Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2008, 21:40   #12
Judeau
 
Judeau's Avatar
 
Reputacja: 1 Judeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znany
Spokojne, górskie krajobrazy przesuwały się leniwie za oknem pociągu. Zielone pola, falujące lasy i senne wioski, jak z innego świata, pozwalały zapomnieć o nienawiści, krwi i śmierci panującej wszędzie dookoła. Ludzie w zatłoczonym przedziale drzemali, ukołysani promieniami słońca, inni rozmawiali cicho, chichocząc radośnie raz po raz, jeszcze inni wpatrywali się za okno, zadumani..
Ładne dziewczę, niewiele starsze od niego samego, spojrzało mu w oczy i uśmiechnęło w ten sam przepojony rozczuleniem i słodyczą sposób, jaki kobiety miały w zwyczaju prezentować, widząc jego niewinną, dziecięcą wręcz fizjonomię.
Nawet w jego głowie obrazy niedawnych walk, tego pustynnego koszmaru bladły niczym stare fotografie... pomimo tego Faustin daleki był od spokoju.
„Będziesz pamiętał”. Nieznający sprzeciwu, mrożący krew w żyłach, tak ze strachu jak i z chwały, głos przebrzmiewał jeszcze w jego głowie. Ta skrystalizowana pewność swojej racji i ognie w oczach wbijały w niego płonące ostrze ferworu, palącego tak wspaniale, że czuł jakby krew aniołów przelewała się przez jego serce. Słyszał i widział Go za każdym razem gdy zamykał oczy.
Faleg się nie mylił, Faustin nie mógł zapomnieć o swojej misji.
Rozejrzał się powoli po towarzyszach podróży. Ich ciała były zrelaksowane, ich twarze szczęśliwe, ale ich dusze krzyczały. Wyły w przeraźliwej, choć cudnie harmonijnej, symfonii bólu, kary, arogancji i grzechu. Troska o nich mieszała się z pogardą dla ich odrzucenia Boga.
Potrząsnął lekko głową próbując odciąć się od nieustającego, subtelnego hałasu i zapatrzył się w okno. Rola mu przeznaczona przytłaczała go. Nigdy przedtem nie wyobrażał sobie jak daleko posunięta jest podłość ludzkości, jak bardzo wyrodnym dziecięciem się okazała. Cóż zrobić, by wyplenić tą plagę? Jedyne czego był pewien, to to, że Faleg nie będzie tolerował bierności, zamartwiania się ani przybiegania do niego z płaczem i łapania za sukienkę.
Stawka była zbyt wielka, by pozwolić sobie na zwątpienie.

***

- Faustin, jak ja się martwiłam! – krucha, poryta zmarszczkami kobieta ze łzami w oczach rzuciła się jego ramiona
- Nie obawiaj się, mamo, Bóg nademną czuwa – chłopak przytulił z troską schorowane ciało rodzicielki. Była taka drobna i delikatna, ze nawet Faustin stojąc obok niej zdawał się być postawnym mężczyzną. Po raz kolejny uświadomił sobie jak bardzo się zmieniła od czasu kiedy był dzieckiem. Niebieskie żyły przecinały jej skórę jak pajęczyna, kości dało się wyczuć nawet przez warstwy ubrania, piękna twarz spróchniała... jedynie oczy, pełne ognia i wiary nadal przypominały mu mentorkę i przewodniczkę z czasów dawno przeszłych.
- Nie wyglądasz dobrze, mamo... bierzesz swoje leki? – zapytał, zasiadając do pachnącego obiadu
- Dajże spokój, synku. Bóg zabierze mnie dokładnie wtedy, kiedy nadejdzie moja pora, a ja napewno nie będę stawała naprzeciw jego wyrokom biorąc jakieś wynalazki babilonu. Zawierzaj Mu, Faustinie, pamiętaj – pocałowała go delikatnie w czoło i objęła.
- Tak, mamo... pamiętam...
Zamknął oczy i pozwolił sobie na chwile wytchnienia. Naiwny dziecięcy spokój na krótka chwilę wrócił. Zatopił się w cieple i nieodpowiedzialności jakie przyniósł ze sobą zapach matki... ... a potem otworzył oczy.
Stalowe skrzydła rozpościerały się za jej plecami. Zapach krwi i spalenizny wypełnił jego nozdrza. Oczy Falega patrzyły zza jego matki, nieubłagane, niczym płomienie pełgające po jego ostrzu. Chłopak krzyknął krótko i odwrócił się ciężko dysząc. Wizja trwała jedynie ułamek sekundy, mimo to serce Faustina galopowało jak przerażony rumak. Co anioł chciał powiedzieć?
- Synku? – matka odsunęła się, zaniepokojona
Zacisnął zęby. Ta ledwie wyczuwalna orkiestra grzechu, którą zdawało mu się, że słyszy od czasu Objawienia zagrała znowu, z werwą i energią tak wielką, jakby wirtuoz oszalał.
- Przepraszam... muszę się przejść – zerwał się z krzesła i ruszył do drzwi.
- Ale... zupa...


