- Cóż widzę, że mam grubego zwierza w sidłach.
- Nazywasz mnie GRUBĄ!?!? – pisnęła z rozpaczą.
Kiedy drow oznajmił, że pomoc nadeszła, Kejsi nie do końca była przekonana o jego dobrych intencjach.
- Ostrzegam, GRYZĘ!!! – krzyknęła desperacko.
Nagle sieci poluzowały i Kejsi mogła wyciągnąć łapki! Była wolna, wolna, wolna! Szybko wbiła kocie pazurki w drewno pala i zwinnie wspięła się na górę. Odbiła się od tyczki, wykonała salto w powietrzu.
- Raygi, Raygi, RAYGI! – rzuciła się wesoło i przytuliła osłupiałego drowa. – Wiedziałam, że nas lubisz, lubisz, lubisz! – zaczęła biegać wesoło wokół niego. – Chodźmy do reszty, chodźmy za trollem! – załapała drowa za rękę i pociągnęła go za sobą przez zboże. – Teeev, resztaaaa, IDZIEMYYYY!!! – zawołała wesoło.
Usłyszała wrzawę i szczekanie psów, ale po chwili wszystko ucichło.
Wybiegła ze zboża na polną dróżkę i otrzepała się, poprawiła włosy i sukienkę.
- Muszę to w końcu wyprać!!!
Pomachała rolnikom na polu.
- Heja!!! Udanych... zbiorów... – jęknęła patrząc za zasuszone buraki na przyczepie.
Zauważyła nagle pełno krwi w jednej z zagród dla bydła! Pełno krwi i sierści, pełno, pełno!
Blood dog image by huskyhaulerphotos on Photobucket
Kulejący, skamlący pies usiadł w krzakach pod zagrodą.
- Biedny, biedny, biedny!!! – rozżaliła się Kejsi. – Co się stało!? Kto ci to zrobił, kto, kto!? Kto cię pogryzł!? Jeszcze jeden! Chodź, malutki, nie bój się! – Kejsi przełożyła ostrożnie rękę przez ogrodzenie i dala ją psu do powąchania, pogłaskała go po pysku.
- Ej, idź mi! Zostaw psy! – do płotu doskoczył czerwony na twarzy, zasapany i wciąż rozdygotany wieśniak z widłami.
- Chciałam im pomóc! Znam się na ziołach! – ogłosiła speszona Kejsi.
- Dam sobie radę! – odburknął i odszedł.
Z obory słychać, jak inny wieśniak klnie z powodu ranionej krowy.
Kejsi zawróciła i wskoczyła znów w zboże. Po chwili wyjrzała z niego zabawnie, przyczajona. Wieśniaka nie było. Chimerka czołgając się podkradła się pod płot i znów się rozejrzała. Wskoczyła do zagrody i starła w łapkach liście i kwiaty ziół.
- Nie martwcie się, po tym zagoi się lepiej! - dała psom do połknięcia kulki z mieszanek ziół.
Miała nadzieję, że będzie dobrze. Zajrzy jeszcze do psów, może poszuka opatrunków w mieście!
Przeskoczyła znów płot i wróciła na polną dróżkę.
- Barbak, Waldorff, Astaroth, czekajcie, nadchodzimy! – zawołała wesoło, gnając na przód na czterech łapkach. – Chodź, Levin! – podała mu swój koci ogon, i prowadziła go tak bezpieczną drogą bez wybojów i kamieni, żeby nie został w tyle.
Miasteczko było całkiem duże, duże, duże!
- Wiem, gdzie znajdziemy Barbaka i Waldorffa! – zachichotała do reszty. – Do karczmy, do karczmy! – pobiegła przodem.
Po drodze, biegała wokół każdego z przechodniów, czy nie widział trolla, albo Zena, Ike i Shaen. Pyta też gdzie pracowali Ike i Shaen, chce znaleźć pracownię architekta! Jeśli znajdzie w karczmie resztę, i drużyna się scali, Kejsi będzie chciała wyruszy c do pracowni architektów!