Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-05-2008, 08:48   #21
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Leon

Leon wysiadł z auta odsuwając lekko ramieniem dziewczynę która przedstawiła się jako Kate.
-Co jest z tobą nie tak dziewczyno?- spytał gniewnie wyrywając drugiej, która najwyraźniej miała poważne problemy emocjonalne swoją broń tak jakby to był cukierek zabrany dziecku, a on miałby być surowym rodzicem udzielającym nagany.

Dziewczyna przestraszyła się lekko podskakując w miejscu i wydając zduszony okrzyk. Czuł zmieszanie, zarówno z tego powodu że pozwolił się podejść jakiejś nastolatce jak i z tego jak ostro zareagował. Widząc, że ta obserwuje go prawie ze łzami w oczach i za bardzo nie wiedząc jak się zachować westchnął cicho otwierając tylne drzwi od radiowozu.

-Wsiadajcie, tu nie jest bezpiecznie.

Kiedy obie dziewczyny były już w środku zamknął za nimi drzwi i dopiero wtedy spojrzał na dzieło Cornelii. Nie wiedział czy wszystkie kule trafiły w cel ale jakaś z nich na pewno, nie mógł uwierzyć że to coś mogło jeszcze żyć, no cóż lepszym słowem byłoby tu "wciąż poruszać".

Zmasakrowane zwłoki kobiety z przetrąconym karkiem i głową sterczącą bezwładnie z boku wciąż zmierzały ku nim. Widać było kilka śladów po kulach, ale najwyraźniej nie zrobiło to na owym "czymś" większego wrażenia. Prawdę mówiąc właśnie usiłowało się podnieść a dodatkowo z drugiej strony zbliżał się pies który jak się wydawało uległ tej samej chorobie co ludzie.
Upiorny był to widok, ale koszmary w ten dzień już nie pierwszy raz wyszły na światło słoneczne.

Leon podszedł bliżej zachowując w miarę bezpieczną odległość, odgradzając sobą dostęp do dziewczyny. Trzymał kolbę od rewolweru także drugą ręką, żeby w razie czego mieć pewny strzał. Rozległ się pojedynczy huk, który tym razem nie zrobił wrażenia na nikim z okolicy może poza dziewczyną na którą przed chwilą jeszcze nie zwrócił uwagi. Odwrócił się do psa, wycofując powoli w stronę auta. Ile miał jeszcze naboi? Jeśli Cornelia wystrzeliła 4 to komora powinna być pusta.

Poczuł pot spływający mu po twarzy i rękach, "psi demon" - bo takie skojarzenia były tu odpowiednio na miejscu - posuwał się do nich tym samym tempem co Leon cofając. Ich nieugięte spojrzenia raz po raz krzyżowały się ze sobą tak, że jasne było że żaden z nich nie ustąpi.

Nagle rozległ się inny odgłos tak różny od cichego powarkiwania psa. Dziewczyna, która zapewne właśnie uratował być może przypłacając to własnym życiem mówiła coś urywającym się głosem, musiała przy tym strasznie płakać.

- Ratunek nie nadejdzie...to kara, którą musimy przyjąć z pokorą...

Nie było sensu się nad rozwodzić ani tym bardziej czasu w dodatku ten pies mógłby w ciągu kilku sekund rozszarpać ich oboje jeśli bym spróbował. Wycofywał się powoli w stronę samochodu dając znać dziewczynie, żeby zrobiła to samo, kątem oka dojrzał że cała sytuacja jest bacznie obserwowana przez Kate i Cornelię.

-Otwórz drzwi i wsiądź - polecił spokojnie nie zbaczając oczu i broni z sylwetki wściekłego psa.

Dźwięk otwieranych i zatrzaskiwanych tylnych drzwi powiedział mu, że dziewczyna musi już być w środku. Pies był już tuż tuż a dzieląca ich odległość zmalała na odległość kroku. Wiedział, że nie zdąży takie psy są przecież cholernie szybkie.

W tym momencie ktoś pchnął od środka drzwi kierowcy. Leon, odwrócił się i wskoczył do środka, jedno mgnienie oka później już łapał za klamkę mocno zatrzaskując drzwi. Dało się słyszeć odgłos uderzenia, radiowóz lekko zakołysał się jakby przez chwilę tracąc częściowo przyczepność a potem była już tylko cisza. Przez chwilę oddychał głośno starając się uspokoić emocje i złapać oddech. Co to do kurwy było? Boże..

Otworzył komorę rewolweru i starannie wyjął z kieszeni a następnie zapełnił wszystkie wolne otwory nabojami. Wcale go nie zdziwiło, że tą która najprawdopodobniej uratowała była Kate, zwrócił się do niej:

-Otwórz schowek i poszukaj trochę, powinnaś znaleźć broń mojego partnera, mam jednak nadzieję że strzelasz lepiej od koleżanki.

Odczekał, aż dziewczyna zaznajomi się z dotykiem broni, widział już te spojrzenie, tą reakcje na dotyk chłodnego metalu która powiedziała mu, że podjął dobrą decyzję.

-Musimy jechać na posterunek, tu nie jest bezpiecznie. Tam zajmą się wami do przyjazdu waszych rodzin, poza tym muszę mieć świadków..- urwał patrząc na wszystkie trzy dziewczyny.

I tak pewnie mi nie uwierzą.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 07-05-2008 o 09:28.
traveller jest offline  
Stary 07-05-2008, 19:47   #22
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Kate McCall

Kate zaczynała się gubić w tym co się dzieje, akcja nagle pospieszyła do przodu jak w kiepskim filmie akcji. Tam zawsze są nudy przez pół filmu a jak dzieje się coś ciekawego to nocą, w deszczu i bardzo szybko, tak ze nikt nic nie zobaczy a już jest koniec. Tu co prawda był dzień i nie padał deszcz, ale za to śnieg zaczął dość mocno sypać.

Dziewczyna otworzyła drzwi policjantowi, gdy tego potrzebował. Inaczej pewnie byłoby po nim. A tak przynajmniej zdobyła broń. Chwyciła ją pewnie w dłoni i sprawdziła czy ma naboje. Tak, cacuszko jest gotowe do robienia kuku niedobrym ludziom, którzy nie chcą umierać.

Gdy już ruszyli, a działo sie to bardzo powoli ze względu na utrudnione warunki pogodowe, jakiś facet wyskoczył im przed maskę. Kierowca nie zatrzymał sie jednak tylko jeszcze przyspieszył, pewnie kolejny gość żądny naszej krwi. Samochód przejechał po nim co zaowocowało turbulencjami jak w samolocie podczas burzy. Przejechali dalej, sunąc powoli w stronę komisariatu.