Szedł ulicą, parkiem, pamiętał jakiś most, jakieś kamienne pomniki, jakąś fontannę plującą wodą... Nie wiedział gdzie idzie, ani dokąd zmierza. Zewsząd atakował go grzech, nieustająca kanonada ryków pokoleń przeszłych i przyszłych, wrzasku niezliczonych miliardów dusz skazanych na cierpienia, które zdolny jest wyśnić tylko najbardziej plugawy z umysłów...Wszyscy których mijał byli straceni! Zapomnieli o Bogu... nie, odrzucili go! Szatan śmiał się histerycznie widząc ten groteskowy spektakl zagłady! Dusze ich wszystkich śpiewały wprost do jego uszu o koszmarze który niemal nieuchronnie ich czekał! Błagał, by odmienili swój los, wyciągał do nich dłonie, łzy spływały mu po twarzy, gdy całym swoim sercem i wolą wołał, by otworzyli oczy, lecz oni śmiali się tylko, głupcy! Będą płonąć, płonąć, wieczność przez włąsną głupotę, grzesznicy, potępieńcy niszczyciele Planu, zdrajcy! ...
Patrzył w nieubłagane ognie w oczach Falega. „TY masz ich ZBAWIĆ! Jak śmiesz WĄTPIĆ!”. Jego wściekłość i przekonanie raniły, wydzierały mięso z ciała Faustina... A może to ta nawałnica płonących stalowych piór szalejąca dookoła...?

***

Przeklinał Lucyfera, że podkusił go, by przychodzić na ten wykład. „Studiowanie”, tak czy inaczej, było jedynie wymówką dla prawdziwej nauki, która przekazywał mu ojciec Kocher... Ten słaby ojciec Kocher, upomniał sam siebie. Nie potrzebował przewodnictwa Falega, by domyślać się jaki jest cel tych wielogdzinnych rozmów filozoficznych, tych uczonych ksiąg, które biskup karze mu czytać. Chcą ugasić żar, który Bóg w nim zapalił! Ten słaby człowiek, mimo potęgi jaką Bóg go obdarzył, boi się zauważyć prawdy zasłaniając się „miłosierdziem”, „wolną wolą”. Ślepiec, skazujący swoją ignorancją rzesze dusz na podążanie drogą wyznaczona im przez Szatana, litujący się nad jego pomiotem! Ciężko Faustinowi przychodziło zaakceptowanie faktu jak czysty był Kocher... W jego obecności piekielna symfonia, którą niemal w każdej chwili czuł rezonującą gdzieś w środku, milkła... Widać i dla takich ludzi jest miejsce w Boskim Planie. Faustin zaakceptuje to pokornie, to oczywiste...
Westchnął, oparł brodę na dłoni i spojrzał zrezygnowany na tablicę. "Gdzie jesteśmy i dokąd zmierzamy?" Prychnął cicho. Robaki usiłujące odgadnąć Boskie zamierzenia. To byłoby prawie śmieszne, gdyby nie było takie bluźniercze. Nawet on sam nie odważyłby się pomyśleć o takiej bezczelności, jak twierdzenie, ze MOŻE poznać Jego Zamysł!
Położył się na ławce i patrzył bez emocji na wykładowcę. Po krótkiej chwili zatopił się w modlitwie, przerywanej chwilami przez chichoty i drażniące spojrzenia trójki dziewcząt siedzących w tym samym rzędzie, kawałek dalej. „Będą się smażyć, ladacznice” – uspokoił sam siebie i wrócił do medytacji...
...
Podniósł głowę i spojrzał na chłopaka siedzącego w pierwszym rzędzie. Faustinowi zdawało się, że ów coś powiedział, ale nie to zwróciło jego uwagę... Chłopiec był czysty... Czemu dopiero teraz to zauważył? Nawet kropla grzechu nie mąciła kryształu jeziora jakim była jego dusza... Chyba gdzieś go kiedyś widział? U Kochera? Może... w końcu biskup dyskretnie utrudnia mu kontakt z innymi jego uczniami... czyżby bał się, że młody Sanari skazi jego naiwne owieczki...? hahah.
Uśmiechnął się w kierunku chłopaka. Ludzkość nie jest tak do końca stracona


Trójka dziewcząt siedzących nieopodal, w tym samym rzędzie, zrobiła wielkie oczy, widząc słodką, rozmarzoną minę obiektu ich plotek skierowaną do jakiegoś kujona z przodu. Jedna skrzywiła się, pozostałe roześmiały. Ten temat nie będzie schodził z języków połowy szkoły!
 
__________________
"To bez znaczenia, czy wygrasz, czy przegrasz, tak długo jak będzie to WYGLĄDAŁO naprawde fajnie"- Kpt. Scundrel. OotS
Judeau jest offline