Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-05-2008, 21:17   #41
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Chimera odpowiedziała na wezwanie i już po chwili usadowiłą mu się na ramieniu. Astarothowi przebiegło przez myśl wspomnienie, jak ta sama chimera, będąc w formie kruka ginie od zdradzieckiego ciosu Asgharvila w fałszywej czasoprzestrzeni. Był to właśnie jeden z powodów dla których musiała zostać unicestwiona. Pozostałe powody właśnie podróżowały wraz z nim. Przyjął za nich odpowiedzialność i nie mógł się wycofać. A co z istnieniami wszystkich tych, którzy zginęli wraz ze zniszczeniem czasoprzestrzeni? Phi! A co oni mieli go obchodzić?

Był to właśnie jeden z powodów, dla których większość wyznawców bieli nazwałaby go ,,złem". Tym, co od zawsze kwalifikowało go po stronie chaosu był kodeks moralnym. Dla niego dobrem najwyższym nie była wiara, nadzieja, przyjaźń ani żadna z im podobnych drugorzędnych wartości. Najważniejszym dla niego był on sam. Głupotą jest przecież przekładać dobro innych nad dobro własne. Tak, jak jeszcze w poprzednim życiu argumentował Avalanche, że ratowanie Waldorffa z wioski jaszczuroludzi nie ma sensu, ze względu na to że nie dość że nie pomoże kapłanowi, to na dodatek sam straci życie. Nigdy nie zatrzymał się przed poświęceniem innych dla własnych celów. Najbardziej oczywistym przykładem może być perła wybrzeża, Rasgan. Sprowadził na całe miasto zarazę tylko po to, by nie przejmować się brakami energii. Na drugim miejscu stali ci, których nazywał swoimi sojusznikami. Dla nich był w stanie zrezygnować z części swoich planów, pozostawiając ich realizację na później. Sojusznikami jak dotąd mógł nazwać tylko Legion, Azmaera i Thomasa. Na trzecim miejscu byli jego towarzysze podróży, dla których nie był w stanie zmieniać swoich planów, ale których obiecał sobie bronić. Dalej byli pozostali czyli ci, których życie nie było nic warte w chwili, gdy trzeba je było poświęcić. Czy tylko to sprawiało, że był uznawany za złego?

Chimera, wysłana na zwiady przyniosła wiadomości topograficzne, jednak nie wypatrzyła żadnych przeciwników. Hmmm... Miasto na zachodzie? Będzie musiał to zbadać

Teraz jednak przyszedł czas, by zbadać dokładniej ten zniszczony wóz. Wraz z Barbakiem, Waldorffem i Revanem, gdy kruczą chimerę zaatakował przeorśnięty wilk. Zanim zdążył zareagować niebezpieczeństwo zostało zażegnane celnym strzałem Barbaka. W wozie znajdował się umierający człowiek, który tuż przed wydaniem ostatniego tchnienia poprosił ich o odnalezienie swoich towarzyszy. Być może i w normalnych warunkach by się tym zajął, jednak teraz nie miał zbyt wielkiej ochoty uganiać się po lesie za trolem.

Ruszyli dalej drogą, gdy spotkali elfa zielarza. Na jego widok Astaroth uśmiechnął się triumfalnie. Najwyraźniej szczęście mu sprzyjało. Teraz pozostawało uregulować kilka spraw i rozpocząć działanie. Zwrócił się do białej części drużyny, adresując do przede wszystkim do swoich dawnych towarzyszy

- Może trochę zły moment, jednak nie wiem, czy kiedykolwiek nadejdzie lepszy. Verion stwierdził, że przegrana drużyna stanie się więźniami Mistress. Zapowiadam od razu, że nie mam zamiaru ani sam nim się stawać, ani skazywać na to was. Jest w tym pewna luka, mianowicie równie dobrze może nie być żadnych przegranych jeżeli będziemy działać wspólnie. Dlatego pytam was tu i teraz: współpraca czy wojna? Bo nawet jeśli teraz dobrze podróżuje nam się razem, to bez ustalenia tej jednej kwestii prędzej czy później dojdzie do konfliktów
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 19-05-2008, 21:47   #42
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Tev bardzo lubił swoich pięć zmysłów i bardzo często z nich korzystał. Wiele razy uratowały my życie, wiele razy uratowały mu futro oraz inne, bardzo przydatne części ciała, w tym głowę.
Przywiązał się do swoich części ciała i bardzo je polubił, więc byłby wielce unieszczęśliwiony, gdyby tylko któreś z nich utracił. Byłaby to przykra zmiana. Cóż, nie miał zamiaru się z nimi rozstawać, więc bardzo często wył w stanie najwyższej gotowości, co wcale nie przeszkadzało w irytacji, zaś czasami nawet wspomagały się nawzajem.
Jednakże bardzo nie lubił kiedy jego zmysły nic nie wyczuwały wtedy, kiedy powinny. Oj, jak on tego nienawidził. Zdecydowanie musiał nad tym popracować.
Przecież węch Tygrysów był równie świetny, co wzrok! Jeżeli jednak nie może czegoś wyczuć węchem, zdecydowanie powinien to usłyszeć. Tygrysy słyną ze swojego znakomitego słuchu.

Tev zajrzał ostrożnie za krzaki, gdzie przyklęknął, nadstawiając uszu oraz rozglądając się. Takiej właśnie sytuacji wybitnie nie lubił. Potwornie go irytowało to, że nie mógł niczego wyczuć, słyszał tylko drące się papugi, które swoją drogą, chętnie by upolował. Dawno nie jadł mięsa ptaków.
Dodatkowo niczego również nie zauważył! Denerwujące!
Wstał, więc i ruszył w kierunku wozu, dalej pozostawiając zmysły w stanie gotowości. Na czym, jak na czym, ale na polowaniach to on się znał. Wiedział, że zaczajony w gęstwinie drapieżnik ma niemal idealną sytuację do polowania.

Prawie natychmiast po tym jak pomyślał o idealnej sytuacji, rozległ się ryk. Pierwszy błąd drapieżnika. Tev puścił się biegiem do przodu równocześnie z wyskoczeniem wielkiego wilka.
Kątem oka zauważył biegnącego Elfa, jednakże żaden Elf nie mógł dorównać prędkością tygrysom. To było niewątpliwe.
Nie mniej jednak zauważył, że Barbak jest gotowy do oddania strzału, więc szybko zatrzymał się, obserwując jak Elf biegnie dalej, a strzała Barbaka mija go, trafiając w wilka, który zaskomlał i uciekł.
Spokojnie podszedł do wozu, gdzie był już Waldorff przy umierającej chimerze. Prosiła o pomoc w uratowaniu trzech osób, w tym Trolla. Bezbronnego. Co prawda te dwa stwierdzenia wykluczały się, ale nie wyprowadził konającego z błędu. Zauważył jednak, że ma on ranę od ostrza, nie od kłów i pazurów. Rozpoznałby to, gdyż to są jego naturalne bronie.
Elf wziął teczkę, kładąc ją na beczkę, po czym otworzył, zaś Tygrys zobaczył plany budowy.
Architekt...-pomyślał, jednakże nie był pewny czy to ta zmarła chimera nim była, czy zaginieni towarzysze chimery. Nie było jednak czasu na takie rozważania.
Zabrał się do oględzin wozu. Były tam beczki z mąką, ogórkami, żywność zabawki dla dzieci oraz przedmioty na sprzedaż. Pieniędzy nie było. Ewidentnie ktoś tu był przed nimi.
Nagle zobaczył kolorowe koce, do które pachniały dziwnie. Zbliżył się do nich i powąchał jeszcze raz. Zapach bagienny, zapewne Trolla.
Wyszedł z wozu zaczynając, przeszukiwać okolice, gdzie znalazł szkielet człowieka. Musiał przyznać, że był niezgorsza ogryziony z mięsa. Zapewne wilk się pożywił. Nie tego jednak szukał.
Chodząc, zatrzymał się gwałtownie, czując coś. Tym czymś był zapach Trolla, czyli to, czego szukał.
-Ludzie bardziej i mniej perfidne!-rzekł głośno, chichocząc.
-Stworzonka, moje śliczne, wiem, gdzie poszedł nasz Troll! Udał się na północ-powiedział, a gdy wszyscy zakończyli swoje działania, ruszył przodem, kierując się węchem. Drogę torował sobie dawnym Ilonthem, wywijając nim na krzyż.

Ravist siedział przy biurku, zawzięcie czytając zwój. Zwój ten studiował przez bardzo długi czas, uczył się każdego słowa oddzielnie i wszystkich razem. Uczył się każdego akcentu oraz prawidłowej wymowy słów. Uczył się pojedynczych słów i całego pergaminu. W tej chwili mógłby wyrecytować cały z pamięci, odpowiednio wypowiadając każde słowo z odpowiednim akcentem. Zdecydowanie mógł to zrobić, jednakże wolał mieć wszystko pod kontrolą i ponownie czytał owy zwój.
Dostał od starca cztery zwoje, z czego dwa wykorzystał. Jeden umieścił tam, gdzie nikt nigdy nie będzie go szukał, po czym wymazał to miejsce ze swojej pamięci. Nie zamierzał go nigdy użyć, ale palić taką wiedzę to byłaby głupota. Mógł go, bowiem wykorzystać na innej personie niż na nim.
Ostatni ze zwojów, przekształcał dniami i nocami, by osiągnąć zamierzony efekt zaklęcia. Przepisywał zwój po jednej literce, za każdym razem zaznaczając akcent, jednocześnie wprowadzając gdzieniegdzie zmiany, które dogłębnie przemyślał.
Wstał powoli, przywołując swój kostur, zaś zwój automatycznie zwinął się, wpadając do rękawa szaty Półelfa, który podszedł do pięknego gobelinu, sięgającego podłogi, przedstawiającego mroczny pokój pogrążony w ciemności, zaś jedynym światłem były czarne oczy dwóch posągów Wampira, trzymających masywne miecze. Pomiędzy nimi stał portal, przez który widać było ścianę za portalem. W środku nie było przestrzeni właściwej, czyli pola, które przenosi w inne miejsce.
Obok gobelinu wisiały czarne sznury, zaś ich końce skierowane były ku górze.
~Etreh winarin!-wyszeptał, zaś z kryształu powoli zaczęła wychodzić kula czarnych płomieni z czarnoelektryczną nutą połączoną z ogniem. Kula rozdzieliła się na dwie mniejsze, a te usadowiły się szczytach sznurów, zaś wewnątrz gobelinu, oczy Wampirów zajaśniały bardziej.
Półelf postąpił krok do przodu i o dziwo znalazł się w środku gobelinu, tyle, że tym razem to pokój z biurkiem wydawał się gobelinem, zaś pokój z portalem, rzeczywistym pokojem. Poniekąd nim był.
Podszedł bliżej do portalu, wyjmując zwój, który rozwinął.
~Olivion fasseh onvalios flassin granten per olhornaliof rendernaminu' farghalen vitterien alezir porhenmillowis' urhantalee pragrato...-rozpoczął inkantację trwającą pięć obrotów klepsydr.
~...quuwi 'wen dernel!-zakończył głośno, zaś z kostura wypłynął czarny, płonący czernią, jęzor prądu, otoczony wirującym, czarnym pyłem, oraz czarną wodą, która uderzył w środek portalu, jaśniejąc czarnym światłem. Płynna czerń wypełniła portal, zaś z jęzora zniknęła ona. Potem powoli prąd zaczął przepływać ze strumienia, tworząc w portalu coś na kształt półpłynnej, czarnoelektrycznej, czarnej wody, lecz to nie był koniec. Płomień znikał tak samo jak elektryczność czy półpłynna substancja. Substancja zaczęła płonąć czarnym ogniem. Czarny pył poleciał w stronę portalu, łącząc się substancją, ale to nie był jeszcze koniec. Z jęzora zostało jeszcze wirujące, czarne powietrze, które również połączyło się z portalem. Widok był imponujący, zaś Półelf przyglądał się temu przez chwilę, po czym z tajemniczym uśmiechem na twarzy wyszedł tak samo jak przyszedł, gasząc ognie na czubkach sznurów. Te o dziwo nie były ani trochę spalone.
Jeszcze jedna sprawa. Podszedł do biblioteczki, wypowiadając zaklęcie. Zszedł niżej, rozpalając palenisko czarnym ogniem, po czym wrócił, zamykając biblioteczkę zaklęciem. Musiał jeszcze tylko schować dwa zwoje. Ten zmodyfikowany przez niego oraz ten oryginalny. Nawet wiedział gdzie je schowa. Uśmiechnął się do siebie...

