Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-06-2008, 14:20   #76
sante
 
sante's Avatar
 
Reputacja: 1 sante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodze
Metellus zerwał się na nogi, dobywając ostrza.
- Psia krew, zasnąłem! - wściekły na siebie, zauważył dwa ciała - Oin! Oin! - wrzeszczał, wierząc, że osoba z której tak lubił się naigrawać, jeszcze żyje. Niestety nie odpowiedział mu żadne słowa, żaden jęk. Wściekły rzucił się z nagim mieczem na dziwne stworzenie we krwi. Nie myślał o niczym poza zabiciem wroga, dziwny sen zszedł na drugi plan. Ciało zesztywniałe od zimna, mięśnie obolałe po ostatnich wydarzeniach, stawy skrzypiące jak stare zawiasy, wszystko dawało o sobie znać, jednak przyćmiony umysł od wściekłości, uruchomił niesamowity mechanizm, adrenalina, narkotyk dla ciała, ruszył w obieg. Rozszerzone źrenice, szybki oddech, uczucie lekkości, Akvila w kilka sekund był już przy przeciwniku. Pierwszy cios poszedł pod żebra, które na wychudzonym ciele były wyjątkowo dobrze widoczne. Żołnierz nie myślał nad tym czy trafił, zdawało mu się że tak, wkońcu tak charakterystyczny dźwięk łamanego żebra, nie mógł pochodzić od jego własnych kości. NIe zatrzymywał sie, parł dalej, pragnął ciąć, zabić, znęcać się na nawet martwym ciałem. Był tak opanowany przez szał, że nawet nie zauważył gdy krew spłynęła mu po szyi, jego własna krew. Atak w furii doprowadził do tego, ze nie zauważył nawet, gdy szpony zakrwawionej istoty sięgnęły jego lewego policzka i części karku. Ostrze cięło i kuło, niestety z powodu opadających sił, nieprecyzyjne ataki chybiały co rusz celu.W pewnym momencie mężczyzna zrobił błąd, ostrze przeszyło powietrze obok chudej postaci, Akvilla był całkowicie odsłonięty, potwór to wykorzystał, na chwiejących się nogach, postąpil do przodu i uderzył idącym z dołu do góry ciosem, uderzył ofiarę w podbródek z taką siłą, że można było to nazwać tylko cudem, że Metellus przeżył, a jego głowa, jak te drzwi nie wyleciała, wyrwana z swego prawowitego miejsca. Wściekłość, żal, szał ustąpił rozchodzącemu się bólowi głowy i ciemności, która ogarniała myśli i wzrok uderzonego biedaka. Chwiejnym krokiem Metellus cofnął się dwa metry do tyłu, gdzie dopiero znalazł oparcie w drewnianej ścianie która tam była. Przez zamglone oczy dostrzegł wkraczającą do walki Amillay. Chciał iść jej z pomocą, ale nogi się pod nim ugięły, musiał dojść do siebie.
- Szlag by to...
 
__________________
"War. War never changes" by Ron Perlman "Fallout"

Ostatnio edytowane przez sante : 07-06-2008 o 17:30.
sante jest offline