Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-05-2008, 22:07   #43
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Grand Universe by ~ANTIFAN-REAL on deviantART

-...Ah...?!
Zerwała się i usiadła na łóżku.
- Verion...? – na próżno rozejrzała się po komnacie.
Wiatr. Wiatr wdzierał się przez otwarte okno i łagodnie poruszał firanami. Białymi firanami.
* * *

Estreiche; Pomimo swej miłości do zwierząt, pomimo tego, że nie jesteś zwolennikiem bezmyślnego zabijania zwierząt, spojrzawszy w dziwne ślepia wilka poczułeś pod skórą tysiące delikatnych ukłuć, ukłuć wątpliwości. Jak długo elfem jesteś, w życiu nie widziałeś zwierzęcia o taki oczach, stworzonego przez Światło! Jego głos... to wycie, ten ryk... w życiu nie słyszałeś czegoś takiego z wilczego gardła.
To, jak na głos Levina zareagowały stworzenia wokół was, te w krzakach, również było podejrzane. Oddaliły się, oddaliły się reagując na słowa Levina. Nie na ich brzmienie, a na... ich... sens...?
To mogły być zbiry, oczywiście. Tylko dlaczego zbiry czaiły się wokół wozu, w którym siedział ogromny wilk, i dlaczego Levin powiedział, że zauważył w gąszczu błysk ślepiów zwierzęcia?

Barbak; pochowałeś chimerę, wyryłeś na kamieniu symbol Paladine`a, aby uświęcic grób. Może to przyniesie spokój duszy zamordowanego brutalnie ciała. Zabierasz teczkę z rysunkami.

Funghrimm; Jedyne co możesz zrobic, to uzupelnic nagrobek symbolem Almanakh.

* * *
- Mistress, your eyes are so pretty today!;3 What have you seen?
Almena uśmiechnęła się tajemniczo, przeczesując palcami czarne włosy Veriona. Miała dziesięciocentymetrowe szpony zamiast paznokci.
- I want him – szepnęła.
- Fine. No problem;3 Oh my, I think he wants you too, Mistress;3
- I can hear that – mruknęła z zadowoleniem. – Is Last soulbreaker very busy now?
Verion podrapał się po brodzie.
- Guess not.
- Good. And this one... is so... – spojrzała na lustrzany obraz majaczący w lustrze z fioletowych mgieł.
- Elegant? – prychnął z ironią.
- Cute.
Przyjrzała się uważnie srebrno-złotemu medalionowi na szyi postaci w czarnej pelerynie, widocznej w lustrze mgieł. Obraz medalionu powiększył się i wyostrzył.
- Z domu Tarayatechi – mruknęła. – Hy-hm – zachichotała. – Love those ears! – signęła kłębów mgieł i musnęła obraz czubkiem długiego pazura.
* * *

Estreiche;- Who are you?
Że co? Zamikłeś, zdumiony. Ty to powiedziałeś?
Elf zerknął na ciebie spode łba, z mieszanymi uczuciami.
- Quedron – odparł, zeskakując z drzewa. – Alchemik i kupiec, witam. Trzeba wam czegoś, przyjacielu? – zmierzył cię od stóp do głów. – Czegoś... na złe duchy?... Mam mikstury najprzedniejszej jakości, najlepsze na Wolf Pack Island! – zapewnił z dumą.

Zauważyłeś, choć białowłosy starał się udać, iż nic nie spostrzegł; elf zerknął wymownie na sztylet w ręku Barbaka, lecz zachował kamienną twarz.

Kejsi;- Nie widziałeś może kogoś podejrzanego idącego tą drogą!?
Elf bez zastanowienia odparł;
- Wczoraj wieczorem traktem na południe szli obcy ludzie. Nie pochodzą z wyspy, nie widziałem ich tu nigdy. Wyglądali jak marynarze, a krok mieli niestabilny. Nie zauważyli mnie, siedzącego na drzewie. Nie chciałem mieć z nimi nic wspólnego. Szczęśliwie, nie zauważyli też mojej jaskini, i poszli dalej.
- Czy znasz może trzy chimery, Shaen, Zen i Ike!?
- Tak – odparł swobodnie. – Zen i Ike są braćmi. Shaen jest towarzyszką Kiory. Raz na jakiś czas zza oceanu przypływał statek, przywożąc towar, który Zen i inni rozwozili po wyspie. Na co dzień Ike i Shaen są architektami, zaś Zen malarzem. Kiora jest pisarzem i poetą.
- Gdzie one mieszkały!?
- W wiosce chimer za jeziorem Ever.
- Co to był za troll!? Co o nim wiesz!?
- Kiedy przypłynął ostatni statek, okazało się, że w ładowni był pasażer na gapę. Młody troll, wyżerający żywność z ładowni. Nikt nie miał pomysłu co z nim zrobić, gdyż statek nie zawracał już do portu, skąd przybył. Zen i Ike postanowili zaopiekować się nim. Wytresowali go jakimś cudem. Troll łazi za nimi jak wierny pies, i wydaje się być zadowolony z ich towarzystwa. Jest jak mały bachor, ciekawy świata, nieznośny, ale wychowany w miarę dobrze. Rewelacyjnie wręcz, jak na trolla.
- On chyba zaginął, trzeba go znaleźć! Pomóż nam, proszę, proszę!
Elf wzruszył ramionami.
- Wybacz. Jeśli zobaczę go w okolicy, mogę przygarnąć go do swej jaskini na jakiś czas, i dać wam znać, iż go znalazłem, ale musicie go stąd zabrać i oddać Zenowi. Nie mam czasu i siły zajmować się takim kłopotem.

Funghrimm; Jak na twoje stare, krótkowzroczne, doświadczone było-kapłańskie oko, siwy elfiasty gada prawdę.

Ray`gi; .....!!!
Odskoczyłeś jak oparzony. Który żartowniś?!... Obejrzałeś się z wściekłością, lecz nikt nie czaił się za twoimi plecami, a po zdumionych minach towarzyszów oceniłeś, iż nie mają raczej nic wspólnego z głupimi zaczepkami. Dobre sobie, ha-ha, bardzo śmieszne! Pokręcone istoty powierzchni! Z fuknięciem pociągnąłeś za rondo kapelusza, wciskając go mocniej na głowę, i poprawiłeś białe włosy. Jakieś końskie zaloty, skubanie po uszach! Zboczeńcy!
Zerknął krzywo na Astarotha. Ze względu na to, iż mógł się błyskawicznie teleportować, był głównym podejrzanym. No i jest demonem, tworem o... niezidentyfikowanej płci. Albo ten zielony, wielki, dokuczający ci ostanio. Dobrze chociaż, że dwarf nie uszczypnął cię w tyłek [pewnie dlatego, że nie sięgnął...] Zboczeńcy!!! – zaczerwieniłeś się z gniewu.

Astaroth; Proponujesz sojusz, współpracę, Biel i Chaos razem, dla dobra wszystkich. Wiesz, że może się udać.

Tev; Nie chcesz stawać po przeciwnej stronie barykady, co Astaroth. A musialbyś, gdyby wybuchl konflikt. Dlatego jesteś ZA wspólnymi silami.

Odciągasz elfa na bok, w celach pogadanki.

Wszyscy; - KIM JESTEŚ?!?! – słyszycie z gąszczu, kiedy odszedł Tev wraz z elfem.
- ...GŁUCHA PAŁO!!! – o tak, stare, dobre wrzaski Teva rozpoznajecie bezbłędnie! XD - ...ALE ZDECHŁY KOŃ Z LATAJĄCYMI MUCHAMI SUGEROWAŁ....!!! ...I TO PRÓBUJĘ CI PRZEKAZAĆ!!!....

Nie zdążyliście się dobrze zastanowić, co się w krzakach wyrabia [zapomnijcie proszę na ten moment o kontekście zboczeńców...]. Tev wyskoczył z klasycznych krzaków, które zaszeleściły klasycznie. Nowatorskie było zaś to, co zrobił rakszasa; chwycił dwarfa i orka, zaciągnął ich w gąszcz, po czym wrócił po osłupiałą Kejsi.

- TO JEST KAPŁAN I PALADYN! – wydarł się Tev przed zaskoczonym elfem. - CICHO WALDORFF! A TO JEST KEJSI! KEJSI, POWIEDZ TEMU PÓŁIDIOCIE CO SIĘ STAŁO I JAK TO WSZYSTKO BYŁO OD ZNALEZIENIA WOZU! ZAGADAJ GO NA ŚMIERĆ! A WY JEJ POMÓŻCIEEEE!!!-wrzeszczał, skacząc ze złości i tupiąc jak małe dziecko.

Elf w osłupieniu miga wzrokiem po twarzy dwarfa, orka i chimerki, mrugając z niedowierzaniem. Jego bystre spojrzenie prześlizguje się po medalionie z trzema smokami na szyi Barbaka, po symbolach na jego zbroi, tatuażach. Ogląda też krótko acz uważnie broń Waldorffa.
- Sługa Lavendera – ukłonił się lekko Barbakowi. – Wojownicy Światła – ukłonił się Funghrimmowi i Kejsi. – Proszę, wyjaśnijcie mi, co stało się z Zenem i jego towarzyszami.

Wyjaśniacie. Elf jest wyraźnie złamany wieściami i przysiada na ziemi, spuszczając smętnie głowę, zasłaniając twarz dłonią.
- Jak to się mogło stać?! – szepnął drżącym głosem.

* * *
Nie wygra z nią, ze zgrozą zdał sobie sprawę. Położyła rękę na jego karku – i cała utkana misternie siateczka samokontroli prysła, jak cienka szyba przy zderzeniu z ciśniętym kamieniem.
- Dlaczego?
Zamknął oczy. Jej ciepło, blisko, bardzo blisko. Kiedy szeptała, łaskotała jego usta swoimi.
- Wiem, że słyszysz.
Jej głos, jej Biel, przenikała go, uszczęśliwiała. Odpływał, i chciał utonąć.
Zacisnęła dłonie na fałdach jego czarnego płaszcza.
- Nie... – szepnął. – To nie tak, Słonko...
Pocałowała go. Długo, delikatnie. Ich usta ledwie się stykały. Odsunęła się od niego powoli, odwróciła się.
- Nie.
Milczała.
- Nie odwracaj się ode mnie – powiedział to z gniewem i groźbą w głosie.
- I co dalej? – szepnęła z żalem.
- NIE ODWRACAJ SIĘ, POWIEDZIAŁEM!!! – wrzasnął.
Uderzenie huraganu targnęło jej jasnymi, rozpuszczonymi włosami.
Kiedy był uroczy, był przesłodko uroczy. Kiedy był zły, był cholernie zły.
- Nie mogę tak dłużej – wyznała.
- Nigdy... nie odwracaj się... ode mnie! – warknął jej do ucha.
Objął ją w talii, chciwie przycisnął do siebie. Zacisnął powieki, sapnął z bólem i osunął się na kolana. Obróciła się powoli. Leżąc niemal, przytulił głowę do jej kolan.
- Nie, Słonko, nie odwracaj się ode mnie!... – wydukał boleśnie. – Proszę, proszę, proszę...!
Kiedy był zdesperowany, był przerażająco zdesperowany. Właśnie wtedy był najpotworniejszym z potwornych potworów, jakie stworzył Chaos. Podobnie jak Ona, nie znał słów „poddać się”, lecz w odróżnieniu od niej, był nieobliczalny.
- Damy radę! Razem...!
- Po Wielkiej Wojnie... nie będzie już “nas”, Verion.
- Nie rozumiesz! – wyrwało mu się.
- Więc powiedz. Dlaczego?
- W wojnie jesteś z Nią albo przeciwko Niej, i wtedy cię nie ma! – zbył jej pytanie. – Nie znasz jej poglądów, to nieprawda, że znasz! Wysłuchaj jej! Nie chcę... nie mogę...! SPÓJRZ NA MNIE!!! – krzyknął zaciekle. – Czy wyglądam na takiego, który ma zamiar zaprzepaścić zdradę Riona, Shabranido i własnej duszy?! Myślisz, że znosiłem to wszystko przez wieki tylko po to, aby cię stracić, aby spaczeni śmiertelnicy mogli czcić Światło?! Światło jest niczym!!! – wyciągnął demonstracyjnie dłoń, zacisnął pięść, jakby chciał złapać wiązkę promieni słonecznych wpadających przez okno. – Światła... nie mogę kochać tak jak ciebie...!!! Ono do mnie nie mówi, nie patrzy na mnie, nie słucha mnie! Nie umiem go słuchać, nie umiem na nie patrzyć, nie nauczę się, bo jestem demonem! Ale ty... albo zostajesz... albo idziemy oboje – ogłosił złowieszczo.
* * *
- Calm down, sweetie.
- Sorry, Mistress. I just…
- Yes?
- I…uh…? I-I…? I-IIII don’t know…
- Wstań – dźwignął się z klęczek. - Are you angry with me, Verion?
- No! No, no, no, I just…? Uhhh?
- Boisz się. Nie stworzyłam cię takim.
- Boję się, że ją skrzywdzisz.
Rzucił prosto z mostu. Nie miał już nic do stracenia.
- Nie zrobię tego.
- Jeśli?
- Hm. Pamiętasz? http://fc08.deviantart.com/fs7/i/200...i_no_akari.jpg
- Phibrizoven, Rashaartion i ja. Jak mógłbym zapomnieć.
- Pamiętasz, co powiedziałam ci w dniu twoich narodzin?
- „Open your eyes my precious child”.
- Rion stworzył cię w planie mgieł, w tym samym, gdzie narodziła się Almanakh. Kiedy tylko otworzyłeś oczy, zignorowałeś go, i spojrzałeś dokładnie tam, gdzie udała się Almanakh opuszczając mgły chaosu. Już wtedy wiedziałeś.
- Jak mogłem wiedzieć? – spytał z wahaniem i ironią.
- Zawsze jej pragnąłeś, nienawidząc jej jednocześnie. Zawsze cię za to podziwiałam.
- Co nie znaczy, że nie zgładzisz jej i mnie – uśmiechnął się wyzywająco.
Almena wyciągnęła ku niemu rękę.

- Aaaakh!!! Mi... Mistress...!!! – zwalił się na kolana.
http://fc06.deviantart.com/fs21/i/20...berPalette.jpg
- Wątpisz w to, co czynisz – skarciła. - Nie bierz się...
- ...za robotę, której nie umiesz wykonać, yes, I know, Mistress, you always say that...! – pisnął.
Znów uniosła dłoń. Ujął ją i pocałował.
- Please, I can`t... Nie uderzę ręki, która mnie stworzyła!
- Nie chodzi o mnie, Verion. Chodzi o chaos, który stworzyłam, a którego boisz się zmienić. W sobie.
- Jest cząstką ciebie. Nie chcę, żeby umarł. Żeby cząstka ciebie umarła!
- Dlatego właśnie jesteś starym, konserwatywnym elementem, który powinien zginąć podczas Wojny. Wybacz. Takim cię stworzyłam. Ale wiedziałam, że się zmienisz. Że zdobędziesz wolną wolę. Myliłam się? – wyrwała mu swą dłoń.
- Please don’t...!
- Chcę, żebyś z nią był – rzekła cicho. – Żebyś był z nią z własnej woli. Chcę cię uwolnić.
- Nie potrafię.
- Nie wierzysz w to.
- To boli!
- Wiem. Wolna wola boli bardziej. Mogę zadać ci największy ból, ale wolnej woli cię nie nauczę. Sam musisz się jej nauczyć. Z Rithem nie bałeś się walczyć, gdyż był twoim tworem. Z Valgaavem również, gdyż był tworem Gaava. Przede mną poddajesz się bez wahania – pokręciła przecząco głową.
- Z tobą, Mistress, nie jestem w stanie wygrać – szepnął. – Ani nie chcę walczyć.
- Nie podejmujesz samobójczej walki, jako demon z głęboko zakorzenionym instynktem samozachowawczym. Byle ocalić swoją egzystencję. Nie boisz się. To nie jest strach. Ty po prostu nie chcesz. Dla zasady. Dla idei, z którą się narodziłeś. Nie możesz z nią dłużej egzystować, Verion. Muszę cię zmienić, my precious child.
- I love you, Mistress. I would never hurt you. I can`t.
- Ze mną nie wygrywa się w walce, Verion – odparła pocieszająco, głaszcząc go po włosach.
* * *
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.

Ostatnio edytowane przez Almena : 19-05-2008 o 22:15.
Almena jest offline