Tev po pewnym czasie przedzierania się, zauważył ucieczkę stada kopytnych przed nimi, zaś na gałęzi siedział Elf z sierpem. Zaraz. On skądś znał tą parszywą gębę...
-Who are you?-zapytał Elf, zaś Tev uśmiechnął się perfidnie, a Ravist połączył kilka faktów, podsuwając odpowiedź. Prawdopodobnie powodem była Mistress.
- Może trochę zły moment, jednak nie wiem, czy kiedykolwiek nadejdzie lepszy. Verion stwierdził, że przegrana drużyna stanie się więźniami Mistress. Zapowiadam od razu, że nie mam zamiaru ani sam nim się stawać, ani skazywać na to was. Jest w tym pewna luka, mianowicie równie dobrze może nie być żadnych przegranych jeżeli będziemy działać wspólnie. Dlatego pytam was tu i teraz: współpraca czy wojna? Bo nawet jeśli teraz dobrze podróżuje nam się razem, to bez ustalenia tej jednej kwestii prędzej czy później dojdzie do konfliktów-powiedział Astaroth, na co Tev odparł:
-Znasz moje zdanie.Jeżeli doszłoby do konfliktu to stanąłbym za Waldorffem i prawdopodobnie przeciwko tobie, a tego przecież nie chcemy, prawda? Ja jestem za wspólnym działaniem i nie zgadzam się z Verionem, że połączenie sił byłoby katastrofą. Może sobie mówić co i ile mu się podoba, ale nie musi to być prawdą. Ja jestem za trzymaniem się razem. Sądzę, że Barbak i Waldorff też będą za, bo to rozsądni ludzie... Ork i Krasnolud, znaczy się. No są rozsądni-rzekł spokojnie.
Tymczasem Kejsi zaczęła gadać, jak to było w jej zwyczaju, jednakże Tygrys wystąpił do przodu.
-Panie Elfie, raczyłbyś zstąpić swą Elfią stopą na ziemię? Interesuje mnie, i nie tylko mnie, grupka trzech osób oraz Trolla-rzekł, zaś gdy Elf zstąpił na ziemię, odszedł z nim kawałek.
-Drogi Panie Elfiku, czy widział pan tutaj jakieś stworzenia prawdopodobnie z trollem lub Trolla samego?-zapytał.
-Nie... Zen i reszta podróżowali z małym trollem, ale nie widziałem ich od kilku miesięcy-odparł zdumiony.
-Och, to szkoda..., bo właśnie jakaś chimera podobna do lisa została zabita, jej koń rozpruty, a wóz spustoszony. Zostały tylko plany architektoniczne. Czy to ten lisek był architektem?-spytał ponownie.
-Z-zabity...?! Jak to zabity?! Zen?! K-kto to zrobił?! Kiedy to się stało?!-wyjąkał ze zgrozą.
-Cóż, przed śmiercią zdążył nas poprosić, żebyśmy zadbali o jego towarzyszy w tym trolla, a po jego zapachu doszedłem tutaj... może przechodził tędy wcześniej? Nie wiem kiedy nastąpił atak. Wiesz, jest pewna technika określania kiedy doszło do morderstwa po stadium larw much. Na przykład w końskim ciele. Niestety ja tego nie potrafię, więc nie wiem kiedy ich zaatakowali. Może Ravist to potrafi, ale nie ujawniał się z tym w każdym razie...
-To okropne! Kto mógł to zrobic?! Troll... tak, byl zn imi troll, ale nie widziałem go od paru tygodni, podobnie jak Zena i reszty, nie wiem gdzie jest! A Ike, Kiora i Shaen?! Nic im nie jest?!....-załamał się siadając.
-Właśnie ich też szukamy, bo zniknęli. Ten lisek, Zen? Tak, Zen, prosił, żebyśmy ich odnaleźli. Podobno są ranni-powiedział, siadając, gdyż nie chciał nad nim górować.
-To straszne! Obawiam się, że zbytnio wam nie pomogę. Rzadko ich widywałem, rzadko kupowali coś u mnie. Gdzie...?-nagle zamilkł, po czym poderwał się na nogi i jęknął ze zgrozą.
-Prosił was?!?!?! Jak to...?! Powiedziałeś, że go zamordowano, jak...?! Jak mógł was prosić...?!?!?! KIM JESTEŚ?!?! Nie widziałem wcześniej ciebie ani twoich towarzyszów na wyspie!!! Co stało się z Zenem i resztą?!?! ODPOWIEDZ!!!-cofnął się, mierząc Teva groźnym spojrzeniem, więc Tygrys wstał również. Z trudem opanował rosnącą furię.
-Przyszliśmy, wóz był zostawiony, napadł na nas jakiś wilczur z wielką mordą, o taką, bleeeee i dostał od nas po pysku, nasz Kapłan wlazł do wozu i zobaczył rannego liska, a wogóle to ja tam ich zaprowadziłem, bo wyczułem zapach krwi tego zdechłego konia!-rzekł oddychając jak rodząca kobieta, po czym policzył do dziesięciu i pięć razy powtórzył po cichu "niebo jest niebieskie".
-Bo jesteśmy na tej wyspie nowi, dlatego nas nie widziałeś, a ja właśnie wącham ślady za podobno bezbronnym i młodym Trollem-dokończył.
-Ale powiedziałeś, że nie mogłeś ustalić momentu zgonu! KŁAMCA!! Jeśli to wy skrzywdziliście Zena....!!!!-zaczął się nakręcać Elf.
-Ludzie, trzymajcie mnie, bo zczeznę! NIE ZNAM MOMENTU ATAKU GŁUCHA PAŁO, A SAMI BYLIŚMY ŚWIADKAMI ZEJŚCIA LISKA, ALE ZDECHŁY KOŃ Z LATAJĄCYMI MUCHAMI SUGEROWAŁ, ŻE ATAK NASTĄPIŁ JAKIŚ CZAS WCZEŚNIEJ I TO PRÓBUJĘ CI PRZEKAZAĆ!-wrzasnął na całe gardło.
-Nie wyczymie! No nie wyczymie! Stój tu!-wrzasnął ostatni raz, po czym jednym skokiem dopadł do Waldorffa i Barbaka, w demonicznej prędkości łapiąc ich za ręce i prowadząc jak małe dzieci do Elfa, po czym rzucił się do Kejsi, którą z tą samą prędkością złapał i postawił przed Elfem.
-WIDZISZ TO?!-wrzasnął, pokazując na symbole religijne Kapłana i Paladyna.
-TO JEST KAPŁAN I PALADYN! CICHO WALDORFF! A TO JEST KEJSI! KEJSI, POWIEDZ TEMU PÓŁIDIOCIE CO SIĘ STALO I JAK TO WSZYSTKO BYŁO OD ZNALEZIENIA WOZU! ZAGADAJ GO NA ŚMIERĆ! A WY JEJ POMÓŻCIEEEE!!!-wrzeszczał, skacząc ze złości i tupiąc jak małe dziecko.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 19-05-2008, 22:07   #43
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Grand Universe by ~ANTIFAN-REAL on deviantART

-...Ah...?!
Zerwała się i usiadła na łóżku.
- Verion...? – na próżno rozejrzała się po komnacie.
Wiatr. Wiatr wdzierał się przez otwarte okno i łagodnie poruszał firanami. Białymi firanami.
* * *

Estreiche; Pomimo swej miłości do zwierząt, pomimo tego, że nie jesteś zwolennikiem bezmyślnego zabijania zwierząt, spojrzawszy w dziwne ślepia wilka poczułeś pod skórą tysiące delikatnych ukłuć, ukłuć wątpliwości. Jak długo elfem jesteś, w życiu nie widziałeś zwierzęcia o taki oczach, stworzonego przez Światło! Jego głos... to wycie, ten ryk... w życiu nie słyszałeś czegoś takiego z wilczego gardła.
To, jak na głos Levina zareagowały stworzenia wokół was, te w krzakach, również było podejrzane. Oddaliły się, oddaliły się reagując na słowa Levina. Nie na ich brzmienie, a na... ich... sens...?
To mogły być zbiry, oczywiście. Tylko dlaczego zbiry czaiły się wokół wozu, w którym siedział ogromny wilk, i dlaczego Levin powiedział, że zauważył w gąszczu błysk ślepiów zwierzęcia?

Barbak; pochowałeś chimerę, wyryłeś na kamieniu symbol Paladine`a, aby uświęcic grób. Może to przyniesie spokój duszy zamordowanego brutalnie ciała. Zabierasz teczkę z rysunkami.

Funghrimm; Jedyne co możesz zrobic, to uzupelnic nagrobek symbolem Almanakh.

* * *
- Mistress, your eyes are so pretty today!;3 What have you seen?
Almena uśmiechnęła się tajemniczo, przeczesując palcami czarne włosy Veriona. Miała dziesięciocentymetrowe szpony zamiast paznokci.
- I want him – szepnęła.
- Fine. No problem;3 Oh my, I think he wants you too, Mistress;3
- I can hear that – mruknęła z zadowoleniem. – Is Last soulbreaker very busy now?
Verion podrapał się po brodzie.
- Guess not.
- Good. And this one... is so... – spojrzała na lustrzany obraz majaczący w lustrze z fioletowych mgieł.
- Elegant? – prychnął z ironią.
- Cute.
Przyjrzała się uważnie srebrno-złotemu medalionowi na szyi postaci w czarnej pelerynie, widocznej w lustrze mgieł. Obraz medalionu powiększył się i wyostrzył.
- Z domu Tarayatechi – mruknęła. – Hy-hm – zachichotała. – Love those ears! – signęła kłębów mgieł i musnęła obraz czubkiem długiego pazura.
* * *

Estreiche;- Who are you?
Że co? Zamikłeś, zdumiony. Ty to powiedziałeś?
Elf zerknął na ciebie spode łba, z mieszanymi uczuciami.
- Quedron – odparł, zeskakując z drzewa. – Alchemik i kupiec, witam. Trzeba wam czegoś, przyjacielu? – zmierzył cię od stóp do głów. – Czegoś... na złe duchy?... Mam mikstury najprzedniejszej jakości, najlepsze na Wolf Pack Island! – zapewnił z dumą.

Zauważyłeś, choć białowłosy starał się udać, iż nic nie spostrzegł; elf zerknął wymownie na sztylet w ręku Barbaka, lecz zachował kamienną twarz.

Kejsi;- Nie widziałeś może kogoś podejrzanego idącego tą drogą!?
Elf bez zastanowienia odparł;
- Wczoraj wieczorem traktem na południe szli obcy ludzie. Nie pochodzą z wyspy, nie widziałem ich tu nigdy. Wyglądali jak marynarze, a krok mieli niestabilny. Nie zauważyli mnie, siedzącego na drzewie. Nie chciałem mieć z nimi nic wspólnego. Szczęśliwie, nie zauważyli też mojej jaskini, i poszli dalej.
- Czy znasz może trzy chimery, Shaen, Zen i Ike!?
- Tak – odparł swobodnie. – Zen i Ike są braćmi. Shaen jest towarzyszką Kiory. Raz na jakiś czas zza oceanu przypływał statek, przywożąc towar, który Zen i inni rozwozili po wyspie. Na co dzień Ike i Shaen są architektami, zaś Zen malarzem. Kiora jest pisarzem i poetą.
- Gdzie one mieszkały!?
- W wiosce chimer za jeziorem Ever.
- Co to był za troll!? Co o nim wiesz!?
- Kiedy przypłynął ostatni statek, okazało się, że w ładowni był pasażer na gapę. Młody troll, wyżerający żywność z ładowni. Nikt nie miał pomysłu co z nim zrobić, gdyż statek nie zawracał już do portu, skąd przybył. Zen i Ike postanowili zaopiekować się nim. Wytresowali go jakimś cudem. Troll łazi za nimi jak wierny pies, i wydaje się być zadowolony z ich towarzystwa. Jest jak mały bachor, ciekawy świata, nieznośny, ale wychowany w miarę dobrze. Rewelacyjnie wręcz, jak na trolla.
- On chyba zaginął, trzeba go znaleźć! Pomóż nam, proszę, proszę!
Elf wzruszył ramionami.
- Wybacz. Jeśli zobaczę go w okolicy, mogę przygarnąć go do swej jaskini na jakiś czas, i dać wam znać, iż go znalazłem, ale musicie go stąd zabrać i oddać Zenowi. Nie mam czasu i siły zajmować się takim kłopotem.

Funghrimm; Jak na twoje stare, krótkowzroczne, doświadczone było-kapłańskie oko, siwy elfiasty gada prawdę.

Ray`gi; .....!!!
Odskoczyłeś jak oparzony. Który żartowniś?!... Obejrzałeś się z wściekłością, lecz nikt nie czaił się za twoimi plecami, a po zdumionych minach towarzyszów oceniłeś, iż nie mają raczej nic wspólnego z głupimi zaczepkami. Dobre sobie, ha-ha, bardzo śmieszne! Pokręcone istoty powierzchni! Z fuknięciem pociągnąłeś za rondo kapelusza, wciskając go mocniej na głowę, i poprawiłeś białe włosy. Jakieś końskie zaloty, skubanie po uszach! Zboczeńcy!
Zerknął krzywo na Astarotha. Ze względu na to, iż mógł się błyskawicznie teleportować, był głównym podejrzanym. No i jest demonem, tworem o... niezidentyfikowanej płci. Albo ten zielony, wielki, dokuczający ci ostanio. Dobrze chociaż, że dwarf nie uszczypnął cię w tyłek [pewnie dlatego, że nie sięgnął...] Zboczeńcy!!! – zaczerwieniłeś się z gniewu.

Astaroth; Proponujesz sojusz, współpracę, Biel i Chaos razem, dla dobra wszystkich. Wiesz, że może się udać.

Tev; Nie chcesz stawać po przeciwnej stronie barykady, co Astaroth. A musialbyś, gdyby wybuchl konflikt. Dlatego jesteś ZA wspólnymi silami.

Odciągasz elfa na bok, w celach pogadanki.

Wszyscy; - KIM JESTEŚ?!?! – słyszycie z gąszczu, kiedy odszedł Tev wraz z elfem.
- ...GŁUCHA PAŁO!!! – o tak, stare, dobre wrzaski Teva rozpoznajecie bezbłędnie! XD - ...ALE ZDECHŁY KOŃ Z LATAJĄCYMI MUCHAMI SUGEROWAŁ....!!! ...I TO PRÓBUJĘ CI PRZEKAZAĆ!!!....

Nie zdążyliście się dobrze zastanowić, co się w krzakach wyrabia [zapomnijcie proszę na ten moment o kontekście zboczeńców...]. Tev wyskoczył z klasycznych krzaków, które zaszeleściły klasycznie. Nowatorskie było zaś to, co zrobił rakszasa; chwycił dwarfa i orka, zaciągnął ich w gąszcz, po czym wrócił po osłupiałą Kejsi.

- TO JEST KAPŁAN I PALADYN! – wydarł się Tev przed zaskoczonym elfem. - CICHO WALDORFF! A TO JEST KEJSI! KEJSI, POWIEDZ TEMU PÓŁIDIOCIE CO SIĘ STAŁO I JAK TO WSZYSTKO BYŁO OD ZNALEZIENIA WOZU! ZAGADAJ GO NA ŚMIERĆ! A WY JEJ POMÓŻCIEEEE!!!-wrzeszczał, skacząc ze złości i tupiąc jak małe dziecko.

Elf w osłupieniu miga wzrokiem po twarzy dwarfa, orka i chimerki, mrugając z niedowierzaniem. Jego bystre spojrzenie prześlizguje się po medalionie z trzema smokami na szyi Barbaka, po symbolach na jego zbroi, tatuażach. Ogląda też krótko acz uważnie broń Waldorffa.
- Sługa Lavendera – ukłonił się lekko Barbakowi. – Wojownicy Światła – ukłonił się Funghrimmowi i Kejsi. – Proszę, wyjaśnijcie mi, co stało się z Zenem i jego towarzyszami.

Wyjaśniacie. Elf jest wyraźnie złamany wieściami i przysiada na ziemi, spuszczając smętnie głowę, zasłaniając twarz dłonią.
- Jak to się mogło stać?! – szepnął drżącym głosem.

* * *
Nie wygra z nią, ze zgrozą zdał sobie sprawę. Położyła rękę na jego karku – i cała utkana misternie siateczka samokontroli prysła, jak cienka szyba przy zderzeniu z ciśniętym kamieniem.
- Dlaczego?
Zamknął oczy. Jej ciepło, blisko, bardzo blisko. Kiedy szeptała, łaskotała jego usta swoimi.
- Wiem, że słyszysz.
Jej głos, jej Biel, przenikała go, uszczęśliwiała. Odpływał, i chciał utonąć.
Zacisnęła dłonie na fałdach jego czarnego płaszcza.
- Nie... – szepnął. – To nie tak, Słonko...
Pocałowała go. Długo, delikatnie. Ich usta ledwie się stykały. Odsunęła się od niego powoli, odwróciła się.
- Nie.
Milczała.
- Nie odwracaj się ode mnie – powiedział to z gniewem i groźbą w głosie.
- I co dalej? – szepnęła z żalem.
- NIE ODWRACAJ SIĘ, POWIEDZIAŁEM!!! – wrzasnął.
Uderzenie huraganu targnęło jej jasnymi, rozpuszczonymi włosami.
Kiedy był uroczy, był przesłodko uroczy. Kiedy był zły, był cholernie zły.
- Nie mogę tak dłużej – wyznała.
- Nigdy... nie odwracaj się... ode mnie! – warknął jej do ucha.
Objął ją w talii, chciwie przycisnął do siebie. Zacisnął powieki, sapnął z bólem i osunął się na kolana. Obróciła się powoli. Leżąc niemal, przytulił głowę do jej kolan.
- Nie, Słonko, nie odwracaj się ode mnie!... – wydukał boleśnie. – Proszę, proszę, proszę...!
Kiedy był zdesperowany, był przerażająco zdesperowany. Właśnie wtedy był najpotworniejszym z potwornych potworów, jakie stworzył Chaos. Podobnie jak Ona, nie znał słów „poddać się”, lecz w odróżnieniu od niej, był nieobliczalny.
- Damy radę! Razem...!
- Po Wielkiej Wojnie... nie będzie już “nas”, Verion.
- Nie rozumiesz! – wyrwało mu się.
- Więc powiedz. Dlaczego?
- W wojnie jesteś z Nią albo przeciwko Niej, i wtedy cię nie ma! – zbył jej pytanie. – Nie znasz jej poglądów, to nieprawda, że znasz! Wysłuchaj jej! Nie chcę... nie mogę...! SPÓJRZ NA MNIE!!! – krzyknął zaciekle. – Czy wyglądam na takiego, który ma zamiar zaprzepaścić zdradę Riona, Shabranido i własnej duszy?! Myślisz, że znosiłem to wszystko przez wieki tylko po to, aby cię stracić, aby spaczeni śmiertelnicy mogli czcić Światło?! Światło jest niczym!!! – wyciągnął demonstracyjnie dłoń, zacisnął pięść, jakby chciał złapać wiązkę promieni słonecznych wpadających przez okno. – Światła... nie mogę kochać tak jak ciebie...!!! Ono do mnie nie mówi, nie patrzy na mnie, nie słucha mnie! Nie umiem go słuchać, nie umiem na nie patrzyć, nie nauczę się, bo jestem demonem! Ale ty... albo zostajesz... albo idziemy oboje – ogłosił złowieszczo.
* * *
- Calm down, sweetie.
- Sorry, Mistress. I just…
- Yes?
- I…uh…? I-I…? I-IIII don’t know…
- Wstań – dźwignął się z klęczek. - Are you angry with me, Verion?
- No! No, no, no, I just…? Uhhh?
- Boisz się. Nie stworzyłam cię takim.
- Boję się, że ją skrzywdzisz.
Rzucił prosto z mostu. Nie miał już nic do stracenia.
- Nie zrobię tego.
- Jeśli?
- Hm. Pamiętasz? http://fc08.deviantart.com/fs7/i/200...i_no_akari.jpg
- Phibrizoven, Rashaartion i ja. Jak mógłbym zapomnieć.
- Pamiętasz, co powiedziałam ci w dniu twoich narodzin?
- „Open your eyes my precious child”.
- Rion stworzył cię w planie mgieł, w tym samym, gdzie narodziła się Almanakh. Kiedy tylko otworzyłeś oczy, zignorowałeś go, i spojrzałeś dokładnie tam, gdzie udała się Almanakh opuszczając mgły chaosu. Już wtedy wiedziałeś.
- Jak mogłem wiedzieć? – spytał z wahaniem i ironią.
- Zawsze jej pragnąłeś, nienawidząc jej jednocześnie. Zawsze cię za to podziwiałam.
- Co nie znaczy, że nie zgładzisz jej i mnie – uśmiechnął się wyzywająco.
Almena wyciągnęła ku niemu rękę.

