Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-05-2008, 22:59   #119
Zaelis
 
Zaelis's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znanyZaelis wkrótce będzie znany
Folken odetchnął z ulgą, gdy znaleźli się z daleka od strażników. Szli po zabrudzonych uliczkach, mijali różne szumowiny, męty i żebraków. Folken dorastał w podobnych okolicach, więc znał te realia, wiedział na jakich typów uważać, a których bać się nie musi. Wreszcie gdy znalazł zaułek, jego zdaniem bezpieczny przystanął i oparł się plecami o chropowatą powierzchnię ściany. Oddychał głęboko, z zamkniętymi oczami. Noga doskwierała mu bardziej niż to okazywał. Po chwili odpoczynku otworzył oczy i spojrzał na Liska.
-Musimy uciekać z tego miasta. Przy północnej bramie jest mój koń, zamierzam go odebrać. Będę czujny. Spotkamy się tutaj, za jakieś dwie godziny. Potrzebna nam będą pieniądze, na szczęście niedaleko znaleźć można sukienników. Ja się zajmę zdobyciem funduszy. - powiedział do kobiety, zamykając znowu oczy. ostrożnie odwinął bandaże na nodze i skryzwił się, widząc ranę. Nie jątrzyła się, co było dobrym znakiem, ale nie była opatrzona. Na jego oko umrzeć nie umrze, ale powinien to obejrzeć wprawny medyk. Zawiązał czystymi bandażami ranę, stare chowając do plecaka. Zdjął łańcuch z lewego ramienia i zaiweisł na specjalnej uprzęży, przy udzie. Dopiero wtedy, z nożami schowanymi w rękawach płaszcza odrywa się od ściany.
-Do zobaczenia. Uważaj na siebie i nie daj się złapać. - szepnął przechodząc obok Liska, i ruszył pospiesznym krokiem w stronę bramy północnej.

Chaos zawsze sprzyjał ucieczką i przedzieraniu się przez ulice. Nie wszyscy strażnicy znali twarz Folkena, a Leonard miał wciąż za mało czasu by rozpocząć poszukiwania. Był w miarę bezpieczny. Ze względu na nogę robił co jakiś czas postoję, przez co jego wędrówka przez zatłoczone ulice miasta się wydłużyła. Ale wreszcie dotarł do stajni. Kątem oka złowił chłopca stajennego, tego samego który poprzednim razem dostał dodatkowe pieniądze za opiekę nad koniem.
-Witaj Panie! - przywitał go chłopak, skłoniwszy się. Ale brązowooki go zignorował. Podszedł do Śnieżki i pogłaskał białą klacz po pysku i umięśnionym boku. Była faktycznie dobrze przygotowana do podróży i widać, w stajni dobrze się zajęto koniem. Folken spokojnie złapał za wodze Śnieżki i bez słowa oddalił się od chłopaka, zmierzając w stronę zachodniej bramy. Na szczęście, nie miał problemów. Ludzie przyzwyczaili się dużego ruchu koni w obrębie zewnętrznego miasta. Raz tylko zobaczył kątem oka, jak strażnicy szli w jego stronę, lecz udało mu się ich szybko zgubić. Tak, szczęście dopisywało Folkenowi przynajmniej pod koniec dnia. Dotarł na czas do miejsca ich spotkania. Przywitał Franceskę skinieniem głowy i bez słowa wskazał by szli dalej. Jak na razie - czysto. Żadnych problemów.

