Jechali. Nessa nie odczuwała, że po raz drugi przemierza tę samą drogę. Wydarzenia ostatnich dwóch dni, Derrick obok, perspektywa przygody i zarobku znacząco wpłynęły na jej postrzeganie świata. Czuła jak emanuje dobrocią i życzliwością. Gdyby nie przezorność medyka na pewno nie wypytywała by strażników o przyczyny zamieszania. Mieli złe, zacięte miny i wiadomo, nic miłego do zakomunikowania. Miała ochotę prychnąć lekceważąco kiedy opowiadali o zagrożeniu ze strony zbiegłej dwójki. Właściwie gdyby nie odruch litości, spójrzmy prawdzie w oczy, zupełnie bezpodstawnej, sama zabiłaby aldersberskiego strażnika wczoraj rano. To miasto zarażało atmosferą przemocy i doprawdy cudem udało jej się spędzić tam dwie, tak słodkie doby.
- Ależ Derricku – zaskoczona obserwowała jak mężczyzna odruchowo sprawdza broń – my nie jesteśmy samotnym wędrowcem. I na pewno nie bezbronnym. Młoda, piękna kobieta i ranny mężczyzna – to na pewno jakaś romantyczna historia. – rozpromieniła się
- Poza tym znasz relację tylko jednej strony. A to wyjątkowo podejrzane miasto. Nim do niego wjechałam miałam ochotę rozprawić się krwawo z trzema palantami, to znaczy szacownymi miejscowymi kupcami. Może nawet częściowo mi się udało. Bo samotny dureń w lesie mógł źle skończyć. – opowiedziała Derrickowi przygodę z niedoszłymi gwałcicielami.
– Pamiętasz zimne spojrzenie hrabiego? Tak sobie myślę, że prawdziwie wstrętne typy mieszkają zwykle w pałacach. A my się im kłaniamy. Dlatego musze być bogata – dodała stanowczo - Nie lubię się kłaniać.
- Nie uprzedzaj się do tych dwojga nieszczęśliwych uciekinierów.
Dojeżdżali do skraju lasu. |