Ulice były puste, ludzie w taką pogodę nie lubią wychodzić na dwór. No może poza dziećmi,a le tych też nigdzie nie było widać. Kate rozglądała się wokoło. Nagle krzyknęła z obrzydzeniem. Zobaczyła za oknem zmasakrowane, rozerwane szczątki ludzkie. Śwież śnieg pokrywała równie świeża krew, wsiąkająca w mokre płatki. Coś lub ktoś przed chwilą zabił tego człowieka, i prawdopodobnie to coś nadal się gdzieś tu czai. Jeśli morderca zostawił jakieś ślady to zostały już zasypane przez śnieg. Kate czujnie obserwowała okolice, mając nadzieję, że będzie przygotowana gdy na drogę znowu coś wyskoczy. Pistolet nadal ściskała w dłoni.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
Stary 07-05-2008, 21:01   #23
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację


-Co jest z tobą nie tak dziewczyno? - krzyknął Leon a Cornelia odskoczyła z przerażeniem.

- Prze...przepraszam... - jęknęła przerażona i spojrzała na mężczyznę swoimi ciemnymi jak noc oczami.
Dziewczyna miała bladą twarz i czarne włosy. Jej mały nosek dodawał jej uroku zaś usta...usta były z tego wszystkiego najpiękniejsze. Pociągały zupełnie jak zakazany owoc, kusiły, a jednak czasem dało radę się oprzeć im. Teraz były one suche od zimna i blade jak cera Cornelii. Nie jednemu pękłoby serce widząc dziewczynę tak piękną i drobną, a zarazem odzianą w tyle kolorowych rzeczy.

-Wsiadajcie, tu nie jest bezpiecznie. - westchnął mężczyzna, a dziewczyna tylko kiwnęła głową i wyminęła go. Tak naprawdę wcale nie wsiadła do radiowozu. Stała przy drzwiach auta i obserwowała.

"Ciekawość to pierwszy stopień do piekła" - zaszumiało jej w głowie, jednak: Kto dba o to? Czy to ważne? Dziewczyna od razu zauważyła zbliżającego się wraz z obcą kobietą psa. Warczał i szczerzył kły. Psy zazwyczaj same nie atakują, nie rzucają się ot tak sobie na ludzi.

- Ten pies... - szepnęła Leonowi do ucha nie zdając sobie sprawy z tego, że mogła go przestraszyć. Jej ciepły oddech sprawił, że mężczyzna nieco drgnął, jednak nie odwrócił się. Odpowiedział coś, a może dziewczynie się tylko tak wydawało?

- Ratunek nie nadejdzie...to kara, którą musimy przyjąć z pokorą... - powiedziała kobieta, która do nich podeszła. Mężczyzna od razu kazał jej wejść do radiowozu, więc Cornelia ustąpiła jej miejsca.

- Tak w ogóle miło by było z Twojej strony, gdybyś powiedziała nam coś w stylu "Helikopter już leci, mają rakiety samonaprowadzające". Serio, to by nas bardziej pocieszyło. - powiedziała Cornelia przez łzy, jednak z uśmiechem na twarzy. Sytuacja była kiepska więc nie widząc innej drogi wsiadła ostrożnie i pomału do radiowozu zamykając za sobą drzwi. Poczuła, że na czymś usiadła więc uniosła swoją pupę ku górze i wyjęła owy przedmiot...pałka policyjna? o.O emo-dziewczyna bez zastanowienia schowała ją do torby. Wolała to niż broń, z której ledwo strzelała. Z jednej strony cieszyła się - ma pałę, i to nie małą (mrrr...ciekawe czy Leon ma identyczną?) oraz uwolniła się od swojej natrętnej rodziny, której tak bardzo nienawidziła - jednak z drugiej strony ogarniało ją swego rodzaju przerażenie - półumarlaki, które rzucały się na wszystko co żywe, w nie wiadomo jakim celu. Gdy emocje zaczęły opadać, Cornelia postanowiła, że powie coś tak dal otuchy, mimo iż była pewna, że nie uciekną przed śmiercią.

- Oglądaliście film, w którym grupa ludzi uciekała przed śmiercią? Umierali w danej kolejności - przerwała na chwilę zastanawiając się nad swoimi słowami -....emm...to znaczy...lubicie Muminki?! - zupełnie ją zatkało, znowu palnęła totalną głupotę! Tak samo jak z tymi rodzynkami co jej w ogóle strzeliło do głowy?!
Leon...był pociągający, nie taki stary...agresywny w sytuacjach napiętych...ciekawe jak bardzo by się napiął gdyby tak...
W końcu nawet Emo-Dziewczyna potrzebowała czasem zrozumienia i miłości...
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 07-05-2008, 23:35   #24
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Jennifer De la Tohre

Wsiadła do samochodu i dopiero gdy siedziała zdała sobie sprawę jaki odważny musiał być ten policjant, umięśniona sylwetka, przystojna twarz. Jak mogła nie zwrócić większej uwagi na niego wcześniej? To jednak nie była pora na takie rozmyślania, za chwile czeka ją potępienie, a ta myśli o głupotach. Do tego potworna metamorfoza Bruna...nie raz śniło jej się, ze odchodzi, ale nigdy w taki sposób. W takich chwilach budziła się zawsze i szukała po mieszkaniu swojego pupila, żeby upewnić się, ze wszystko jest dobrze. Następnie stawiała karty, alby spojrzeć w przyszłość. Obudzić jej jednak nie było jej dane, musiała trwać.

Drzwi samochodu się zamknęły, kobieta siedziała obok jakiejś wymalowanej małolaty, coś mówiła do niej, lecz ta była tak roztrzęsiona, ze nie słyszała. W pewnej chwili za oknem spostrzegła jeszcze jedną postać, Bruno, a raczej demon, gdy stracił ich skierował się w inną stronę. Rzucił się na mężczyznę i zaczął rozszarpywać, ten bronił się jak tylko mógł, krzyczał w niebogłosy i płakał. W końcu upadł impulsywnie próbując w jakikolwiek sposób uniknąć ataku bestii, która jeszcze rano był potulnym pieskiem, który leniwie przeciągał się i machał przyjaźnie ogonem. Demon długo szarpał człowieka, krew zalała cały jego pysk, a oczy dziko pożądały więcej. Ciężko już było określić czy człowiek jeszcze żył, czy też potrząsa jego zwłokami nienasycony pies.

