnia trochę popił. Ale był raczej zły, że nie wypił tyle ile chciał. To znaczy za mało teraz był niedopity na denerwującym kacu. Z tych lepszy rzeczy pamiętał to, co powiedział im wczoraj Demon.
- Biel i chaos nie mogą dojść do porozumienia. Nie powinny. Nie całe. To byłaby katastrofa.
Nie był teraz w nastroju do poważnych rozmów, ale postanowił, że na ten temat trzeba porozmawiać. I to nie tylko z białymi.

Pobudkę zaserwował mu Barbak. Drąc się prosto w jego wyczulone ucho. Nawiasem mówiąc to dziś obydwa były wyczulone.
-Fungrimm, coś ty sobie wyobrażał tuląc mnie w nocy?
Przekręcił się i oprzytomniał. Zielona wiewiórka wielkości małego drzewka skakała i robiła stosunkowo za dużo zamieszania. Dwarf rozejrzał się wokół i znalazł jakiś kamyk. Równie dobrze to mogła być kupka końskiego nawozu, ale nie dałby teraz głowy za to, co to mogło być.
-Zostało Ci coś na jakiegoś klina? Bo jeśli nie to czeka nas ciężki poranek!
O nie tego już było za dużo, najpierw wypił mu jego gorzałkę, potem go chciał w nocy wykorzystać.(W końcu wszyscy wiedzą, że krasnoludzcy zabójcy naprawdę dużo mogą...)
-Orzesz ty kijanko, ja cię nauczę budzić skacowanego zabójcę. Już ja cię tak urządzę, że nawet klinika ci się nie przyda, nawet dwa!
W tym momencie zamachnął się i miotnął kupą/kamieniem w Orka. Zważywszy na jego poranny stan oraz jego zdolności do rzucania w cokolwiek ucieszyłby się gdyby kogoś trafił. Równie dobrze mógłby to być jakiś elf. Byleby czarny.

-Las, dżungla, zagajnik czy inne badziewie. Nienawidzę krzaków. Zawsze tu można znaleźć tylko jakieś kłopoty. Albo elfa. I to nie całkiem martwego. –tu spojrzał gdzie jest drow. Ukontentowany krótką trwałą projekcją jego myśli wrócił do narzekania.
-Zobaczcie ile tu tego draństwa jest. Kto mógłby być na tyle lekkomyślny i tak zaniedbał ten las. Wiecie ile tu jest kopalniaków, bali czy spon. Achhh gdyby był prawdziwym krasnoludem interesu mógłbym tu zarobić majątek. Ale nie nie zobaczcie, do czego może doprowadzić miłość do książek! Barak khazuud!
- Zaklął po krasnoludku, gdy jakaś gałąź uderza go w twarz. I jeszcze te całe robactwo. Nigdy nie był przeciwny zwierzątkom. Uważał je nawet za ważne z punktu widzenia zapewnienia bezpieczeństwa swojej rasie oraz sobie samemu. Nie ma nic lepszego niż świńskie żołądki faszerowane grzybami, ogórkami i śledziami. Coś, obok czego żaden elf, człowiek czy synteta nie mógł przejść spokojnie. Może i nie był przeciw zwierzątkom, ale tym razem był wprost pewien, że w jego brodzie jest aż za dużo pasażerów na gapę.

Opuszczony wóz i truchle konia pobudziło w nim wszystkie zmysły. Jego ciało, mimo że stare i czerstwe zareagowało jak doskonała maszyna. Dotychczasowe marudzenie i przekomarzanie się ze wszystkimi wokół zajęły skupienia i uwaga. Nim podeszli do wozu dał sobie chwilę czasu by zobaczyć jak się sprawa przedstawia. Również i dlatego że Barbak rozłożył wędkę i zaczął walkę o napięcie cięciwy dwa razy dłuższej niż on był wysoki. Starania opłaciły się tylko częściowo.
- Może następnym razem Ci się uda!
Ork ruszył w stronę wozu z napiętą wędką.
-Kejsi nie sądzę by to coś, co zaatakowało ich nadal tu było, ale czy mogłabyś rzucić na to okiem z góry. Poza tym będziesz bezpieczniejsza
Ruszył nieśpiesznie za zielonym trzymając w rękach swą, Księżycówę.
-Wiesz jakbyś potrzebował pomocy czy coś to dasz mi chyba znać? Bo wiesz ja teraz jestem za twymi plecami...

//Dwarf będzie przeszukiwał miejsce pod względem tego, kto podróżował. Gdzie się podział. Same bestie zbytnio go nie interesują. Jest prawie pewien, kto to zrobił//
 
Vireless jest offline