Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-05-2008, 11:15   #17
Salazar
 
Salazar's Avatar
 
Reputacja: 1 Salazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumny
Książę nieznacznie skinął głową, aprobując słowa Kimiego, a chwilę później lekko podniósł dłoń i stwierdził:
-Owszem, Kamil ma rację, ale na wymienienie się personaliami będzie czas później. Specjalnie ku temu wynająłem wam apartament piętro niżej. Spędzicie trochę czasu i zapoznacie się odpowiednio, nie mówię, że macie zostać przyjaciółmi, ale... - urwał na chwilę i uśmiechnął się życzliwie do Gangrela. - ... pan Kmielik bardzo dobrze to podsumował. Nie ma sukcesu bez udanej współpracy.

Zauważyliście, że Mleczkowski, Primogen Malkavian jest jakiś dziwny tego wieczora. Siedział z zamkniętymi oczami i wyglądało na to, że nie słyszał całej rozmowy. Lasocki lekko go szturchnął w ramię, a z ucha Malkavianina wypadła słuchawka z której doleciało do waszych uszu:

„Does that make me crazy
Does that make me crazy
Does that make me crazy
Probably”

Wąsaty mężczyzna spojrzał wreszcie na was rozproszonym wzrokiem i spytał:
-Gdzie ja jestem?
Rozejrzał się i po chwili jego spojrzenie stało się czujniejsze, inteligentniejsze, bardziej pasujące do przywódcy, jakim był. Potarł skronie i spojrzał całkowicie przytomnie na Księcia.
-Wybacz. - powiedział krótko i dosadnie, co miało jakoby załagodzić zniecierpliwienie przywódcy.
-Nic się nie stało. Chyba możemy kontynuować? - spojrzał na was i nie czekając tym razem na odpowiedź sięgnął po pilota dotąd leżącego na dębowym stole, zgasił światło i włączył rzutnik.

-To jest Ursus. - wskazał na wyświetlony na ścianie plan jednej z dzielnic Warszawy. - Jedyna dzielnica Stolicy, którą Camarilla się nigdy nie interesowała. Paradoksalnie to właśnie ta dzielnica stała się kolebką naszego wroga, Sabatu.

Zabrzmiało to troszkę pompatycznie, ale w sumie trzeba było Księciu przyznać, że umie przykuć uwagę słuchacza.

-W mieście dotąd były trzy stronnictwa. My, Camarilla. Azjaci. No i Sabat. Na naszą niekorzyść działa to, że niedługo będą tylko dwa obozy. Od swoich szpiegów dowiedziałem się, że Sabat zaczął prowadzić rozmowy z kitajcami o rozejmie i złączeniu szeregów...

Książę nie zdołał dokończyć zdania, bo przywódca klanu Brujah przerwał mu spokojnym, wyważonym, ale pełnym gniewu głosem:
-Jak długo miałeś zamiar trzymać to w tajemnicy? Mówisz nam to dopiero teraz? Członków rady traktujesz jak żółtodziobów. - wstając o mało nie wywrócił fotela, a siedzący koło niego instynktownie się odsunęli. Palcem wskazującym celował w Kozłowskiego. - Powinieneś bardziej się z nami liczyć, Tomaszu...
-Uspokój się. Niszczysz morale tychże „żółtodziobów”, o których wspomniałeś, a którzy są obecni w tym pokoju. - książę chyba zaczynał się denerwować, bo ton jego głosu zauważalnie się obniżył. Stał się groźniejszy i złowieszczy. - Te informacje przekazano mi dwadzieścia minut przed waszym przyjściem, Primogenie, więc pomyślałem, że poczekam z ich przekazaniem na naszych kontraktorów. - wskazał was dłonią, widać było po nim, że powoli odzyskuje rezon.


Brujah usiadł z powrotem w fotelu, roztarł knykcie i stwierdził z niezadowoleniem:
-Wolałbym, żebyś zaczął inaczej stawiać priorytety... książę. - to ostatnie słowo dodał po dłuższej chwili. Machnął od niechcenia ręką, a przywódca warszawskich wampirów podjął na nowo wątek.

-Nosferatu z pomocą swoich kanałowych przyjaciół wyśledzili wysłannika Sabatu i wiemy, że następne spotkanie będzie miało miejsce na Pradze. Na waszym terenie, Primogenie. - zwrócił się do Krzyżanowskiego, który jeszcze przed chwilą posępny, znów się ożywił na dźwięk nazwy jego domeny. Zaczął się bawić niecierpliwie krzyżem wiszącym na jego szyi, a oczy zaczęły mu dziwnie błyszczeć. Reszta Primogenów też wykazała zauważalne zainteresowanie.
-Tu zaczyna się wasza rola, moi drodzy. - Przesunął po stole w waszą stronę jakiś kartonik, po chwili zobaczyliście, że to zdjęcie. Zdjęcie trochę niewyraźne, ale bez trudu rozpoznaliście w sfotografowanym mężczyźnie azjatę.


-Nazywa się Hitachi Konemure i jest przywódcą polskich kitajców. Wasze pierwsze zadanie, zabić go. Zniszczyć.
Książę spojrzał na was, a Ostrowski wyglądał, jakby chciał się o coś spytać, zaraz się jednak przemógł i głośno zamanifestował to, o czym myśleliście od dawna.
-Czemu oni? Kilku nowicjuszy w sumie. W mieście mamy wielu o silniejszej krwi, którzy mogliby się tym zająć. - tu wskazał skinieniem głowy Szeryfa i Assamitę.
-To proste, panie księgowy. - odpowiedział Primogen Brujah z uśmiechem na ustach. - Oni nie mają wyrobionej reputacji w Warszawie.
-Sabat ich nie zna.
- dodał Malkavianin, jego umysł już najprawdopodobniej przebudził się z amnezyjnego letargu.
-I to jest ich as w rękawie przy następnym zleceniu. - podsumował Tomasz Kozłowski, znowu zaczął się wam badawczo przyglądać i po krótkiej i bardzo niewygodnej chwili ciszy spytał. - Przyjmujecie zlecenie?
 
__________________
Oto pięść moja. Zna ją świata ćwierć...
Kto ją ujrzy, ujrzy swoją... śmierć...

GG: 953253

Ostatnio edytowane przez Salazar : 31-05-2008 o 11:22.
Salazar jest offline