Jenny w końcu zamknęła oczy, ruszyli wjechali w coś, lecz wiedzieć więcej nie chciała. Zaczął padać śnieg, kobieta poczuła się dziwnie samotna, nagle przypomniała sobie o swoich rodzicach, którzy zostali sami w domu.

- Nie możemy tam pojechać!!! Zawieźcie mnie do mojego domu Kwiatowa 123. Natychmiast! Tam jest moja rodzina...– kobieta zaczęła się wiercić, była gotowa nawet złapać za kierownice, lub otworzyć drzwi i wysiąść.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 09-05-2008, 00:47   #25
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Leon

Ruszyli zostawiając za sobą wyraźny ślad na całkowicie już zasypanej śniegiem ulicy. Policjant przyspieszył widząc jak ktoś idzie na nich chwiejnym krokiem, który mówił mu o istocie tego czegoś. W innych okolicznościach zatrzymałby się bez wahania, teraz dodał gazu przerzucając nad maską dziwnie znajomą sylwetkę przypominającą mu o byłym partnerze. Partnerze, którego przed kilkoma minutami widział martwego w czasie najbardziej niesamowitej scenie jaką przeżył w życiu. Może to tylko jego wyobraźnia? Modlił się w duchu żeby tak właśnie było. Starał się także ignorować fakt, że upiorny pies który przecież o mało co nie odebrał mu życia znalazł sobie inne zainteresowanie w postaci mężczyzny który rozpaczliwie młócił rękoma w jego korpus by po chwili po prostu się poddać.
Chciał się wynieść stąd najszybciej jak było to tylko możliwe. Byleby zawieźć te dziewczyny w bezpieczne miejsce, na posterunek tam przecież można się bronić całe tygodnie. Potem zastanowią się z chłopakami co dalej. Za dużo jednak rzeczy nie dawało mu spokoju, najwyraźniej coś było tu nie tak, coś było bardzo nie tak z tym całym pieprzonym miastem.
Ulice były puste od czasu do czasu słychać było jakiś krzyk przebijający się przez śnieg. Jechał szybko, może za szybko a ręce drżały mu spocone na kierownicy.

Nie czuł wyrzutów sumienia z powodu tego co zrobił, to przerażało go najbardziej. Żadna z pasażerek radiowozu nie dała po sobie znać, że ma mu to za złe, ale on wiedział, że ten człowiek mógł być ranny, mógł potrzebować jego pomocy ale stawka była za duża, był teraz odpowiedzialny za los trzech innych istnień i nie zamierzał ryzykować. Bo co by było gdyby usiadł na ziemi rozpaczając nad moralnością swoich czynów? Straciliby tylko czas, który trzeba było dobrze spożytkować a ilekroć się nad zastanawiał wiedział, że zrobił dobrze i to jest jedyna droga.Przekroczył dziś pewną granicę, zresztą nie tylko on.

Popatrzył na zdeterminowane oblicze Kate, której adrenalina wzięła górę nad strachem, przypomniała mu się staruszka która niedawno myślała że także potrafi poradzić sobie z całym złem tego świata, ale może ona była inna? Musiał w to wierzyć, kiedy odwracając się dosłownie na moment do tyłu widząc dwie młode, ładne roztrzęsione dziewczyny cieszył się, że wraz z Kate będą mogli im pomóc. Wydawało się, że były w szoku co chwilę bredziły coś od rzeczy, poza tym rozpraszały jego uwagę przez swoje lekkomyślne zachowania. Był zły, że musiał stale uważać żeby nie zrobiły czegoś głupiego, ale wiedział że nie było innego wyjścia gdyby zostawił je tam.. tam mogło być więcej tych stworów.

One tu nie pasowały, on tu nie pasował, trzeba wezwać wojsko i powiedzieć, że umarli wstają z grobów. Tempem, którym się poruszali lada chwila dotarliby na miejsce gdyby nie dość częste ostatnio nieoczekiwane wydarzenia mające miejsce podczas tej zmiany funkcjonariusza Leona. Nagle dziewczyna, która powiedziała wcześniej coś.. co można było zinterpretować jako mroczną przepowiednię albo brednie szaleńca zaczęła wrzeszczeć i machać rękoma.

- Nie możemy tam pojechać!!! Zawieźcie mnie do mojego domu Kwiatowa 123. Natychmiast! Tam jest moja rodzina...

Cholera jeszcze tego nam było trzeba...

-Kate proszę uspokój ją zanim...

Urwał bo poczuł jak ktoś łapię za kierownicę, stało się to nagle że przez chwilę był zupełnie zdezorientowany w sytuacji by w następnej starając się utrzymać ich przy życiu. Czuł jak samochód wjeżdża w poślizg na mokrym śniegu, wiedział że sprawa jest beznadziejna kiedy zaczęli się obracać, otworzył jeszcze usta by ostrzec swoje towarzyszki o tym żeby się czegoś złapały i w następnej sekundzie poczuł jak uderza bokiem głowy o szybę. Samochód się zatrzymał, bokiem na środku ulicy. Nie wiedział gdzie są dokładnie i ile dzieli ich od upragnionego schronienia. Chciał wstać i sprawdzić czy nikomu nic nie jest, ale zadanie to nie było takie proste. Wszystko falowało w rozmazanych barwach, poczuł spływającą mu na czoło strużkę krwi. Zamigotał oczami widząc nad sobą jakąś sylwetkę a potem... Potem cały jego świat odpłynął w idealną biel zlewając się z otaczającym ich całunem śniegu.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 09-05-2008 o 00:49.
traveller jest offline  
Stary 09-05-2008, 15:39   #26
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Cornelia M.

Jechali dość szybko, ale Leon zdawał się być opanowany. Jego spokój zaczął udzielać się dziewczynie. Zaczęła myśleć rozsądniej, a jej umysł ze spanikowanego stał się w pełni trzeźwy i racjonalny. Postanowiła, że nie będzie nikogo rozpraszać swym gadulstwem choć w chwilach napięcia i poddenerwowania zawsze to robiła. Mówiła i mówiła, a jej buzia nie zamykała. Bla bla bla, powtarzane w kółko stawało się nieznośne i drażniło innych. Cornelia dla własnego dobra wolała nie wyglądać za okno ani nie patrzeć na drogę. Zapięła tylko pas i zamknęła oczy. O czym myslała? Raczej o tym co zawsze - o śmierci. Rodzina jej nie obchodziła, była dla niej jedynie ciężarem, który ograniczał ją w wielu kwestiach. Była jeszcze jedna osoba, którą kochała nad życie. Na imię było jej Caroline, ale ta opuściła ją. Wyjechała do innego kraju, mimo iż tyle pięknych słów płynęło z jej ust. Obie miały wspólne idee, które starały się urzeczywistnić, jednak niektóre z nich przerosły same dziewczyny. Emo-dziewczyna postanowiła, że powinna napisać do niej smsa. Uważała, że Caroline powinna wiedzieć o tym co się z nią dzieje i o atmosferze panującej w tej chorej mieścinie!!

- Nie możemy tam pojechać!!! Zawieźcie mnie do mojego domu Kwiatowa 123. Natychmiast! Tam jest moja rodzina...– rzekła kobieta siedząca obok Cornelii i zaczęła się wiercić. Czarnowłosa nie wiedziała co ma z tym zrobić trochę ta sytuacja ją zirytowała i w ogóle cała sytuacja działa się za szybko! Dziwna kobieta złapała za kierownicę i zaczęła się szarpać z Leonem i nagle...nagle wszystko stało się takie oczywiste i jasne. To koniec - pomyślała Cornelia gdy samochód zaczął się przewracać w kółko i wirując. Wśród huku obijającego się metalu dał się słyszeć krótki krzyk Cornelii. Dziewczyna ukryła głowę w rękach kuląc się na siedzeniu.

I nagle wszystko ustało. Kojąca cisza wśród, której dziewczyna słyszała jedynie szum we własnej głowie. Wysunęła głowę zza rąk by zobaczyć czy już po wszystkim. Pasy bezpieczeństwa mocno ją trzymały. Cornelia siedziała tuż za kierowcą i dzięki temu szczęściu miała wyjście z auta tuż nad głową, gdyż samochód zatrzymał się bokiem.

- Głupia dziwka! Mogliśmy ją tam zostawić!! Idiotka!! - uniosła się gniewem i przypadkowo spojrzała przed siebie i wtedy...oniemiała! Człowiek który przez cały czas starał się chronić kobiety okazał się być w ciężkim stanie. Teraz to on potrzebował ich pomocy, ale cóż one mogły?!
Cornelia zaczęła otwierać drzwi od auta jednak te zacięły się. Szarpała je i klęła pod nosem aż w końcu kopnęła ich z całych sił, jednak i to nic nie dało. Wtedy właśnie ją olśniło - przecież one są zablokowane! Odblokowała i złapała za uchwyt. Drzwi otworzyły sie bez problemu a właściwie to...same odpadły. Cornelia starannie odpięła pasy i przemieściła się do nieprzytomnego Leona.

- Ocknij się proszę... - szepnęła trzymając jego głowę i wtedy poczuła na swoich dłoniach ciepłą i lepką ciecz. Panika jaka ją ogarnęła kazała puścić jego głowę i uciekać jednak czarnowłosa zrobiła zupełnie co innego.Ooo nie, to JA umrę pierwsza, a nie TY!! - powiedziała w myślach po czym otworzyła drzwi kierowcy i wyłoniła się z auta. Była lekka, a samochód dość masywny dlatego też stał twardo bokiem na drodze donikąd. Dziewczyna ułożyła Leona jak najlepiej mogła tak by łatwo wyjąć go z pojazdu po czym zeskoczyła na ośnieżoną drogę. Jego tułowie po klatkę piersiową i głowa zwisała zza auta twarzą do ziemi. Cornelia zatrzęsła się z zimna jednak zignorowała to ostrzeżenie. W swoich butach była znacznie wyższa niż zazwyczaj. Złapała Leona za ręce zwisające z auta i pociągnęła je ku sobie. Niestety, na nic zdał się wysiłek dziewczyny. Nie widząc innego wyjścia złapała mocno za jego nadgarstki i trzymając je mocno uniosła nogi do góry. Jej ciężar ciała sprawił, że mężczyzna nie tylko wysunął się z samochodu, ale spadł prosto na ciało Corneli, przygniatając ją. Krew z jego czoła kapnęła na policzek i na kącik jej ust.

- Ej dziewczyny co się z wami dzieje?! Obudźcie się proszę!! Nie mogło was aż tak zamglić, HEJ!!- krzyknęła dziewczyna jednak nie wiedziała czy ktoś ją usłyszał. Wyciągnęła rękę w bok i nabrała w dłoń garstkę lepkiego śniegu po czym przyłożyła go Leonowi do rany na głowie.

- Obudź się...prosze... - wyszeptała ledwo łapiąc kolejny oddech.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 09-05-2008, 19:46   #27
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Kate McCall

Dziewczyna tępo gapiła się przez okno, odprowadzając wzrokiem plamy krwi na śniegu. Na chwilę wyłączyła się, nie słuchała bredzenia o odwożeniu na ulicę kwiatową. Na szczęście nie było też już mowy o rodzynkach. Jednak sytuacja przypomniała jej o pewnym zdarzeniu gdy była małą dziewczynką.

Pewnej zimy, było to także w okolicach świąt, patrzyła na budkę dla ptaków zbudowaną przy oknie do jej sypialni. O tej porze roku ptaki chętnie w niej przesiadywały, znajdując w niej zawsze coś dobrego do jedzenia. Gdy tak patrzyła przez okno nagle jakiś ptaszek wleciał z całej siły w szybę. Dało się słyszeć głośny huk, a uderzenie było tak silne, że ptak zostawił plamę krwi na szybie. Gdy mała Kate poszła na dwór odnaleźć ptaszka, zobaczyła, że zostało z niego tylko skrzydło i para nóżek oraz wielka plama krwi. Nie rozumiała co się stało. Rodzice powiedzieli jej, ze pewnie jakiś pies szybko podbiegł i zjadł ptaszka. Ale w pobliżu nie było żadnych śladów łap...

Z zamyślanie wyrwał Kate głos Leona zwracający sie do niej po imieniu. Już chciała mu odpowiedzieć, kiedy nagła furia tej dziwnej kobiety okazała się niebezpieczna. Gdy samochód zataczał koła Kate mocno złapała się za deskę rozdzielczą i dzięki temu skończyło się tylko na wielkim bólu głowy po uderzeniu w szybę. Przez chwilę dziewczyna nie wiedziała co sie dzieje i gdzie się właściwie znajduje. Potem usłyszała jak ta małolata coś woła, że mają się obudzić. W tej chwili Kate mało obchodziło co stało się z Panią Zła Przepowiednia, chciała po prostu się stąd wydostać,

Chęć ucieczki została spotęgowana przez komitet powitalny. Najpierw zza załomu wyłonił się mężczyzna, cały we krwi, z jego ust zwisał kawałek czegoś... kawałek czyjejś skóry! Kate szybko domyśliła się, że ten facet był twórcą plamy na śniegu w którą tak sie zapatrzyła. Ciekawe czy takie mięcho mu smakuje, pewnie wolałby ich zjeść z sosem. Dwie kobiety, które szły za nim, wyglądały na zdecydowanie bardziej wygłodniałe i żadne szczątki nie wystawały im z ust. Chyba że po prostu one jedzą kulturalnie i umieją używać wykałaczek.

Dziewczyna szybko zaczęła gramolić sie z wozu wiedząc, że każda sekunda jest cenna. Małolata najwyraźniej zbyt przejęta byłą głaskaniem policjanta by zobaczyć tych... zombie, nie bójmy się użyć tego określenia. Kate gdy tylko wydostała się z wozu złapała jedno ramię Leona i dała znak Corneli, aby złapała go z drugiej strony. Trzeba go zaciągnąć w bezpieczne miejsce, najlepiej do jakiegoś pobliskiego domu.

Kate już miała odciągać Leona kiedy przypomniała sobie o broni! W czasie kraksy wyleciała jej z dłoni i leży gdzieś przy przednim siedzeniu. A zombie są coraz bliżej. Dziewczyna pędem rzuciła się do samochodu co zaowocowała jedynie tym, że się poślizgnęła. W końcu jednak sięgnęła do wozu i po chwili miała już broń w dłoni. A niemiły pan niemyjący zębów był już tuż przy samochodzie, jest szybszy niż dwie dziewczyny ciągnące mężczyznę. Trzeba go było spowolnić. Kate wycelowała, wstrzymała oddech i strzeliła. Lekcje na strzelnicy opłaciły się, ucelowała prosto w czaszkę. Potwór przeszedł jeszcze parę kroków po czym zwalił się w śnieg z głuchym odgłosem. Martwe kobiety jednak nie przejęły się stratą przyjaciela, ale były na tyle daleko, że teraz można było bezpiecznie odciągnąć policjanta. Trzeba oszczędzać każdą kulę.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
Stary 10-05-2008, 20:28   #28
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Jennifer De la Tohre

I paw zaczął swój tragiczny i ujmujący krzyk. Aleksandra przysłuchiwała się jemu, zaczęła się zastanawiać, skąd w nim tyle żalu i smutku...

(...)

Nikt nie zareagował na jej prośby, zaczęła płakać, wyobrażała sobie, ze jej rodzinie dzieje się krzywda. A to wszystko przez jej kaprysy i widzi mi się.
Musiała cos zrobić, chwyciła za kierownicę, chciała jedynie lekko ją przekręcić na bok, coś poszło nie tak.
Nagle wpadli w poślizg, samochód zaczął się rzucać na prawo i lewo, Jenny nie mogła złapać równowagi, na szczęście udało jej się na tyle utrzymać i nie wypadła przez przednią szybę. Walnęła tylko o nią głową.
Straciła na chwilę przytomność, gdy tylko usłyszała krzyki ocknęła się. Świat wirował, czuła się tak jakby śniła.
Śnieżnobiała mgła otuliła całą okolice, nie wyraźne sylwetki poruszyły się gdzie niegdzie, coś przypominającego słońce świeciło bladym niewyraźnym światłem. Kobieta wypełzła z roztrzaskanego samochodu, próbowała się podnieść, lecz zimne, niekształtne białe dłonie oplotły ją i trzymały mocno. Coś rażąco czerwonego świeciło się na tych dłoniach, Jenny rozejrzała się wszystkie dłonie dookoła niej pokryte były gdzie niegdzie tą dziwną barwą, która świeciła i wręcz raziła ją w oczy.
Kobieta złapała za amulet i zamknęła oczy, lecz świat za powiekami niczym nie różnił się od poprzedniego...
W głowie zawirowało jej ponownie, nie wiedziała już czy ma otwarte oczy czy zamknięte.
Poczuła, ze białe niekształtne dłonie zwolniły nieco swój zimny uścisk, spróbowała wstać, zachwiała się i upadła, coś pełzało po jej głowie, dotknęła to miejsce i poczuła lepki ciepły płyn. Wstała tym razem nieco pewniej, utrzymała się. Dłonie na ziemi skręcały się i falowały próbując ją uchwycić.
Jenny spojrzała dalej, spostrzegła sylwetki ludzi, które poruszały się wolno i niepewnie smagane jakby przez silny wiatr.
Poznała jedną sylwetkę...to był jej ojciec...
Uśmiechnęła się do niego i chwiejnym krokiem skierowała się w jego stronę, chciała być w końcu bezpieczna.
Sylwetka nabierała kolorów za nią były jakieś inne, lecz tych już nie znała, mimo to szła nadal.
Nagle zwykle łagodna i potulna twarz ojca wykrzywiła się w dziwnym grymasie, grymasie dzikim i wściekłym. Jenny stanęła, makabryczne białe dłonie ponownie oplotły ją i trzymały silnie. Poczuła rwący i straszny ból na ramieniu, biodrze, dłoni...krzyczała, lecz swego krzyku nie słyszała, pod naporem śnieżne dłonie ustąpiły, upadła. Ból powoli ustawał, niby słońce nagle wyłoniło się zza chmur i zaczęła świecić coraz jaśniej...wkrótce Jenny nie widziała nic prócz świetlistej i ciepłej bieli...

Zalany krwią śnieg nadawał kontrastu zwykle bezpiecznym, spokojnym ulicom miasteczka. Krzyk ucichł, a razem z nim ostanie wspomnienie po Jennifer De la Tohre...
Czy jej grzechy zostały wybaczone? Czy to wystarczająca kara?

(...)

Krzyk pawia ucichł, zostawiając Aleksandrę samą ze swoimi myślami, stała jeszcze chwile nad zamkniętym ptakiem, po chwili otarła łzy i odeszła w swoją stronę.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 13-05-2008, 13:12   #29
 
Lhianann's Avatar
 
Reputacja: 1 Lhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputację


Marica O'Brien

Gdzie ta Katie jest? Marica spojrzała ponownie na zegarek.
I chyba po raz x-nasty zaczęła troszkę żałować, że dała się przyjaciółce wyciągnąć na wyjazd świąteczny do jej rodziny.
Cóż, jej rodzice postanowili pojechać w romantyczną podróż do Paryża, brat spędza święta z swoją rodziną, a na wraz z Katie.
Tylko szkoda, że na razie jest tak nudno...

