Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2008, 16:02   #30
Harv
 
Harv's Avatar
 
Reputacja: 1 Harv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie coś
Danny Connely

Ubrany w czarno-granatowy sweter i dżinsy Danny siedział w półmroku na fotelu, przez firanki przebijało się światło komponujące się z niebieskawym blaskiem telewizora. Jak co roku w tym okresie leciał "Kevin sam w domu". Oglądał po raz któryś z kolei ten sam film, który znał aż za dobrze. Pewnie robił to tylko dlatego, bo oglądał go co roku. Gdy włamywacz wchodził przez okno aby spotkać się z kolejną wymyślną pułapką sprytnego dzieciaka, wstał, bo poczuł się głodny. Rodzice wyjechali do sąsiedniego miasteczka odwiedzić jakichś znajomych, których nigdy nie widział, mają wrócić mniej więcej godzinę zanim zaczną wigilię. Nawet myślał, żeby pojechać, ale ostatecznie odepchnęły go słowa mamy "Oni mają córkę mniej więcej w twoim wieku." połączone z porozumiewawczym spojrzeniem. Rodzice już i tak za dużo za niego decydowali. Teraz zdecydował, że będzie sam, więc będzie sam. Tylko czy na pewno tego chce?

Otworzył lodówkę - tylko dania wigilijne, których mama zabroniła mu dotykać plus parę jajek. W zamrażarce została jakaś pizza - akurat takie danie umiał jeszcze przyrządzić. Wsadził do mikrofalówki i wrócił do salonu, gdzie na ekranie złodziej zwijał się z bólu.

~Właściwie, to jestem dalej małym chłopcem. No i jestem sam w domu. Tyle, że niby jestem większy, silniejszy to nie wiem czy bym sobie poradził z rabusiami.. A gdyby intruzem miałby być ktoś w takim samym stosunku groźny dla mnie jak oni na Kevina..~ - dreszcz przeszedł mu po plecach. Dreszcz ekscytacji. Może takie doświadczenie sprawiłoby, że uwierzyłby w siebie i znalazł jakiś cel w życiu. Czasem budził się w nocy strasznie samotny i z poczuciem zmarnowanego życia. Wtedy pojawiały się różne dziwne myśli. Przenosił się wtedy na kanapę przy telewizorze i przy włączonym odbiorniku zazwyczaj zasypiał.

Mikrofalówka dała znać o tym, że posiłek jest gotowy. Daniel wyciągnął pizzę, polał ją ketchupem i usiadł znów przed telewizorem. Jedząc zerkał co pewien czas na ekran, powoli irytowało go to, że zna cały film na pamięć. Wyłączył i jadł w ciszy. Cisza była jeszcze gorsza. Trzymając talerz jedną ręką a drugą podnosząc pizzę do ust podszedł do okna i obserwował jak padają płatki śniegu. Czuło się coś innego, dziwnego w powietrzu tego dnia.

Danny wsadził talerz do zlewu, wytarł ręce i usta z keczupu używając papierowego ręcznika i zerknął, czy ogień w piecu się pali. Trzymał się, ale już niewiele drewna zostało. Ubrawszy się, wyszedł na zewnątrz, aby narąbać paliwa i pomyśleć trochę. Zimne powietrze obudziło go z lekkiego odrętwienia w którym był po paru godzinach przed telewizorem. Praca fizyczna go uspokajała, relaksowała. W szopce były duże kawałki drewna, bo nikt nie miał ochoty narąbać na zapas. Danny zawsze mówił rodzicom, że zrobi to jak przyjedzie. Pomyślał sobie - czemu nie odwalić roboty teraz? Wyciągnął pieniek z garażu, w którym stał jego ford i pogrążył się w robocie. Celne uderzenia siekiery z przyjemnym trzaskiem rozłupywały polana na pół. ~Tak, to jest odpowiedni dzień na zmiany.~ - pomyślał. Zaskoczy czymś rodziców chociaż raz. Może nie będzie to od razu posprzątanie swojego samochodu, to by ich przyprawiło o zawał, ale zawsze coś nowego.

Gdy już się spocił i stosik porąbanego drewna był już całkiem okazały, postanowił zajrzeć do garażu na chwilę. Ojciec, mimo, że już nie był młody, nadal majsterkował sobie czasem, narzędzia i części różnych maszyn i urządzeń walały się po kątach. Mama śmiała się, że jest lokalną złotą rączką, samotne wdowy przychodzą do niego z maszynami do szycia, znajomi (czyli starsza część okolicy) z zacinającymi się kosiarkami.. Takie powolne, małomiasteczkowe życie. Tata zawsze mu imponował, fascynowały go urządzenia, którymi przez większą część dzieciństwa był otoczony. Ojcu jednak nie podobało się łagodne usposobienie syna. Sądził, że prawdziwy Amerykanin powinien reprezentować swoją postawą potęgę swojego narodu, być hardy i zadziorny. Teraz niewiele z tych cech u niego zostało, ale umysł syna dalej był przez to zmieniony. Od kiedy Danny był nastolatkiem ojciec zabierał go na polowania, ale młody Daniel nie podzielał jego entuzjazmu. Do czasu gdy pozwolono mu oddać pierwszy strzał. To był wielki stres, bo zając mógł uciec i Danny dostałby lanie - odpowiedzialność i siła zawarta w strzelbie była dla niego wyczuwalna. Strzał był celny, widok krwi pobudził czternastolatka i wynagrodził mu godziny spędzone na szwędaniu się po lesie. Świadomość, że udało mu się wtedy czegoś dokonać towarzyszy mu do dziś, smak dziczyzny przyrządzonej przez matkę był wspaniały. Poza tym ten wyraz twarzy ojca mówiący "jestem z ciebie dumny"..

Przeglądając graty walające się pod stołem warsztatowym natrafił na coś dziwnego - podłużne pudło owinięte w szary papier. Lekko zmieszany przypomniał sobie, że raz dostał po uszach za szukanie prezentów przed świętami, więc schował je z powrotem i wrócił do rąbania. Jednak trawiony ciekawością po paru minutach wrócił i wyciągnął pudło. ~Przecież jesteś już dorosły, daj spokój, co ci zrobią?~ Rozpakował papier, podniósł pokrywkę i jego oczy zalśniły.

Na kolbie strzelby myśliwskiej widniał napis: "Dla Danny'ego, tata.", w pudle oprócz tego znalazł pudełko naboi 5,56 i 2 magazynki na 10 naboi. Wpatrywał się i cieszył, że w końcu będzie miał własną broń, ta siła obecna w niej zawsze go ekscytowała. Jednak nie wziął go do ręki. Odłożył pudełko tak jak było i zastanawiał się, czemu rodzice jeszcze nie wrócili. Wniósł drewno do domu i zadzwonił na numer telefonu, który rodzice zostawili na kartce gdy wyjeżdżali. Nikt nie odbierał. - ~Pewnie poszli na spacer, albo właśnie wyszli.~ - wytłumaczył sobie Daniel. Zrobił sobie gorące kakao i postanowił poczekać jeszcze pół godziny. Mówili, że to dziesięć minut drogi samochodem, może gdzieś się zakopali? Nie ma co panikować, ojciec da sobie radę na pewno.

Siedział w oknie pijąc ciepły napój gdy zauważył przez padający ciągle śnieg grupkę ludzi idącą powolnym krokiem przed siebie, po czym usłyszał strzał rozlegający się z pewnej odległości. Zamarł z kubkiem na wpół drogi do ust, nie wiedział co zrobić. Rozlewając część kakao postawiłl kubek na parapecie i trzęsąc się cały odszedł od okna. Co się dzieje? Co się dzieje? Może komuś po prostu pękła opona? Też huk w końcu.. Usiadł w fotelu i włączył telewizor, powoli wmawiając sobie, że tylko mu się wydawało. Zmienił kanał z Kevina na lokalny i widział tylko planszę informującą, że:Przerywamy program, by nadać komunikat policji. Prosimy nie wychodzić z domu, nie otwierać nikomu drzwi, nawet jeśli to członkowie rodziny, czy przyjaciele, miasto jest w stanie kwarantanny. Aby unikać zarażenia szczególnie niebezpiecznym wirusem, prosimy pozostać w domach, pić dużo wody, czekać na pomoc medyczną.

