Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-05-2008, 23:37   #36
Josonosimiti
 
Reputacja: 1 Josonosimiti nie jest za bardzo znany
Estreiche był nieco zdezorientowany. Nie bardzo docierała do niego zaistniała sytuacja.

"Rozszarpane ciało konia wskazywałoby na brutalność ataku. Więc, po jaką chimerę ktoś miałby tutaj sprzątać, ślady swojej roboty?"

Elf wyprostował ciało i powoli ruszył w kierunku wozu. Towarzysze starali się zachować chicho, lecz Revan wskoczył szybko na miejsce woźnicy i zajrzał do środka.

- Ależ on jst szybki! - Este wcale nie chciał podkreślać zdolności akrobatycznych człekokruka, lecz ironicznie podkreślić jego wyrywanie się do przodu.

- Wrrrrrr grrrau ! - Przenikliwy ryk wydobył się z pod plandeki wozu i sekundę potem Revan leżał pod potężnym wilkiem.

"Nie na widze zabijać zwierząt!" Ruszył biegiem do przodu z wyciągniętym w górze falchionem. Jego uczucia co do Revana były mieszane, lecz na pewno nie pozwoli aby zginął. Coś w nim wybuchło. Dawno nie odczuwał takiego silnego podniecenia. To była walka. Tak... Po prostu dawno nie walczył. Nie oznaczało to jednak braku formy. To w końcu był elf.
W połowie drogi usłyszał brzdęk cięciwy zwalniającej strzałę. Biegł dalej. Nagle tuż obok jego barku przeleciała wielka strzała. Wyglądało to raczej na strzałę wystrzeloną z balisty niż z łuku. W myślach dziękował Lavenderowi, że ork nie odebrał mu przypadkowo życia. Metr przed wozem podskoczył i w powietrzu zobaczył jak strzała dosięga wilka odrzucając go dobre parę metrów. Zręcznie i chicho wylądował na wozie. Wilk uciekł w gąszcze. "Mam nadzieje, że przeżyje."

- Nic Ci nie jest? - "Dłonie" Revana były całe w krwi. Gotów był na wszystko. Rozglądał się wypatrując przeciwników. W wozie dostrzegł zakrwawioną sylwetkę nad którą jakimś cudem siedział już Funghrimm. Chwila zatracenia. Elf stracił panowanie nad swoim ciałem. Stał nieruchomo. Widział jak Barabak wskakuje do wnętrza wozu. "To jakaś magia?! Co się zem ną dzieje?" Widział, że w środku wywiązała się rozmowa. Chciał się ruszyć do przodu. Udzielić pomocy rannej osobie.
Zamknął oczy i rozluźnił się. Pozbierał swoje myśli do kupy. Skupił się nad prostym ruchem nogą do przodu. Po chwili dziwna blokada puściła i Elf runął przed siebie, lądując na plecach orka. Odbił się od nich jak od drzewa.
Zobaczył, że ranną sylwetką była chimera. Miała zamknięte oczy. Nie oddychała.
"Dlaczego... ?" Estreiche ukucnął nad ciałem i dłonią przykrył ciepłe jeszcze czoło. "Staniesz się jednością z bielą..."
Chwilę później wstał i rozejrzał się po wnętrzu wozu.
Kilka beczek. Jakieś worki. Wszystko porozwalane. Uwagę Estre przykuła teczka leżąca między kontenerami z żywnością. Chwycił ją i zaczął rozsupływać sznurki którymi była związana. Zżerała go ciekawość. Gdy w końcu uporał się z męczącym zamknięciem jego oczom ukazały się szkice. Projekty budynków.
"Architekt?"

Odłożył teczkę na beczkę. Z rozmów kompanów usłyszał, że było ich więcej. Wyszedł z wozu i zeskoczył na ziemię. Wszystko wydawało się dziwne. To musiał zrobić ktoś kto potrafi posługiwać się bronią, więc same zwierzęta odpadają. Zresztą mało które zwierze zabija konia i idzie dalej, zamiatając po sobie. Ściślej mówiąc, żadne tak nie robi.

Kilka minut później byli już na drodze. Kierowali się na północ. Estreiche rozglądał się na wszystkie strony w poszukiwaniu wskazówek. Tutaj na drodze słońce paliło niemiłośiernie.
Był podirytowany sytacją jaka zaistniała. Nie zdążyli dotrzeć do miasta, a już spotkali śmierć.

Wzrok Estre padł na duże rozłożyste drzewo. Było to jedyne takie drzewo w okolicy. "Że co?! Od kiedy to... ? Sierpem?!" Na jednej z gałęzi siedział elf i sierpem ścinał liście.

- Who are you? - Wyrwało się z gardła Estreiche. "Jak ja...?" Nigdy wcześniej nie słyszał takiego języka, a teraz nim mówił i wszystko rozumiał. "Coś dziwnego się ze mną dzieje. Indeed."
 

Ostatnio edytowane przez Josonosimiti : 17-05-2008 o 23:50.
Josonosimiti jest offline