Panu Janowi oczy się zamykały. Nie żeby w życiu więcej jednego dnia nie jechał, ale dziś aż 8 mil zrobił, a marnie dzień zaczął. Skubnął więc pieczeni, popił węgrzynem, na ciasta prawie nie spojrzał. Gospodynię pochwalił i przeprosił, że zdrożon i docenić jej pracy odpowiednio nie może, zostawiając tyle na półmiskach. Kilka razy stłumił ziewanie, mało gadał, aż Sosnowski litościwie mu izbę wskazał.
Rzucił się na łoże ledwo co o pacierzach pamiętając. Chyba nawet tylko na Pater noster poprzestał. |