Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2008, 20:46   #7
Durendal
 
Reputacja: 1 Durendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputację
Sora Uruha

Noc ciągnęła się w nieskończoność, w pustym domu ciągle słychać było jakieś odgłosy. Burza uspokoiła się i w zapadłej ciszy rodziły się nowe majaki, nowe przywidzenia. A to cichy odgłos kroków na parterze, a to coś jakby delikatne, cichutkie zamykanie drzwi gdzieś za ścianą. Pomimo wszechogarniającej samotności wciąż miałaś niepokojące wrażenie, że jednak nie jesteś sama. Że ktoś jeszcze porusza się po domu. Ktoś czujący się jak u siebie, poruszający się po pustych korytarzach bez wahania ale bardzo cicho. Zupełnie tak jak poruszają się domownicy obok pokoju chorego dziecka. Tylko leżący obok kot wydawał się spokojny i najzwyczajniej w świecie słodko spał. Wszystko poza nim wydawało się dziwne jak w złym śnie. Dźwięki mimo, że niepokojące były zbyt ciche by można było uznać je za coś więcej niż urojenia i omamy. Nagle jednak usłyszałaś coś wyraźniej... Cichy brzęk? Ale skąd? Po chwili dźwięk powtórzył się i wiedziałaś na pewno... Czajnik w kuchni... Zupełnie tak jak wtedy kiedy Riku wstawał w nocy żeby zrobić sobie filiżankę gorącej czekolady... Wrażenie było wręcz paraliżujące. Tak jakby on wciąż tu był...


Laura McGregor

Byłaś pewna, że nie zdołasz już usnąć. Nie po tych omamach. Nie widząc innego wyjścia zaszłaś na dół po schodach. Stara kuchnia z piecem kaflowym i rzędem wypolerowanych do połysku rondli na ścianie budziła wiele wspomnień. Ojciec grzejący zziębnięte dłonie i matka krzątająca się wokół niego przy gotowaniu. Ciche rozmowy, zapach jedzenia i mocnej herbaty z której importu słynął niegdyś port w Salem. Wspomnienia były tak sugestywne że nabrałaś ochoty na filiżankę aromatycznej herbaty. Zakrzątnęłaś się po kuchni ale przerwał Ci znów ten sam skrzyp... Ogrodowa furtka... Zdenerwowana szybkim krokiem przeszłaś przez cały dom by wyjrzeć przez okno. I znowu nic prócz chłostanego wiatrem ogrodu. Gdy zrezygnowana wróciłaś do kuchni woda w elektrycznym czajniku prawie się gotowała. Gotowała?! Byłaś praktycznie pewna, że nie włączyłaś czajnika przed wyjściem więc jak... To było po prostu niemożliwe. Woda zagotowała się i czajnik wyłączył się z cichym pyknięciem. Kiedy na krótka chwilę para pokryła jego przykrywkę miałaś wrażenie że pojawił się na nim jakiś napis....


Shannon Stevens

Korytarz za drzwiami był przeraźliwie pusty. Ciemny i cichy, jakby martwy dom zdawał się kpić z twojej naiwności. Czy naprawdę myślałaś, że twój synek czeka za drzwiami? Kiedy zniechęcona odwracałaś się by zamknąć drzwi kątem oka zauważyłaś jakiś ruch. Jakby ktoś powolutku domknął drzwi. I znów te stłumione drobne kroczki tym razem na schodach na parter. To było czyste wariactwo ale wyglądało to na jakąś chorą zabawę w chowanego z własnymi urojeniami... Teraz powstawało tylko jedno pytanie. Czy wrócić z powrotem do łóżka i postarać się ukoić skołatane nerwy czy poddać się tym złudzeniom. Poczuć się przez chwile tak jakby przez korytarz pchały cię nie złudzenia ale żywy syn wciągający matkę w swoja dziecinna grę. Może nawet wśród tych urojeń znalazło by się to za czym najbardziej tęskniłaś? Może usłyszała byś znowu szczery, wesoły dziecięcy śmiech którego brak sprawił, że aż tak znienawidziłaś ciszę? Cała ta sytuacja była jednym wielkim koszmarem. Ale ten koszmar dawał złudzenia, bolesne ale jednak pociągające.


Edward Grawson

Wpatrywałeś się tępo w stojąca na kredensie fotografie w ramce z ciemnego drewna. Uśmiechnięta Sara już na wózku inwalidzkim w środku ogrodu. Odniosłeś niesamowite wrażenie, że zdjęcie wygląda zupełnie inaczej niż zwykle. Patrzyłeś na nie tysiące razy wspominając tamten słoneczny dzień. Teraz wydawało się inne, jakby ktoś odwrócił je lustrzanie nie zmieniając samej treści zdjęcia a jedynie szczegóły. Poza tym... Wózek stał na trawniku a dobrze pamiętasz że nigdy nie zjeżdżałeś nim ze ścieżki bo potem kółka zostawiały na podłodze i dywanach w domu ślady ziemi. Ogród tez wyglądał inaczej, jakby nie był tym samym ogrodem wokół domu. A do tego ten odbłysk słońca w szybie okna, całkiem jak rozmazana blada twarz, nigdy przedtem go tam nie zauważyłeś. Zaniepokojony wziąłeś zdjęcie do ręki i zbliżyłeś się do okna. Dręczyło cię wrażenie, że coś na nim było zupełnie nie tak i chciałeś sprawdzić co, porównując je z topografią terenu wokół domu. Przez dłuższą chwilę wpatrywałeś się to w zdjęcie to w okno. I wtedy rzucił ci się w oczy fakt który wprawił cię w osłupienie. Wózek Sary stał w jedynym miejscu w którym nie miał prawa stać. Na środku ogrodowej sadzawki.


George Brantley

Wzór tapety na ścianie... To Becky ja wybrała, pamiętałeś dzień w którym wybraliście się razem do sklepu by ja kupić. Właśnie takich prostych czynności nie umiałeś już wykonać bez niej. W sklepie czy galerii nagle oczy zachodziły ci łzami i wybiegałeś do łazienki. „Znów to cholerne uczulenie” tłumaczyłeś sprzedawcy który patrzył za zrozumieniem na mękę mężczyzny który nie chce przyznać się do słabości i tęsknoty. Opuściłeś wzrok na swoje ręce usmarowane grafitem ołówka. Trzeba by je umyć albo nawet wykapać się skoro ze spania już nici. Apatycznie powlokłeś się do łazienki i odkręciłeś kurek z gorącą woda by napełnić wannę. Wlepiłeś oczy w lustro w którym tkwiło tylko twoje odbicie. Przekrwione oczy i zmierzwiona broda spod której wyglądała blada ze zmęczenia cera. Lustro powoli zachodziło parą kiedy nagle za swoimi plecami zauważyłeś ruch jakby ktoś w jasnym ubraniu przeszedł korytarzem za półprzymkniętymi drzwiami, niewyraźnie mignęła ci blada twarz z dużymi ciemnymi oczami. Już miałeś się odwrócić gdy twoją uwagę przykuła pokrywająca lustro para. Smugi ułożyły się w taki sposób, że do złudzenia przypominały koślawe litery. R przerwa U długa przerwa E... Ratunek? Ratuj mnie? Ale to przecież tylko niedokładnie umyte lustro...
 
__________________
Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce"
Durendal jest offline