Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-05-2008, 12:51   #39
hollyorc
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Adrenalina odgrywa decydującą rolę w mechanizmie stresu, czyli błyskawicznej reakcji organizmu człowieka, istot humanoidalnych oraz zwierząt kręgowych na zagrożenie, objawiających się przyspieszonym biciem serca, wzrostem ciśnienia krwi, rozszerzeniem oskrzeli, rozszerzeniem źrenic itp. Oprócz tego adrenalina reguluje poziom glukozy (cukru) we krwi, gdyż jest koenzymem uruchamiającym przemianę glikogenu w glukozę.
Działanie adrenaliny polega na bezpośrednim pobudzeniu zarówno receptorów α-, jak i β-adrenergicznych, przez co wykazuje działanie sympatykomimetyczne. Wyraźny wpływ na receptory α widoczny jest wobec naczyń krwionośnych, ponieważ w wyniku ich skurczu następuje wzrost ciśnienia tętniczego. Adrenalina przyspiesza czynność serca jednocześnie zwiększając jego pojemność minutową, w nieznaczny sposób wpływając na rozszerzenie naczyń wieńcowych; rozszerza też źrenice i oskrzela ułatwiając i przyśpieszając oddychanie. Ponadto hamuje perystaltykę jelit, wydzielanie soków trawiennych i śliny oraz obniża napięcie mięśni gładkich. Adrenalina jako hormon działa antagonistycznie w stosunku do insuliny - przyspiesza glikogenolizę, zwiększając stężenie glukozy w krwi. Wyrzut adrenaliny do krwi jest jednym z mechanizmów uruchamianych przy hipoglikemii. Zwiększa ciśnienie rozkurczowe w aorcie oraz zwiększa przepływ mózgowy i wieńcowy. Poprawia przewodnictwo i automatykę w układzie bodźcowo-przewodzącym. Zwiększa amplitudę migotania komór, przez co wspomaga defibrylację.
[Orczy słownik wyrazów trudnych i niezrozumiałych]

Gdyby Barbak dokładnie zapoznał się z cytowanym wyżej dziełem wiedział by co działo się z jego ciałem. Zrozumiał by dlaczego nagle kac ustąpił, a jego zmysły nie tylko działały jak należy, ale wręcz lepiej niż zazwyczaj. Nie wiedział tego jednak, a przez to wypełniało go dziwne uczucie. Z jednej strony jego serce waliło jak oszalałe, z drugiej jego organizm zaczął działać pewnie i precyzyjnie, jak dobrze naoliwiona maszyna. Maleństwo, przestało być niepokorne, strzała pewnie spoczywała na cięciwie, gotowa w każdej chwili przynieść śmierć, temu kto znalazł by się na linii jej lotu.

Ork dopiero teraz zauważył reakcje swego medalionu. Była ona tyleż dziwna co i niepokojąca. Po raz pierwszy Palladine ostrzegł Babraka przed niebezpieczeństwem. Ork nie zamykając oczu złożył krótką modlitwę dziękczynną, po czym zaczął nucić.

YouTube - Gregorian - Nothing else matters

Faktycznie, w tej konkretnej chwili nie liczyło się nic, poza grotem na cięciwie, oraz wzrokiem poszukującym celu. W chwili gdy Ork zbliżał się do wozu, z każdym kolejnym krokiem jego serce pompowało do organizmu koszmarne ilości adrenaliny. Zielonoskóry zauważył, że nie zbliżał się do wozu samodzielnie. Na całe szczęście w jego ślady poszło kilku członków wesołej gromadki. Nowo poznany krukoczłek, wysforował do przodu i z entuzjazmem (tak wielkim co i nieroztropnym) zaczął przeczesywać teren. Barbaka flankowali Fungrimm oraz Astaroth. Gdzieś w okolicy znajdował się również elfiasty ze swym patykiem w ręku. Kesji, jak zawsze wesoło, szybko i nad wyraz zręcznie znalazła się na drzewku i zaczęła lustrować okolice. Barbak nie widział Tev’a, jednak wiedział że Kotoczłek na pewno jest gdzieś w okolicy gotowy w każdej chwili wspomóc go swymi umiejętnościami. Gdzie był Drow? Oczywiście w chwili gdy był najbardziej potrzebny nie pokazywał się. Standard. Dlaczego orka to nie dziwiło? Wyglądało na to, że jego kompania zaczyna przypominać sprawnie działający mechanizm, w którym każdy pojedynczy element zna dokładnie swoje miejsce w szeregu.

Sprawnie, działający mechanizm, jak się okazało po kilku sekundach musiał przejść pewien egzamin.

Ravan powoli podchodził do wozu. Powili, jednak na tyle szybko by złamać dość spontaniczny szyk, jaki bez słowa zdążył się już uformować. Poszedł do przodu bez wymaganego ubezpieczenia. Konsekwencje były opłakane. Gdy chimera otworzył klapę wozu, do uszu Barbaka doszło jedynie groźnie pomrukiwanie. Następnie jakiś ciemny, bliżej nie określony kształt, przemknął w kierunku nowego towarzysza. Kształt ten miał kły, pazury i dość jednoznaczne intencje.

Reakcja była tyleż natychmiastowa, co spontaniczna i nieprzemyślana. Barbak zanim pomyślał, przyłożył cięciwę Maleństwa do kącika ust, uderzenie serca później strzała już leciała. W locie wydawała specyficzny furkot. Furkot jaki mogą wydać tylko i wyłącznie lotki tak duże jak te. Dźwięk ten musiał również dotrzeć do uszu Estreiche’a, ponieważ Elf wszedł na linię strzału. Szczęśliwie nie zasłonił, on celu a znalazł się jedynie niepokojąco blisko przelatującego pocisku. Cóż może następnym razem nie będzie tego robił i nie będzie wchodził w drogę Maleństwu.

Panie, dziękuję Ci za Twe błogosławieństwo.
Dzięki, za ten dzień,
Za to co stało się przed chwilą.
Dzięki za doświadczenie, które pozwalasz mi zdobyć,
I za przyjaciół jakich pozwalasz mi poznać.
Spraw, proszę abym był godzien nosić twój symbol,
I abym prawie wypełniał Twą wolę.

Strzała trafiła i po prostu zmiotła wilka z chimery, w samą porę. Szkoda tylko, że zmiotła je w sposób definitywny. Ale sam się prosił.

Zanim jeszcze strzała dosięgła wilka, na cięciwie Maleństwa był już następny pocisk. Na całe szczęście nie był on potrzebny. Walka tak szybko jak się zaczęła, tak i się skończyła. Barbak jeszcze przez chwil parę trzymał napięty łuk lustrując okolice, jednak brak wyraźnych celów, oraz kolejna fala mdłości zmusiły go odłożenia broni.

Ork był blady. Spirytus może i wyparował z jego mięśni, ale na pewno nie w pełni uleczył go z kaca. Obiecywał sobie, że powinien ograniczyć ilość libacji z Krasnoludem, ale dobrze zdawał sobie jak bardzo jego wola jest krucha i jak ciężko będzie mu dotrzymać takiego postanowienia.

- Dzięki, wielkie dzięki, zielonoskóry towarzyszu.- Stwierdził Raven, wciąż jeszcze blady i roztrzęsiony. Klepnął go po ramieniu.
- Nie dziękuj, celowałem w Drow’a. Wypity alkohol oraz postawa, jego hm.. towarzysza irytowały Barbaka. Ten wyniosły i zawsze wszystko wiedzący chłoptaś zaczynał grać mu na nerwach. Po chwili jednak uśmiechnął się szeroko zdradzając intencje swej wypowiedzi.

Ork już zamierzał urągać krasnoludowi i naśmiewać się z tego, jak po raz kolejny unika bezpośredniego starcia, jednak nie zrobił tego. Fingrimm bowiem, znalazł na wozie konającą chimerę. Ta w ostatnich chwilach swojego życia składał prośbę o ocalenie przyjaciół. Powoływała się też na Palladine’a.

- Bądź spokojna. Odnajdziemy ich, i włos im z głowy nie spadnie.- Ork wypowiedział to pewnym głosem, był zły. Chimera jednak tego już nie słyszała. Odeszła na zawsze do Palladine’a.
- Niech nasz Pan wskaże Ci drogę do lepszego świata. Stwierdził krótko Barbak. Po czym skłonił głowę i pogrążył się na chwilę w ciszy.

Kolejna śmierć, jesteśmy w świecie, który ponoć został stworzony przy udziale Palladine’a. Coś mi się widzi mój Panie, ze trochę spartoliliście robotę. Stwierdził w duchu Ork, patrząc cały czas na stygnące ciało.

Nie było rady. Trzeba było zająć się zmarłą oraz zobaczyć co znajduje się na wozie. Ork delikatnie przeniósł zwłoki w pobliski zagajnik. Wraz z Fungrimm’em wykorzystując zebrane kamienie wykonał niewielki kurchanik. Ork wtaszczył na jego szczyt większy głaz i wydrapał na nim symbol Palladine’a. Użył do tego celu sztyletu (niszcząc ostrze niestety).

- Panie! Czuwaj nad tą duszyczką!

Barbak jeszcze raz skłonił głowę, a następnie krokiem zdecydowanym poszedł w kierunku wozu. Tam stwierdził, że drużyna zdążyła już przejrzeć większość znajdujących się nań przedmiotów. Nie było tam nic interesującego. Przynajmniej mogło się tak wydawać na pierwszy rzut oka. Estreiche odłożył na beczkę teczkę z jakimiś dokumentami. Zawierała ona jakieś szkice, projekty. Ork postanowił ją zatrzymać. Po pierwsze mogło to być ważne dla kogoś kto to rysował... po drugie mogło to być coś warte. Przez orka niestety przemówiła jego krew. Zawartość kieszeni była niepokojąco niewielka... a nie zapowiadało, się żeby Verion karmił ich codziennie (ork był temu wręcz przeciwny). A za coś trzeba będzie kupić jedzenie w miasteczku.

Zebrawszy się sprawnie ruszyli dalej. Pogoda okazała się nieznośna. Było gorąco. Niestety krzaki, które dawały im schronienie dotychczas nie chciały już tego robić na trakcie. Barbak już po połowie godziny był spocony i złorzeczył wszystkiemu co stawało na jego drodze. Kamieniom, drzewom, elfom na drzewach.....

.... Ork raz jeszcze spojrzał na drzewo i przecierając oczy nie mógł uwierzyć w to co widzi. Ponieważ mieli już w dniu dzisiejszym do czynienia z istotami nastawionymi do nich wrogo w dłoni oka szybko pojawił się sztylet. Tak na wszelki wypadek.

Kesji, jak zawsze przełamała pierwsze lody i zasypała nieznajomego pytaniami. Ork postanowił nie wtrącać się do przesłuchania, przynajmniej na razie.

Ork skłonił się jedynie do nieznajomego starając się złapać jego wzrok. Coś mu się nie podobało w oczach tego elfa.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline