Śnieżka trzymała się dość długo jak na spłoszone i przerażone zwierze, Francesca nawet zaczynała ją tolerować, lecz nie trwało to długo. Koń wierzgną i zrzucił z siodła najpierw Francesce, potem Folkena.
Lisek wstała obolała, przeklinając w duchu wszystkie paskudne zwierzęta. Następnie wzięła się za wyciąganie przeszkadzających i drażniących ją bełtów, kolejno tak jak została trafiona. Na szczęście nie utkwiły zbyt głęboko. Uważnie przyglądając się jak radzi sobie człowiek, otrzepała się i poprawiła sobie włosy. Jak ona nie lubiła takich upadków, niestety nie było innego wyjścia.
Podbiegła z nadludzką szybkością do półprzytomnego strażnika, który spadł z konia i jednym gładkim cięciem podcięła mu gardło. Chciała tak samo uczynić z próbującym się wydostać spod konia, lecz w ostatniej chwili powstrzymała się i uderzyła go tylko w głowę.
>>>Cóż za atrakcyjne widowisko<<< pomyślała Francesca, gdy nagle niewiadomo czyja krew trysnęła i zalała walczących, kobieta widząc minę Folkena, domyśliła się już czyja to może być krew...
Wyjęła sztylet i czekała na odpowiedni moment. Rzuciła bez zastanowienia, czy pozbawi życia strażnika, czy też nie.
Podbiegła do upadającego mężczyzny.
- Nic Ci się jest? – spytała przerażona, spojrzała na otwartą ranę na ramieniu. Raptownie wstała i zaczęła przeszukiwać zabitych strażników czy przypadkiem nie maja jakiegoś czystego płótna. I znalazła.
Tak dokładnie jak tylko umiała owinęła ramię Folkena.
- Możesz wstać? – spytała cicho i niepewnie
__________________ Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Ostatnio edytowane przez Asmorinne : 21-05-2008 o 22:24.
|