- Aaaakh!!! Mi... Mistress...!!! – zwalił się na kolana.
http://fc06.deviantart.com/fs21/i/20...berPalette.jpg
- Wątpisz w to, co czynisz – skarciła. - Nie bierz się...
- ...za robotę, której nie umiesz wykonać, yes, I know, Mistress, you always say that...! – pisnął.
Znów uniosła dłoń. Ujął ją i pocałował.
- Please, I can`t... Nie uderzę ręki, która mnie stworzyła!
- Nie chodzi o mnie, Verion. Chodzi o chaos, który stworzyłam, a którego boisz się zmienić. W sobie.
- Jest cząstką ciebie. Nie chcę, żeby umarł. Żeby cząstka ciebie umarła!
- Dlatego właśnie jesteś starym, konserwatywnym elementem, który powinien zginąć podczas Wojny. Wybacz. Takim cię stworzyłam. Ale wiedziałam, że się zmienisz. Że zdobędziesz wolną wolę. Myliłam się? – wyrwała mu swą dłoń.
- Please don’t...!
- Chcę, żebyś z nią był – rzekła cicho. – Żebyś był z nią z własnej woli. Chcę cię uwolnić.
- Nie potrafię.
- Nie wierzysz w to.
- To boli!
- Wiem. Wolna wola boli bardziej. Mogę zadać ci największy ból, ale wolnej woli cię nie nauczę. Sam musisz się jej nauczyć. Z Rithem nie bałeś się walczyć, gdyż był twoim tworem. Z Valgaavem również, gdyż był tworem Gaava. Przede mną poddajesz się bez wahania – pokręciła przecząco głową.
- Z tobą, Mistress, nie jestem w stanie wygrać – szepnął. – Ani nie chcę walczyć.
- Nie podejmujesz samobójczej walki, jako demon z głęboko zakorzenionym instynktem samozachowawczym. Byle ocalić swoją egzystencję. Nie boisz się. To nie jest strach. Ty po prostu nie chcesz. Dla zasady. Dla idei, z którą się narodziłeś. Nie możesz z nią dłużej egzystować, Verion. Muszę cię zmienić, my precious child.
- I love you, Mistress. I would never hurt you. I can`t.
- Ze mną nie wygrywa się w walce, Verion – odparła pocieszająco, głaszcząc go po włosach.
* * *
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.

Ostatnio edytowane przez Almena : 19-05-2008 o 22:15.
Almena jest offline  
Stary 20-05-2008, 12:02   #44
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
- Może trochę zły moment, jednak nie wiem, czy kiedykolwiek nadejdzie lepszy.... zaczął Astaroth proponując zawarcie przymierza. Paktu dość wyjątkowego i sprowadzającego na jego członków dość potężnych przeciwników. Nie, nie przeciwników. Babrak milczał przez kilka chwil, zbierał myśli, po czym jakby nieśmiało przemówił tak do Astarotha, jak i reszty drużyny.

- Astaroth. Jeśli podamy sobie teraz prawice, zaczniemy coś co na kartach historii nie miało jeszcze miejsca. Ściągniemy sobie zapewne również na głowę nie jeden problem. Jest moim zdaniem wysoce prawdopodobne, że przypłacimy to życiem, czy może raczej gorzej niż życiem. Bo możemy spodziewać wręcz wiecznego potępienia. Uważam jednak, że warto spróbować. Po pierwsze dlatego, że zrobimy w ten sposób na przekór Verionowi... a w takiej materii możesz zawsze na mnie liczyć. Po drugie dlatego, że mam wrażenie że coś może z tego naprawdę wyjść. Ostrzegam Cię jednak jak przyjaciela, jak przyjaciela Demona. Podaję ci rękę i od tej chwili gotów jestem pomagać Ci zawsze. Prawie zawsze... ufam, że domyślasz się w jakich praktykach pomagać Ci nie będę, w innych kwestiach zawsze możesz liczyć na mnie i na moje umiejętności. Jeśli jednak mnie zdradzisz, to przysięgam na Palladine’a, Almanakh, biel, chaos i wszystkie świętości, znajdę Cię i któryś z nas wtedy zginie! Czy jakby to mógł patetycznie stwierdzić jakiś idiota, krew któregoś z nas popłynie na tę umęczoną ziemię!

To mówiąc Barbak podniósł prawicę aby uścisnąć dłoń swego kompana.

- A teraz wybaczenia proszę, muszę wyjaśnić komuś co właśnie zrobiłem.To mówiąc Barbak oddalił się kilka kroków w kierunku lasu, ukląkł i ujął oburącz medalion. Był przepełniony sprzecznymi uczuciami. Z jednej strony wiedział, że poznany przez niego demon, jest godzien zaufania, z drugiej strony był świadom tego jak bardzo groteskowa to myśl. On sługa Palladine’a sprzymierzył się właśnie z Panem Mgieł, z demonem. Z kimś kogo, i komu podobnym Babrak poprzysiągł walkę, z kimś kogo do tej pory Barbak szczerze nienawidził.

YouTube - Gregorian - The Sound Of Silence

Palladine! Mój Panie! Nie wiem czy właśnie nie zbłądziłem, nie wiem czy właśnie nie sprowadziłem na siebie Twego gniewu i nie wiem w końcu czy jestem jeszcze godzien nosić na sobie Twój herb. Wierzę jednak, ze Astaroth, Demon, ktoś z kim do tej pory walczyłem może sprawić coś dobrego. Wiem, że to co mówię jest paradoksem, wiem że może wychodzę teraz na niedowiarka. Jednak jestem gotów zaryzykować swą duszę i zaufać temu, kogo jeszcze do niedawna uważałem za wroga. On w jakiś sposób, choć może i bardzo odmienny od mojego wyznaje podobne wartości. Choć robi to zupełnie inaczej ceni i wyznaje to co i dla mnie jest ważne, czasem nawet bardzo ważne. Zatem gotów jestem poświęcić moje istnienie i moją duszę w zamian za pakt z nim. Może ten właśnie sojusz pozwoli mi w jakiś sposób (może nawet bardzo ograniczony) wpływać na demona. Może uda mi się w jakiś sposób zawrócić ze Ścieszki Zła. Panie! Nie jestem pewien teraz dokładnie tego co chciałbym wyrazić, me serce jest pełne sprzeczności i niepewności. Ufam jednak, że w jakiś sposób to czego właśnie się dopuściłem przyniesie coś dobrego. Ufam, ze nie zawiodę Cię swym postępowanie. Dopomóż mi proszę w tym przedsięwzięciu. Spraw aby me serce było czyste, spraw abym nie zbłądził bo w obecności tak dużej ilości zła, łatwo o błąd.

Gdy powstał nie czuł się specjalnie lepiej. Uznał jednak, że pogodzenie się z taką decyzją musi zająć trochę czasu. Miął szczerą nadziej, ze jednak wyjdzie z tego coś dobrego.

W tym czasie drużyna nie próżnowała, Kejsi zasypywała napotkanego elfa setkami, pytań a
Tev, stary dobry i przewidywalny Tevornrel zabrał w krzaki napotkanego elfa. Gdyby Ork nie znał dobrze swojego kompana, zaraz zaczęły by krążyć w jego wyobraźnie, chorej wyobraźni chore myśli. Barbak jednak znał dobrze przyjaciela (tak mu się przynajmniej wydawało). Gdy z krzaków zaczęły dobiegać do jego uszu wrzaski Tygrysa, Ork tylko uśmiechnął się do siebie. Taaaaak to zdecydowanie było działanie do jakiego był zdolny Tev.

Następnie Ork został zaciągnięty w krzaki wraz z Fungrimm’em oraz Kejsi. Coś co zapowiadało się ciekawie, czyli zestawienie, krasnolud, elf i dwie chimery w krzakach..... okazało się być jedynie pogawędką. Tevonrel, niestety nie błysnął swym talentem oratorskim i nie przekonał Elfa. Ten zwyczajnie mu nie wierzył. Barbak nie wiedział czy wpływ na to miały liczne wyzwiska jakie co i rusz dało się słyszeć, czy też wrodzona niechęć tego elfa do tego Chimery.... nie miało to w gruncie rzeczy żadnego znaczenia.

Na widok Barbaka, elf spoważniał i ukłonił mu się lekko pozdrawiając go. Ork odpowiedział tym samym, wdzięczny Palladine, że ten w swej nieograniczonej dobroci był rozpoznawalny zawsze i wszędzie tam, gdzie było to konieczne. Elfiasty poprosił o wyjaśnienie zajścia na wozie. Zoelonoskóry pokrótce, acz treściwie przekazał wszystko co wiedział na temat tego co się wydarzyło. Obiecał także pokazać miejsce pochówku lisio podobnej chimery.

Elf niestety nie podał żadnych rewelacji, nie potrafił wskazać miejsca gdzie można znaleźć zaginionych, nie potrafił także powiedzieć czy grozi im niebezpieczeństwo, czy może na przykład uciekli z wozu i teraz są gdzieś ukryci. Ork natomiast nie potrafił odpowiedzieć na pytanie dlaczego taka sytuacja się wydarzyła.

- Widać Palladine miał taki plan. Skwitował Ork. Było to jedyne stwierdzenie, jakie był w stanie z siebie wydobyć... i w jakimś stopniu była to szczera prawda. Pytanie tylko w jak wielkim stopniu, gorzko zapytywał się zielonoskóry.

Ponieważ nie miał lepszego pomysłu wyszedł z krzaków i podreptał do drużyny starając się zebrać ją całą w możliwie jednym miejscu.

- Przyjaciele, posłuchajcie mnie proszę. Stajemy teraz na pewnym rozdrożu i może w odniesieniu do tego co uczyniliśmy przed chwilą warto było by się zastanowić nad tym co robimy dalej. Obiecałem odnaleźć tego zaginionego Trolla, i jak bardzo by to dziwnie nie brzmiało chciałbym słowa dotrzymać.

Poza tym jest jeszcze kwestia rywalizacji... czy też może raczej kompromisu do jakiego chcielibyśmy doprowadzić. Bo chcielibyśmy prawda? Jak wspomniał Verion każdemu z nas wyznaczono jakieś zadanie na tej wyspie. Pewnego rodzaju test. Gdy go zdamy, lub gdy oblejemy zapewnimy istotom potężniejszym od nas temat do rozważań lub mordów rytualnych. My na to wpływu mieć nie będziemy. Pytanie tylko jak doprowadzić do remisu? Propozycję mam następującą.

Podstawą wszystkiego jest Wolna Wola. O tejże niejednokrotnie wspominał Ast. Każda z istot zamieszkujących ten świat jest nią obdarzona. I pozostawmy im tę wolę. Bazujmy na tym, że każda istota ją posiada i sama decyduje czy będzie wyznawać jasną czy ciemna stronę. Sama również ponosi konsekwencję podjętych wyborów. My możemy pokazać jej plusy i minusy wyznawania jednej lub drugiej, jednak ostateczną decyzję musimy jej pozostawić. Wyeliminujmy skrajności i dbajmy o to, aby nie zaburzyć bardzo delikatnej równowagi pomiędzy jedną i drugą potęgą. Bawimy się troszeczkę w Bogów grając w ten sposób, ale wydaje mi się, że jest to jedyna droga do osiągnięcia wspólnego celu. Co wy na to?
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 20-05-2008, 15:52   #45
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Jego topór był piękny, był zabójczy oraz piękny. Prezentował sobą to co krasnoludy lubią najbardziej. Doskonałe wykonanie, kunsztowne rzeźbienie oraz około 50 kilogramów litej stali zdolnej wyrąbać sobie drogę przez najbardziej wredne potwory jakie były na świecie. Na tym świecie nie byli długo ale Fungrihmm już zdążył go nie polubić. Najbardziej dlatego że panowała tu duża wilgoć. A taka wiodła wprost do rdzy. Elf odpowiadający na pytania kolegów z drużyny nie kłamał. Co więcej zareagował i odczuwał prawdziwie gdy rozmawiała z nim Kejsi. Fungrihmm obecnie należał do klanu zabójców ale kiedyś był kapłanem.

Objęcie nowej profesji jakim byli zabójcy wprost sygnalizowało zmiany jakie zaszły w psyche krasnoluda. Musiał być spore skoro zdecydował się na to. Jednak nic nie mogło zmienić tego kim był wcześniej. Mógł się starać zmienić siebie samego oraz to co robił ale tak naprawdę nie mógł od tego uciec. Zresztą kim by wówczas był. Karły jak chyba inna rasa na tym i każdym innym uniwersum miała swój kodeks postępowania. Wszystko co czynili było powodem do dumy. A zwłaszcza broń. Teraz natomiast na Jego Księżycówce znalazły się pierwsze plamki rdzy. To musiało go wpędzić w co najmniej zły humor. Na szczęście nie udało mu się to ponieważ wcześniej przeżył atak Teva.

Z krzaczków nadal unosiły się krzyki gdy Krasnolud wraz z resztą drużyny zastanawiał się co dziś wstąpiło w Zakaszę. Miał nawet zamiast zażartować z sytuacji gdy sam padł jej ofiarą. Gdyby to był, któryś z innych członków teamu eks-kapłan zareagował pewnie by w inny sposób. Teraz już stał przed elfem razem z resztą drużynowej jasności bił się z myślami. Co powinien zrobić...
- POWIEDZ TEMU PÓŁIDIOCIE CO SIĘ STALO –nadal skakał i wściekał się niczym Tev? Tak to był on!
- Przepraszam –Powiedział do elfa - Ale muszę cos załatwić.
- Fajnie że znów jesteś sobą. Właśnie takiego nam zawsze brakuje! Ten podróżnik na pewno się wystraszył po twoim ataku szału nie chciałbyś go przeprosić? Może choć trochę tak odrobinkę – nie miał zamiaru przekonywać do czegokolwiek Zakaszę. Raczej pragnął podtrzymać jego emocje przez kilka chwil dłużej. Wiedział że w ten sposób później będzie znów rozsądnym i praworządnym podróżnikiem a bez dwóch zdań czekała ich jeszcze jedna rozmowa dzisiejszego dnia.
-Tak to co powiedział Tevonrel jest prawdą. Co więcej mimo że jest nowy na Tej wyspie możesz jemu zaufać nam zresztą też.. Wiem że ciężko w Ci to wszystko uwierzyć ale może chwilę posłuchaj Paladyna i chimery szczerze kochającej Almanach.

Kilka chwil później już było po wszystkim lekko przybity i załamany kończył swą opowieść.
- Dziękuje, zatem jeszcze podsumuję. Tam gdzie jest troll powinien być Zen lub Ike? Ewentualnie razem. Powiedz mi czy znałeś ich na tyle dobrze by przewidzieć gdzie mogli się schować. Jak rozumiem stąd do Ever jest kawałek drogi a oni chcieli się schować przed tymi wilkami?

-Powiedziałeś że jesteś kupcem i zielarzem. Czy ewentualnie masz coś na handel

//Pytanie co do ewentualnie zakupu na PM//

Drużyna aktualnie podzieliła się na dwie grupy. Fungrihmm przyjął to początkowo z obojętnością. Do momentu gdy bogowie zaczeli go karać za jego czyny. Tak wydawało się jemu przynajmniej. Cokolwiek by nie zrobił było źle lub nie w tempo. Czy on tu naprawdę nie pasował. To że czcił kogoś innego i uważał że każdy z natury jest dobry dyskwalifikowało go do ofensywnych działań. Dopiero do teraz do niego to teraz dotarło. Siedząc na uboczu pomiędzy Asthem a resztą słuchał ich dyskusji. Najważniejsze zdania według niego
- Dlatego pytam was tu i teraz: współpraca czy wojna? Bo nawet jeśli teraz dobrze podróżuje nam się razem, to bez ustalenia tej jednej kwestii prędzej czy później dojdzie do konfliktów
- Astaroth. Jeśli podamy sobie teraz prawice, zaczniemy coś co na kartach historii nie miało jeszcze miejsca.

Skończył oliwić miejsce na toporze w którym według niego były plamki rdzy. W końcu uśmiechnął się do wszystkich.
-Znów mnie wyprzedziłeś Zielony Rybaku... Ale masz rację w jednym. To co teraz się dzieje zaważy nie tylko na naszych losach. Jak to Wielki Bakłażan powiedział „ to test”. I jeszcze jedno to nie jest wojna dobra ze złem. I Ast i Tev czy Estre oraz inni już powiedzieli lub zwrócili uwagę. To jest jedność. Nie może być jednego bez drugiego.
-Nie chcę skłamać ale mogę powiedzieć że to wolne odniesienie do tego co Veriona powiedział: „że remisu nie będzie, nie może być....” co oznacza że się go boi i to najbardziej z trzech opcji. Oznaczało to by dokładnie powstanie Wolnej Woli o której mówił nam Barbak. Dlatego Astaroth przyjmę twoją propozycję choć doświadczenie i serce mówią mi że już kiedyś zdradziłeś. Teraz jednak masz więcej do stracenia niż wygrania. Jeżeli wygra fiolet to będziesz mógł zostać nowym Shabranido czy cóś. Zbudujesz mega imperium mroku i powielisz błędy swoich poprzedników. Będziesz drżał o siebie aż znów się zbierze grupa Takich Jak My i postanowi że warto coś zmienić. Jednym rozwiązaniem jest zbudowanie tego wszystkiego od początku. I dlatego ta rozmowa. Ty, Tev, Barb i prawdopodobnie Estre wiemy po co było twoje pytanie. Drużyna się nie podzieli na tych białych i złych. Tylko na tych co chcą budować nowy świat oraz tych, którym dobrze w okowach tego tu świata. Moradine, Almakh oraz Palladine czy inny mogą egzystować razem z siłami mroków. Będą się uzupełniać walczyć o rząd dusz. Tylko w ten sposób religia może być żywa. To co powiedziałem pochodzi z mojego serca i wiecie że nie kłamię. Jest tylko jedno pytanie jak rozpoznać że pozostali mówią prawdę nie sądzę bym potrafił rozgryźć każdego z was.
-Barbak masz rację musimy znaleźć tego łepka z Trolem ale tu będziemy oczekiwać pomocy ze strony Tevonrela
 
Vireless jest offline  
Stary 20-05-2008, 17:09   #46
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Kejsi przysiadła na trawie, owinęła się kocim ogonem i zestrzygła lewym uchem, ze zdumieniem spoglądając na Astarotha.
Nie spodziewała, że zada to trudne pytanie wprost, wprost, wprost!!! Tak po prostu!?
- Astaroth...! – odezwała się nieśmiało. – Przecież... zawsze działaliśmy wspólnie, zawsze, zawsze! – uśmiechnęła się.
Ugryzła się w język. Co ona mówi, co, co!? Powiedziała, że działa wspólnie z demonem!!! Ale przecież tak było!
Verion...?
Astaroth...?
Almanakh....?
Tacy Jak Oni…?
Razem?
- Razem – szepnęła, zamyślona.
Miała wrażenie, że gdzieś w górze, ktoś się uśmiechnął z satysfakcją. Almanakh, czy Almena?
„Dlaczego podróżowaliśmy z Astarothem? Jego szable, jego siła, jego szybkość, spryt... Czy... tylko dlatego!? Dlatego, że wizje przedstawiły go jako zabójcę Ritha!? Dlatego, ze wiedzieliśmy, iż sami nie damy mu rady!? Ktoś powiedział „drużyna Astarotha!” Czy on jest... naszym przywódcą!? Naszym wrogiem!? Jest Taki Jak My!? Przecież popełniamy błędy... Zielarka, ten balkon, ja...j-ja nie chciałam, ja...!? Kissi, Ilundil, ja...!? Ja nie...!? A może... to my jesteśmy Tacy Jak On!?”
- Nieważne... – szepnęła. – To już... nie ma... znaczenia...
Zamilkła, znieruchomiała. To były przecież słowa Almanakh!!! Kejsi ze zgrozą zasłoniła usta łapkami.
- Nie... nie zniosę wielu rzeczy, które chaos na pewno pochwala – wyjąkała. – Ale nie mogę... nie powinnam nienawidzić Takich Jak ty, Astaroth – wyznała nagle. – Nie będę, nie będę, obiecuję.
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 21-05-2008, 21:05   #47
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
Ach...! Uciekł !

Kogoś kto jeszcze przed chwilą obserwował ich z pośród krzaków już nie było. Natomiast z drugiej strony, co było ewidentnie ciekawszym widokiem, do wozu zbliżali się krasnolud i ork - rozważnie, czujnie, bez wahania oraz likantrop i elfi fanatyk, nieco bardziej chaotycznie.

Pomimo wszystkich uraz, które żywię do tej dwójki muszę przyznać im, że w sztuce wojennej są to ewenementy, duet, który wyprowadzony z równowagi zmienia się w straszliwe maszyny do zabijania. Ork, Barbak, już na początku własnym zachowaniem wyprowadził mnie z przekonania, że jest tylko zielonym idiotą jakich pełno wśród jego rasy, na swój sposób posiada coś za co mógłbym go nazwać nawet sprytnym, widzi swoje zalety i je wykorzystuje - niestety uczucia to to, czego mu nie mogę wybaczyć, ślepe przekonanie o większej wartości bieli nad czymkolwiek. Drugi z pary był istotą z pozoru zwykłą, jak na jego ród - długobrodych krasnoludów, bandę prymitywnych prostaków, przekonanych o wyższości brutalnej siły nad mocami kierującymi tym światem - magią i psioniką. Zabójcy, gdyż wiem czym teraz się trudzi Funghrimm, byli z tego czego udało mi się dowiedzieć kastą w jednak prawie niefeudalnym społeczeństwie krasnoludów. Poszukiwali oni bohaterskiej śmierci by odkupić winy z przeszłości. Tak, to mniej więcej przedstawiało obraz zabójców. Mniej więcej. Prawda była taka, że połowa z "zabójców", swoją profesją uzasadniała dokonywanie masowych mordów na, najczęściej bezbronnych zielonoskórych. Oni po prostu potrzebowali pretekstu, do zaspokojenia swej żądzy zabijania, a znajdywali go w swojej wierze, której sami nie rozumieli. Paradoksalnie mieli coś odpokutować, ale w wyniku ciągłych burd sami pewnie nie pamiętali już co. Funghrimm był inny. Był groźny. Pod maską stworzoną z nieokrzesania z jakiego znana jest jego rasa wydaje mi się jednak w duchu cały czas być kapłanem, jak sam powiedział uważającym, że dobro bez zła istnieć nie może, lecz zło należy ograniczyć do minimum. Ray'gi tylko czekał na nieuważny krok jednego z towarzyszy, który przeleje czarę goryczy, a Funghrimm'a pozbawi skrupułów co do zabicia przyjaciela, bądź jak wtedy się okaże jedynie "pseudoprzyjaciela". Nie było wątpliwości co do tego, który z tej dwójki stanowił większe zagrożenie.

Likantrop rzucił się do przodu. Od razu widać było jak niedoświadczony jeszcze był. Nie minęła chwila gdy kudłaty kształt wystrzelony jak z procy pomknął w jego kierunku ze środka wozu. Kłapnięcie szczęk. Świst. Skowyt.Czyj...? - z sadystycznym zaciekawieniem Ray'gi zmrużył oczy i zbliżył się. Barbak nie próżnował. Strzała wystrzelona przez niego idealnie dosięgła celu, nie tak jak poprzednia, która "przypadkowo" wystrzeliła. Wilk po kilku chwilach zniknął w gęstwinie.

- Miałeś szczęście wybryku natury - mruknął Ray'gi i ominął dochodzących do siebie po ataku wilka towarzyszy.

W wozie rozegrała się scena, jak to określali mieszkańcy powierzchni "wzruszająca". Spotkał się z tym określeniem kilka razy, raz na pogrzebie Rasitter'a, wspólnika, a raz, zaraz po narodzinach jego dziecka (oczywiście ów wspólnika).Iblithowie byli naprawdę dziwni. To było tak dramatycznie odmienne od tego jak powinna wyglądać powierzchnia, był wręcz zbulwersowany, że Ci szaleńcy na dobrą sprawę rządzą na ziemi. Trzeba było zaznaczyć, że w z pozoru opuszczonym wozie była jeszcze konająca chimera, która zdążyła przed śmiercią wydukać kilka imion Shaen, Zen i Ike. Zapamiętał je dokładnie. Był z nimi też troll. Ach... Zaczynam pożądnie wątpić w moce "Levina", widać, że wilk lub pies okazał się troll'em... Ale w końcu nikt się mnie nie pytał o zdanie...

Po kilku ceremoniałach związanych z odejściem chimery, znów ruszyli w drogę. Droga w stronę wozu wydawała się bardziej uciążliwa, może dlatego, że dżungla była bardziej wszechobecna, a tu szli drogą. W najbliższym czasie nie zapowiadało się na żadne niespodziewane zdażenia, ale w tej kwestii Ray'gi się mylił. Nagle poczuł delikatne łaskotanie na swych szpiczastych uszach. Od razu przeszły mu przez głowę postacie: {i] Astaroth, czy Barbak...?[/i] Odwrócił się na pięcie, czym wzbudził szerokie zainteresowanie. Nie było za nim nikogo, więc tylko mruknął:

- Komu się wydaje, że jest zabawny...? - ale tak naprawdę był już świadom sprawcy i wolał, żeby był to nawet Astaroth, czy Barbak.

Niedługo potem, po wędrówce bez niespodzianek natknęli się na siedzącego na drzewie elfa... Mrocznego...! Drow tutaj...? Ray'gi cofnął się na kilka kroków i wcisnął mocniej kapelusz. To było podejrzane. Wiedział, że na planie bieli żyły drowy, zdrajcy, ale żeby w domenie Mistress...? Czy to była jakaś kpina ? Nieznajomy odpowiadał potulnie na wszystkie pytania Kejsi, ale z czasem wybuchła sprzeczka pomiędzy Tevonrelem, a elfem, przez co ten drugi, jak usłyszał Ray'gi, siedział załamany na ziemi. Rakszasa, ten to miał dopiero przebicie...! W wielu kwestiach się różnili, ale tygrys ze swym zmiennym wyrachowaniem i szaleństwem był bardzo podobny do drow'a. Chwilę potem krasnolud i ork wrócili do reszty i wygłosili swe zdanie. Mroczny elf wyszedł kilka kroków przed drużynę i z niebezpiecznym uśmiechem zaczął mówić:

- Moi drodzy - dwa przesycone obłudą słowa stanowiły równowagę dla jak najbliższej prawdy reszcie - Możecie mnie oskarżyć o przeciwstawianie się wam z czystej chęci przeciwstawiania się, ale... Gdyby nie opozycja ile niesłusznych wyborów byśmy dokonali. Zauważmy, że to co robimy to nic więcej jak turniej, jak rozrywka bytów, prawie równym bogom. Demonów oraz istnień, których nawet nie potrafimy nazwać. Jeżeli w każdej chwili jedno z tych istnień może powiedzieć: " Koniec z tym. ", kiwnąć palcem i odebrać nam życie, czy chcemy je kusić do tego próbując ominąć narzucone nam prawa ? Jedni z nas muszą szerzyć zło inni je wypleniać, to proste. Takie rozwiązania lubią. Nie lubią natomiast, gdy działamy, czasami nawet nieświadomie im na przekór. Nie pragnę zanegować waszej propozycji, a jedynie przemyśleć to na spokojnie... - tu spojrzał na Barbaka i uśmiechnął się już przyjaźniej - Zaraz po odzyskaniu troll'a, którego poprzysiągłeś odzyskać...
 

Ostatnio edytowane przez Mijikai : 21-05-2008 o 21:09.
Mijikai jest offline  
Stary 21-05-2008, 21:39   #48
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
O szaleństwie i napadach furii można było powiedzieć bardzo wiele. Nieobliczalne? Być może. Niebezpieczne? Z pewnością. Dziwne? O, tak, na pewno. Niepohamowane? Oczywiście.
Jednakże kto powiedziałby, że tkwi tam logika i rozwaga? Chyba nikt. Wielu by nawet zaprzeczyło i w części wypadków miałoby rację, ale w innej części nie.
Tym razem było tu więcej rozwagi niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Jeżeli przyprowadziłby kogo innego, nie wzbudziliby aż takiego szacunku jak Kapłan, Paladyn i Kejsi.
Pomysł ten zadziałał niewątpliwie, gdyż Elf uwierzył, a przecież o to mu chodziło.
-Fajnie że znów jesteś sobą. Właśnie takiego nam zawsze brakuje! Ten podróżnik na pewno się wystraszył po twoim ataku szału nie chciałbyś go przeprosić? Może choć trochę tak odrobinkę-rzekł Waldorff.
-NIE, NIE, NIE! NIE BĘDĘ NIKOGO PRZEPRASZAŁ, A RACZEJ SKRĘCĘ MU KARK! I NIKOGO NIE WYSTRASZYŁEM! TEN PAJAC MI NIE UWIERZYŁ!-wrzasnął, po czym dysząc ciężko, usiadł, uspokajając się.
W tym samym czasie Barbak i Waldorff opowiadali, co się stało. Ich wersja w całości zgadzała się z jego wersją.
Usiadł załamany, uprzednio odpowiadając na pytania Kejsi.
-Jak to się mogło stać?!-zapytał.
-Przyszli, zabili, poszli. Myślisz, że interesowało ich to, że to twoi znajomi? Nie. Możesz jednak być pewien, że pozabijalibyśmy ich-warknął.
-Masz coś należącego do Shaena i Ike? Zapach Trolla mniej więcej znam-dokończył. Wiedział, że Ravist już zapisał zapach Trolla.
Potem przemowę rozpoczął Ray'gi, a głos zabrał Ravist.
-Słyszałeś jak Verion mówił o przegranych i zwycięzcach? Oni nam z góry narzucili, że jedni mają być przegrani, a drudzy wygrani. Oni zapewne usiedli sobie wszyscy przy stoliku i zaczęli planować. "Hmm... no to któraś część wygra, a któraś przegra". To zapewne był ich pierwszy plan. Czemu zatem mamy być tak przewidywalni, by idealnie wejść w ich plany? Być może przewidzieli remis, ale Verion nic o tym nie wspomniał. Jeżeli go przewidzieli to nie wspomniał o tym dlatego, że jest im to nie na rękę. Oni koniecznie chcą mieć poddanych. Czemu zatem mamy im siebie dawać, znając ich plany? Oni nie chcą, żeby nastał remis. Czemu nie sprzeciwić się im? Czemu mamy ich słuchać i wypełniać ich polecenia oraz plany? Chcesz słuchać tych wszystkich stworzeń? Być ich podnóżkiem, bo oni tak chcą? To właśnie próbują z nas zrobić. Chcesz im się tak łatwo poddać? Dać im się na tacy? Chyba to nie w twoim stylu, ale może się mylę...-odpowiedział Mrocznemu Elfowi.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 21-05-2008, 22:02   #49
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Leżał na brzuchu, zupełnie bezsilny, bezcielesny, pochłonięty przez bezdenny ocean fioletu. Leżał na naj-wygodniejszym, naj-miękciejszym, naj-cieplejszym, naj-bezdenniejszym oceanie, naj...
Prawą ręką głaskała go po głowie, powoli i z uczuciem przeczesując czarne kosmyki jego rozpuszczonych włosów. Wtulał się w nią ufnie, bezpieczny, szczęśliwy, półprzytomny. Serce biło spokojnie, równomiernie. Tyle tylko wiedział. Było mu tak dobrze, tak cholernie dobrze, kiedy głaskała go po włosach, kiedy oczyszczała jego myśli z wszelkich obaw, kiedy wiedział, że była, kiedy jej dłoń namaszczała jego plecy wrzącą rozkoszą dotyku, kiedy...
- You make the strangest moaning noises, my dear beast – stwierdzila, rozbawiona.
- Hm;3 Oh my, now I understand... – szepnął z przekąsem. - To nie Rion mnie zdradził.
Cisza.
- To Ty zamknęłaś Bramę, abym nie mógł wrócić do Wymiaru Chaosu! – dokończył powoli.
- That`s true – odparła swobodnie, i z uśmiechem.
Cisza. Nawinęła czarny kosmyk wokół swojego palca, delikatnie podrapała łaskoczącym czubkiem paznokcia ucho Veriona.
- Tylko tam mogłem nauczyć się wolnej woli. Prawda?
- Tylko tam mogłeś ją doskonalić. Kontakt z innymi demonami, z mgłami chaosu, tłumił ją w tobie, Verion.
- Do czego potrzebny ci...?
Ich usta zetknęły się bardzo delikatnie. Jęk.
- Hm – sapnął, rozbawiony. – You`re right... I... * jęk * make the strangest... * jęk *
Nie spieszył się, nie myślał nad tym, co robi, nie było sensu. Wiedział jak, wiedział kiedy. Powolutku, by jej nie spłoszyć, nie rozzłościć. Nie spartolić tego cholernie dobrego uczucia. Silniejszy chwyt jej dłoni na jego włosach był zapraszającym sygnałem. Ścisnął ustami dolną wargę jej ust, zaczepnie oblizał, w tę i z powrotem. Pogłębiając pocałunek, musnął jej język swoim, raz i drugi, aż wreszcie odpowiedziała. Przerwał pocałunek, spojrzał jej w oczy.
- Krótko i delikatnie, tak jak lubisz – uśmiechnął się ulegle.
- I just hate you for that.
- Oh please don’t – mrugnął.
Bawiła się jego włosami. Czekał na zaproszenie, z każdym ulotnym drapnięciem czubka paznokcia w kark pochylał się coraz bardziej do niej, nie przyciągając jej ku sobie. Przechyliła głowę lekko na bok i zamknąwszy oczy czekała.
- Astaroth... ma to po mnie?
- Raz na miliony, zdarzają się anomalie. Im ich więcej, tym są częstsze.
- Dlatego Valgaav mógł egzystować. Dlatego nie przeszkadzało ci, Mistress, że mordował legiony twoich tworów, że przetrzebił szeregi Phibriza, Riona, i samego Gaava.
Schylił się i sięgnął jej ust własnymi. Ujął ją za podbródek i łagodnie zmusił, by obróciła głowę bardziej ku niemu. Wszystko w nim trzęsło się i krzyczało. Przytrzymując nadal jej podbródek, palcem wskazującym musnął jej wargi.
- Nawet po tym, jak stał się Kiharą, on, a raczej jego smocza połowa, zachowała wolną wolę. Dlatego nie zgładziłaś go, kiedy omal nie zabił Ast i Arotha. Byli tacy sami. Nieważne, który by wygrał.
Otworzyła oczy, uśmiechnęła się zadziornie.
- Waruj.
- Sure;3 – uśmiechnął się bez żalu, choć trochę niepewnie, zamknął oczy, wtulił się w nią znów, a kiedy jej dłoń zaczęła delikatnie głaskać go po głowie, odetchnął z ulgą i znów opanował go błogi spokój.
* * *
- Tu jesteś! – ucieszyła się na jego widok.
Wyglądał całkiem dobrze. Zawsze, kiedy znikał gdzieś bez zapowiedzi, martwiła się, że już nie wróci. Zwłaszcza teraz, kiedy Czarna Zorza była tutaj.
- Witaj, Słonko! – zakrzyknął, rozpromieniony, wyciągając zza pleców ogromny bukiet fioletowych róż.
- Wi...?
- Wybacz, nagłe wezwanie – cmoknął ją w policzek.
- Ostatnio ciągle znikasz – stwierdziła, wstawiając kwiaty do wazonu.
- Urwanie głowy. Chyba rzucę tę robotę;3
- Byłeś u niej?
- Tiiija – odparł bez wykrętów. – Oh my, nie rób tego.
- Już dobrze – uśmiechnęła się, przecierając oko.
Zbliżył się do niej, wciąż pełen gracji i mistycznego piękna, w swej fioletowej koszuli, czarnych spodniach i błyszczących butach, z rozpuszczonymi włosami do ramion, o długiej grzywce zasłaniającej zamknięte lewe oko. Stanął za nią i delikatnie przyłożył zasłonę ze swoich dłoni do jej oczu.
- Nie bój się – szepnął. – Wiesz, że mgły chaosu potrafią śpiewać?

YouTube - "Whispers In The Dark" ::Offical Music Video::

- Teraz już nie będę znikał, ponieważ nauczę się wolnej woli, znaczy ty mnie jej nauczysz, Słonko!;3 – ogłosił rezolutnie.
- Wolnej woli?! – jęknęła w osłupieniu.
- Tak. Mistress mi kazała. Kiedy to zrobię, koniec z wezwaniami – obiecał wesoło. – Problem w tym, iż mam wrażenie, od wieków zresztą, że wolna wola to przekleństwo wszystkiego co żyje, zesłane przez bogów za zdradę idei.
- Co skłania cię do takich refleksji?
- Mistress wydaje mi rozkaz, spełniam go, Mistress jest zadowolona, ja jestem zachwycony. Mistress wydaje mi rozkaz, nie spełniam go, ginę. Proste, przyjemne, wygodne, hm? Z wolną wolą, skąd będę wiedział, co robić, a czego nie? Jakie rozkazy mam sobie wydawać?
- A jeśli Mistress wyda ci rozkaz, którego nie chcesz spełnić?
- „Nie chcę spełnić”?! To czysta abstrakcja, Słonko! Mogę nie chcieć, aby wydała mi jakiś rozkaz, mogę się niepokoić, bać i płaszczyć, lecz kiedy już usłyszę jej słowa, nie ma odwrotu. Nie chcę go.
- Gdyby kazała ci mnie zabić? – spytała spokojnie.
Zwlekal chwilę z odpowiedzią, którą znał od dawna.
- Cierpiałbym. Bardzo bym cierpiał. Tak, jak cierpiałem, kiedy zostałem tutaj, z tobą, Słonko, kiedy Brama zatrzasnęła się, odcinając mi powrót do Wymiaru Chaosu. Wolna wola to przekleństwo. Cierpienie. Wieczna męka, wieczne wątpliwości, wieczne wyrzuty sumienia i desperackie próby naprawy przeszłości. Biel próbowała. Próbowała stworzyć istoty wyższe, z wolną wolą. Nie udało się jej. Stworzyła hordy błądzących tworów, nieszczęśliwych, zrozpaczonych tworów, desperacko dążących do ideału, jakim jest samo nieśmiertelne, nieomylne Światło. Powiedziałem nieomylne?;3
- Czy Mistress jest nieomylna?
- Nieważne. Póki spełniam jej rozkazy jestem Taki Jak Ona. Ideał stwórcy. Dlaczego, po co, co z tego wyniknie, to nie moje problemy, Słonko. Jestem z tym wolny i szczęśliwy. Ograniczenia, jakie narzuca mi Czarna Zorza, nie są tak bolesne, ani tak kłopotliwe, jak próba własnego rozgraniczenia dobra od zła drogą dedukcji i refleksji, jak własna ocena, własny wybór, co jest takie, a co inne. Dla demona świat jest prosty. Wszystko jest takie, jakim Mistress je widzi.
- A jednak zostałeś ze mną. Złamałeś rozkaz Riona.
- Owszem. Rion nie dorasta Czarnej Zorzy do pięt. Nienawidziłem go.
- Ją kochasz?
- I w tym tkwi fascynujący problem, Słonko. Póki nie mam wolnej woli, nie jestem w stanie określić, czy kocham ją z zasady, czy z miłości. Podobnie rzecz ma się w odniesieniu do ciebie – stwierdził bez ogródek.
- Nie, Verion – uśmiechneła się pocieszająco. - Nie ma zasady, która nakazuje demonowi kochać Wojowniczkę Światła.
- Guess so – wzruszył ramionami, uśmiechając się szelmowsko. - Widać wykazuję marne zaczątki wolnej woli. Nie boisz się, Słonko? Nie boisz się, że zacznę biegać wokół i świrować, robiąc co tylko rzewnie mi się spodoba?
- A... powinnam się bać?
- Mnie? Zawsze;3 Nie zdajesz sobie sprawy, jakie niebezpieczeństwo stanowiłbym dla ciebie z wolną wolą. Sam tego nie wiem. Boję się. Demony są tworami Chaosu. Umotywowane do działań, które skutkują przyjemnymi odczuciami, unikają zaś działań, które kojarzą im się z przykrymi odczuciami. Nie zawsze. Praktycznie nigdy, zważywszy na to, że chaos nie zna zasad, hm? Patrzę na ciebie jak na chodzący, zdumiony cud;3 Skąd wiesz, co masz robić? Teraz, za godzinę, jutro? Skąd wiesz, że to przyniesie zamierzony skutek, że nie będziesz tego żałować, że to co robisz ma sens?
- Światło wskazuje mi drogę. Mam je w sobie. Widzę je w innych.
- Ja nie widzę Światła, Słonko – prychnął ponuro.
- Wolna wola jest walką, Verion. Jest wyzwaniem rzuconym przez Światło. Albo przejdziemy drogę, którą nam wskaże albo zbłądzimy.
- Z takiej wycieczki nic dobrego nie może wyniknąć, nie uważasz?
- Życie nie jest po to, aby było dobre, doskonałe, idealne. Nigdy nie będzie.
- Więc na czym polega wolna wola? Na błądzeniu. Tylko na tym. Nic nie można dzięki niej osiągnąć!
- Można osiągnąć coś własnego, Verion.
- Na co mi coś własnego? Jestem tworem Czarnej Zorzy, cząstką jej fioletowych mgieł. Jeśli chcę mieć coś własnego... – zająknął się, spoglądając jej głęboko w oczy.
Zabolało.
- Tak? – spytała cicho.
- Proszę ją o to – wydukał ze zgrozą.
- A jeśli ci tego nie da?
- Wtedy... szlag by, na Shabranido!!!
Zabolało, mocno. Zawsze o tym myślał, zawsze się tego bał, ale nigdy nie widział zdobycia wolnej woli jako solucji na ten problem.
- Odbierze ci mnie – szepnęła dobitnie Almanakh. - Odbierze ci jedyną rzecz, na której ci zależy, która jest tylko twoja, abyś zyskał wolną wolę, tak, jak chciała.
- Dobrze – stwierdził poważnie. - Mam motywację;3 Właściwie dobrze się złożyło, zdobywając wolną wolę spełnię rozkaz Mistress, ocalę ciebie, i zaznam czegoś nowego, to może być interesujące. I pewnie będzie bolało – jęknął, speszony, drapiąc się po głowie. - No dobrze. Jestem gotowy, yhym!;3 Nie rozumiem tylko... po co wam wolna wola?
- Abyśmy...
- Mogli sami coś osiągnąć? Izolacja. Od reszty. A następnie chcecie być lepsi niż tamci, mieć więcej, i dążycie do tego, gdyż możecie. Tak czyni chaos wśród ludzi. Tak ja uczunię. To nie postęp, Słonko, to korupcja, dążenie do zagłady, zachęta dla Światła i Mistress do rozpętania Wielkiej Wojny.
- Wolna wola nie zmusza cię do wybrania złej drogi, Verion.
- To już lepiej.
- Wolna wola jest wyborem.
- Niezależnym ode mnie;3 Wyobraź sobie, że mam ochotę na jabłko. Wybieram dorodne, czerwone jabłko, wygląda na soczyste i pyszne. Nie jestem w stanie dostrzec robaka wewnątrz owocu. Ten robak to przeznaczenie. Wydarzenia niezależne od nas, dotyczące każdego z nas.
- Tak. Lecz kiedy już przekroisz jabłko i odkryjesz obecność robaka, masz wybór.
- Rozdusiłby go;3 Co innego miałbym zrobić?! Zjeść przeznaczenie?!
- Jest wiele opcji. Możesz odrzucić robaka, całego i zdrowego, odrzucić całe jabłko. Zjeść je – zachichotała.
- Nie zachęcasz mnie, w toku naszego rozumowania wolna wola staje się coraz bardziej obrzydliwa – zaśmiał się. - Wolna wola to wolność? Wolność nie istnieje, gdyż istnieją robaki, przeznaczenia, tak zwane wypadki losowe i Chaos.
- Czy ty... pytasz mnie „dlaczego” ?
- Dobrze – podniósł obronnie ręce. - Co mam zrobić, żeby mieć wolną wolę? Zachowuję się tak jak ty... praaaawie....;3 A wcale nie mam wolnej woli!
- Musisz sam dokonywać wyborów.
- Co boli, i już do tego doszliśmy. Dokonywanie wyborów jest banalne;3 Wszystko mi jedno co wybiorę, byleby przyniosło zamierzony skutek. Na tym to polega? Codziennie robię to, co powinienem, aby było mi wygodnie i przyjemnie?;3 Proste! – ucieszył się.
- To nie jest droga Światła. I to prawda, tak pojęta wolna wola prowadzi do Wielkich Wojen.
- Zgodziłaś się ze mną! To był twój świadomy wybór, czy chciałaś osiągnąć u mnie posłuszeństwo?
- A ty chcesz przyznać mi rację, dlatego, że ją mam, czy po to, abym poczuła się mądrzejsza?
- Dlatego, że ja mam rację, widząc, że zgodziłaś się ze mną!;3
- Wolna wola to nie twoje poglądy, Verion. To to, co robisz, to, co wybierasz, kiedy twoje poglądy, twój umysł, stają w konfrontacji z siłą przeciwną.
- Jak Chaos i Biel!
- Właśnie. Wybierzesz jedno, oba, lub żadne – za pomocą twojej wolnej woli. Nie będziesz czekał na szept Czarnej Zorzy z mgieł chaosu. Sam zdecydujesz. Ona dostrzegła, że masz inne poglądy. Inne poglądy niż reszta demonów. Chce to wykorzystać, chce, abyś z tym egzystował. Nie możesz, póki wiecznie hołdujesz każdemu jej słowu.
- Aaaa jeśli to mój świadomy wybór, hołdować jej słowu?;3
- Byłaby zachwycona, nie uważasz?
- Hm. Mam ten problem, że muszę zachwycać ją i ciebie jednocześnie;3 – zachichotał. – But I can do that! – obiecał zdumionej Słonko i cmoknął ją znów w policzek.


