Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2008, 11:06   #14
Keth
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
Orendil
- Chcecie usłyszeć historię?

Orendil zawiesił głos na chwilę, by nadać sytuacji więcej dramatyzmu.
- O tym, co się teraz dzieje lepiej nie rozmawiać nocą, a jeżeli już trzeba, to najlepiej w świetle domowego ogniska. – Z mimowolnym przestrachem zerknął w kierunku drzwi, a potem okien. Zaraz jednak odzyskał rezon i otwartą dłonią wskazał trzaskające raźnie płonące drwa. - Zapraszam wszystkich do kominka.
Posłał mężczyźnie z paskudną szramą znaczące spojrzenie, zmarszczył lekko brwi, na chwile zmrużył oczy (jakby przez jego głowę przeszła nowa myśl) i powtórzył:
- Wszystkich.
[ukryj=Batterman]Pomożesz mi czy tego chcesz, czy nie. Musimy sobie pogawędzić.[/ukryj]
Sam chwycił najbliższe krzesło i usadowił się na nim plecami do ognia. Wyciągnął nogi przed siebie, już całkiem raźnie i odczekał chwilę, aż zbierze się przy nim reszta gości gospody. Ten czas poświęcił na wydobycie z sakwy złoconej fajki i nabicie jej fajkowym zielem. Wraz z pierwszym kółeczkiem dymu po przybytku rozniósł się aromatyczny zapach.
- Otóż – tu odchrząknął po raz któryś z rzędu. – Otóż, jak wam zapewne wiadomo te ziemie nie zawsze były pozostawione same sobie. Należały kiedyś do wielkiego królestwa, a potem trzech królestw, które upadły. Upadek poprzedziły długie lata krwawych i wyniszczających wojen. Poległ kwiat rycerstwa północy, a wraz z nim reszta wolnych ludzi. Wszyscy oni ulegli cieniowi, który nadszedł z północnego wschodu, z Angmaru.

Kapelusznik mówił w przerwach między kolejnymi wypuszczanymi kółeczkami dymu. Coraz więcej z nich wędrowało pod sufit i tam łączyło się w jeden gęsty obłok, przywodzący na myśl burzową chmurę.
- Angmarem władał Czarnoksiężnik. Podły i przebiegły. Nie rozpoczął on swojego ponurego dzieła od frontalnego ataku. Zrobił coś znacznie gorszego. Skłócił ze sobą swoich przeciwników i doprowadził do wojny domowej, gdzie druh mordował druha, a brat gnębił brata.
Chmura powoli zaczęła się przekształcać w swobodny zarys. Wyglądało to na niezliczone rzędy jakichś maszerujących, odzianych w zbroje postaci. Blask bijący z kominka nasilił się tak, że przypominał teraz łunę towarzyszącą pożarom wsi.
- Po tych czasach pozostały pamiątki. Liczne ruiny i pobliskie kurhany, Miejscowi dobrze je znają z dziadkowych opowieści. Prawda, hobbici? Tak jak w każdych, tak i w tych jest ziarno prawdy. W kurhanach spoczywają dawni królowie, ale to nie oni porywają niebacznych podróżnych, gdy ci zapędzą się zbyt blisko grobowców. To nie ich dusze czynią te hmm… swawole. To kolejna sztuczka Czarnoksiężnika. Skaził on kurhany, przywołując do nich złe, podległe sobie, duchy, by zajęły spoczywające tam ciała.
Orendil machnął ręką, rozwiewając swoją kreację, a następnie potarł bok fajki. Dym utworzył nowy obraz, znacznie wyraźniejszy od poprzedniego.


- Widzicie? Oto one! Upiory kurhanów! – zerwał się z krzesła z szeroko rozpostartymi rękoma. Mówił szybciej, mocniejszym niż uprzednio głosem. – Do tej pory czekały w uśpieniu, nie wychylając się poza swoje cmentarzysko. Coś je zbudziło. Może odwieczna żądza krwi, tłumiona przez wieki? Może jakaś cmentarna hiena, szukająca skarbów z dawnych dni? Na przykład, by powiesić starożytną tarczę na ścianie, jako ozdobę swojego przybytku! Nie, nie Tedd, oczywiście żartuję. Nie rozglądaj się tak rozpaczliwie po ścianach, nie ma tu żadnej, hehehe, tarczy. Jedno jest pewne. Upiory wystarczająco długo zbierały siły tuż pod waszym nosem. Czuły wasz zapach, wszelkie myśli, radości i smutki. I nie spoczną, dopóki nie nasycą pragnienia. A zaspokoją je strachem i uchodzącym życiem. Mają dość możliwości, by tego dokonać. Szepty, które słyszycie to jeszcze nic. Grubas miał wielkie szczęście w swoim nieszczęściu. Dopadły go, powoli wysysały jego siły życiowe, chociaż myślał, że to po prostu paraliżujące go emocje. Chwała Valarom, że wytrzymał do czasu, aż udało mi się odwrócić ich uwagę. Teraz, rzecz jasna, są jeszcze bardziej rozjuszone. Nie sądzę jednak, by stanowiły zagrożenie dla osób chronionych przez światło i mury budynków.

Na potwierdzenie tych słów rozłożył dłoń i uniósł ją w górę w dość teatralnym geście, a jego pierścień zabłysnął wewnętrznym światłem, przez ułamek sekundy okrywając wszystkich jaskrawą poświatą zieleni i rozmywając obłok fajkowego dymu.
 

Ostatnio edytowane przez Keth : 15-07-2008 o 12:53.
Keth jest offline