Problemy przyszły później.
Gdy dotarli do bramy zachodniej mina Folkenowi zrzedła. Strażnicy bardzo uważnie przyglądali się każdemu wyjeżdżającemu z miasta. ~Oj, niedobrze, bardzo niedobrze~ myślał łowca nagród. Czas kolejny raz wywołać zamęt. Wpierw jednak odbił w bok, bliżej aleji sukienniczej. Tam podał wodze Śnieżki Francesce a samemu ruszył wzdłuż tego małego bazaru. Szybko złowił okiem najlepszy cel. Ponieważ większość zakładów była już zamknięta, ważne było by ich cel był mniej więcej w środku i nie było zbyt blisko innych kupców. I takiego odnalazł. Wszedł do sklepu, gdzie natychmiastowo przywitał go "stary wyjadacz". Widać, że kupiec w negocjacjach wprawiony i mający żyłkę do handlu.
-Witaj, mości panie, witaj! Czymże pomóc mogę? - zagadał go mężczyzna, uśmiechając się, szczerym, kupieckim uśmiechem do Legary. Folken skinął jedynie głową i podszedł do jednej z bel sukna, celowo blisko sukiennika. Gdy mężczyzna chciał ponowić swoje pytanie lewa, nieuzbrojona ręka Legary szybko dopadła gardło mężczyzny i ścisnęła, podczas gdy prawa podetknęła ząbkowany nóż pod podbródek.
-Dawaj całe złoto jakie masz. - warknął Folken. Chwyt był dobry, uniemożliwiał krzyk i mowę. Sukiennik, czując że się dusi gorączkowo gmerał przy pasie by rzucić niezbyt obfity trzos na ladę. Folken uśmiechnął się pod nosem i pchnął sztyletem mocno w górę. Ząbkowane ostrze zagłębiło się w podbródek, przebiło język i doszło do mózgu. Ciało zwiotczało i padło za ladę. Folken schował okrwawiony nóż do pochwy i porwał złoto, które schował do plecaka. Wyszedł z zakładu, i skierował się do swego konia. Nie było widać, że właśnie zabił. Znowu. Wyglądał jak zwykły przechodzień, jakich pełno na ulicach. A zawdzięczał to płaszczowi, który skrywał długi miecz, jak i całą resztę uzbrojenia łowcy nagród, podczas gdy łuk spokojnie czekał na niego przy Śnieżce.
Nadszedł czas sabotażu. Legara wrócił na miejsce skąd widział strażników, lecz oni jego nie. Upewniwszy się, że jest niewidziany przez przechodniów wyjął z tobołka ostatnią butlę z naftą. Nasączył szmatę i przywiązał do strzały. Podobnie uczynił z kilkoma innymi szmatami, tyle że tamte zostały przywiązane do miecza brązowookiego. Wychyliwszy się z kryjówki szukał celu, zaś idealny odnalazł w postaci pełnego zboża wozu, stojącego nieopodal bramy, po przeciwnej stronie, aniżeli łowca nagród. Zapalił szmatę przywiązaną do strzały i wystrzelił w niebo, mając nadzieję że trafi. Niestety, silniejszy wiatr powiał i strzałę zniosło, upadła nieszkodliwie obok. Ale to zaalarmowało strażników. ~Koniec zabawy w kotka i myszkę..~pomyślał Folken, cofając się do koni. Zręcznie wskoczył on na Śnieżkę i zaciągnął kaptur na głowę. Ważne by twarz była niewidoczna. Strażnicy już biegli w jego stronę, wołając pomocy, ale byli za daleko.
Miał czas. Wpierw podał rękę Francesce i warknął - Szybko, wskakuj na konia. a gdy ona już znalazła się za nim, na koniu rozpoczął zabawę.
Hubka uderzyła w krzesiwo, iskra spadła na nasączone szmaty. W kilka chwil później łowca nagród galopował na strażników z płonącymi mieczem w garści. Niczym ucieleśnienie wojny. Strażnicy struchleli na ten widok, pierwszy którego mijał Legara na pewno nie bedzie już wzbudzał sympatii kobiet. Bękart wzniósł się do góry i opadł, uderzając w bark mężczyzny, płomienie liznęły jego skórę, popaliły włosy i brew. Mężczyzna krzyknął z bólu i przerażenia, starał się zdusić ogień. Wszystko szło by pięknie, gdyby nie samotna strzała, wystrzelona przez jednego ze strażników. Grot odnalazł wyrwę z kolczudze, trafił prosto w lewy bark łowcy nagród, zatapiając się głęboko. Na ulicę siknęła krew. Folken zachwiał się w siodle, lecz nie spadł. Uciekał. Raz tylko ciął strażnika mieczem, przez bark. Był już za bramą gdy w jego stronę posypały się strzały. jedna z nich drasnęłą łowcę, inna konia. Zwierzę spanikowało, lecz cudem jakimś, Legarze udało się utrzymać w siodle, razem z Franceską. Uciekali. Tak szybko, jak to tylko możliwe.
 

Ostatnio edytowane przez Zaelis : 18-05-2008 o 17:40.
Zaelis jest offline