* * *
Barbak;

Wiatr. Lodowaty chłód.
Smok zaryczał gromko, niebiosa zadrżały.
Wiatr. W gwałtownych podmuchach targał rozpuszczone włosy mężczyzny stojącego na szczycie skały.
Chciałbym...
Uderzenie skrzydłami, olbrzym z rykiem rozdzierającym ziemię pomknął w dół, chmury rozstąpiły się przed nim, spieniły jak fale oceanu. Mężczyzna na skale zadarł głowę i otworzył oczy.
Ucałował jej rękę.
Uśmiechnęła się, speszona. W jej oczach migotały iskierki żalu. Dostrzegł je.
Miała innego.
Wyjrzał przez okno i znieruchomiał. Wiatr. Muskał delikatnymi powiewami tysiące rozkwitłych kwiatów róż. Doliny i wzgórza były fioletowe od kwiatów.
Stała, z uniesionymi ku Białej Gwieździe rękoma, z twarzą wystawioną do ciepła Bieli, uśmiechała się. Spod jej zamkniętych powiek umykały łzy, a wiatr zdzierał z krzewów fioletowe kwiaty, szarpał je na płatki, i subtelnie obsypywał jasnowłosą spiralnymi falami pieszczącego aksamitu kwiatów.

Twój amulet z trzema smokami zajaśnial białym blaskiem.
- Barbaku, synu Zerat`hula. Pokochałem tę, która oddała serce demonowi. Oddałem za nią życie. Ona wciąż jest z Nim. Mimo to, nadal ją kocham. Nie znienawidziłem jej.
Masz wolną wolę. Światło wskazuje ci drogę. Niech twoje serce wiedzie cię nią. Droga Światła nie wiedzie prosto. Skrzyżowania zmieniają się. Nowe drogi przecinają stare szlaki. Idź naprzód. Nie bój się.

Funghrimm;- Tam gdzie jest troll powinien być Zen lub Ike?
- Nie rozstawali się z nim, ten troll był jak dziecko, tej wielkości – wskazał ręką 1,5 metra – broił, pakował się w kłopoty, ryczał i histeryzował kiedy zostawał sam.
- Powiedz mi czy znałeś ich na tyle dobrze by przewidzieć gdzie mogli się schować.
- Nie zostawiliby przecież rannego samego! – zaprotestował elf. – Nie zostawiliby rannego towarzysza w wozie! Coś musialo się stac! – zalamał się.
- Jak rozumiem stąd do Ever jest kawałek drogi.
- Kilka dobrych godzin.
- A oni chcieli się schować przed tymi wilkami?
- Wilkami? – podniósł na ciebie wzrok. – Tutaj nigdy nie było wilków, nie w tym lesie! Co je tu przygnało?!

- Powiedziałeś że jesteś kupcem i zielarzem. Czy ewentualnie masz coś na handel?
- Oczywiście, choc handel w chwili takiej tragedii... – westchnął.

Tev;
Elf nie potrafił ci pomóc, nie znał odpowiedzi na twoje zadane wcześniej pytania.
- Masz coś należącego do Shaena i Ike?
Elf spojrzał na ciebie spode łba. To, jak lekko wypowiedziałeś się o tragedii jego przyjaciół bardzo mu się nie spodobało. Postanowił jednak pomóc.

Ray`gi; O nie, wiesz, jak kończą ci, co podpsują pakty z dmeenami! Tacy Jak Morcruchus! O nie, ty nie dasz się wrobiĆ...

Wszyscy;
- Sługo Moradina, zapraszam do mojego kramu – ruszył przodem.
Zaprowadził was do swej groty, usytuowanej nieopodal, w lesie, pośród kwitnących żółto krzewów.
Forest hideout -Speedpainting- by *Rosherrim-girl on deviantART

Znika w niej na moment, wychodzi niosąc niewielką, drewnianą skrzynkę.
- Ike podarował mi to kiedyś. Wcześniej długo stało to w jego domostwie, zapach być może pozostał.

- A tu coś dla ciebie – podał Funghrimowi buteleczkę z czarnym płynem. – Rozpuśc w balii wody i wykąp się w tym. Nie, nie trzeba mi zapłaty, eeeeh, nie dziś – westchnął.
Myślami był wyraźnie gdzie indziej.

* * *
Wszyscy;
Trzymacie się traktu. Nos Tevonrela ciężko pracuje, podobnie jak nos Sathema. Powietrzne wsparcie w postaci kruka Levina i chimerki Astarotha sprawia, że czujecie się w miarę bezpieczni.
Papugi się drą. Małpy wyją. Owady cykają, bzyczą, brzęczą, wokół pełzają jaszczury, węże. Szelest. Szelest tu, trzask gałęzi tam. Tętent kopyt, sarny, jelenie, dziki...? Jeden chaos.
Krakanie kruka. Koci syk chimerki Astarotha. Przez chwilę kot ugania się za ptakiem, wywijają kółka i piruety w powietrzu. Uspokajają się. I za jakiś czas to samo.
Mija kilka godzin wędrówki. Kruk z trzepotem ląduje na ramieniu Levina i kracze głośno.
- Chirp-meeeeow! - chimerka przysiadła na ramieniu Astarotha.

Trakt się poszerza. Olbrzymie drzewa zostają za waszymi placami, pojawiają się niewielkie brzozy, klony, podrost lipy. Drzewostan przerzedza się. Wychodząc zza zakrętu zauważacie drewniane grodzenie wokół sadu drzewek o czerwonych liściach. Po lewej stronie drogi podobnie; ogrodzenie, sad, tyle, że drzewka większe, i z żółtymi owocami.

Koniec lasu.

When the Daylight is Fading by *rad-ix on deviantART

Przed wami pola i miasto. Aventer.

Co się rzuca w oczy - hmmm... spory, brązowo-szaro-bury dół na północnym wschodzie. Wypalona łąka? Wykopaliska? Z tej odległości trudno orzec.
Pola. Pola kukurydzy, słoneczników, krzaków - Kejsi chyba wie co to, ale dla was to po prostu zielony krzaczasty bajzel jak każdy inny. Tutejsze uprawy nie najlepiej się chyba mają. Znaczne połacie pól uprawnych pełne są brązowych, poskręcanych, uschłych roślin, zaś zboża kołyszą się marnie na lekkim wietrze, chwasty harcują. W oddali widać niewielkie sady. Część drzew leży, zwalona, inne stoją, uschnięte, połamane.

Na północnym-wschodzie jest jeszcze coś, co przykuwa oko. W tym niezbyt żyznym jak zdaje krajobrazie utrzymały się jakimś co się jakimś cudem pięć olbrzymich drzew!Każde ma z kilka metrów średnicy! Zielone listki, wyglądają kwitnąco. Pomiędzy ich pniami, na bez-trawiastej, piaszczystej ziemi, coś błyszczy. Dwie srebrne linie, urywające się nagle.

Na obrzeżach Aventer panuje wiejski krajobraz. Słychać już szczekanie psów, pianie kogutów i muczenie krów.Widać gospodarstwa, z zagrodami dla zwierząt.
Dalej wznoszą się wyższe, typowo miejsce budynki. Miasteczko nie jest zbyt duże, ale sprawia wrażenie cywilizowanego. Drogą przesuwa się wóz konny, znika wam z oczu.

A-HA! Ciężko pracujący, radarowy nos Teva zaprowadził was w dobre miejsce! Teraz, na piaszczystej sypkiej, wysuszonej ziemi sadu, widać wyraźnie ślady stóp/gir!



To ślady trolla, Funghrim wie o tym doskonale. Reszta też nie ma raczej wątpliwości. Ślady wiodą przez sad w pole wysusznej kukurydzy na obrzeżach Aventer.

Cóż, pora ruszać. Macie zadania do wykonania. Warto zaplanować je teraz, kiedy jeszcze nie znają was w mieście.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.

Ostatnio edytowane przez Almena : 21-05-2008 o 22:05.
Almena jest offline  
Stary 22-05-2008, 13:06   #50
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Polana, wóz i towarzysze tłoczący się wokół niego. Avadriel ciągle użyczał mu swoich oczu. Levin nie tłoczył się jak inni wokół wozu, ciekawił go drow. Elf wykazywał znajomość telekinezy i telepatii.
"Ciekawe. Kiedyś słyszałem o nich. Pamiętasz Avadrielu? Mistrz nam o nich opowiadał. Sam nie miał pewnych informacji. Ponoć mają zdolności podobne do naszych ale zarazem inne. Potrafią przesuwać przedmioty, czytać i mącić w myślach. Ale potrzebują do tego treningu. W przeciwieństwie do nas swoje zdolności nabywają poprzez naukę."
"Trzeba uważać."
"Trzeba."
Rozmowę przerwał ryk wilka i krótka walka. Po walce wszyscy stłoczyli się przy wozie, Levin stanął obok i słuchał rozmowy, odciął się od wzroku Avadriela i myślał nad sytuacją. Rozmyślania przerwało mu głośne narzekanie Avadriela na chimerę demona. Po pochowaniu lisa poszli dalej.

Droga, las i elf. Blady elf, taki sam jak psionik. I tutaj znów nawiązał się rozmowa a raczej kłótnia z udziałem Teva i elfa. Bardziej go ciekawiła propozycja demona, wysłuchał towarzyszy. Chwilę pomyślał i odezwał sie zaraz po Orku.
-Dobry pomysł. Ale i tutaj mamy problem. Jak zrobić ten remis? Trzeba się nad tym zastanowić.
Jednak tak naprawdę to nie myśli o przymierzu krążyły po jego głowie, bardziej zastanawiało go kto jest sprawcą napadu.
"Czyżby pradawna krew? Na to wskazuje, że wilki znały naszą mowę i ewidentnie współpracowały z ludźmi. W końcu same nie zadawały ran ciętych i nie zamiatały śladów po sobie. Czyli pradawna krew. Pamiętasz Avadriel? I o nich mistrz nam opowiadał. O pewnej grupie, która zamiast traktować Was jak braci, traktuje Was jak niewolników. I oni dokonują takich mordów."
Kruk zamiast potwierdzenia zaczął narzekać na chimerę. Levin zwrócił się do demona.
-Możesz pilnować swego tworu?
 
Szarlej jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172