Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2008, 10:34   #37
Pandemonicum
 
Pandemonicum's Avatar
 
Reputacja: 1 Pandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłośćPandemonicum ma wspaniałą przyszłość
Powoli podchodził do wozu. Nienawidził takich sytuacji, trwania w niepewności czy coś zaraz go nie zaatakuje i rozszarpie, albo czy strzała nie przebije za chwilę jego gardła. Koń cuchnął, a nawet spojrzenie na jego sierść przynosiło nieprzyjemne uczucie, że zaraz cała skóra zacznie go swędzić. Skrzywił się i podszedł, uważnie, gotowy do odskoku. To go uratowało.

Ryk, przeszywający całą postać Revana, wszystkie kości, mięśnie, dochodzący do umysłu, wywołując przerażenie. Furia, odskok, staranie o życie. Potężna paszcza przed twarzą. Ślina i krew zwierzęcia na twarzy. Pazury w szczęce wilka, chwila radości. Ogromna siła naporu, chwila rozczarowania. Walka, przez parę chwil, nawet nie sekund. Walka przegrana.
Rozległ się ogłuszający świst, skowyt wilka. Revan stanął, oszołomiony, nie wiedząc, co się stało. Wilk tarzał się na ziemi, przebity był ogromną strzałą. Krukoczłek spojrzał na skacowanego orka i zrozumiał, co go uratowało. Poczuł ogromne uczucie ulgi, przed chwilą widział oczy śmierci, czuł jej oddech, a żył.

Zachwiał się, postarał utrzymać na nogach. Zdyszany, wykończony.
- Nic Ci nie jest? - odezwał się jako pierwszy elf. Revan spojrzał się na niego, uśmiechnął lekko. - Nie, nic.

Podszedł chwiejnie do orka, który zdawał się być wciąż równie oszołomiony jak Revan, poklepał mu po ramieniu, przez co musiał wspiąć się na palce.
- Dzięki, wielkie dzięki, zielonoskóry towarzyszu. - powiedział z nieukrywaną wdzięcznością, uśmiechając się, choć w uszach wciąż odbijał mu się echem przeszywający ryk. Dopiero teraz wytarł twarz. Poczuł, że mu słabo, na wszelki wypadek odszedł parę kroków i pochylił się nad ziemią. Wyrzygał piekielne kiełbaski. Z jednej strony czuł ogromną radość, z drugiej - było mu wciąż niedobrze, oszołomienie odchodziło powoli, nie spiesząc się. Krasnolud znalazł się już w wozie, chwilę później elf. Usłyszał głosy, wyprostował się i wytężył słuch.

- ...cie ich, bła... khu khhhu! Po... móżcie... im... pro...szę... ja... dam... jeszcze... radę... słudzy.... Laven... pro...!
Podszedł do wozu, zobaczył już martwą chimerę. Elf uprawiał nad nią białe rytuały, ale Revan nie był w stanie teraz myśleć o nim krytycznie. Inni zaczęli przeszukiwać wóz, Revan usiadł na trawie i przyglądał się im. Chciał się uspokoić, odrzucić wspomnienia ze zdarzeń, które działy się parę minut temu, przestać słyszeć ryk. Wsłuchał się w głosy towarzyszy w wozie. Powoli wyciszył się. Dopiero wtedy zauważył, że drużyna już rusza w drogę. Wstał, poszedł za nimi.

Spotkali elfa. Revan w normalnej sytuacji zacząłby mówić jako pierwszy, odruchowo wręcz. To jednak nie była normalna sytuacja, on też nie był w normalnym stanie. Odezwał się pierwszy elf, ale nie spotkany, tylko nasz. Odezwał się jednak w dziwnym języku, Revan słyszał go już gdzieś, ale nie rozumiał. Nie był to ewidentnie elfi. Spojrzał na Estreiche ze zdziwieniem.
 

Ostatnio edytowane przez Pandemonicum : 18-05-2008 o 10:37.
Pandemonicum jest offline