| Pozostali dyskutowali jeszcze o naturze i fiolecie, Astaroth nei zabierał jednak więcej razy głosu. Nie było sensu, gdyż natura fioletu była po prostu naturą tego, kto go w sobie nosił. Natura fioletu w tamtym świecie była naturą Shabranigdo, którego wola została przelana w mgły chaosu. Dowodem tego były ciągłe walki wewnętrze tamtego fioletu oraz brak wolnej woli jego dzieci. W tym świecie zdawałoby się, że powstały fiolet powinien być identyczny jak tamten, gdyż przecież Astaroth był jego potomkiem. Stało się jednak inaczej, a chaos który kształtował w tym świecie był nacechowany wolnością. Tutaj nie było ślepo posłuszych swojemu panu demonów. Tutaj każdy z nich miał wolną wolę i własny rozum, który pozwalał mu przetrwać w tak niesprzyjających chaosowi warunkach. Chaos tutaj był silny już od chwili swojego zrodzenia a jego zadaniem było, by pozostał takim dopóki wszystkie żywioły nie zostaną skażone. Wtedy będzie mógł odpocząć i tylko obserwować, jak rozwija się jego dzieło. Niczego więcej nie pragnął od chwili śmierci Ritha, gdy dokończył wszystkie swoje ludzkie sprawy. Od tamtej chwili był wciąż w połowie umarły i wolę istnienia dawało mu już tylko tworzenie mgieł fioletu.
W trakcie rozmowy kolejni członkowie drużyny zasypiali, tylko Astaroth wciąż siedział po turecki i wpatrywał się w ogień, co jakiś czas dorzucając drewna by nie wygadł. Sen nie został dany demonom, tak samo jak miłość. Jako człowiek wyrzekł się wszystkiego, co ludzkie. I choć miał już wtedy świadomość, że kiedyś zapewne będzie żałował, że już nigdy nie poczuje, jak serce drga w jego piersi, jak wypełnia go smutek po czyjejś śmierci ani radość z czyjegoś towarzystwa. Była to cena, jaką zapłacił za to, by móc zemścić się na Rithu i poprzysiągł sobie, że nie pójdzie ona na marne.
Podczas nocy pilnował również, by ktoś lub coś nie zaatakowało śpiących. Nie mógł pozwolić im umrzeć, a tak jak kiedyś zwodził swoich towarzyszy, sprowadzając na nich niebezpieczeństwa i życząc im śmierci, tak teraz obiecał sobie, że dopóki ktoś z nich nie stanie na jego drodze będzie ich chronił. Poza tym, byli mu oni potrzebni, by zrealizować jego idee. Tymczasem niech wszystko się uspokoi, a przedstawi im swoją propozycję.
Przez noc szczęśliwie nic się nie wydarzyło, a pobudka jego towarzyszy stanowiła nader interesujący widok. Zastanawiał się przez chwilę, czy nie udać się w plan mgieł i nie zasadzić Verionowi solidnego kopniaka, lub ewentualnie zaspokajając swoją demoniczną naturę łaknącą sadyzmu rzucić go w ręce swoich niezadowolonych towarzyszy i obserwować jak kona w męczarniach, jednak tymczasem postanowił mu darować. Przynajmniej dopóki nie skończy mówić
Verion mówił o wielkiej wojnie, testowaniu przeznaczenia, tworzeniu nowego ładu. Potem przeszedł do bardziej interesującej tematyki, a mianowicie wyjaśnił wreszcie po co Astaroth ma bawić się w wypełnianie powierzonych mu zadań. Był jednak pewien zgrzyt, który psuł całość wypowiedzi. Wedle słów Veriona jeśli chaotyczni przegrają to trafi do chaosu w tamtym świecie, prosto do Shabranigdo, a jeśli tak się nie stanie wszystko wydarzy się tak, jak w rzeczywistości Ritha. Tym, co mu tutaj najbardziej nie pasowało to fakt, że obydwa argumenty były jakby specjalnie dobrane pod niego, zarówno by zachęcić go do zwycięstwa jak i ostrzec przed porażką. Tak idealnie, że wydawało się to podejrzane. Również stwierdzenie, że przegrana drużyna skończy jako więźniowie Mistress było nie na miejscu. W takim razie, zarówno wygrana jak i przegrana nie wchodziły w grę, gdyż nie miał zamiaru ani spotykać się z Shabranigdo tak wcześnie, ani skazywać swoich białych towarzyszy na cierpienie.
Jaki z tego wniosek? Jedynym dopuszczalnym wyjściem był remis. Nieważne, co Verion mówił o tym, jak straszliwą byłoby to katastrofą gdyby biel w pełni połączyła się z chaosem. A być może to właśnie go do takiego posunięcia zachęcało? Miał zamiar wprowadzić swój plan w życie, jednak ponownie odwlekł go na później. Nie powinien się spieszyć, a przynajmniej nie teraz
Wyruszyli więc razem, aż dotarli do wozu i końskiego truchła. Krasnolud, ork i chimera przypominająca kruka ruszyli w stronę wozu, najpewniej by zbadać co się tutaj stało. Astaroth przywołał do siebie swoją chimerę i kazał rozejrzeć się jej z góry, po czym dobywając obydwu szabli ruszył wraz z pozostałą trójką w stronę wozu
__________________ Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett |