Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-06-2008, 20:38   #20
Kud*aty
 
Kud*aty's Avatar
 
Reputacja: 1 Kud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłość
Johan Blawith

To już kilkanaście dni odkąd Johan podróżował ze swoją nową drużyną. Prawdę mówiąc nie wiedział, czemu w ogóle do nich dołączył. Razem ze swym włochatym towarzyszem dawali sobie nienajgorzej radę sami. Mężczyzna w ogóle od kilku ładnych lat podróżował praktycznie sam, dopiero później doszedł do niego Harkh, ale tak czy inaczej Blavith przyzwyczajony był do samotności. A teraz? Podróżował w tak licznej grupie. Początkowo było mu nieswojo, lecz z czasem zaczął się przyzwyczajać. Z nowymi kompanami niewiele rozmawiał. Rzucał tylko krótkie – „czy mógłbyś podać mi wodę?” - i ot cała konwersacja. Dużo częściej otwierał usta do kobolda, lecz robił to, gdy inni nie słuchali bądź obaj byli w samotności. Teraz wojownik siedział wygodnie w siodle pozostawiając trochę miejsca dla kobolda na zadzie wierzchowca. Jego rozpuszczone włosy, na których można było już dostrzec cienkie nitki siwizny opadały mu na łopatki podskakując razem z jeźdźcem podczas jazdy. Wąsy oraz broda sięgały piersi i podobnie na nich też było już widać białe włosy. Natenczas jego stroju nie można było dostrzec gdyż mężczyzna okryty był zbroją a dokładniej napierśnikiem. Do pasa przypiętą miał pochwę z mieczem, na plecach dugi łuk refleksyjny trochę grubszy niż inne a przez lewe ramię przewieszoną drewnianą tarczę. Dosiadał pięknego białego rumaka, którego zwykł nazywać Bonzo. Johan często przyglądał się towarzyszom. Wiedział, że nikomu nie można zaufać za szybko, gdyż można na tym po prostu źle wyjść. Dlatego i teraz przyglądał się kompanom chcąc ich lepiej poznać. Uśmiechnął się nieznacznie pod nosem, gdy usłyszał narzekania niziołka. O nim wiedział na pewno jedną rzecz – Milo musiał mieć wadę wymowy. Blavith’a śmieszył sposób wysławiania niziołka, lecz nigdy nie śmiał mu tego powiedzieć, nie chciał go urazić. Gdy Milo powrócił ze zwiadu oraz zdał raport we chyba wszyscy się ucieszyli. W sercu człowieka również zapanowała radość, której w ogóle nie okazywał. W myślach jednak cieszył się razem z innymi. „Przyda się uzupełnić zapasy. Została mi już tylko jedna butelka… Może nawet zabawimy w tej mieścinie na noc. To chyba nie będzie zły pomysł tym bardziej, że raczej wszyscy zmęczeni są podróżą.” – myślał. Przyśpieszył, więc nieznacznie konia chcąc szybciej znaleźć się w mieście. Gdy widać już było jego zarysy kobold przypomniał o czymś wojownikowi. Ten z największą niechęcią wyjął i założył stworkowi coś na wzór obroży. Miasto zbliżało się z każdą sekundą aż w końcu grupka bohaterów znalazła się u jego bram. Wtedy Johan zrobił coś nieoczekiwanego. Szybkim ruchem zdjął obrożę z szyi Harkh’a, poczym rozerwał ją bez trudu na pół i wyrzucił jeszcze przed bramami miasta w tedy, gdy nie spoglądali na niego strażnicy. Skwitował to krótkimi słowami:

- Dziś będzie trochę inaczej…

Miasto było trochę dziwne. Wszędzie pałętały się koty, oraz masa przeróżnego ptactwa ponadto każdy napotkany mieszkaniec łypał podejrzliwie na całą grupę. Blavith nie przejmował się tymi spojrzeniami. Zdążył się już do nich jakiś czas temu przyzwyczaić. Nie jeden już tak na niego patrzył, więc teraz pozostawało mu to naprawdę obojętne. Bardzie zainteresowały go koty z resztą podobnie jak jego małego kolegę. Ten aż ślinił się na ich widok, lecz po kilku słowach człowieka ( Harkh zachowuj się, jesteśmy w mieście) stworek opamiętał się, choć dalej patrzył na zwierzaki łakomym wzrokiem. Po krótkim czasie drużyna dotarła do gospody o nazwie „Smoczy Łeb”. Wejście było po prostu świetne. Głuchą ciszę towarzyszącą od wejścia przerwał karczmarz, który od razu wskazał przybyłem wolny stół i przyjął zamówienie. Wojak długo zastanawiał się nad tym, czego się napije i co będzie jadł.

„Czego ja ostatnio nie piłem? Piwo piłem… Gorzałkę piłem… Dziś napiję się wina. A co by do tego zjeść? Może…” – lecz dalsze rozmyślania przerwał mu karczmarz pytając
A czego Pan sobie życzy?
- [i] Poproszę butelkę dobrego czerwonego wina, a co do jadła to zdam się na Pańską żonę – powiedział poczym rozsiadł się na krześle, jednak po chwili rzucił jeszcze do odchodzącego karczmarza – A i byłbym zapomniał jeszcze jedno piwo i porcja mięsa.

