Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2008, 15:04   #11
Salazar
 
Salazar's Avatar
 
Reputacja: 1 Salazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumny
[MEDIA]http://pulpa1.googlepages.com/kuba.mp3[/MEDIA]

Hol hotelu Sheraton mimo późnej pory był pełny ludzi. Siedzieli na kanapach lub przy stolikach w kawiarence niedaleko wejścia. Przyciągnęliście kilka ciekawskich spojrzeń, gdy tak przeparadowaliście przez całą długość sali z czterema ochroniarzami za plecami. Bydlęce spojrzenia wyrażały drobną ciekawość, tak typową dla śmiertelnych istot, które zapominają, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła.

Usłyszeliście jak jeden z Assamitów się odezwał:
- Tu trójka, zaraz wjedziemy na górę. Bez odbioru.
Doszliście do wind i przy wtórze cichej, jednostajne melodyjki wjechaliście na ostatnie piętro, tam przywitała was tabliczka:
„Impreza zamknięta. Wstęp tylko z zaproszeniami.”
Przyszło wam do głowy, że tym zaproszeniem bez dwóch zdań musiał być pocałunek Kainity.
Już w windzie waszych czujnych i nieśmiertelnych uszu doleciała muzyka płynąca z Elizjum.
Przed wejściem jak nakazywała jedna z Tradycji musieliście oddać broń, przy składziku stał najprawdopodobniej Brujah, bo to oni już dawno temu dostali fuchę pilnowania wampirzego klubu.
Odłożył wasz dobytek do szafek i podał wam kluczyki.
-Dobrej Nocy życzę. - powiedział twardym i basowym, acz przyjemnym dla ucha tonem.
Dwóch muskularnych krwiopijców otworzyło przed wami drzwi i wtedy muzyka uderzyła w was z całą mocą i głośnością.
Sala była gustownie urządzona, po ścianach spływała barwiona na czerwono woda (a może to nie była woda?) zamknięta za szybami i dodatkowo oświetlana małymi punktowymi halogenami. Okna zostały zasłonięte metalowymi roletami pomalowanymi w ciemnoczerwone symbole Camarilli. Parkiet z marmurowej, żyłkowanej posadzki, a z sufitu sączyło się delikatne czerwone światło, nad parkietem panowały laserowe efekty, które wprawiały wszystkich w trans. Pod ścianami stały długie stoły do których zasiadano podczas zebrań klanowych oraz mniejsze kawiarniane stoliki. Postawiono też kilkanaście puf i kanap, aby liczni goście mogli się zrelaksować i odpocząć od całonocnych obowiązków. Po sali krążyli kelnerzy roznoszący wino i "wino".

Elizjum było pełne tego wieczoru. Zarówno Spokrewnionych jak i ghuli. Wampiry poruszały się z nadludzką wiotkością i lekkością, ich tan był nie z tego świata. Spocone ciała sług i tętniąca w ich żyłach krew pobudziły w was drapieżne myśli. Wgryźć się w Żywiciela i wypić z niego upajające swą słodyczą Vitae. Tak. To byłaby myśl.

Byłaby, gdyby nie ciągłe i natarczywe, acz grzeczne i uprzejme poszturchiwania waszej ochrony.
Przemierzaliście salę idąc w tłumie tańczących, a oni w tanecznym transie schodzili wam z drogi.
Czuliście się przez chwilę jak w jakimś filmie, jak ktoś ważny, odprowadzany wzrokiem innych, tych mniej znaczących.
Muzyka sprawiała, że wasze myśli zmierzały na parkiet, a nie do ciężkich, wzmacnianych drzwi widocznych na końcu sali.
Niedaleko nich stał Gospodarz Elizjum, Stanisław Kruk.

Wysoki i przystojny Toreador, którego największą nagrodą jest przyjemność i zadowolenie innych. Zobaczył was i z niezadowoleniem pokręcił głową. Tak jakbyście słyszeli jego myśli.
„Oni powinni się dziś bawić.”
Wam też było nie w smak, że nie możecie zostać po tej przyjemniejszej stronie Elizjum, wszak nie każdy musi chcieć wejść do „jamy polityki”. Obowiązek jest jednak obowiązkiem i trzeba go spełnić.

Jeden z Assamitów otworzył wam drzwi i po przejściu krótkiego korytarza doszliście do następnych odrzwi, za nimi znajdował się pokój konferencyjny, kilka foteli i tablica na której można pisać markerami. Na owych siedziskach siedziała już czwórka dobrze wam znanych Spokrewnionych (dwóch z nich siedziało w znacznym oddaleniu od siebie), a przed nimi na zdobionym krześle spoczywał książę, koło niego stali jego dwaj przyboczni.

Na tą dobrze znaną czwórkę składali się:
Piotr Krzyżanowski Primogen Brujah, brutalny i sadystyczny, pełen przekory i wisielczego humoru, czego wyrazem jest krzyż, który nosi na szyi. Z wyglądu spokojny, w środku buzuje cały czas gniewem i złością. Już kilka razy widziano go w napadzie szału. Dla współklanowiczów jest sprawiedliwy i zawsze stanie po ich stronie.

Atanazy Mleczkowski – Primogen Malkavian, powiedzieć, że jest szalony to tak, jak stwierdzić, że Słońce świeci w dzień. Poza tym wytrawny polityk i dobry gospodarz. Jego ekstrawagancki styl bycia jest znany wszystkim.

Leopold Ostrowski- Primogen Ventrue, maszynka do zarabiania pieniędzy warszawskiej Camarilli, nieustępliwy i twardy w swych postanowieniach. Znienawidzony nawet przez swoich podwładnych, ze względu na sukces jaki odniósł. Trzy firmy na dziesięć w Warszawie należy do niego.

Tomasz Lasocki- Primogen Gangrel, czujny i cierpliwy, rzadko objawiający swoją klanową dzikość. Dla wrogów nie ma litości i stara się trzymać klan w ryzach, bo coraz więcej Gangreli przechodzi do drugiego obozu.

Po drugiej stronie pokoju stali:
Książe Tomasz Kozłowski- prawdziwy przywódca i polityk, jego osobowość, sprawiała, że każdy rozmówca miał wrażenie jakby był jego przyjacielem. Każdy do kogo zwrócił się Kozłowski czuł się doceniony.


Szeryf Wojciech Batory


oraz Primogen Assamitów, Jedynka. Ubrany w bojowy kombinezon, bojówki z mnóstwem kieszeni i uzbrojony w kilka noży i katanę, ulubione narzędzie mordu Assamitów.

Przyboczni księcia wyglądali groźnie, byli znani ze swoich morderczych zapędów i podobno byli bardziej źli oraz podli od samego Lucyfera, tak się mówiło o nich na mieście.

Wszyscy spojrzeli na was z wyraźnym zainteresowaniem. Ciekawiło was jaki jest cel tego spotkania na wysokim szczeblu. Reszta Assamitów zdąrzyła się ulotnić zanim jeszcze usiedliście.
Kozłowski zgodnie z Tradycjami, pokazał wam gdzie możecie spocząć (koło foteli waszych primogenów ustawiono krzesła) i podał wam po kieliszku czerwonego życiodajnego płynu. Zza drzwi dalej było słychać echa imprezy mające miejsce w głównej sali warszawskiego Elizjum.

- Najpewniej, bardzo was ciekawi czemu zostaliście tu ściągnięci, prawda? - książę czekał na waszą pierwszą reakcję, wyczekując co zobaczy w waszych gestach i oczach. Czekał, żeby zobaczyć czy warto kontynuować.
 
__________________
Oto pięść moja. Zna ją świata ćwierć...
Kto ją ujrzy, ujrzy swoją... śmierć...

GG: 953253

Ostatnio edytowane przez Salazar : 31-05-2008 o 11:16.
Salazar jest offline