Po raz kolejny tego dnia zdębiał. Wychodził przecież przed chwilą, więc może być chory. Zmierzył sobie temperaturę i na wszelki wypadek połknął witaminy. Czułby się normalnie, gdyby nie to przerażenie.. ~Co ci mówił tata? No co? Że odwaga naszych ojców dała nam wolność i że mamy nie bać się niczego, bo to oznaczałoby, że ponieśli klęskę.. Teraz telewizja mówi, że mamy siedzieć i czekać? To na pewno rząd robi coś złego.. na pewno. Tata zawsze tak mówił.~

Dalej trzęsąc się, wyjrzał przez okno i zobaczył, że starsza pani Barker po przeciwnej stronie ulicy ucieka przed powłóczącą nogami grupką ludzi. Czasem wpadała do mamy na kawę i plotki. To samo poczucie, że coś się musi zmienić przygniotło go mocno. Coś może się jej stać, a przecież to znajoma mamy.. Starsza kobieta poślizgnęła się na chodniku, a napastnicy zbliżali się coraz bardziej..

Wyszedł drzwiami na podwórze i wyciągnął siekierę z pieńka. Krew dudniła mu w uszach, gdy przechodził przez jezdnię. Widział dookoła krwawe plamy, chyba a przynajmniej tak mu się wydawało. Słyszał krzyki dookoła, sam nie wiedział czemu nie zwracał na nie uwagi. Nie wiedział co się dzieje, był za głupi, czy może za odważny?

Zostawcie panią w spokoju! - krzyknął i pogroził siekierą napastnikom, którzy już pochylili się nad leżąca staruszką.Odpowiedział mu jęk, podniosła się jedna głowa. Spojrzenie mętnych oczu jednego z nich sprawiło, że Daniel poczuł, jakby flaki mu się wywróciły na drugą stronę. Uderzył siekierą w twarz, która kpiła z niego i z praw jakimi rządzi się natura. Nie patrząc na efekt ciosu Daniel złapał za wyciągniętą rękę staruszki, ale ona oddzieliła się od ciała. to jakiś koszmar.. cholerny koszmar. To te rządowe eksperymenty na ludziach, na bank. Danny wypuścił rękę i po paru krokach do tyłu odwrócił się i wbiegł do mieszkania. Zaryglował drzwi dysząc ciężko po czym osunął się na podłogę oparty o drzwi plecami. Jego lewa dłoń nadal była zaciśnięta na siekierze pokrytej krwią. Tu jest bezpiecznie.. Nie, jeszcze drzwi do garażu! Słaniając się na nogach poszedł od garażu, po drodze wymiotując. Szkoda tej pizzy.. Zasunął zasuwę w drzwiach, po czym osunął się na ziemię. Miał otwarte oczy i myślał o tym, co właśnie zrobił. Zabił kogoś, tylko nie wiadomo, czy na pewno to był człowiek. Na zewnątrz słychać było krzyki, ale nic z tego nie ruszało mężczyzną. Czuł dziwny spokój, wypuścił siekierę z ręki. Tu był chyba bezpieczny.. A co z rodzicami..?

Wstał i wyciągnął przedwcześnie swój prezent. Przejrzał instrukcję i przygotował broń do użytkowania. Miał pudełko z 30 sztukami amunicji, ojciec gdzieś pewnie trzymał więcej. Musi znaleźć rodziców. Musi się do czegoś przydać. Nagle usłyszał, że na ich ulicę wjeżdża powoli samochód. Wyjrzał przez okienko w garażu i rozpoznał samochód swojego ojca. Wyszedł na zewnątrz i zauważył, że przednie drzwi od strony pasażera są otwarte, a przednia szyba jest pęknięta. Ciężko dyszący kierowca był oparty głową o kierownicę, silnik dalej pracował.
 
__________________
Nie chcę ukojenia, które mogłoby mi odebrać skruchę, nie pragnę uniesień, które wbiłyby mnie w pychę. Nie wszystko, co wzniosłe, jest święte, nie wszystko co słodkie - dobre, nie wszystko co upragnione - czyste, nie wszystko co drogie - miłe Bogu.
Harv jest offline