Dalej czas leciał już szybko. Zaraz podano zamówienia oraz dokładki nie tylko jadła. Atmosfera zdawała się rozluźniać, niektórzy zaczęli rozmawiać. Johan nie wdawał się z nikim w konwersację. Słuchał tylko tych rozmów popijając, co jakiś czas wino. Krótko potem drzwi karczmy otwarły się. Stanęła w nich ładna kobieta. Rozejrzała się trochę po tawernie poczym dostrzegłszy bohaterów skierowała się w ich stronę. Zaraz, gdy doszła do stołu przedstawiała się, powitała wszystkich i powiedziała, co można a czego nie w tym mieście z dość dosadnym podkreśleniem, iż grupa to obcy. Na jej słowa pierwszy zareagował Elan mówiąc w zasadzie to, co chyba każdy chciał powiedzieć, że nikt nie ma zamiaru łamać tu prawa. Kolejni, którzy się wypowiadali właściwie powtarzali to, co powiedział elf z tą jednak różnicą, iż inaczej formułowali zdania. Reakcja Blavitha była troszkę inna. Siedział cicho uważnie przyglądając się kobiecie. Jej twarz wydawała się tak bardzo znajoma. Wpatrywał się nią chłonąc ją całą swoją duszą. Lili… – wyszeptał, gdy odchodziła. Chciał wstać, wybiec za nią, zrobić coś, cokolwiek, lecz w głębi serca wiedział, że to nie jest Lili, że jej już nie ma… Poczuł się słabo. Sięgnął po kieliszek, opróżnił go i odstawił. Zrobiło mu się ciemno przed oczami a głowa bezwładnie opadła w dół. Ponownie widział te polanę… Wszędzie krew i te dwa ciała, osoby, które kochał najbardziej… Szedł do nich, zaczynał biec już był przy nich, chciał je ratować. Kate! Lili! – krzyczał opętańczo - Błagam obudźcie się! Obudźcie się! Nagle znów znalazł się w karczmie. Głowa bolała go niezmiernie. Jego przyjaciel Harkh chyba starał się go obudzić i jak było widać ze skutkiem.

- Musiałem usnąć, przepraszam. – powiedział cicho mężczyzna, lecz chyba nikt tego nie zauważył oprócz kobolda, który zaraz zapytał:

- Nic Ci nie jest? Coś mówiłeś, gdy spałeś, więc wolałem Cię obudzić na wypadek jakby to był zły sen – mówił stworek z lekkim przejęciem.

- Wszystko w porządku, dzięki. – odparł mężczyzna.

Pod wieczór karczma szybko opustoszała. Johan dalej miał przed oczami obrazy ze swojego snu. Nie potrafił się skupić na niczym innym tylko na rozpamiętywaniu przeszłości. Nawet się nie spostrzegł, że zostali sami. Dopiero poruszenie związane z zabezpieczaniem domu orzeźwiło wojownika. Gdy wszystkie wejścia i okna były zabezpieczone karczmarz wraz z rodziną usiadł w izbie i po namowie ze strony bohaterów zaczął opowiadać, co się tutaj dzieje. Blavith słuchał z największą ciekawością. Interesowała go ta sprawa. Gdy Mival skończył chłopaki zaraz zaczęli zobowiązywać wobec karczmarza. Wojownik również wstał i powiedział:

- Ja, podobnie jak moi towarzysze również postaram się zrobić wszystko, co w mojej mocy by do tego miasta wrócił spokój i radość. I dla mnie przyjemnością będzie unieszkodliwienie ciemiężcy tego miasta kimkolwiek on jest. Możecie na mnie liczyć. – mówił jak zwykle bardzo spokojnie – proszę oto sztuka złota – mówił dalej podchodząc do karczmarza i wręczając mu monetę. Szybkim krokiem skierował się w stronę schodów, lecz na odchodnym powiedział jeszcze: Panowie wybaczą, ale ja już uciekam do pokoju. Zapraszam, na pewno znajdzie się miejsce.

Wchodząc na górę przez krótką chwilę zastanawiał się jeszcze czy ktoś przypadkiem nie zamówił tego ostatniego pokoju przed nim. Z resztą i tak nie miało to żadnego znaczenia. Zaraz po wejściu do pokoju mężczyzna zdjął z siebie zbroję oraz część ubrania, zebrał z łóżka poduszkę oraz koc i zrobił sobie posłanie gdzieś blisko okna, gdzie z resztą i tak położył swoje rzeczy. Miecz oraz tarczę położył blisko „łoża” by w razie nagłej potrzeby móc szybko dobyć tych przedmiotów. Gdy to wszystko zrobił położył się nasłuchując, co dzieje się na zewnątrz. Nie otwierał okiennic, gdyż nie chciał narażać na ewentualne niebezpieczeństwo kompanów. Po chwili leżenia znów nawiedziły go myśli o rodzinie. Chcąc się z nimi uporać włożył rękę do plecaka by zaraz wyciągnąć z niego butelkę gorzałki. To był jedyny sprawdzony sposób by pozbyć się wspomnień. Przynajmniej na razie… Butelka osuszyła się szybko…
 
__________________
Nie-Kud*aty, ale ciągle z metalu...
Kud*aty jest offline