Czyjeś słowa. Jedno pytanie. Ambu uśmiechnął się pod nosem i ponownie spojrzał na "towarzyszy". Czyli "spacerowicz" wrócił już z oględzin korytarza? - Nie wiem jak Ty, mój drogi, ale ja żadnej listy obecności nie podpisywałem. - ponownie zapalił papieros i wciągnął duszący dym do płuc. Co ludzie w tym widzą? W czym to jest takie wspaniałe? - Ale chętnie się dowiem, jakie macie plany. Jakby mnie ktoś znalazł i pytał, żebym wiedział co dokładnie powiedzieć.
Pierwszy raz zwrócił uwagę na swój własny głos. Jakby spod wody, lekko dudniący jak gong, prawie niski, ale z pewnością pasujący do miedzianych włosów. - To może zacznę. - Wyrzucił papieros przez okno i zamknął je szybkim ruchem. - Wynoszę się stąd - Wzrok Ambu padł na kota - To znaczy wynosimy się zanim ktoś jeszcze przyjdzie nas odwiedzić, ale już nie będzie tak "wspaniałomyślny" - ironia w głosie zdawała się mieć ciężar kowadła - jak Azazael. Nie wspominając lekarzy, którzy pragnęli z nami porozmawiać. - Ambu włożył ręce do kieszeni. Morf zniknął ponownie pod łóżkami, co oznaczało, że zapewne ma własne plany. - Nie codziennie ma się na oddziale bandę mężczyzn, co spadli nadzy z nieba. A potem.... - Ambu zawahał się i zatrzymał w pół kroku. Co potem? Potem przydałoby się poszukać kilku odpowiedzi. - A potem obejrzę sobie bliżej ludzi. To jakby was ktoś pytał.
Ambu oparł się o framugę drzwi na korytarz i szybkim ruchem paczki wyjął kolejnego papierosa. Trzymając go w kąciku ust, bawił się zapalniczką. Raczej z nudów. - A wy?
Spod najbliższego łóżka świdrowało go zielone spojrzenie. Rozległ się cisze, chropowate "miau". Może nie tylko będzie przyglądał się ludziom. Może też spróbuje się dowiedzieć czegoś. Tylko skąd?
__________________ "Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein |