Derrick o mały włos spadłby z siodła, gdy Sadza nagle stanęła dęba. Tylko lata wprawy sprawiły, że utrzymał się na końskim grzbiecie.
Poklepał uspokajająco Sadzę po grzbiecie, a potem zeskoczył na ziemię. Dziwne pragnienie udzielenia pomocy sprawiło, że ledwo znalazł się na ziemi ruszył w stronę krzaków, z których wyszła prosząca o pomoc dziewczyna. Po dwóch krokach uświadomił sobie, że nie wziął swojej torby, bez której niewiele mógł zdziałać. Odwrócił się i... złapał powietrze.
Sadza ruszyła przed siebie z prędkością świadczącą o tym, że należycie wypoczęła w aldesbergskiej stajni, a droga z miasta nie wpłynęła negatywnie na zapas jej sił.
Kątem oka Derrick dostrzegł, że Nessa zdołała zatrzymać swego wierzchowca, który najwyraźniej zamierzał towarzyszyć Sadzy w drodze do Mahakamu.
Czarodziejka zaczęła mówić coś o wilkach, ale Derrick nie bardzo ją słuchał. Torba z medykamentami zdawała mu się teraz najważniejsza.
- Trzeba ją złapać - powiedział wskazując kierunek, w którym pobiegła Sadza. - Tam są opatrunki i leki...
Widząc, że rudowłosa dziewczyna wpatruje się w niego z dziwnym wyrazem twarzy wyjaśnił:
- Jestem medykiem. Jeśli chcesz, żebym komuś pomógł, to musisz ją sprowadzić z powrotem. My - wskazał na Nessę - zajmiemy się twoim towarzyszem.
Chęć pomocy walczyła w nim z rozsądkiem.
- Pokaż nam, gdzie on leży, a potem przyprowadź mojego konia. Bez tego nic nie zdziałam...
Potrzeba udzielenia pomocy zwyciężyła. Nie czekając na odpowiedź ruszył w las. Był pewien, że ranny leży gdzieś niedaleko. I nie bardzo rozumiał, czemu nie może go znaleźć. |