Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2008, 23:17   #31
Josonosimiti
 
Reputacja: 1 Josonosimiti nie jest za bardzo znany
- Pobudka Słoneczka!-
- Gaaaah! -

Elf zerwał się ze snu i wstał na nogi. Oddychał ciężko i był zdezorientowany. Słyszał głos demona. Denerwowały go jego możliwości nawiedzania ich z planu mgieł. Przeciągnął się i podszedł kilka kroków, aby przekonać się, że przesadził wczoraj z alkoholem. Chciał iść do przodu ale jego organizm, pracował jak chciał, i to z pewnym opóźnieniem.

Zauważył swoich kompanów wstających i rozmawiających. Miał zamiar podejść do Kejsi gdy nagle gruda błota uderzyła go w plecy.

- Auć! - Wyrwało się z gardła Estre. Rozejrzał się i nie zidentyfikował od kogo dostał.
Był najwyższy czas na wyruszenie w podróż.

Słońce przedzierało się przez korony drzew i padało na ubrania drużyny. Znajdowali się w lesie, więc nie było mowy o strasznym gorącu. Przyroda dawała przyjemny chłodek. Wiatr też robił swoje. Estreiche czuł się świetnie. Przechodząc obok drzew dotykał ich kory, i czuł tętniące w nich życie. Jego przyjaciele odganiali się od insektów i gałęzi. Elf nie miał takich problemów. Gałęzie omijał zręcznie jak tylko to było możliwe, dla elfa na porządnym kacu. Natomiast robactwo, jak zwali je ludzie, nie zaczepiało Estre. Elf był częścią lasu, lecz stał wysoko w hierarchii. Przyroda dodawała mu sił.

Szli długo i niektórym niewygody dawały się we znaki. Estreiche podziwiał dzikie zwierzęta, których jeszcze nie znał. Widział w ekosystemie coś cudownego. Ich podróż byłaby monotonna, gdyby nie dziwne zachowanie amuletu Barabaka, z którego wydobyło się źródło białego światła w kształcie smoka. Elf odebrał to jako dobry znak od Lavendera.

Las się przerzedzał, a roślinność stawała się mniejsza i młodsza. Po paru minutach natrafili na drogę. Estreiche chciałby jeszcze pozostać w lesie, lecz ich celem było miasto.

Wyczulony wzrok elfa dostrzegł w oddali duży wóz handlowy. Gdy zbliżyli się do niego na odległość kilkudziesięciu metrów, dało się dostrzec więcej detali. Przy wozie leżał zabity, a raczej rozszarpany koń. Nie był to przyjemny widok dla elfa. Czuł więź z istotami żywymi. Cierpiał gdy te cierpiały. Taka już była jego mentalność.
Zauważył cieniutkie podłużne ślady na piachu. Wyglądało to jak ślad pozostawiony przez miotłę.

"Coś mi tu nie pasuje." Estre wyciągnął miecz i trzymając go mocno w prawej dłoni, wyszedł przed towarzyszy. Do wozu zaraz wyskoczył Revan i Barabak. Estreiche dopiero teraz zauważył potęrzny łuk orka. Wyższy od samego właściciela. Musiał mieć potężny naciąg. Elf nigdy nie korzystał z łuku. Oczywiście strzelał z niego niejednokrotnie w swojej młodości, jednakże nie było to tym co sobie upodobał. Widać było że Barabak również odczuwał skutki wczorajszego ogniska. Napięcie łuku wyraźnie sprawiało mu trudność. Szedł niezgrabnie. Wypuścił niechcący strzałę, która wbiła się w piasek obok drowa. Impet uderzenia wywołał chmarę podrzuconego sypkiego piachu. Elf wykalkulował, że gdyby strzała zboczyła i trafiła w towarzysza, zostałby on pozbawiony nogi. A raczej miałby ją w postaci odłamków kości i rozszarpanych włókien mięśniowych trzymających się na strzępach skóry.

Nie podchodził bliżej. Jak na mały wóz było tam wystarczająco dużo osób. Zresztą ten kto zabił konia napewno nie właziłby pod plandekę.

- Miejcie oczy szeroko otwarte i nie zapominajcie, że jesteśmy na otwartej przestrzeni. Pilnujcie się wzajemnie. - Estreiche podszedł do dziwnych śladów i rozgarnął ziemię, w poszukiwaniu jakiejś wskazówki. Piasek był wyraźnie nagrzany. Czy mógł się tak rozgrzać jedynie od słońca?
 
Josonosimiti jest offline