Odłożyła książkę- 'Flebologia i Nefrologia' podręcznik akademicki grubości dwóch cegłówek. Już raz ją całą przeczytała, teraz powtarza najważniejsze rzeczy< czyli w praktyce drugi raz cały podręcznik> na egzamin.
Sesja zimowa zbliżała się nieuchronnie, a ona zamierzała większość egzaminów medycznych zaliczyć w terminie zerowym, by mieć spokój w czasie archeologii.

Włączyła radio, mając nadzieję, na jakaś ciekawą muzykę, słyszał krzątaninę na parterze domu, rodzina Katie zakazała jej wręcz pomagać w czymkolwiek- gość w tym domu naprawdę był traktowany jak święta krowa...

-Przerywamy program, by nadać komunikat policji. Prosimy nie wychodzić z domu, nie otwierać nikomu drzwi, nawet jeśli to członkowie rodziny, czy przyjaciele, miasto jest w stanie kwarantanny. Aby unikać zarażenia szczególnie niebezpiecznym wirusem, prosimy pozostać w domach, pić dużo wody, czekać na pomoc medyczną.
Przerywamy program by nadać komunikat policji...

Marcia wyłączyła radio gwałtownym ruchem. Nagrana wiadomość puszczana w kółko.
Epidemia? Zimą?
Praktycznie nie możliwe w dzisiejszych czasach, chociaż, jakiś złośliwy, zmutowany wirus...

Boże, Katie jest na zewnątrz....
Chwyciła za telefon komórkowy, wybrała numer przyjaciółki.
Po ośmiu czy dziewięciu sygnałach usłyszała jej głos.
-Cześć, Tu Kate. Nie mogę odebrać telefonu, a może zwyczajnie nie chce. Jeśli to coś ważnego, to nagraj sie, a jeśli nie to możesz...piiiiiiii

-Kate, w radiu mówią o epidemii i o zakazie wychodzenia z domu. Gdzie ty jesteś, zgubiłaś się w drewutni?
Marica zaczęła się naprawę bać o przyjaciółkę.
Zbiegła na dół.

Ciocia Kate w kuchni wkładała właśnie do piekarnika ogromną blachę ciasta.
-O, Marcia, coś się stało?
Radio kuchenne było nastawione na jakaś ogólnokrajową stację, nadającą kolędy.
Marica zaczęła szukać lokalnej nie zważając na protesty cioci Almy, która nuciła wraz z radiem świąteczne przeboje.

-Przerywamy program, by nadać komunikat policji. Prosimy nie wychodzić z domu, nie otwierać nikomu drzwi, nawet jeśli to członkowie rodziny, czy przyjaciele, miasto jest w stanie kwarantanny. Aby unikać zarażenia szczególnie niebezpiecznym wirusem, prosimy pozostać w domach, pić dużo wody, czekać na pomoc medyczną.

Ciocia Katie słuchała osłupiała nagranego przesłania.
-O mój Boże, w same święta. A Katie jest na dworzu, musimy....

Nagle ich uszu dobiegło ujadanie psa, Barkiego, dużego mieszańca wilczarza z owczarkiem belgijskim.
Nagle siekła ujadanie przesło w pisk, i bolesne szczeknięcia, i charkot.
Marica podbiegła do kuchennego okna, odsunela zasłonkę i z przerażeniem obserwowała, jak trójka ludzi rozszarpuje jak zwierzęta ciągle żyjącego psa.
Nagle jeden z 'ludzi', przystojny kiedyś mężczyzna w ciemnym płaszczu, schlapanym krwią uniósł głowę i spojrzał w stronę okna w którym stała Marica
Powolnym niezgrabnym ruchem obrócił się i ruszył powłócząc nogami w stronę schodków prowadzących do domu.

Dziewczyna pokonując strach i mdłości ruszyła biegiem w stronę frontowych drzwi.
Na szczęście dom w jakim się znajdowała miał wysokie podpiwniczenie, małe piwniczne okienka na wysokości gruntu, schody prowadzące do drzwi wejściowych i takie samo wyjście z tyłu. Parter znajdował się mniej więcej na wysokości ponad dwóch metrów nad poziomem gruntu.

Urwany krzyk przerażenia i łomot z kuchni świadczył o tym, że ciotka Alma również podeszła do okna, i widok jaki tam zastała sprawił, ze straciła przytomność.

Gwałtownym ruchem przeciekała oba klucze w solidnych, dębowych drzwiach, założyła zapadkę i łańcuch.

Pędem puściła się w stronę tylnych drzwi wychodzących obok drewutni jakie Katie wychodząc na pewno zostawił otwarte.
Zaryglowała je tak samo.
Oparła się o ścianę koło drzwi i ponownie wybrała numer Katie.
Kate, odbierz, na boga. Nigdy nie lubiłam filmów o zombie, a na pewno nigdy nie chciałam stać się uczestniczką jednego z nich...


Nagle ktoś złapała ją za ramię. Aż podskoczyła z krzykiem.
-Marica, na boga, co sie dzieje, czemu Alam leży, co to za krzyki w święta?

Dziewczyna patrzyła wystraszona na stojącego koło niej wujka Katie, Malcolma, odzianego w ciemne spodnie, podkoszulkę na ramiączkach, z śladami panki do golenia na twarzy i maszynką w dłoni.

Już miała otworzyć usta, by spróbować wytłumaczyć, gdy od strony frontu, z zewnątrz dobiegł ich pkrzyk przerażenia i bólu.
Biegiem ruszyli w stronę saloniku jakiego okna wychodziły na ulice.
Chodnikiem uciekała, a właściwie probowała uciekać starsza kobieta, za nią leżały rozsypane torby zakupami. Za koniec płaszcza trzymał ją jeden stwór, drugi właśnie probował ugryźć ją w szyje.
Kobieta szarpnęła się rozpaczliwie, straciła równowagę i upadła na zaśnieżony chodnik.
Stwory z głuchym wyciem rzuciły się na jej ciało z ohydnym wyciem, szarpiąc i gryząc, nie zważając na jej rozpaczliwe, chodź coraz cichsze krzyki.
Wyrywając sobie nawzajem krwawe ochłapy rozdzierały ciało kobiety na krwawą miazgę.
Marica nie mogąc zapanować nad żołądkiem zwymiotowała do stojącej na parapecie doniczki z chińską różą.
Stojący obok niej Malcolm był potwornie blady.
-Boże, musimy jej pomóc, musimy tam iść.

Marica ocierając sobie usta krzyknęła:
-Nie, chcesz dać się zabić, czym chcesz walczyć?
Od strony drzwi dobiegł ich łomot, jakby ktoś skrobał i drapał drzwi wejściowe.
-Słyszysz? Chcą tu wejść, tu na razie jesteśmy bezpieczni.
Czym macie w domu jakaś broń? I gdzie są Michael i Dominic?
Miała nadzieje, że obaj kuzyni Katie zostali w domu.
Ponownie wybrała jej numer.
Może jednak nic jej nie jest, może...
 
__________________
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay
Lhianann jest offline  
Stary 16-05-2008, 16:02   #30
 
Harv's Avatar
 
Reputacja: 1 Harv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie cośHarv ma w sobie coś
Danny Connely

Ubrany w czarno-granatowy sweter i dżinsy Danny siedział w półmroku na fotelu, przez firanki przebijało się światło komponujące się z niebieskawym blaskiem telewizora. Jak co roku w tym okresie leciał "Kevin sam w domu". Oglądał po raz któryś z kolei ten sam film, który znał aż za dobrze. Pewnie robił to tylko dlatego, bo oglądał go co roku. Gdy włamywacz wchodził przez okno aby spotkać się z kolejną wymyślną pułapką sprytnego dzieciaka, wstał, bo poczuł się głodny. Rodzice wyjechali do sąsiedniego miasteczka odwiedzić jakichś znajomych, których nigdy nie widział, mają wrócić mniej więcej godzinę zanim zaczną wigilię. Nawet myślał, żeby pojechać, ale ostatecznie odepchnęły go słowa mamy "Oni mają córkę mniej więcej w twoim wieku." połączone z porozumiewawczym spojrzeniem. Rodzice już i tak za dużo za niego decydowali. Teraz zdecydował, że będzie sam, więc będzie sam. Tylko czy na pewno tego chce?

Otworzył lodówkę - tylko dania wigilijne, których mama zabroniła mu dotykać plus parę jajek. W zamrażarce została jakaś pizza - akurat takie danie umiał jeszcze przyrządzić. Wsadził do mikrofalówki i wrócił do salonu, gdzie na ekranie złodziej zwijał się z bólu.

~Właściwie, to jestem dalej małym chłopcem. No i jestem sam w domu. Tyle, że niby jestem większy, silniejszy to nie wiem czy bym sobie poradził z rabusiami.. A gdyby intruzem miałby być ktoś w takim samym stosunku groźny dla mnie jak oni na Kevina..~ - dreszcz przeszedł mu po plecach. Dreszcz ekscytacji. Może takie doświadczenie sprawiłoby, że uwierzyłby w siebie i znalazł jakiś cel w życiu. Czasem budził się w nocy strasznie samotny i z poczuciem zmarnowanego życia. Wtedy pojawiały się różne dziwne myśli. Przenosił się wtedy na kanapę przy telewizorze i przy włączonym odbiorniku zazwyczaj zasypiał.

Mikrofalówka dała znać o tym, że posiłek jest gotowy. Daniel wyciągnął pizzę, polał ją ketchupem i usiadł znów przed telewizorem. Jedząc zerkał co pewien czas na ekran, powoli irytowało go to, że zna cały film na pamięć. Wyłączył i jadł w ciszy. Cisza była jeszcze gorsza. Trzymając talerz jedną ręką a drugą podnosząc pizzę do ust podszedł do okna i obserwował jak padają płatki śniegu. Czuło się coś innego, dziwnego w powietrzu tego dnia.

Danny wsadził talerz do zlewu, wytarł ręce i usta z keczupu używając papierowego ręcznika i zerknął, czy ogień w piecu się pali. Trzymał się, ale już niewiele drewna zostało. Ubrawszy się, wyszedł na zewnątrz, aby narąbać paliwa i pomyśleć trochę. Zimne powietrze obudziło go z lekkiego odrętwienia w którym był po paru godzinach przed telewizorem. Praca fizyczna go uspokajała, relaksowała. W szopce były duże kawałki drewna, bo nikt nie miał ochoty narąbać na zapas. Danny zawsze mówił rodzicom, że zrobi to jak przyjedzie. Pomyślał sobie - czemu nie odwalić roboty teraz? Wyciągnął pieniek z garażu, w którym stał jego ford i pogrążył się w robocie. Celne uderzenia siekiery z przyjemnym trzaskiem rozłupywały polana na pół. ~Tak, to jest odpowiedni dzień na zmiany.~ - pomyślał. Zaskoczy czymś rodziców chociaż raz. Może nie będzie to od razu posprzątanie swojego samochodu, to by ich przyprawiło o zawał, ale zawsze coś nowego.

Gdy już się spocił i stosik porąbanego drewna był już całkiem okazały, postanowił zajrzeć do garażu na chwilę. Ojciec, mimo, że już nie był młody, nadal majsterkował sobie czasem, narzędzia i części różnych maszyn i urządzeń walały się po kątach. Mama śmiała się, że jest lokalną złotą rączką, samotne wdowy przychodzą do niego z maszynami do szycia, znajomi (czyli starsza część okolicy) z zacinającymi się kosiarkami.. Takie powolne, małomiasteczkowe życie. Tata zawsze mu imponował, fascynowały go urządzenia, którymi przez większą część dzieciństwa był otoczony. Ojcu jednak nie podobało się łagodne usposobienie syna. Sądził, że prawdziwy Amerykanin powinien reprezentować swoją postawą potęgę swojego narodu, być hardy i zadziorny. Teraz niewiele z tych cech u niego zostało, ale umysł syna dalej był przez to zmieniony. Od kiedy Danny był nastolatkiem ojciec zabierał go na polowania, ale młody Daniel nie podzielał jego entuzjazmu. Do czasu gdy pozwolono mu oddać pierwszy strzał. To był wielki stres, bo zając mógł uciec i Danny dostałby lanie - odpowiedzialność i siła zawarta w strzelbie była dla niego wyczuwalna. Strzał był celny, widok krwi pobudził czternastolatka i wynagrodził mu godziny spędzone na szwędaniu się po lesie. Świadomość, że udało mu się wtedy czegoś dokonać towarzyszy mu do dziś, smak dziczyzny przyrządzonej przez matkę był wspaniały. Poza tym ten wyraz twarzy ojca mówiący "jestem z ciebie dumny"..

Przeglądając graty walające się pod stołem warsztatowym natrafił na coś dziwnego - podłużne pudło owinięte w szary papier. Lekko zmieszany przypomniał sobie, że raz dostał po uszach za szukanie prezentów przed świętami, więc schował je z powrotem i wrócił do rąbania. Jednak trawiony ciekawością po paru minutach wrócił i wyciągnął pudło. ~Przecież jesteś już dorosły, daj spokój, co ci zrobią?~ Rozpakował papier, podniósł pokrywkę i jego oczy zalśniły.

Na kolbie strzelby myśliwskiej widniał napis: "Dla Danny'ego, tata.", w pudle oprócz tego znalazł pudełko naboi 5,56 i 2 magazynki na 10 naboi. Wpatrywał się i cieszył, że w końcu będzie miał własną broń, ta siła obecna w niej zawsze go ekscytowała. Jednak nie wziął go do ręki. Odłożył pudełko tak jak było i zastanawiał się, czemu rodzice jeszcze nie wrócili. Wniósł drewno do domu i zadzwonił na numer telefonu, który rodzice zostawili na kartce gdy wyjeżdżali. Nikt nie odbierał. - ~Pewnie poszli na spacer, albo właśnie wyszli.~ - wytłumaczył sobie Daniel. Zrobił sobie gorące kakao i postanowił poczekać jeszcze pół godziny. Mówili, że to dziesięć minut drogi samochodem, może gdzieś się zakopali? Nie ma co panikować, ojciec da sobie radę na pewno.

Siedział w oknie pijąc ciepły napój gdy zauważył przez padający ciągle śnieg grupkę ludzi idącą powolnym krokiem przed siebie, po czym usłyszał strzał rozlegający się z pewnej odległości. Zamarł z kubkiem na wpół drogi do ust, nie wiedział co zrobić. Rozlewając część kakao postawiłl kubek na parapecie i trzęsąc się cały odszedł od okna. Co się dzieje? Co się dzieje? Może komuś po prostu pękła opona? Też huk w końcu.. Usiadł w fotelu i włączył telewizor, powoli wmawiając sobie, że tylko mu się wydawało. Zmienił kanał z Kevina na lokalny i widział tylko planszę informującą, że:Przerywamy program, by nadać komunikat policji. Prosimy nie wychodzić z domu, nie otwierać nikomu drzwi, nawet jeśli to członkowie rodziny, czy przyjaciele, miasto jest w stanie kwarantanny. Aby unikać zarażenia szczególnie niebezpiecznym wirusem, prosimy pozostać w domach, pić dużo wody, czekać na pomoc medyczną.

Po raz kolejny tego dnia zdębiał. Wychodził przecież przed chwilą, więc może być chory. Zmierzył sobie temperaturę i na wszelki wypadek połknął witaminy. Czułby się normalnie, gdyby nie to przerażenie.. ~Co ci mówił tata? No co? Że odwaga naszych ojców dała nam wolność i że mamy nie bać się niczego, bo to oznaczałoby, że ponieśli klęskę.. Teraz telewizja mówi, że mamy siedzieć i czekać? To na pewno rząd robi coś złego.. na pewno. Tata zawsze tak mówił.~

Dalej trzęsąc się, wyjrzał przez okno i zobaczył, że starsza pani Barker po przeciwnej stronie ulicy ucieka przed powłóczącą nogami grupką ludzi. Czasem wpadała do mamy na kawę i plotki. To samo poczucie, że coś się musi zmienić przygniotło go mocno. Coś może się jej stać, a przecież to znajoma mamy.. Starsza kobieta poślizgnęła się na chodniku, a napastnicy zbliżali się coraz bardziej..

Wyszedł drzwiami na podwórze i wyciągnął siekierę z pieńka. Krew dudniła mu w uszach, gdy przechodził przez jezdnię. Widział dookoła krwawe plamy, chyba a przynajmniej tak mu się wydawało. Słyszał krzyki dookoła, sam nie wiedział czemu nie zwracał na nie uwagi. Nie wiedział co się dzieje, był za głupi, czy może za odważny?

Zostawcie panią w spokoju! - krzyknął i pogroził siekierą napastnikom, którzy już pochylili się nad leżąca staruszką.Odpowiedział mu jęk, podniosła się jedna głowa. Spojrzenie mętnych oczu jednego z nich sprawiło, że Daniel poczuł, jakby flaki mu się wywróciły na drugą stronę. Uderzył siekierą w twarz, która kpiła z niego i z praw jakimi rządzi się natura. Nie patrząc na efekt ciosu Daniel złapał za wyciągniętą rękę staruszki, ale ona oddzieliła się od ciała. to jakiś koszmar.. cholerny koszmar. To te rządowe eksperymenty na ludziach, na bank. Danny wypuścił rękę i po paru krokach do tyłu odwrócił się i wbiegł do mieszkania. Zaryglował drzwi dysząc ciężko po czym osunął się na podłogę oparty o drzwi plecami. Jego lewa dłoń nadal była zaciśnięta na siekierze pokrytej krwią. Tu jest bezpiecznie.. Nie, jeszcze drzwi do garażu! Słaniając się na nogach poszedł od garażu, po drodze wymiotując. Szkoda tej pizzy.. Zasunął zasuwę w drzwiach, po czym osunął się na ziemię. Miał otwarte oczy i myślał o tym, co właśnie zrobił. Zabił kogoś, tylko nie wiadomo, czy na pewno to był człowiek. Na zewnątrz słychać było krzyki, ale nic z tego nie ruszało mężczyzną. Czuł dziwny spokój, wypuścił siekierę z ręki. Tu był chyba bezpieczny.. A co z rodzicami..?

Wstał i wyciągnął przedwcześnie swój prezent. Przejrzał instrukcję i przygotował broń do użytkowania. Miał pudełko z 30 sztukami amunicji, ojciec gdzieś pewnie trzymał więcej. Musi znaleźć rodziców. Musi się do czegoś przydać. Nagle usłyszał, że na ich ulicę wjeżdża powoli samochód. Wyjrzał przez okienko w garażu i rozpoznał samochód swojego ojca. Wyszedł na zewnątrz i zauważył, że przednie drzwi od strony pasażera są otwarte, a przednia szyba jest pęknięta. Ciężko dyszący kierowca był oparty głową o kierownicę, silnik dalej pracował.
 
__________________
Nie chcę ukojenia, które mogłoby mi odebrać skruchę, nie pragnę uniesień, które wbiłyby mnie w pychę. Nie wszystko, co wzniosłe, jest święte, nie wszystko co słodkie - dobre, nie wszystko co upragnione - czyste, nie wszystko co drogie - miłe Bogu.
Harv jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172